1.
To wcale nie był najpiękniejszy czas.
Przynajmniej nie wszyscy tak twierdzili. Czym był naprawdę? Jedną
wielką plamą krwi, rozlanej na mapie świata. Wszędzie toczyły się
bitwy o ''niepodległość'', ''równość'' i ''przymierze''. Jednak
tu nikt nie patrzył na jednostkę. Liczyło się to, kto będzie
lepszym władcą z większą fortuną. Były swoje wady tego
wszystkiego, jak i zalety. Jednak nie ma co rozdrabniać się na
części wtórne. Wielki statek zbyt mocno był rzucany przez fale
oceanu.
Pierwsza podróż tej młodej kobiety przebiegła miernie.
Urodzona już na stabilnym gruncie, wychowywała się TAM... po
drugiej stronie świata. Była sama z matką, ulokowana u jednego z
przedstawicieli władz Brytyjskich. Od zawsze przysługiwały im
należyte wymogi życia. Choć miały tylko siebie, tak naprawdę za
Millią stało całe państwo. Była jedynym dzieckiem chaotycznego
króla. Nie znała ojca, nie wiedziała dlaczego zostały zesłane do
odrębnego świata, kierującego się większą obłudą i dzikością
niżeli w wygodniej Anglii. Jednak nigdy nie czuła się
pokrzywdzona. Przecież nie można tęsknić za czymś czego się nie
zna. Znała jedynie smutne oczy matki, gdy padało pytanie związane z
ich krajem. Tęskniła, dziewczyna zawsze twierdziła, że za jej
ojcem...Jednak czy taka prosta była ta prawda?
Zawsze powtarzano jej do czego jest
stworzona, gdzie jest jej cel i czym stanie się gdy przyjdzie
właściwa pora. Dopóki żyła matka było jej wszystko jedno. Mniej
przywiązywała uwagę do należytych norm, które będzie musiała
przestrzegać będąc głową kraju. To w Ameryce Północnej
wychowywała się z Amandą, w późniejszym czasie jej osobistą
służącą, którą zawsze miała przy sobie. Amanda była kimś w
rodzaju przyjaciółki. W czasie wszelakich bali czy konferencji z
osobami wysokiej rangi politycznej, musiały przestrzegać wymaganych
zasad, jednak gdy były same...były sobą.
Jednak nadszedł dzień w którym nawet
ta spokojna sielanka, przestała być tak bardzo płynna i łatwa.
Matka zmarła. Nie należała już do najmłodszych kobiet. Księżna
o jasnych włosach zamknęła swe błękitne oczy już na zawsze.
Miała prawie pięćdziesiąt cztery lata. Późno narodziła swą
jedyną córkę z bardzo młodym królem, który miał wtedy
szesnaście lat.
Śmierć matki przyspieszyła jej
podróż do Brytanii. Tak zadecydował jej wuj. To on kilka razy w
życiu zjawił się w koloni by sprawdzić stopień życia dwóch
kobiet. Był starszym bratem króla. Zawsze zastanawiała się
dlaczego to nie on został królem. Miał niemal wszystkie cechy. Przynajmniej mogła tak myśleć. Ostatnio widziała go gdy była
dzieckiem. Teraz miała zamieszkać w jego dworze, oddalonym od
zamku królewskiego dwudniową drogą konną. Tak miało być
bezpieczniej dla dziewczyny. Jednak bezpieczniej przed czym?
Pogrążona w żałobie po matce, którą
w tamtejszych czasach rozumiało się nieco inaczej, co nie odejmowało
jej jednak cierpienia, musiała wejść na wielki, drewniany statek
wyrywając swoją jedyną z służących z tego co znała. Amanda
opuszczała swoją rodzinę, aby być przy przyszłej królowej.
Podróż dla dziewczyn trwała niczym
wieczność. Pierwsze dni były najgorsze. Później, zresztą jak we wszystko, wchodziła kwestia przyzwyczajenia. Nie mogły kryć jednak
uradowania, kiedy powiadomiono je o zbliżającym się lądzie
rodzinnego kraju Millie. Na obcej im ziemi czekały na nie trzy
powozy z herbem rodzinnym. Do tego było wojsko w postaci pięciu
jeźdźców.
- Przygotowali się jakby miała
sama królowa zejść z pokładu.- żartowała Amanda dając
kuksańca w bok młodszej, znacznie przejętej blondynce.
- Lepiej powstrzymajmy żarty...
nie wiemy czego się po nas spodziewają... a tym bardziej czego my
się możemy spodziewać po nich.- szepnęła do przyjaciółki
zaciskając swe drobne dłonie, ukryte w koronkowych rękawiczkach.
- Uważaj bo przełożą nas przez
kolano i dadzą lekcję ogłady.- prychnęła dziewczyna prostując
swoją nową brązową suknię.
Amanda zawsze miała charakterek.
Nie należała do tych delikatnych panienek, o których obecnie
marzył niemal każdy mężczyzna. Była bardzo rzeczowa. Kiedy
jakiś mężczyzna zbyt mocno się do niej przystawiał, nie
patrzyła na to czy była nadworną służącą księżnej czy
zwykłą prostaczką, chwytała za to co mężczyzna miał
najcenniejszego i się go pozbywała. Nigdy nie lubiła oleistości
wszystkich manier. Miała zbyt cięty język i proste patrzenie na
świat. Nie było szarości. Etykieta była dla niej zbędna.
Millie
niestety nie mogła być taka. Poprawna wymowa, grzeczność,
pokora. Zawsze to musiała brać pod uwagę. Jednak przebywanie z
rodowitą Amerykanką sprawiało, że miała w sobie tą iskrę, którą
będzie potrzebować w rządzeniu krajem. Obie jednak straciły tyle
odwagi w swych poczynaniach, kiedy położono mostek po którym mogły
zejść z statku. Czekało je coś nowego. Przez chwilę ścisnęły
swoje dłonie, dodając wzajemnie sobie odwagi. Na statek wszedł
rosły mężczyzna w idealnie skrojonym fraku. W dłoni trzymał
zegarek kieszonkowy. Ukłonił się przed kobietami i odchrząknął
prostując się.
- Jestem Sergiusz Wings..
Kamerdyner posiadłości hrabiego Dove oraz jego prawa ręka.
Powierzył mi odebranie przyszłej królowej tego kraju.- ukłonił
się znów. Kobiety odpowiedziały mu tym samym. Ruszyły za
Sergiuszem powolnym krokiem. Służba zajęła się wszelkimi
bagażami. Przed karocą przeznaczoną dla nich.
- Na dworze hrabiego Dove przebywa
obecnie panicz Robert Collght... przybywa z hrabstwa znajdującego
się w Francji. Przez obecne rebelie, jego rodzice zdecydowali
umieścić go u Karola Dove II, jako w azylu. Jednocześnie byliby
niezmiernie radzi gdyby rozważyła Pani jego kandydaturę na męża.-
powiedział z wrodzonym, angielskim akcentem dość przesadzonym.
Amanda prychnęła za plecami blondynki, jednak szybko się uspokoiła
pod naciskiem spojrzenia kamerdynera.
- Udajmy się do dworu mojego
wuja...- ominęła wszelkie zobowiązujące słowa niska dziewczyna
i odwróciła się przodem do drzwiczek powozu, dając mężczyźnie
znać, że rozmowa została zakończona. Ten spojrzał pierw na swój
zegarek, pokiwał głową na służącego, który
otworzył drzwi. Kobiety przy pomoc drugiego mężczyzny wsiadły do
powozu. Na szczęście Sergiusz jechał pierwszym powozem.
- Co za ordynarny prostak...-
fuknęła Amanda zakładając ręce na piersi. Millie uśmiechnęła
się na to określenie, choć sama by tego nie mogła powiedzieć.
- Wiadome jest, że jak najprędzej
będą chcieli mi znaleźć małżonka... już mój czas.- wzruszyła
ramionami świadoma swego losu.
- I pójdziesz niczym głupi
warchlak pod siekierę?- zapytała marszcząc brwi.
- Nie warchlak... lecz przyszła
głowa kraju. Samotna kobieta nie jest wstanie świadomie podejmować
decyzji. - przytoczyła słowa, które zawsze mówiła jej matka.
Amanda wywróciła oczami.
- I mówiła to kobieta, która
samotnie żyła w Ameryce i wychowywała samotnie córkę...-
zakpiła z idiotyzmu tej sytuacji.- Wiele było kobiet, które same
władały państwami i co? Żyły... Mężczyzna nie jest ci
potrzebny do myślenia.- twierdziła oburzając się. Amanda była
bardzo mądrą dziewczyną. Millie była zawsze zamykana w „klatce”
myślenia przez etykietę, którą musiała wypełniać. Am nie miała
tego ograniczenia.
- Mąż ukierunkuje me myśli,
oraz da potomka... następce tronu.- wyjaśniła próbując bronić
słów matki. Brunetka jedynie wywróciła oczami i się żachnęła.
Dalsza droga trwała kilkanaście
godzin. Rozmowa trwała cały czas. Przyjaciółki zawsze znajdowały
powody i tematy na liczne spory lub rozważania. Dzięki temu obie
się rozwijały i budowały nowe spojrzenie na świat. Kiedy za
oknem powozu zrobiło się ciemno, usłyszały jak konie zostają
zatrzymane.
- Jesteśmy...- szepnęła Millie
zdając sobie sprawę, że niedługo zobaczy wujka. Zamknęła na chwilę oczy... o ile łatwiej byłby jej, gdyby matka była przy niej.
Ścisnęła dłoń na srebrnej broszce, którą po niej
odziedziczyła.
- Dasz radę.- stwierdziła Amanda
budząc się nieco,ponieważ zbierało jej się na sen.
Drzwi od karocy zostały otwarte i
obie kobiety wyszły z niej. Długie, puchwiate suknie wydawały się
im już męcząco ciężkie. Weszły do wielkiego domostwa gdzie hol
oświetlony był licznymi lampami. Panowała tam całkowita cisza.
- To jakiś opuszczony dom?-
szepnęła Amanda.
Millie zawsze mało mówiła. Tak została
nauczona. Jednak teraz nieco się uśmiechnęła, rozglądając się
po licznych portretach, które wisiały na ścianach. Sergiusz bez
słowa minął dziewczyny i ruszył do jakiś drzwi. Otwarł je, by
chrząknąć znacząco zwracając na siebie uwagę kogoś kto się
tam znajdował.
- Przyjechały.- powiedział
donośnym i poważnym tonem. Blondynka usłyszała jakiś dźwięk,
jakby odsuwanego krzesła i ciężkie kroki.
Zza drzwi wyłonił się
dojrzały mężczyzna. Posiwiałe skronie okazywały jego wiek.
Miał nie jedno zmartwienie za sobą. Jego twarz była ogarnięta
smutkiem. Jedno oko schowane pod przepaską, utracone na polu bitwy.
Był bardzo wysoki, jak i bardzo dobrze zbudowany. Stanął kilka
metrów przed Millie i dopiero na nią spojrzał, ponieważ cały czas nosił zwieszoną głowę. W pierwszej chwili
wyglądał jakby zobaczył ducha. Otworzył nieco usta ale je
zamknął. Amanda w tym czasie podeszła do niebieskookiej blondynki
aby pomóc jej ściągnąć z głowy czepek. Gdy blond loki spłynęły
po jej ramionach, Karol w odruchu dotknął usta dłonią, jakby
dławił jakieś słowa. Odchrząknął powstrzymując emocje.
- Millie... jak ty wyrosłaś...-
westchnął. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko do mężczyzny.
To jedynie pogorszyło jego stan.
- Wujku...- powiedziała ciepłym
głosem, chcąc jak za dawnych lat podejść i go przytulić. Ten
jednak się od niej odsunął. Wyczuła, jednak zapach alkoholu
unoszący się przy nim oraz brak zadbania o swój wygląd. Zdziwiła
się. Nie to pamiętała gdy do nich przyjeżdżał.
- Upodobniłaś się do matki...
to bardzo dobrze.- stwierdził odwracając się do niej plecami i
ruszając do drzwi z których wyszedł. Powiedział to bez przekonania. Raczej jakby była to, smutna prawda.
- Nie oprowadzisz mnie po dworku?
Tyle mi o nim wspominałeś..- zawsze kazał jej być odważną i
dzielną. Dlatego teraz odważyła się unieść głos aby ją
usłyszał. Stanął przy drzwiach zerkając na nią.
- Sergiusz wskaże ci pokój... na
dziś starczy emocji.- postanowił i zniknął. Służąca syknęła
niczym żmija do zamkniętych drzwi.
- Stary bufon.- stwierdziła, jednak w niepowołanym czasie. Sergiusz przecież nadal był przy
nich. Uniósł brwi patrząc na naganną podwładną. Millie, choć
rozdarta musiała spełnić wolę wujka, który obecnie pełnił nad
nią władzę, dopóki jej ojciec nie zjawi się w progu dworku.
- Zaprowadź nas do sypialni.-
nakazała dziewczyna odwracając się tyłem do drzwi ukrywając
zawód jaki sprawił jej wuj. To na szczęście uchroniło Amandę
przed reprymendą kamerdynera.
Obie dziewczyny zostały zaprowadzone
do wielkiej sypialni. Była specjalnie dobrana do przyszłej
królowej. Na wszystkim były rodowe herby, jednak przeważał na
ścianach kolor purpury oraz beżu. Amanda pomogła Millie ściągnąć
suknię oraz dokonać wszelkich wieczornych rytuałów. Kiedy
żegnały się przed snem i blondynka została sama w obcym miejscu,
zdała sobie sprawę jak bardzo wymalowany świat dzieciństwa
został za nią. Wujek stał się zimną skałą przewleczoną
bólem, Sergiusz już od pierwszej chwili spełniał idealnie się w
roli swatki. Już obawiała się otworzyć oczy wraz z porankiem. Na
pewno zostanie zorganizowane w ciągu jej dnia zobowiązujące
spotkania z niejakim Robertem. Skrzywiła się. Ile mógł mieć lat, że rodzice organizowali mu azyl? Nie chciała mieć takiego męża
jak jej matka... Czy w ogóle chciała mieć kogokolwiek? Za szybko
na takie myśli. Najpierw chciała poznać na nowo wujka.
Nowe opowiadanie.
Wielki lęk przed waszą oceną.
Eksperymentuję :D
Co sądzicie?
Jest to taka zapowiedź tego wszystkiego co planuję.
Zmiana sposobu pisania nie jest do końca łatwa :D
Zapraszam do komentowania!
Wasza Tumburulka!
Łoho.. Coś nowego! Zapowiada się ciekawie :) no, dręczą mnie pytania, dlaczego ten wujek tak reaguje na M? Dlatego ze jest podobna do swojej matki ktora umarla? (Chyba dobrze zrozumialam) jej widok powoduje w nim tak ogromny bol, ze musi sie z tym oswoic? Ciekawe, ciekawe.. No i jaki bedzie Rob? A Amandę już lubię! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału *.* nie zawiodłaś mnie ;) ~Ania
OdpowiedzUsuńUhu jedna zadowolona :) Cieszę się Aniu :)
UsuńTak wiele pytań... jeszcze więcej zapadnie w kolejnym rozdziale :) Amandę nie trudno nie lubić przez jej prostotę...:) Cieszę się, że odmienność do ciebie trafiła.
Dziękuję :*
Mi tez już Amanda przypadła do gustu :P Cos jednak czuję że tu między nią a Robertem będzie sie działo no ale zobaczymy :D W ogóle myślałam że Robert będzie jakimś parobkiem a nie paniczem :D Tak mi jakoś do niego pasuje, ciekawe dlaczego ? Haha moja wyobraźnia działa, czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńOwy parobek bardzo do niego będzie pasować :D To kompletna odskocznia, od tego co dotąd poznałyśmy :) Bynajmniej mam nadzieję taką.
UsuńWielgaśne dzięki za komentarz!! :)
Świetne!!!! *,* kiedy nastepne? :)
OdpowiedzUsuńdzięki :)
Usuńjejuś jak dobrze że się podoba... całkowicie rzucam się na głęboką wodę! :D
bardziej w moim klimacie niżeli poprzednie opowiadanie :D no i moja tumburulka przypomniała mi że już październik i zaczynają się moje seriale :D czekamy na więcej !!
OdpowiedzUsuńNie wiem czy twoja Tumburulka nie popełniła błędu przypominając tobie o tym:*
UsuńObyś dotrzymał w czytaniu tego :)
Dziękuję za czytanie i że jesteś :)
Pamiętaj - październik to najlepszy miesiąc! :)
Bardzo mi się podoba! Dopiero zaczęłam czytać a już jestem bardzo przekonana do Świecy :)
OdpowiedzUsuń