wtorek, 28 października 2014

Opowiadanie "Świeca" rozdział 5.

                                                                  5.



              Po całym obrzędzie zakopywania płaszcza, który miał jednocześnie skreślić hańbę na jej obliczu, włóczęga pomógł jej dotrzeć na skraj lasu niedaleko dworu. Milczeli przez całą drogę. Jedyne co, to na pożegnaniu jej powiedział, iż w lesie zawsze znajdzie schronienie, a on da jej ochronę nie pytając o nic. Szlachetnie. Jednak teraz nie chciała myśleć w tych kategoriach. Po prostu zagryzła dolną wargę i ruszyła do dworu. Nie miała tamtej przeszłości. To nie była ona. Tylko tyle. Wchodząc do swego pokoju zobaczyła Amandę, która chodziła zdenerwowana po grubym dywanie.
- Millie!- rzuciła się przyjaciółce na szyję z ulgą w głosie. Blondynka zasyczała przez nieprzyjemny ból. - Gdzieś ty byłaś! Jak ty wyglądasz! Cała blada!- zaczęła oglądać przyszłą królową, po czym zamarła zauważając ślady po podduszeniach na szyi. Zrobiła wielkie oczy z przerażenia.
- Byłam na porannym spacerze.- odpowiedziała chłodno, jakby nic się nie stało tej nocy. Ominęła przyjaciółkę po czym ruszyła do wielkiej szafy. Wyjęła z niej biało-czerwoną suknię.
- Co ci się stało!? Skąd siniaki!-podbiegła do niej służąca drążąc temat.
- Zwiążesz mi włosy w lekki kucyk? Nie chcę nadwyrężać karku od nadmiaru spinek.- mówiła odwiązując swoją suknię, którą miała na sobie. Była brudna u stóp, więc należało ją wyprać. Millie nie była najlepsza w wędrówkach po lesie.
- Millie!- warknęła Amanda szarpiąc niebieskooką za rękę. Próbowała zwrócić jej uwagę na zadawane pytania. Wtedy niższa zauważyła w brązowych oczach strach jak i gniew. - Co się stało?- wysyczała. 
Wiedziała dlaczego tak się dzieje. Przyjaciółka była drugą matką w jej życiu, zawsze się o nią martwiła. Tym razem przerażenie było większe. Millie ogładziła policzek służącej i się delikatnie uśmiechnęła.
- Stało się coś słusznego... ale nie wypytuj proszę. To zostało już zakopane...- szepnęła z lekkim bólem w głosie.
- Przerażasz mnie...- odpowiedziała Amerykanka marszcząc brwi.
- Nie bój się... po prostu nie mamy o czym mówić. To się nie stało... tego nie ma. - brzmiała jak obłąkana. Właściwie powinna inaczej się zachowywać kobieta zgwałcona. Ona zachowywała się jakby to wszystko działo się w śnie. Chciała w to wierzyć. To były omamy. Amanda długo stała w milczeniu patrząc na przyjaciółkę. Nie miała w nawyku milczeć w takich sytuacjach, ale widząc dzikość w oczach blondynki  wolała odpuścić.
- Powinnaś się położyć. - stwierdziła pomagając rozpiąć jej suknie na plecach. 
Wtedy zauważyła pod bielizną sine place. Widziała takie u wielu niewolnic. Skąd więc one na bladej cerze niebieskookiej? Bała się poznać prawdę. Niektóre rzeczy były poza wiedzą służby.
- On też twierdził, że mam się położyć...- szepnęła znowu odpływając w otchłań swych myśli, które gubiły się z rzeczywistością, a przynajmniej tak twierdziła Amanda.
- Jaki on? Jak ma na imię?- dopytywała zsuwając suknię do kostek Millie.
- On...?- zapytała kiedy służąca wsuwała na nią białą suknię przeznaczoną do spania- nie wiem... on też nie...- odpowiedziała po chwili namysłu. Dziewczyna była zbyt zmęczona i mówiła już brednie.  Amanda spodziewała się najgorszego. 
          Pomogła położyć się blondynce do łoża i odwinęła jej stopy z białego materiału. Skrzywiła się widząc rany. Obmyła je delikatnie, po czym poszła zaparzyć dziewczynie ziółek na spokojny sen. Gdy wróciła to panna Dove już spała. Bała się o przyjaciółkę. Co musiało się zdarzyć tej nocy. Dlaczego wspominała o jakimś mężczyźnie bez imienia? Powiązała daw fakty w jedno. 
Gdyby tylko znała prawdę.


          Trzy dni Millie spędziła w swym łóżku, chcąc dojść do siebie. W końcu mówiła rzeczowo. Zmęczenie odebrało jej trzeźwe myślenie. Teraz wszystko wróciło do normy. Tak bynajmniej udawała. Nadal miała pełno myśli, których nie akceptowała. Czwartego dnia, wreszcie mogła ubrać upragnioną biało-czerwoną suknię. Ubrana jak przystało na kobietę o nazwisku Dove wyszła z pokoju. Amanda nadal miała dużo pracy na dworze, jednak Sergiusz jej odpuścił nieco, obdarzając ją dziwnymi uśmiechami. Millie wiedziała dlaczego tak się dzieje. Było jej niedobrze na samą myśl o kamerdynerze. Czekała jedynie na powrót Karola, aby mu wszystko wyjawić. Chciała aby spotkała go kara. Sprawiedliwość musiała być na świecie, a jeśli nie na ziemi, to w niebie. 
        Blondynka była bardzo religijna, jak nakazywała etykieta przyszłej królowej. Nad królem zawsze był jedynie Bóg. Postanowiła więc tego dnia odnaleźć małą biblioteczkę, o której opowiadał jej kiedyś Robert i tam poczytać biblię. Powolnym krokiem, pustymi korytarzami szła ze spuszczoną głową. Jej myśli zaczęły krążyć wokół przyszłości. Jaką będzie władczynią? Kiedy pozna swego ojca? Kim miałby zostać jej mąż? Kiedy ustaną wojny o Francję, Amerykę i Anglię? Kiedy wróci wuj?
- Hej kotku... pozwól, że wyrwę cię z pracy.- usłyszała nagle za sobą. 
        Nie zdążyła nic powiedzieć, odwrócić się. Znała ten głos. Sparaliżował ją znów strach. Momentalnie na jej ustach pojawiła się silna, męska dłoń. Ta agresywna, zabraniająca jej krzyczeć. Wciągnął ją, trzymają jej wątłe ciałko w pasie, za drzwi. Było to niewielkie pomieszczenie, pełne kurzy. Niczego tutaj nie było prócz paru starych krzeseł zrobionych z kamienia. Jej policzek został pchnięty na ścianę, a zaraz po tym poczuła jak jej suknia zostaje podciągnięta w górę.
- Zostaw mnie!- krzyknęła ile miała sił w gardle chcąc się wyrwać z jego ramion., obrócił ją szybko przodem do siebie. Dopiero wtedy zobaczyła jego twarz. Pierwszy raz w życiu. Zarost, brązowe oczy, lekko oliwkowa cera. Nie znała go. Uśmiechnął się niemiło i zacisnął prawą dłoń na jej piersi. Znowu ją to zabolało.
- Ostatnio lubiłem gdy cię bolało... ale spodobałaś mi się... więc dziś chcę cię tak abyś piszczała z rozkoszy...- zaśmiał się rozwiązując sobie spodnie. Znowu opadły mu jedynie do kolan. 
         Trzymając materiał jej sukni, uniósł ją bez problemu. po czym wsadził swoją męskość w jej obolałe ciało. Krzyknęła wyginając się lekko w łuk z bólu. Chciała ścisnąć jakoś uda, aby uniemożliwić mu mocnych pchnięć. Na marne. Jego napór na jej ciało i ścianę zadawał jej nowe spazmy bólu. Tym razem, jednak jej nie dusił. Zamknęła oczy odchylając głowę. Bolało ją tak jak tamtej nocy. Znowu czuła się niczym. Znowu popadała w niebyt. Znowu... On warknął rozzłoszczony widząc jej zachowanie. Szarpnął ją za kark tak aby na niego patrzyła.
- Masz na mnie patrzeć, kurwo!- w jego oczach było widać niemal duszę diabła. Oddech Millie stawał się  coraz bardziej urwany. Przestała się bronić przed jego ruchami. Musiała to przetrwać.
- Nawet robisz się mokra... lubisz to suko...- jęknął coraz bardziej wchłaniając się w rozkosz jaką odczuwał.
          Ona nie chciała pamiętać jego twarzy. Nie umiała nawet płakać. Policzki robiły jej się różowe, a jej nogi bezdusznie zwisały po obu stronach bioder mężczyzny. Była taka bezsilna. W końcu z jego gardła wydobył się dzikie warknięcie. Położył czoło na jej piersiach, które były ukryte pod materiałem sukni. Tym razem jej nie rozebrał. Oddychał ciężko. Millie złapała się na myśli, że gdyby miała nóż to by go zadźgała, a Bóg może by jej nawet wybaczył. Nienawidziła go, bała się jego ciała, jego oczu. Był najgorszym człowiekiem świata. Jedyną zaletą znania jego oblicza był fakt.  że gdy wróci wujek, będą mogli go odnaleźć i zabić. Tak, chciała jego śmierci. Znów zrobił jej krzywdę, choć w mniejszym stopniu. 
         Wyszedł z niej nie przytrzymując jej nawet. Nie miała sił w nogach więc łatwo upadła na ziemię, wprost w białą maź jaka została po całym incydencie na kamiennej posadzce. Mężczyzna poprawił włosy, ubrał spodnie i zapalił cygaro, które miał schowane w wysokim bucie.
- Musisz być dobrą służącą jeśli cię tak ubierają... Sprawuj się tak dalej, a będę miał cię na uwadze na moim dworze...- wysłał jej perskie oczko całkowicie zadowolony z tego wszystkiego co miało miejsce. Nacisnął klamkę od drzwi ale się zatrzymał i zagryzł dolną wargę.
- Ah... jeśli chodzisz na schadzki do lasu... nie radzę. Należysz już do mnie. Zapamiętaj to sobie, głupia krowo!- warknął z dziwną władzą w głosie po czym wyszedł.
         Drżała, leżąc na zimnej posadzce. Znowu całe wydarzenie się powtórzyło. Millie zwinęła się w kłębek i zaczęła płakać. Dopiero teraz. Nie była tutaj bezpieczna, nigdzie. Nie miała nikogo kto by mógł ją ochronić. Na każdym kroku mogła spotkać mężczyznę. Kim on był? Czego chciał na tym dworze? Znał jej wuja? A jeśli to wróg rodziny Dove, a Sergiusz z nim współpracuje?
         Po otarci łez blondynka wstała. Kolejna suknia musiała trafić do prania. Znowu czuła jego zapach na sobie. Jedyna zaleta to brak większych obrażeń. Roztrzęsiona trafiła do pokoju. Tam czekała na nią Amanda, która skończyła pracę. Zauważyła stan swej przyjaciółki, jej blade usta, i dziwną plamę na dole sukni. Bała się pytać. Pierwszy raz nie zadała żadnego pytania. Pierwszy raz bała się naprawdę. To było poza jej granicami. Służąca zaczęła się czegoś bać, czegoś co skrywał ten dwór. Nie miała już takiego porozumienia z Dove. Bezgłośnie przygotowała blondynce kąpiel. Pomogła z suknią i obolałym ciałem.
- Chcę iść do lasu... muszę z nim porozmawiać.- powiedziała Millie, dotykając opuszkami palców ciepłą wodę.
- Po co?- odezwała się w końcu Amanda.
- Obiecał mi ochronę...- spojrzała na brunetkę tak jakby to było oczywiste. Służka nie rozumiała. Jedynie musiała pokiwać głową i pomóc jej się osuszyć.


          Kolejnego dnia Millie zaplanowała znów ucieczkę z dworu. Jedynym ratunkiem był włóczęga. Wydawał się mądrym mężczyzną. Ubrała tym razem buty na płaskim obcasie i nieco krótszą suknię, aby jej nie po haczyć. Amanda zamierzała jej towarzyszyć. Musiała się dowiedzieć o jakie majaki jej chodzi. Wczesnym rankiem wymknęły się tylnymi drzwiami. Tym razem było jeszcze nieco ciemno na dworze. Zimna rosa słaniała się im u stóp. Do lasu dobiegły szybko. A dalej?
- Znasz drogę?- zapytała Amanda poprawiając swój warkocz. Rozglądała się zaniepokojona po gąszczu, który je obejmował.
- On nas znajdzie... idźmy.- stwierdziła blondynka z lekkim rumieńcem na policzkach. Przyjaciółka twierdziła, że jest z nią coraz gorzej. Znała przyszłą królową, to nie było w jej stylu. Zawsze uciekała od natury, zwłaszcza dzikiej, a co dopiero od ludzi zamieszkujących las. Obawiała się, że to jakiś majak i będzie trzeba wzywać lekarzy. Znalazły się przy obalonym pniu. Millie pogładziła jego strukturę.
- To tutaj...musimy poczekać...-poinformowała towarzyszę. Bała się tego jak na nią patrzyła brunetka. Wiedziała jak to wszystko wygląda. Czuła się sama jak psychicznie chora, a jednak musiała zacząć działać. Dwór ją przerażał, każde zetknięcie się z innym miejscem poza pokojem wydawało się zbyt przeraźliwe. Jej plan był niczym zwariowanie głupca. Nie dbała o to. Jedyna jej szansa była w nim.
Po chwili usłyszały łamanie się gałęzi. Zza drzewa wyszedł mężczyzna, zarośnięty, o niezadbanym wyglądzie. Amanda odruchowo cofnęła się o krok jednak Millie uśmiechnęła się z ulgą.
- Pani?- zdziwił się włóczęga i spojrzał na jej towarzyszkę.
- Witaj... - odpowiedziała, a jej oczy zaszły nieco mgłą.
- Kim on jest?!- oburzyła się służąca.- Wiesz, że to naganne dla ciebie zadawać się z ludźmi jego pokroju! To istny świniopas!- przypomniała jej dotykając jej nadgarstka.
- Zadaję się już z tobą... nie zaszkodzi mi znajomość z tym panem.- stwierdziła blondynka zagryzając dolną wargę. Włóczęga nieco się uśmiechnął słysząc te słowa. Amanda jedynie pokiwała głową. No tak, była pokroju mężczyzny, a Millie była zbyt nieszablonową przyszłą głową państwa.
- Po co tu przyszłyśmy?- fuknęła,  jednak próbując nadal chronić przyjaciółkę.
- Po obietnicę...- odpowiedziała nieco z bólem w głosie dziewczyna, po czym spojrzała na zarośniętego mężczyznę. Ten zamarł słysząc jej słowa. Nie wierzył, że mogło jej się znów coś zdarzyć złego. Usta mu się rozchyliły. Ile mogła mieć lat? Była bardzo młoda, tak niewinna... więc dlaczego ona? Wyprostował się nieco i przybliżył.
- Dotrzymam danego słowa, jak obiecałem.- odpowiedział honorowo.
- Dobrze...- odpowiedziała blondynka.- Dobre są pana maniery, pana umysł jest nieprzeciętny jak i talent. Przyda się to panu na dworze. - powiadomiła go prostując swoją suknię. Amanda aż oparła się o pień, a mężczyźnie tobołek spadł na ziemię.
- Co?- zapytała brunetka.
- To co słyszałaś.. zabieramy go na dwór. Obiecał mi ochronę, obiecał nie pytać... tylko mężczyzna może mnie ochronić...- wyznała próbując choć trochę wyjaśnić przyjaciółce wszystko.
- To nie jest chyba najlepszy pomysł. W jakim charakterze miałby się ktoś taki jak ja znaleźć na dworze? Jeszcze ochraniać panienkę? Nie mężczyzna mojego pokroju... nie w tym stroju- stwierdził włóczęga.
- Najlepszy z możliwych... Będę mecenasem sztuki. Amando, wiesz jak istotne jest aby głowa kraju doceniała artystów... czas abym i ja znalazła swych ulubieńców. Będzie nim on.. zadbamy o wszystko. O jego wygląd, ubiór, on ma talent...- mówiła jak natchniona Millie.
- To się nie uda... Sergiusz nas zabije jak go zobaczy!- oburzyła się służąca, widząc jedynie negatywne barwy tego planu.
- To dopilnujemy aby go nie zobaczył. Zaprowadzimy go do mojego pokoju, gdzie doprowadzimy go do porządku. Później zapoznamy go z Sergiuszem. Przy mężczyźnie nie odmówi mi, będzie musiał się właściwie zachowywać, nie znając jego pochodzenia... Pomóż mi jedynie go ogarnąć... resztę biorę na siebie... on jest jedynym ratunkiem.- monolog dziewczyny sprawił, że Amanda nie wiedziała co myśleć, by za chwile złamać swój upór. Pokiwała jedynie głową na znak, że się zgadza.
- Czy ja mam coś do powiedzenia?- uniósł brew włóczęga. Millie spojrzała na niego i lekko się uśmiechnęła jednak oczy były smutnej nadziei.
- Obiecałeś...- szepnęła patrząc na niego wyczekująco.
- Obiecałem ochronę, opiekę ale nie włażenie w mury dworu... jak ja mam cię tam bronić? - zapytał nie rozumiejąc do końca planu.
- Wystarczy, że będziesz... Jako mecenas będę musiała się tobą zaopiekować, pokazywać ci dwór, miejsca... tym mnie obronisz... Będziesz wtedy kiedy Amanda będzie mieć pracę. Za to masz zagwarantowane jedzenie, łóżko, dach na głową, świeże ubranie...Będziesz mieć wszystko aby malować i rysować...- wyliczała.
          Na jego nieszczęście oferta była zbyt obiecująca. On tak naprawdę nie dawał jej nic, a dostawał wszystko. Jednak i tak czuł się niezbyt dobrze w tym położeniu. Westchnął i przeczesał palcami swoją brodę.
- Dobrze...- odpowiedział biorąc w ręce swój tobołek. 
           Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech nadziei. Gdyby mogła zapewne by go przytuliła jednak... etykieta. Schyliła się jedynie pokornie i zaraz po tym w trójkę ruszyli do dworu. Było nadal wystarczająco wcześnie, aby niezauważeni przedostać się na piętro do pokoju Millie. Szybko go zakluczyli. Mężczyzna rozglądał się po pomieszczeniu zamyślony.
- Tak, jakbym znał to miejsce...- szepnął odkładając tobołek na ziemię.
- Byłeś już tu?- zapytała blondynka podchodząc do okien aby je zastawić ciężkim materiałem zasłon.
- Nie sądzę...- odpowiedział nadal próbując sobie coś przypomnieć.
- A temu co?- zapytała Amanda idąc do wanny z dzbanem wody.
- To znaczy?- dopytała Millie próbując zrozumieć przyjaciółkę.
- Zachowuje się jakoś dziwnie, w ogóle jak ma na imię?- jak zwykle brunetka była podejrzliwa.
- Nie pamiętam niczego... obudziłem się przy drodze... nie mam wspomnień... nie znam swego imienia... - wyjaśnił. Służąca prychnęła nie wierząc w takie bajki.
- Faceci zawsze o wszystkim zapominają... tak łatwiej...To nie choroba, to wygoda!- zaśmiała się i zmierzyła bruneta wzrokiem. Ten zmarszczył brwi próbując zrozumieć co ona robi.
- Nie patrz się tak, idę ubrania ci zorganizować...- odpowiedziała mu po czym wyszła z pokoju. Millie zaraz go zakluczyła aby nikt nie wszedł do środka.
- Rozbieraj się...- nakazała blondynka, a włóczęga aż się zdziwił. Niecodziennie słyszał nakazy z ust kobiet, a zwłaszcza takie.
- Niegodne jest takie zachowanie, nie znam cię...  Po za tym mówiłem że cię szanuję- zaczął jednak kącik jego ust zadrżał. Dziewczyna wywróciła oczami śmiejąc się.
- Jesteś zabawny twierdząc że jesteś mnie godzien...- odpowiedziała.
- Śmiejesz się choć widzę twój ból... czy znowu...?- powiedział ważąc słowa, jednak przerwał widząc jak poważnieje i ucieka wzrokiem w bok.
- Nie miałeś pytać...-szepnęła obejmując się ramionami. Kiwnął głową rozumiejąc. 
            Podszedł do wanny i zaczął zdejmować z siebie ubrania. Millie widząc to odwróciła się tyłem do niego. Choć miał na sobie dolną bieliznę, pod postacią białych pantalonów, nie powinna w ogóle przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, kiedy był w takim ubiorze. Kiedy nagle usłyszała jego jęk, odwróciła się przodem do niego. Siedział zanurzony w wannie, oczy miał zamknięte, a kąciki ust lekko uniesione do góry. Błoga rozkosz która dawno mu nie była dana. Pierwszy raz widziała tak odzianego mężczyznę. Choć straciła to co najważniejsze, nigdy nie widziała nagiego, męskiego torsu, pleców czy też innych części ciała. Włóczęga wydał jej się stosunkowo zbyt atrakcyjny. Miał lekki zarost torsu, jednak jedynie w okolicy mostka. Z każdym powolnym krokiem w jego stronę widziała więcej. Jednak nie mogła bezustannie łaknąć jego wyglądu, kiedy on miał zamknięte oczy. W końcu brązowooki spojrzał na blondynkę i zmieszał się tym wszystkim. Odchrząknął nieco poprawiając się w wannie aby uniknąć dwuznaczności sytuacji. Mille rozwarła nieco usta speszona tym wszystkim po czym ruszyła do swej toaletki gdzie miała nożyczki oraz mały grzebyk.Musiała szybko znaleźć godziwe rozwiązanie swego haniebnego zachowania.
- Co zamierzasz?- zapytał widząc jak się zbliża.
- Musimy o ciebie zadbać.. wyglądasz na znacznie starszego z tą brodą... przytniemy ją, tak jak i włosy.- oznajmiła przesuwając do wanny krzesło.
- Ty to zrobisz?- zdziwił się jeszcze bardziej. Usiadła po jego prawej stronie i się lekko uśmiechnęła.
- Skąd te pytanie?- zapytała.
- Jestem prawie nagi, tyś jest młoda... nie powinno cię tu być, a co dopiero przebywać w obliczu mego ciała.- próbował jej uświadomić swoją racje. Ona jedynie przysunęła się tak, by jej dłonie mogły zacząć majstrować przy jego brodzie.
- Twa nagość nie wpływa na mnie. Niemal jej nie zauważam - skłamała- Masz być mym obrońcą... w innym wypadku nie byłoby mnie tu. Musimy być wiarygodni, od tego zależy to co się stanie...Dlatego ignoruję teraz etykietę i me dobre wychowanie... jest coś istotniejszego niż one.- mówiła marszcząc brwi. 
           Zawsze miała ten nawyk kiedy musiała wybierać między wartościami w swym życiu, nad dobrem a złem. Mężczyzna mógł teraz intensywniej jej się przyglądać. Była zbyt blisko niego, a on miał proste myśli. Była śliczna. Wtedy tak niewiele było potrzebne płci męskiej aby widzieć w kobiecie tą pożądaną stronę. Zagryzł dolną wargę aby ból sprowadził go na ziemię i nie tylko go.
- A więc co jest istotniejszego?- zapytał skupiając się na rozmowie niżeli na swych myślach.
- Mój honor... Honor przyszłej głowy kraju.-odpowiedziała ciszej.


Nowy rozdział :)
Miał być prędzej ale niestety sprawy mi się pokręciły :/
Ale jest...
dziś/wczoraj obchodziliśmy super okoliczność -
14.000 wyświetleń!
DZIĘKUJĘ:)
Mam nadzieję że kolejny rozdział świecy was zaciekawi...
w następnym będzie działo się jeszcze więcej :)
zapraszam!
i do komentowania!
i do czytania!
Pozdrawiam!
Tumburulka!

6 komentarzy:

  1. No nie ! Znowu zgwałcona? Fuck! ale bym się zemściła na tym gościu. kto to jest ja się pytam? :D Co do włóczęgi juz mi się zaczyna podobac ta ich "gra" co czuję że będzie nie tylko obroncą Millie :> nic więcej nie moge napisac bo kompletnie sie nie spodziewam co może byc dalej :) Ale Świeca coraz bardziej mnie wciąga.

    Duzo weny zyczę ! :D

    Czyżbym dawała pierwszy komentarz? Ale fajnie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huhuhuh! Ola pierwsza!
      Dziękuję za życzenia na wenę :) nigdy ich nie jest za mało:)
      Niestety... znowu :/
      Kim jest? W najbliższym rozdziale się dowiecie :)
      Cieszę się, że wciąga coraz bardziej, wiem z jaką motyką na słońce się porwałam pisząc coś w ogóle innego :) Jest trudniej niżeli z Koralikiem, ale im cięższa droga tym bardziej się coś docenia :)
      Dzięki za komentarz! :)

      Usuń
  2. Hmm... czekam i czekam a wielce hrabia dworu jeszcze nie przyjechał! Już najchętniej powiesiłbym kamerdynera i tego drugiego (gwałciciela). Co do przyszłej królowej i włóczęgi widać że mają się ku sobie :D widzę mały mezalians (polski by Pogodzia :D ). Aż jestem Ciekaw jak włóczęga, którego jakoś muszą nazwać w pałącu, będzie się dalej zachowywał. Prosimy tak często nie gwałcić Mille!! Niech odda się dobrowolnie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mezalians jak u Pogodzi XD hahahahaha
      Liceum za mocno w nas tkwi Piotrek!
      Ni ma dobrowolnie się oddawania! NI MA! XD
      dziękuję Piotrełku że wcale pod przymusem tego nie czytasz i nie komentujesz :) XD

      Usuń
  3. Uaaaaa. Ten rozdział... Szczęście, smutek, bul dópy i wszystko jebum na raz! Tyyyyle emocji, że o Maryjo *o* ten gość gwałciciel to Trynkiewicz ja coś tak czuję, taki bonusowy bohater. XD taki zajebisty rozdział, ojej *.* czytałam całą drogę do szkoły xd no, ale dalej.. Włóczęguś i Millie. Ta mała to niezły łeb ma do pomysłów! Ciekawa jestem w chvj co będzie w kolejnym rozdziale, a będzie w nim dużo włóczęgi więc będzie szał macicy xd a w następnym rozdziale dostanie Robcio w pysk już? :D jutro coś czuję że będę miała zajebistą drogę do szkoły. W końcu świeca powraca do żywych! (Mam nadzieję) xd zaskakuj nas tak cudownie dalej, powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah uwielbiam twoje komentarze! Jeszcze o Trynkiewiczu nie myślałam XD oj ty za dużo przeczuwasz ryba! Milcze!
      Dzięki za komentarz!

      Usuń