12.
Jego
zmęczone oczy otworzyły się, przy okazji westchnął głośno. Z trudem unosił
klatkę piersiową. Wszystko przez myśli, które ciążyły mu jak największe
kamienie. Nie spał za dużo tej nocy. Przyglądał się świeżym promieniom słońca,
które wpadały przez dziurawy dach izby. Powietrze stało się lżejsze, nieco
zimne. Spojrzał na blond głowę leżącą na jego nagim torsie. Znów wypuścił z ust
dziwny dźwięk. Miał pustkę w głowie, której nie mógł znieść, pustkę stworzoną przez
zbyt licznie zebrane myśli. Jego wzrok powoli przemierzał brudne ściany, na
których pojawiał się już mech. Poprzednia noc wydała się teraz dla niego
ogromnym błędem, tym, którego nie mógł wybaczyć sobie. Nie żałował jej dotyku,
jej pocałunków, żałował tego, że nigdy nie będzie do niej należał. Łamał swoje
morale. Nigdy nie powinien tego robić dla kobiety. Jednak dotąd było mu prosto,
pamiętał liczne trywialne kobiety, do których tak właściwie nic nie czuł po za pożądaniem.
A Millie?
Stała się wyznacznikiem tego, co nie mieściło się w normach.
Nietypowa, delikatna, a jednak z drugiej strony stanowcza i twarda. Nie umiał
jej określić, ani tego co czuł. Sprawiał mu ból jej głos, widok, ale bez tego
czuł się jeszcze gorzej. Walczył. Każdego dnia jego serce przegrywało z
rozumem. Zawsze wybierał to, co powinien robić. Może wydawał się masochistą,
jednak zawsze tłumaczył to sobie dobrem dziewczyny. Co z nim? Nie istotne.
Przecież zanim ją spotkał, trwał w swym zagubieniu, pustce spowodowanej
wymazaniem wspomnień. Może i po tym wszystkim los zechce znów zesłać na niego
tak cenny dar.
Zaczął nawet się zastanawiać czy może nie zostawił tam gdzieś
rodziny, żony, dzieci. Co jeśli jego postępowanie, niecne myśli zranią nie
tylko tą parę? Co z osobami trzecimi? Nie musiał ich daleko szukać. Millie
miała kolejnego kandydata na męża. Wszystko wskazywało, że znacznie lepszego od
Roberta, choć ten nie stanowił nikomu konkurencji. Tracił ją. Wiedział, że jej
ślub wcale nie jest tak daleko. Przymknął oczy zmęczony tymi myślami. Już przed
zapadnięciem w sen walczył z nimi, kiedy w jego objęciach tak ufnie zasnęła.
Skrawki tego, co się działo kilka godzin temu nie pozostawały mu dłużne. Teraz
pozwalał sobie jedynie na delikatne dotykania jej bladego ciała, przykrytego
wielką, brązową płachtą.
Nie
byli nadzy. Ed nigdy nie pozwoliłby na zajście tych spraw tak daleko. Zbyt
mocno ją szanował, zbyt mocny uraz miała po wyczynach swego ojca. I tak dotyk
ich zgłodniałych rąk i tego, co mężczyzna miał w głowie, wystarczyły im w jakimś
stopniu. Zacisnął usta zerkając na nią ponownie, jak jej ciało porusza się, aby
złagodzić ból zmęczonych mięśni. W włosach miała widoczne źdźbła siana, na
którym zasnęli. Kiedy uniosła głowę i spojrzała na niego, tymi niebieskimi oczami,
które były większe niżeli zapamiętał, jego myśli utknęły gdzieś, a głos zniknął.
Patrzył na nią, aż usta dziewczyny wygięły się w uśmiechu. Na obnażone ramię
naciągnęła materiał wiotkiej halki i znowu przytuliła się do torsu.
-
Powinnaś jechać do dworu. Za kilka godzin obudzi się cały dom, zwłaszcza twój
ojciec.- Powiedział ochrypniętym głosem.
Millie spojrzała na niego nadal nieco
zaspana.
-
A co z tobą?- Zapytała nieświadoma jego decyzji.
-
Nie wracam.- Szepnął, a jego twarz zniknęła, nie widziała już Eda, widziała maskę,
jaką naciągnął na swą twarz. Dziewczyna usiadła szybko na sianie i zmarszczyła
brwi.
- Jak to nie wracasz?!- Niemal pisnęła nieco wystraszona tym, co powiedział.- Nie możesz… rozumiesz? Co z Williamem? On w każdym momencie może przyjść i… Ed…- zaczęła go błagać.
- Jak to nie wracasz?!- Niemal pisnęła nieco wystraszona tym, co powiedział.- Nie możesz… rozumiesz? Co z Williamem? On w każdym momencie może przyjść i… Ed…- zaczęła go błagać.
-
Millie…- westchnął.
Był świadomy tego jak zareaguje. Usiadł również naprzeciw niej
i zaczął poprawiać sznur przy swych spodniach. Zaczął nawet odszukiwać wzrokiem
swej białej koszuli, ale tylko gdzieś przemknęła mu suknia dziewczyny.
-
Wytłumacz mi to!- Nalegała. Czuła się teraz jakby ją zdradził, jakby go
traciła.
-
Nie mogę wrócić zrozum… kim mam tam być? Nikt nie uwierzy, a na pewno twój
przyszły mąż, że jestem malarzem, którego wspomagasz. Musisz wrócić i powiedzieć,
że mnie nie znalazłaś. Nie mogę oczerniać twego dobrego imienia.- Mówił
wszystko bardzo spokojnie, lecz unikając jej silnego spojrzenia, w którym
zaczęły pojawiać się łzy.
-
To ty mi je wybielasz… oczernił mnie mój ojciec… całą moją duszę. To on mnie
zniszczył. Nie mogę… ja nie mogę cię stracić. Nie ciebie…- jej głos zaczął się
jąkać. Kiedy chciała się do niego przybliżyć, wstał z siana. Poczuła ból
rozrywające jej serce.
-
Otworzyłam się przed tobą… na ciebie. A ty… nie chcesz mnie?- Kiedy to mówiła,
Ed zacisnął mocniej dłoń.
Jak mógł pozwolić jej tak myśleć? A jednak mógł…
tylko po to, aby mogła prowadzić moralne życie, poprawne i wymagane przez
wszystkich dookoła. Taka była przede wszystkim wola jej wuja. Wiedział, jak
istotne jest to dla niej, czując do niej to wszystko nie mógł pozwolić, aby
cierpiała przez brak akceptacji Karola.
-
Postanowiłem. Wracaj do dworu. Twój narzeczony będzie zaniepokojony.- Odpowiedział
chłodnym tonem zawiązując swoją koszulę, którą wreszcie znalazł. Wstała w
białej halce z siana i szarpnęła go za łokieć, aby się do niej odwrócił.
-
To o niego chodzi?! Źle, bo był Robert, źle, bo jest Alexander? To, kim ma być?
Wiesz, że muszę… Wiedziałeś od początku.- Nie umiał unikać jej wzroku.
Przetarł
w typowo dla siebie brodę dłonią i westchnął. Tak bardzo chciał powiedzieć, co
leży mu na sercu. Tak bardzo chciał wskazać jej kandydata na męża, którego jako
jedynego zaakceptowałby przy jej boku.
-
Wiem… Ale ty wiedziałaś, że odejdę gdy skończy się mój czas, kiedy będziesz
bezpieczna. Teraz jesteś… Wracaj, więc. Tu nasze drogi się rozchodzą. Nie
wracaj do tego.- Ciężko łapał oddech mówiąc to, co musiał powiedzieć. Znowu
przegrało jego uczucie. Widziała jak w jego oczach gaśnie pewien blask.
Odsunęła się od niego ocierając policzki.
-
Jak… jak mogłeś. Po tej nocy… nie spodobałam ci się? Ale ja… ty wiesz, że ja…
Ed nie zostawiaj mnie… Błagam, zrobię wszystko. Oddalę ślub jak najdalej będę mogła.
Proszę…- złożyła niemal dłonie jak do modlitwy.
Patrzył na nią, a serce łamało
mu się na miliony kawałków niczym kryształ. Jednak twarz nie wyrażała żadnych
emocji.
-
Nie poniżaj się. Jesteś panią, a ja włóczęgą. Ty jesteś Dove… źle, że nasze
drogi się przecięły, ale teraz się rozchodzą. Nie straciłaś twarzy nawet, gdy
ojciec ci to robił, nawet wtedy byłaś dumna… nie rób, więc z siebie teraz wywłoki.
Zrozum, że tak będzie najlepiej.- Musiał używać najgorszych słów, musiała
uciec. Wiedział, że czas się im kończy, że gdy Karol i William się obudzą
zaczną ich szukać. Jeśli by napotkali ich razem w tej izbie, w tym stanie, straciliby
głowy.
-
Ale ja… Ed ja cię…- zaczęła jednak zakazał jej ruchem dłoni.
-
Kochasz moją akceptacje ciebie, a nie mnie. Błagam miej szacunek do siebie. Jedź
i bądź z tym, który nie zna twoich czarnych myśli. – Poradził i podniósł z
ziemi jej suknię. Wręczył ją jej nie patrząc na zapłakaną twarz.
Wiedział, że
zbyt blisko jest złamania. Czuł się jak najgorsza rzecz świata. Wiedział jak
bardzo go pragnie, jaki jest dla niej istotny, ale przecież tego bał się
najbardziej. Bał się, że jako młoda kobieta zbyt szybko zobaczy w nim obiekt
swych uczuć. Była kimś, kto nie powinien nawet zauważać takich jak on.
Zacisnęła
usta wciągając na siebie suknię, lecz sama nie mogła ją zawiązać. Gorset miał
swe długie wstążki na plecach. W niedbałym stanie wyszła na chłodny poranek.
Koń spokojnie stał przy drzewie tak jak zostawiła go poprzedniej nocy. Wsiadła
na niego. Wtedy zauważyła Eda, który stał przy drzwiach wejściowych trzymając dłonie
po obu stronach futryny. Trzymał się siłą, aby nie podjeść do niej i porwać w
swe ramiona na zawsze. Tak miało być lepiej.
-
Ja i tak będę czekać.- Powiedziała na tyle głośno, aby usłyszał.
Sądziła, że to
chwilowe zamroczenie. Ruszyła koniem w stronę dworu. Trudno było jej odnaleźć
właściwą drogę. Dlaczego to wszystko tak prosto nie mogło się ułożyć? Dlaczego
Ed po tak owocnej nocy zmienił zdanie?
Bała się doszukiwać sensu tego. Wiedziała jedno, będzie na niego czekać.
Kiedy
na koniu wjechała na trawnik za rezydencją, zauważyła mężczyznę z okazałą brodą.
Znów z daleka wydawało jej się, że widzi Eda, jednak zdała sobie sprawę, że
przecież ten zrezygnował z tej znajomości na jakiś czas. Kaspin przechodził się
w dobrze skrojonym fraku. Widząc dziewczynę na koniu zmarszczył brwi. Znalazł
się od razu w stajni, kiedy przywiązywała wierzchowca do odpowiedniego boksu.
-
Czy mam prawo zadać panience pewne pytanie?- Usłyszała go za swymi plecami.
Wiedziała jak wygląda, jak bardzo ma poplątane włosy, zaschnięte łzy na
policzkach oraz zhańbioną suknię. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na niego.
-
Sądzę, że nie mi należy zadawać takie pytania, lecz duszy… - odpowiedziała
chcąc jakoś ukrócić rozmowę. Ruszyła w stronę wyjścia jednak mężczyzna ruszył
za nią.
-
Czy była to poranna przejażdżka?- Zapytał w końcu, a Millie zatrzymała się w pół
kroku.
Zapomniała, że przecież Kaspin mógł wszystko opowiedzieć Alexandrowi.
Odwróciła się do niego przodem i splotła dłonie przed biodrami.
-
Dopiero wróciłam… szukałam swego przyjaciela jednak go nie spotkałam.
Zatrzymałam się w opuszczonej izbie, wolałam nie włóczyć się samotnie w nocy po
lesie… Czy owy rekonesans wystarczy panu?- Zapytała lekko się skłaniając.
Kaspin uśmiechnął się lekko i pogładził brodę dłonią. Usta dziewczyny się
rozwarły przypominając sobie owy gest wykonywany przez Eda.
-
Może należałoby wyruszyć w poszukiwaniu przyjaciela?- Szczerze przejął się owy lekarz.
Millie ocknęła się przecząco kręcąc głową.
-
Nie… wybaczy pan, chciałabym doprowadzić się do ogłady. Nie godny jest taki
stan kobiety.- Odpowiedziała, a on
jedynie kiwnął głową.
Bezgłośnie ruszyła do dworu, który budził się powoli z
długiej i leniwej nocy. Szybko znalazła się w swym pokoju, a zaraz niej, jak co
rano weszła Amanda z dzbanem ciepłej wody do kąpieli.
-
Jak ty wyglądasz! Znowu masz siano w głowie? Znowu będę się męczyć z
wyczesaniem tego wszystkiego.- Załamała się nieco służąca przechodząc obok
przyszłej królowej, która ściągała z siebie suknię. Dopiero teraz dotarło do niej,
że Millie świeżo, co wróciła z wyprawy.
-
Byłaś z Edem?- Aż ją zatkało, kiedy wzrok dziewczyny powiedział jej wszystko.
-
Głupia! Coraz częściej będziecie bawić się w takie ucieczki, aby mieć
preteksty? Zaraz mu wygarnę… powiem, co myślę! Czy on nie ma krzty moralności!-
Oburzyła się Amerykanka odstawiając dzban i ruszając do drzwi.
-
Nie ma go… nie będzie.- Odezwała się w końcu niebieskooka stając przed lustrem.
Widziała swe różowe usta, które nieco były rozwarte. Widziała też przyjaciółkę
i jej zagubienie.
-
Jak to? Wróci później? Aby nie wzbudzać podejrzeń?- Dopytywała jak zwykle
ciekawska.
-
Nie wróci… Stwierdził, że jego rola się skończyła. Mam teraz narzeczonego, więc
nie widzi sensu, aby tu był…- mówiła wszystko lakonicznie.
W Amandzie wszystko się
zagotowało. Przecież tak dobrze widziała, co on czuje do blondynki, a tu taka
zmiana. Przetarła czoło dłonią a następnie westchnęła podchodząc do dziewczyny
i objęła ją od tyłu.
-
Zmądrzeje… zatęskni i wróci.- Stwierdziła.
Millie
jedynie pokiwała głową. Zraz po tym nadszedł czas na kąpiel i doprowadzenie jej
do stanu, jaki powinna reprezentować kobieta jej pokrojów.
Kiedy
Amanda zapinała jej suknię do pokoju wpadł Alexander. Rozejrzał się po pokoju,
gdy dostrzegł kobiety znieruchomiał. Odchrząknął zmieszany jednak nie cofnął
się ani o krok.
-
Przepraszam za wtargnięcie.- Powiedział nieco patrząc w drugą stronę niżeli na
moment wiązania wstążek u sukni blondynki. Bądź, co bądź jednak nie powinien
być tego światkiem.
-
Nie przepraszaj, Amanda już skończyła.- Odpowiedziała gładząc suknie na
gorsecie fioletowej sukni. Wtedy spojrzał na nią mężczyzna swymi brązowymi
oczami i nieco się uśmiechnął. Ujawniły się wtedy w jego policzkach urocze dołeczki,
których wcześniej nie zauważyła.
Podszedł do niej i pogładził jej policzek
dłonią, nie zwracając uwagi na obecność służki. Millie zmarszczyła brwi czując
się niekomfortowo.
-
Martwiłem się… Miałaś przysłać kogoś z służby, kiedy powrócisz. Gdyby nie mój
brat nie wiedziałbym.- Zacisnął usta.
Było widać, że się przejmował i być może
nie spał, na co wskazywały ciemne cienie pod powiekami. Kiedy dziewczyna się od
niego odsunęła spojrzał na Amandę.
-
Chcemy zostać sami.- Zarządził, czego przyjaciółka nie mogła podważysz.
Skłoniła się, po czym wyszła zamykając drzwi za sobą.
-
Nie możesz jej tak traktować.- Oburzyła się próbując zmienić temat.
-
Millie, co się stało?- Ujął jej nadgarstek w swoją dłoń. Jego wzrok był twardy,
wiedziała, że szybko nie odpuści. Zagryzła dolną wargę patrząc na ich dłonie.
-
To za szybko…- szepnęła. Nie wiedział, o co jej obecnie chodzi jednak po chwili
wydedukował wszystko i się odsunął, puszczając jej rękę.
-
Wybacz… działam zbyt impulsywnie pod wpływem emocji.- Wyjaśnił nie chcąc jej tym
urazić.
Taki był. Najzwyczajniej działał tak jak serce mu mówiło, czasem nad interpretując
swe odczucia. Zbyt łatwo mylił pojęcia i zbyt łatwo przychodziło mu wymawianie
niektórych słów.
-
Co z twym przyjacielem? Kaspin wspominał mi, że zaginął. Należy go poszukać,
jak najprędzej.- Stwierdził mężczyzna prostując się dumnie.
-
Nie… gdyby chciałbym go odnalazła. Musiał mieć swe powody. Na pewno nie ty Alexandrze możesz go
poszukiwać. Nie znasz go.- Wiedziała, że gdyby ktoś odnalazł Eda w starej izbie
to wuj domyśliłby się, z kim spędziła noc. Tego chciał jej malarz.
-
Poniekąd to dobrze…- wyznał brunet zaplatając ręce za plecami.
-
Nie rozumiem.- Próbowała go rozczytać, jednak nie potrafiła. W jego policzkach znów pojawiły się owe dołeczki
a w oczach dostrzegła zabawne ogniki.
-
Wspominałem wczoraj… najgorszy jest konkurent, którego się nie zna, który
działa cicho, niezauważalnie.- Wzruszył ramionami. Jednak Millie zamiast się
uśmiechnąć poczuła napływ wrogości.
-
To nie zawody, a ja nie jestem łanią…- obrzuciła go wściekłym spojrzeniem i
ruszyła w stronę drzwi.
Gdy je otwarła do środka wleciała Amanda, która
najwidoczniej podsłuchiwała. Jednak w blondynce było za dużo emocji po tym, co
się przytrafiło poprzedniej nocy, poranku, aby teraz właściwie reagować. Nie
była obiektywna. Wyszła z pokoju zostawiając w nim zakłopotaną służącą oraz
Alexandra. Ruszyła przed siebie stukając obcasami butów zbyt głośno.
Znalazła
się w zachodnim saloniku, za którym niekoniecznie przepadała. Był jednak
ucieleśnieniem całego charakteru jej wujka, ciemny, bordowy, z licznymi książkami.
Usiadła na wielkiej kanapie, która była rozkosznie wygodna. Zamknęła oczy chować
twarz w dłoniach. Nie umiała jednak płakać. Znów czułą blokadę swych uczuć.
Wtedy usłyszała kroki, które były bliżej niżeli przypuszczała. Uniosła wzrok i
zdławiła krzyk w gardle.
-
Byłaś tak zaalarmowana, że nawet mnie nie zauważyłaś.- Zaśmiał się rosły
mężczyzna siadając obok niej. Długo nie musiał czekać, aby się w niego wtuliła
jak małe dziecko.
-
Wujku.- Szepnęła czując zapach ciężkiego cygarowego dymu.
-
Możesz ich okłamywać, ale ja wiem…- odezwał się dopiero po dłuższym momencie,
kiedy gładził jej rozpuszczone włosy. Millie uniosła wzrok na niego próbując
zamaskować to wszystko, co miała wypisane na twarzy.
-
Mnie nie okłamiesz.- Uprzedził ją widząc owe starania i uśmiechnął się do niej
ciepło.
-
Nie rozumiem.- Odpowiedziała marszcząc brwi.
-
A zrozumiesz, gdy powiem, że wiem, iż kochasz malarza i wiesz gdzie on jest? – Zapytał,
a jej usta lekko się rozchyliły. Momentalnie się wyprostowała odsuwając się od
niego.
-
Ale..
-
Nie próbuj kłamać Millie…- przerwał jej.- Gdyby zniknął naprawdę przewróciłabyś
każdą milę kraju, aby go odszukać. Jesteś zbyt spokojna. Znam cię… znałem twoją
matkę. Zachowujesz się jak ona.- Pogładził jej policzek szorstką, lecz ciepłą
dłonią.
-
Nie chciał wrócić.- Nagle wybuchła płaczem, na co mężczyzna nie był
przygotowany.
Poczuł jej ból. Mógł tylko przygarnąć ją do siebie i przytulić.
-
Nie chciał mnie… on… on już nie wróci.- Jąkała się przez spazmy łez. Karol
westchnął ciężko zamykając oko, na którym nie miał przepaski. Wtulił się w jej
ciało próbując wyrównać swój oddech.
-
Zrobił to, co należało zrobić. On i ty to inne światy. Będziesz żoną Alexandra,
ani on a ni ty tego nie zmienicie, a na pewno wasze uczucie. Jedyna mylna w
życiu człowieka. Nie sugeruj się tym. To wyimaginowane obrazowanie czegoś,
czego nie ma. Musisz to zrozumieć.- Mówił do niej spokojnym głosem tak jakby
znał tą regułkę na pamięć. Millie wyprostowała się znowu i spojrzała zapłakana
na niego.
-
Mówiłeś, że ma mama… że miłość ją zmyliła.- Mówiła szukając wyjaśnienia.
-
To przez nią musiała wyjechać… musiałaś się tam urodzić. Gdyby nie miłość żyła
by tutaj… Zbyt mocno jej zaufała tak jak ty.- Zmarszczył brwi i nerwowo ucinając
końce słów.
-
Kim on był?- Pytała odważnie, co jedynie zaniepokoiło go. Ujął jej dłoń
wzdychając.
-
Powinna to mówić ci twa matka…- zaczął nabierając ciężko powietrza.
-
Jeśli wiesz to możesz ją zastąpić.- Otarła łzy. Chciała wiedzieć, jaką
tajemnicą była przepełniona jej matka. Kogo kochała po za jej ojcem? Teraz
przynajmniej wiedziała, że nie powstała z miłości. Może, dlatego William jej
tak nienawidził.
-
Był to mężczyzna, do którego każdy czuł niechęć i niesmak. Nigdy nie powinien
stanąć na jej drodze, ale ona nie słuchała. Była zbyt zapatrzona tak jak ty. Nikogo
nie słuchała… swej rodziny, mnie… nikogo. On to w końcu wykorzystał. Kiedy
wyszła za Williama, zaszła w ciąże, ale twój ojciec dowiedział się, że był owy
mężczyzna. Musiałem was ratować. – Mówił to cedząc każde słowo. – Nie chcę abyś
myślała o swej matce źle. Była dobrą kobietą, ale zgubiła ją przeklęta miłość.
Ty nie możesz być tak samo słaba jak ona. Nie pozwolę ci na to.- ścisnął jej
dłonie jakby chciał zaznaczyć każde z słów. Millie zagryzła dolną wargę.
-
Ed zrobił słusznie. Pokazał, że jest mężczyzną, a ty musisz się temu poddać.
Twój przyszły mąż też od ciebie oczekuje pewnych rzeczy. Skup się na nim. Nie
chciałaś Roberta to masz Alexandra. Więcej nie mogę zrobić. Teraz, chociaż go
szanuj. Nie musisz go kochać.- Nakazał i wstał z kanapy.
Dziewczyna kiwnęła
głową.
Nie sądziła, że wuj przerwie rozmowę a takim momencie jednak wyszedł z
salonu. Została sama. Skuliła się na kanapie zagryzając dolną wargę. Musiała
wszystko sobie ułożyć, przemyśleć. Wuj i Ed zgadzali się, to musiało coś
znaczyć. Jednak, co.
Mijały
długie, letnie dni. Ed nie wracał. Millie poddała się temu, co nakazał jej wuj.
Pozwoliła sobie na zbliżenie się do Alexandra, który, pomimo swej bezpośredniości
był stosunkowo dobrym kandydatem na męża. W półmroku dworu przemierzał dwór
William wraz z Robertem. Dziewczyna bała się ich spotkać. Czuła się jakby ich zło
cykało jak wielki zegar i w danym momencie wyskoczy z nich wściekła kukułka,
która narobi chaosu. Dlatego trzymała się ich daleko.
Tylko wieczorami, gdy
zamykała się na klucz w swym pokoju pozwalała sobie znów czytać listy swej
matki do mężczyzny, z którym pisała. Jakim cudem William pisał takie listy?
Spod łóżka wyjmowała też obrazy Eda, które schowała przed wszystkimi. Było ich
z dziesięć. Na większości z nich była ona. Wtedy najbardziej bolało ją serce,
jednak obiecała sobie. Nie mogła popełniać błędów matki, ona by tego nie chciała.
Po za tym malarz jej nie chciał.
Tego
dnia spędzała czas w jednej z licznych drewnianych altanek w ogrodzie. Każdy
miał swoją pracę, odrębny świat. Ona chłonęła ciszę, która ostatnio stała się
mniej dotkliwa. Wtedy obok niej zjawił się Kaspin.
-
Mogę?- Zapytał wskazując na drewnianą ławeczkę, na której siedziała. Millie
kiwnęła głową.
To wystarczyło. Przyszły król Hiszpanii usiadł obok swej
przyszłej bratowej i wyciągnął przed siebie długie nogi.
-
Cudowna pogoda.- Zagadnął, czym zwrócił jej uwagę na siebie. Blondynka zerknęła
na mężczyznę i uśmiechnęła się.
-
Tak jak Alexander jest bezpośredni w swych myślach i słowach tak ty panie
jesteś tajemniczy i płochy.- Przekonała się do najstarszego z rodu.
Był dobrym
i ułożonym mężczyzną. Wiedział, kiedy ma milczeć a kiedy użyć swych słów
silnych i stanowczych. Uśmiechnął się promiennie patrząc przed siebie.
-
Myślę, że jesteś stworzona dla niego…- westchnął. – Ulżyło mi na sercu, kiedy
byłem pewny, że i mój brat zazna szczęścia w swym życiu.- Przyznał spoglądając urywkowo
na nią, sprawdzając czy nadal na niego patrzy.
-
Tak niewiele brakowało. Ojciec życzył mi szybkiego ślubu z Robertem…- skrzywiła
się na samą myśl. Sam Kaspin zrobił grymas niezadowolenia. Nie ukrywał swej
niechęci do króla Williama, co jedynie dodawało pikanterii stosunkom panującym na
dworze.
-
Wiedział, co cię czeka i chciał zapobiec temu wykorzystując święty węzeł
małżeński. Przykro mi to przyznać, ale twój ojciec nie ma skrupułów.- Wyjawił, a
jego dłoń zacisnęła się na udzie w mocną pięść. Dziewczyna wszystko to
rejestrowała z dokładnością.
-
Co mnie czeka?- Powtórzyła marszcząc nos i brwi jednocześnie. Brązowe oczy prześlizgnęły
się po jej twarzy, po czym uciekł gdzieś w głąb ogrodu.
-
Nie mnie należy cię o tym informować.- Próbował wykręcić się z słów, które już
powiedział.
-
Jednak ty panie należycie zacząłeś dany temat. Słucham… tak jak przyszły władca
przyszłego władcę.- Nakazała hardym głosem poprawiając się na ławce. Kaspin
również to zrobił i przyjrzał jej się uważnie, aby ocenić czy mówi poważnie.
-
Alexander nie będzie mieć lekko.- Westchnął.
-
Pozwólmy mu oceniać, a teraz wyznaj skrywane zakamarki twych słów.- Nie
odpuszczała. Musiała poznać słowa, które chciał ukryć. Przeczesał dłonią swe
ułożone włosy i oparł łokcie na kolanach zamykając oczy na chwilę.
-
Po twych narodzinach mój ojciec z twym ojcem, który był bardzo młodym królem,
zawarł przymierze. Aby przypieczętować je oboje zgodzili się, aby najmłodszy z
żyjących wówczas synów króla Hiszpanii stał się twym mężem. Kiedy doszła nas
informacja o śmierci twej matki najmłodszy z rodu wyruszył do dworu twego wuja
gdzie miał cię spotkać i dopełnić wolę ojców. Twój ojciec o tym wiedział jednak…
Już wtedy znał rodziców Roberta… Nie mógł pozwolić na wasz ślub.- Mówił to
miarowo jednak widziała jak jego mimika się zmienia.
Gdyby na niego nie
patrzyła myślałaby, że jest spokojny jak przy czytaniu książki. Jednak coś się w
nim łamało, czego nie chciał okazywać.
-
Przecież nie było nikogo prócz mnie na dworze po przyjeździe. Co z twym bratem?
Alexander wrócił do Hiszpanii?- Dopytywała.
-
To nie Alexander wyruszył. – Szepnął i zagryzł mocno wargę i zamknął oczy.
Dziewczyna nie rozumiała. Milczeli stosunkowo długo. Chciała jakoś obudzić go z
zadumy jednak wtedy nabrał powietrza.
-
Powóz mego brata został zaatakowany. Tu w Anglii, całkiem niedaleko dworu… Rozgrabiony,
wszyscy zabici… Mój brat…- Millie zamarła to słysząc. A więc nie Alexander miał
być jej mężem.
-
Tak mi przykro…- powiedziała cicho chcąc dotknąć jego ramienia dłonią jednak się
powstrzymała.
-
To nie mógł być przypadek… Nie mamy dowodów. Ale ja to czuję. Nagle po tym
chciał ślubu twojego z Robertem. – Cedził już słowa.
Najgorsze
w tym wszystkim był fakt, że nie potrafiła bronić swego ojca. Bała się, że był
do tego zdolny, chciał wszystkich usuwać z swej drogi.
Kiedy spojrzała na
trawnik prowadzony do dworu zobaczyła mężczyznę. Niósł znane jej zawiniątko w
brązowym materiale. Widziała go z daleka. Nagle zapomniała o opowieści swego
przyszłego szwagra i zerwała się na równe nogi. Serce zaćwierkało jej tak samo
jak śpiewające w tym momencie ptaki. Ruszyła bez słowa w stronę mężczyzny.
Gdy usłyszał,
że ktoś się do niego zbliża odwrócił się przodem do niej. Odruchowo się
uśmiechnął. Nie mógł jej zatrzymać. Wpadła w jego ramiona, przez co upuścił swe
rzeczy. Przytulił ją mocno do siebie, czując tak przyjemne ciepło i zapach,
który aż palił go w nozdrza. Ucałował ją w skroń stawiając na ziemi jednak ta
nie chciała go puścić.
-
Wiedziałam, że wrócisz.- zapominiała o tym, co sobie powtarzała tyle
dni. Pogładził jej policzek.
-
Jestem za słaby.- Odpowiedział niezadowolony z swego zachowania. Wtedy
niedaleko nich zatrzymał się Kaspin. Stał jakby zobaczył ducha. Millie odsunęła
się od malarza, w obawie, że przyszły szwagier oskarży ich o niecne czyny.
-
Wrócił Kaspinie… to mój przyjaciel, Ed.- powiadomiła, a ten niemal struchlał
słysząc jej słowa. Patrzył jedynie na mężczyznę.
Ed czuł się niekomfortowo
jednak widząc towarzysza jakoś zbyt szczególnie mu kogoś przypominał. W oczach
przyszłego króla Hiszpanii pokazały się łzy. Wtedy z dworu wyszedł Alexander,
który zatrzymał się widząc malarza, który w odruchu chwycił swoją Millie za
rękę.
-
Alexander…- szepnął starszy brat. Ten ruszył do niego stając ramię w ramię
patrząc na parę.
-
O co chodzi?- Spytała dziewczyna nie rozumiejąc, czemu Hiszpanie tak dziwnie
patrzą na Eda.
-
Edward…- jęknął Alexander podchodząc do malarza i chwycił go w ramiona
przytulając do siebie. Blondynka otwarła usta, gdy i drugi brat podleciał do tego,
który był jej zakazany.
-
Ty żyjesz… Edward…- Kaspin znacznie mniej się trzymał emocjonalnie. Po jego
policzkach poleciały łzy. Jedynie Ed nie wiedział, co się dzieje. Patrzył na
przyszłą królową Anglii jakby szukał ratunku.
-
Kim wy jesteście? Czego wy ode mnie chcecie?- wydobył z siebie z trudem.
Nowy rozdział :)
Kiepsko już widzę ale wciągnęło mnie pisanie.
Mam nadzieje że częściowe odkrycie tajemnicy was zaciekawi.
Co sądzicie?
Zapraszam do komentowania.
Pozdrawiam, miłego weekendu
Tumburulka.
Taki rozdział na mikołajki dla was :)
OdpowiedzUsuńOoo jak się sprawy świetnie toczą! Już czekam na kolejny rozdział, żeby dowiedzieć się więcej:)
OdpowiedzUsuńTak szybko nie chwaliłabym dnia przed zachodem słońca :) Ciesze się, że owy rozdział przypadł ci do gustu i, że nadal nawiedzasz Tumburulke :)
UsuńTak myślałem! XD Detektyw Michał XD Czekam na następny :3
OdpowiedzUsuńMichał złota rączka widzę :) dedukowałeś i zeszłam się z twymi myślami :) jednak chcę też zaskakiwać mam nadzieję, że się uda w następnym rozdziale :)
UsuńJak ja cię kocham normalnie, no <3 bardzo miło czyta mi się świece, więc z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały! udanych Mikołajek!
OdpowiedzUsuńA ja kocham Was moich wiernych czytelników jak i tych nowych:) ciesze się, że opowiadanie zdobywa wasze zaufanie, chyba to najlepsza nagroda jaka mogła mnie spotkać :)
UsuńNo na mikołajki rozdział ale prosimy nie siedzieć następnym razem znowu do 7 rano. Chociaż sam wiem że praca w nocy jest czasami najbardziej efektywna. Dlatego pracuj dalej nad następnym rozdziałem:*
OdpowiedzUsuńPasja nie przejmuje się czymś tak trywialnym jak godzina dnia czy nocy :) po za tym to właśnie w czasie późnej nocy powstała Tumburulka... widocznie taki jej przekaz :)
UsuńKocham kocham kocham. Świetny rozdział. Cos tak czulam ze ci hiszpanie sa jakos powiazani z edkiem. C: Z niecierpliwoscia czekam na nastepny. Duzo weny zycze.
OdpowiedzUsuń~Żobi
Znowu podziękuje bo wena na pewno się przyda :) cóż jedno nazwisko zobowiązuje jak i genetyczny gest obmacywania zarostu na twarzy :) dziękuje za cudowne słowa i zapraszam na kolejny rozdział jaki się ujawni :)
UsuńJAKI ZAJEBISTY ROZDZIAŁ! NORMALNIE AGHHHH NIE MAM SŁÓW!!!!! TAKI DŁUGI I TAKI CIEKAWY! NORMALNIE KOCHAM CIEBIE! I WIEDZIAŁAM ZE TO BEDA BRACIA WIEDZIALAM! BOZE CO TY ZE MNA ROBISZ... JAK CZYTAM TUMBURULKE TO JA NIE WIEM MILION EMOCJI PRZEZE MNIE PRZEPLYWA! WIEDZIALAM ZE WILLIAM COS EDZIOWI ZROBIL! ALE CHAM! Normalnie mnie nerw tak wzial! Mam ochote go powiesic za jaja! Zero litości! Ja chce kolejny rozdział!! Nie chce konca tumburulki :(((
UsuńSzybko nie nastąpi jej koniec :) To miłe uczucie widzieć, że kac pisarski który miałam tego dnia po obudzeniu się, dał tyle wam emocji i się opłacił :) Ja też cię kocham mój Anonimku :) Dziękuje że jesteś :)
Usuń