piątek, 10 października 2014

Opowiadanie "Świeca" rozdział 1.

                                                                1.



           To wcale nie był najpiękniejszy czas. Przynajmniej nie wszyscy tak twierdzili. Czym był naprawdę? Jedną wielką plamą krwi, rozlanej na mapie świata. Wszędzie toczyły się bitwy o ''niepodległość'', ''równość'' i ''przymierze''. Jednak tu nikt nie patrzył na jednostkę. Liczyło się to, kto będzie lepszym władcą z większą fortuną. Były swoje wady tego wszystkiego, jak i zalety. Jednak nie ma co rozdrabniać się na części wtórne. Wielki statek zbyt mocno był rzucany przez fale oceanu. 
           Pierwsza podróż tej młodej kobiety przebiegła miernie. Urodzona już na stabilnym gruncie, wychowywała się TAM... po drugiej stronie świata. Była sama z matką, ulokowana u jednego z przedstawicieli władz Brytyjskich. Od zawsze przysługiwały im należyte wymogi życia. Choć miały tylko siebie, tak naprawdę za Millią stało całe państwo. Była jedynym dzieckiem chaotycznego króla. Nie znała ojca, nie wiedziała dlaczego zostały zesłane do odrębnego świata, kierującego się większą obłudą i dzikością niżeli w wygodniej Anglii. Jednak nigdy nie czuła się pokrzywdzona. Przecież nie można tęsknić za czymś czego się nie zna. Znała jedynie smutne oczy matki, gdy padało pytanie związane z ich krajem. Tęskniła, dziewczyna zawsze twierdziła, że za jej ojcem...Jednak czy taka prosta była ta prawda?
            Zawsze powtarzano jej do czego jest stworzona, gdzie jest jej cel i czym stanie się gdy przyjdzie właściwa pora. Dopóki żyła matka było jej wszystko jedno. Mniej przywiązywała uwagę do należytych norm, które będzie musiała przestrzegać będąc głową kraju. To w Ameryce Północnej wychowywała się z Amandą, w późniejszym czasie jej osobistą służącą, którą zawsze miała przy sobie. Amanda była kimś w rodzaju przyjaciółki. W czasie wszelakich bali czy konferencji z osobami wysokiej rangi politycznej, musiały przestrzegać wymaganych zasad, jednak gdy były same...były sobą.
           Jednak nadszedł dzień w którym nawet ta spokojna sielanka, przestała być tak bardzo płynna i łatwa. Matka zmarła. Nie należała już do najmłodszych kobiet. Księżna o jasnych włosach zamknęła swe błękitne oczy już na zawsze. Miała prawie pięćdziesiąt cztery lata. Późno narodziła swą jedyną córkę z bardzo młodym królem, który miał wtedy szesnaście lat.
          Śmierć matki przyspieszyła jej podróż do Brytanii. Tak zadecydował jej wuj. To on kilka razy w życiu zjawił się w koloni by sprawdzić stopień życia dwóch kobiet. Był starszym bratem króla. Zawsze zastanawiała się dlaczego to nie on został królem. Miał niemal wszystkie cechy. Przynajmniej mogła tak myśleć. Ostatnio widziała go gdy była dzieckiem. Teraz miała zamieszkać w jego dworze, oddalonym od zamku królewskiego dwudniową drogą konną. Tak miało być bezpieczniej dla dziewczyny. Jednak bezpieczniej przed czym?
         Pogrążona w żałobie po matce, którą w tamtejszych czasach rozumiało się nieco inaczej, co nie odejmowało jej jednak cierpienia, musiała wejść na wielki, drewniany statek wyrywając swoją jedyną z służących z tego co znała. Amanda opuszczała swoją rodzinę, aby być przy przyszłej królowej.
Podróż dla dziewczyn trwała niczym wieczność. Pierwsze dni były najgorsze. Później, zresztą jak we wszystko, wchodziła kwestia przyzwyczajenia. Nie mogły kryć jednak uradowania, kiedy powiadomiono je o zbliżającym się lądzie rodzinnego kraju Millie. Na obcej im ziemi czekały na nie trzy powozy z herbem rodzinnym. Do tego było wojsko w postaci pięciu jeźdźców.
- Przygotowali się jakby miała sama królowa zejść z pokładu.- żartowała Amanda dając kuksańca w bok młodszej, znacznie przejętej blondynce.
- Lepiej powstrzymajmy żarty... nie wiemy czego się po nas spodziewają... a tym bardziej czego my się możemy spodziewać po nich.- szepnęła do przyjaciółki zaciskając swe drobne dłonie, ukryte w koronkowych rękawiczkach.
- Uważaj bo przełożą nas przez kolano i dadzą lekcję ogłady.- prychnęła dziewczyna prostując swoją nową brązową suknię. 
         Amanda zawsze miała charakterek. Nie należała do tych delikatnych panienek, o których obecnie marzył niemal każdy mężczyzna. Była bardzo rzeczowa. Kiedy jakiś mężczyzna zbyt mocno się do niej przystawiał, nie patrzyła na to czy była nadworną służącą księżnej czy zwykłą prostaczką, chwytała za to co mężczyzna miał najcenniejszego i się go pozbywała. Nigdy nie lubiła oleistości wszystkich manier. Miała zbyt cięty język i proste patrzenie na świat. Nie było szarości. Etykieta była dla niej zbędna.
         Millie niestety nie mogła być taka. Poprawna wymowa, grzeczność, pokora. Zawsze to musiała brać pod uwagę. Jednak przebywanie z rodowitą Amerykanką sprawiało, że miała w sobie tą iskrę, którą będzie potrzebować w rządzeniu krajem. Obie jednak straciły tyle odwagi w swych poczynaniach, kiedy położono mostek po którym mogły zejść z statku. Czekało je coś nowego. Przez chwilę ścisnęły swoje dłonie, dodając wzajemnie sobie odwagi. Na statek wszedł rosły mężczyzna w idealnie skrojonym fraku. W dłoni trzymał zegarek kieszonkowy. Ukłonił się przed kobietami i odchrząknął prostując się.
- Jestem Sergiusz Wings.. Kamerdyner posiadłości hrabiego Dove oraz jego prawa ręka. Powierzył mi odebranie przyszłej królowej tego kraju.- ukłonił się znów. Kobiety odpowiedziały mu tym samym. Ruszyły za Sergiuszem powolnym krokiem. Służba zajęła się wszelkimi bagażami. Przed karocą przeznaczoną dla nich.
- Na dworze hrabiego Dove przebywa obecnie panicz Robert Collght... przybywa z hrabstwa znajdującego się w Francji. Przez obecne rebelie, jego rodzice zdecydowali umieścić go u Karola Dove II, jako w azylu. Jednocześnie byliby niezmiernie radzi gdyby rozważyła Pani jego kandydaturę na męża.- powiedział z wrodzonym, angielskim akcentem dość przesadzonym. Amanda prychnęła za plecami blondynki, jednak szybko się uspokoiła pod naciskiem spojrzenia kamerdynera.
- Udajmy się do dworu mojego wuja...- ominęła wszelkie zobowiązujące słowa niska dziewczyna i odwróciła się przodem do drzwiczek powozu, dając mężczyźnie znać, że rozmowa została zakończona. Ten spojrzał pierw na swój zegarek, pokiwał głową na służącego, który otworzył drzwi. Kobiety przy pomoc drugiego mężczyzny wsiadły do powozu. Na szczęście Sergiusz jechał pierwszym powozem.
- Co za ordynarny prostak...- fuknęła Amanda zakładając ręce na piersi. Millie uśmiechnęła się na to określenie, choć sama by tego nie mogła powiedzieć.
- Wiadome jest, że jak najprędzej będą chcieli mi znaleźć małżonka... już mój czas.- wzruszyła ramionami świadoma swego losu.
- I pójdziesz niczym głupi warchlak pod siekierę?- zapytała marszcząc brwi.
- Nie warchlak... lecz przyszła głowa kraju. Samotna kobieta nie jest wstanie świadomie podejmować decyzji. - przytoczyła słowa, które zawsze mówiła jej matka. Amanda wywróciła oczami.
- I mówiła to kobieta, która samotnie żyła w Ameryce i wychowywała samotnie córkę...- zakpiła z idiotyzmu tej sytuacji.- Wiele było kobiet, które same władały państwami i co? Żyły... Mężczyzna nie jest ci potrzebny do myślenia.- twierdziła oburzając się. Amanda była bardzo mądrą dziewczyną. Millie była zawsze zamykana w „klatce” myślenia przez etykietę, którą musiała wypełniać. Am nie miała tego ograniczenia.
- Mąż ukierunkuje me myśli, oraz da potomka... następce tronu.- wyjaśniła próbując bronić słów matki. Brunetka jedynie wywróciła oczami i się żachnęła.
         Dalsza droga trwała kilkanaście godzin. Rozmowa trwała cały czas. Przyjaciółki zawsze znajdowały powody i tematy na liczne spory lub rozważania. Dzięki temu obie się rozwijały i budowały nowe spojrzenie na świat. Kiedy za oknem powozu zrobiło się ciemno, usłyszały jak konie zostają zatrzymane.
- Jesteśmy...- szepnęła Millie zdając sobie sprawę, że niedługo zobaczy wujka. Zamknęła na chwilę oczy... o ile łatwiej byłby jej, gdyby matka była przy niej. Ścisnęła dłoń na srebrnej broszce, którą po niej odziedziczyła.
- Dasz radę.- stwierdziła Amanda budząc się nieco,ponieważ zbierało jej się na sen.
        Drzwi od karocy zostały otwarte i obie kobiety wyszły z niej. Długie, puchwiate suknie wydawały się im już męcząco ciężkie. Weszły do wielkiego domostwa gdzie hol oświetlony był licznymi lampami. Panowała tam całkowita cisza.
- To jakiś opuszczony dom?- szepnęła Amanda. 
       Millie zawsze mało mówiła. Tak została nauczona. Jednak teraz nieco się uśmiechnęła, rozglądając się po licznych portretach, które wisiały na ścianach. Sergiusz bez słowa minął dziewczyny i ruszył do jakiś drzwi. Otwarł je, by chrząknąć znacząco zwracając na siebie uwagę kogoś kto się tam znajdował.
- Przyjechały.- powiedział donośnym i poważnym tonem. Blondynka usłyszała jakiś dźwięk, jakby odsuwanego krzesła i ciężkie kroki.
        Zza drzwi wyłonił się dojrzały mężczyzna. Posiwiałe skronie okazywały jego wiek. Miał nie jedno zmartwienie za sobą. Jego twarz była ogarnięta smutkiem. Jedno oko schowane pod przepaską, utracone na polu bitwy. Był bardzo wysoki, jak i bardzo dobrze zbudowany. Stanął kilka metrów przed Millie i dopiero na nią spojrzał, ponieważ cały czas nosił zwieszoną głowę. W pierwszej chwili wyglądał jakby zobaczył ducha. Otworzył nieco usta ale je zamknął. Amanda w tym czasie podeszła do niebieskookiej blondynki aby pomóc jej ściągnąć z głowy czepek. Gdy blond loki spłynęły po jej ramionach, Karol w odruchu dotknął usta dłonią, jakby dławił jakieś słowa. Odchrząknął powstrzymując emocje.
- Millie... jak ty wyrosłaś...- westchnął. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko do mężczyzny. To jedynie pogorszyło jego stan.
- Wujku...- powiedziała ciepłym głosem, chcąc jak za dawnych lat podejść i go przytulić. Ten jednak się od niej odsunął. Wyczuła, jednak zapach alkoholu unoszący się przy nim oraz brak zadbania o swój wygląd. Zdziwiła się. Nie to pamiętała gdy do nich przyjeżdżał.
- Upodobniłaś się do matki... to bardzo dobrze.- stwierdził odwracając się do niej plecami i ruszając do drzwi z których wyszedł. Powiedział to bez przekonania. Raczej jakby była to, smutna prawda.
- Nie oprowadzisz mnie po dworku? Tyle mi o nim wspominałeś..- zawsze kazał jej być odważną i dzielną. Dlatego teraz odważyła się unieść głos aby ją usłyszał. Stanął przy drzwiach zerkając na nią.
- Sergiusz wskaże ci pokój... na dziś starczy emocji.- postanowił i zniknął. Służąca syknęła niczym żmija do zamkniętych drzwi.
- Stary bufon.- stwierdziła,  jednak w niepowołanym czasie. Sergiusz przecież nadal był przy nich. Uniósł brwi patrząc na naganną podwładną. Millie, choć rozdarta musiała spełnić wolę wujka, który obecnie pełnił nad nią władzę, dopóki jej ojciec nie zjawi się w progu dworku.
- Zaprowadź nas do sypialni.- nakazała dziewczyna odwracając się tyłem do drzwi ukrywając zawód jaki sprawił jej wuj. To na szczęście uchroniło Amandę przed reprymendą kamerdynera.
          Obie dziewczyny zostały zaprowadzone do wielkiej sypialni. Była specjalnie dobrana do przyszłej królowej. Na wszystkim były rodowe herby, jednak przeważał na ścianach kolor purpury oraz beżu. Amanda pomogła Millie ściągnąć suknię oraz dokonać wszelkich wieczornych rytuałów. Kiedy żegnały się przed snem i blondynka została sama w obcym miejscu, zdała sobie sprawę jak bardzo wymalowany świat dzieciństwa został za nią. Wujek stał się zimną skałą przewleczoną bólem, Sergiusz już od pierwszej chwili spełniał idealnie się w roli swatki. Już obawiała się otworzyć oczy wraz z porankiem. Na pewno zostanie zorganizowane w ciągu jej dnia zobowiązujące spotkania z niejakim Robertem. Skrzywiła się. Ile mógł mieć lat,  że rodzice organizowali mu azyl? Nie chciała mieć takiego męża jak jej matka... Czy w ogóle chciała mieć kogokolwiek? Za szybko na takie myśli. Najpierw chciała poznać na nowo wujka.



Nowe opowiadanie. 
Wielki lęk przed waszą oceną.
Eksperymentuję :D
Co sądzicie? 
Jest to taka zapowiedź tego wszystkiego co planuję.
Zmiana sposobu pisania nie jest do końca łatwa :D
Zapraszam do komentowania!
Wasza Tumburulka!

9 komentarzy:

  1. Łoho.. Coś nowego! Zapowiada się ciekawie :) no, dręczą mnie pytania, dlaczego ten wujek tak reaguje na M? Dlatego ze jest podobna do swojej matki ktora umarla? (Chyba dobrze zrozumialam) jej widok powoduje w nim tak ogromny bol, ze musi sie z tym oswoic? Ciekawe, ciekawe.. No i jaki bedzie Rob? A Amandę już lubię! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału *.* nie zawiodłaś mnie ;) ~Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uhu jedna zadowolona :) Cieszę się Aniu :)
      Tak wiele pytań... jeszcze więcej zapadnie w kolejnym rozdziale :) Amandę nie trudno nie lubić przez jej prostotę...:) Cieszę się, że odmienność do ciebie trafiła.
      Dziękuję :*

      Usuń
  2. Mi tez już Amanda przypadła do gustu :P Cos jednak czuję że tu między nią a Robertem będzie sie działo no ale zobaczymy :D W ogóle myślałam że Robert będzie jakimś parobkiem a nie paniczem :D Tak mi jakoś do niego pasuje, ciekawe dlaczego ? Haha moja wyobraźnia działa, czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owy parobek bardzo do niego będzie pasować :D To kompletna odskocznia, od tego co dotąd poznałyśmy :) Bynajmniej mam nadzieję taką.
      Wielgaśne dzięki za komentarz!! :)

      Usuń
  3. Świetne!!!! *,* kiedy nastepne? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki :)
      jejuś jak dobrze że się podoba... całkowicie rzucam się na głęboką wodę! :D

      Usuń
  4. bardziej w moim klimacie niżeli poprzednie opowiadanie :D no i moja tumburulka przypomniała mi że już październik i zaczynają się moje seriale :D czekamy na więcej !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy twoja Tumburulka nie popełniła błędu przypominając tobie o tym:*
      Obyś dotrzymał w czytaniu tego :)
      Dziękuję za czytanie i że jesteś :)
      Pamiętaj - październik to najlepszy miesiąc! :)

      Usuń
  5. Bardzo mi się podoba! Dopiero zaczęłam czytać a już jestem bardzo przekonana do Świecy :)

    OdpowiedzUsuń