poniedziałek, 26 stycznia 2015

Opowiadanie "ROS" rozdział 1.



                                                               1.




             Można się zabić przez prace w wiele sposób. Jak to jest u Nicka? Cóż: zadźgać się długopisem, podciąć żyły kartką, naświetlić mózg laserem od kopiarki, wrzucić laptopa do wanny, w której się kąpie. Wystarczająca lista. Nie raz się nad tym zastanawiał. Miał swoje lata, jego życiem była jedynie praca w korporacji, od czasu do czasu uczestnictwo w firmowych, przymusowych bankietach. Jednak nie narzekał. Lubiłem swój styl życia. Przecież nie można tęsknić za czymś, czego się nigdy nie miało. Tak też było u niego.
            Gwiazdka to gorący czas w reklamowej firmie, w której pracował. Masę makiet, wykresów, liczb, prezentacji. Gdyby nie telefon od rodziców może nawet by to przegapił. Nie potrzebował tej całej maskarady rodzinnej. Lepsze jedzenie? Przecież można iść do restauracji gdzie podadzą te dania każdego dnia i o każdej porze całego roku. Zresztą, czym innym były święta? Prezentami… Nie wierzył w Boga, fruwającego potwora spaghetti lub też Mahometa. Za to jednak był stały w swych przekonaniach, przyjaźniach. Mark od zawsze był Nicka kumplem. Jedna klasa w podstawówce. Nie było takich trzech jak ich dwóch. Jak brat, którego nie miał. Od kilku lat miał klucze od jego mieszkania, i zawsze wpadał bez zapowiedzi. Nie krępował się nawet, gdy kilka razy nakrył go w jednoznacznej sytuacji, lecz nawet to nie nauczyło go choćby dzwonić do drzwi.
         Tym razem znów drzwi otwarły się same, kiedy to podgrzewał jakieś jedzenie, które zapewne wytrzymałoby wybuch bomby nuklearnej.
- I ty stary zgredzie tutaj.. Skąd ja to wiedziałem?- Westchnął rzucając swoim pękiem kluczy na czarny blat nowoczesnej kuchni.
- A gdzie ‘’kochanie wróciłem!” I buziak na powitanie?- Zapytał na przekór Nick wyciągając z mikrofali jedzenie. 
Usiadł na niewielkim krześle i zaczął jeść widelcem nieokreśloną maź. Na sam widok Mark skrzywił się niemiłosiernie.
- Że laski jeszcze na ciebie lecą…- zdziwił się rozpinając guzik od czarnej koszuli.
- A ty znowu swoje… Daj spokój. Jak chcesz piwo to jest w lodówce, ale o pykaniu na PS możesz zapomnieć. Padam.- Nick upił wodę z szklanki przed swym talerzem i zdjął marynarkę.
- Piwo to wypijemy, ale w barze. –Stwierdził przyjaciel uśmiechając się szeroko.- Przebierz się w coś mniej sztywniackiego i lecimy.- Zaczął wymieniać opierając się o blat naprzeciw Nicka.
- Daj mi święty spokój.- Syknął niebieskooki brunet wrzucając talerz d zmywarki. Lubił mieć porządek w swym samotnym mieszkanku. Nie zniósłby myśli, że ktoś obcy sprząta i przegląda jego rzeczy.
- Jesteś mamutem.. Nie mam zamiaru przekonywać cię jak nastolatka. Jedziesz i chuj. Ruszaj dupe.- Nakazał mu.
               Abildgard naprawdę nie miał sił, a jednak. Zawsze lubił przygody a zwłaszcza te przy boku Marka. Wiedział, że nudny wieczór może przerodzić się w coś, co długo będzie wspominał, choćby żałując w kryminale, ale będzie. Jeszcze chwilę użalając się nad swym losem podniósł się, po czym ruszył po krętych schodach na piętro mieszkania. Tam znalazł jakieś dawno nienoszone rzeczy. Ostatnio musiał prezentować się nienagannie w drogich, dobrze skrojonych garniturach. Rzadko, kiedy ubierał się „po roboczemu”. Wyciągnął z szafy parę ciemnych spodni, szarą bluzkę i skórzaną kurtkę. Miał być ubrany na luźno czyż nie? Nawet nie spojrzał w lustro, nie miał nawyku, jeśli nie wychodził do pracy. Mark jedynie klasnął w dłonie widząc przyjaciela w lepszej formie.
- Tylko nie pytaj mnie czy chudo w tym wyglądasz…- stwierdził biorąc w dłoń klucze, które wcześniej rzucił.
- Zero wsparcia… zeerooo…- udał załamanie brunet jednak śmiejąc się gardłowo. Zaraz po tym wyszli z mieszkania, zakluczając je.


- Nogi mam już kompletnie zlodowaciałe! A jak nas nie wpuszczą, bo za młodo wyglądasz to cię zabije. W tym śniegu nikt cię nie znajdzie do wiosny, a wtedy już twe ciało rozłożą robale i nikt cię nie pozna!- Marudziła Alexis idąc za Ros po okrytej lodemplaży. Minęły właśnie ognisko gdzie spora liczba osób już się bawiła świętując Boże Narodzenie. Przy wejściu do baru stał jeden rosły mężczyzna.
- Jak będziesz panikować to na bank coś zauważą.- Syknęła do niej niebieskooka przybliżając się do drzwi. Maruda podbiegła, aby zbliżyć się do niej, kiedy mijały mężczyznę.
- Jej tata to Dan Smith!- Rzuciła dziewczyna w przypływie paniki jednak okazało się, że owy ‘’ochroniarz’’ to zwykły klient baru palący papierosa. Spojrzał na nie jak na upite nastolatki i wywrócił oczami.
- Alex przestań! Ile razy będziesz to mówić obcym ludziom?- Ros mówiła do niej przez zaciśnięte zęby. Nie lubiła, gdy ludzie wiedzieli, kim jest jej ojciec.
         To, że kiedyś istniało Bastille, że kiedyś był jakiś Dan Smith, który porywał tłumy, który miał głos i pomysł ponad muzykę, która go otaczała obecnie niewiele znaczyło. Ponad dziesięć lat Bastille nie istniało, a ludzie szybko zapominali. Od czasu do czasu jakiś fan przypominał sobie o istnieniu mężczyzn. Tym bardziej nikogo nie obchodziła córka wokalisty. Jednak obie dziewczyny pomimo upływu lat i różnicy pokoleń pokochały muzykę, jaką tworzyła czwórka zwariowanych mężczyzn.
- Oj dobra, choć się czegoś napijemy. – Westchnęła Alex wzruszając ramionami przy tym ściągając swój płaszcz zimowy.
         Obie dziewczyny poszły w stronę baru i jak przystało na grzeczne nastolatki zamówiły jedynie sok. Ros wiedziała, że Dan ufa jej na tyle ile powinien każdy ojciec, ale nie wybaczyłaby sobie, aby stanąć przed nim upita. Zacisnęła jedynie mocniej kubek w dłoni śmiejąc się z przyjaciółką.


- Mogłem to przewidzieć. Choć! Idziemy się napić! O kurczę, ale nawet nie wiem gdzie! O kurwa nasz bar jest zamknięty!- Udawał głos przyjaciela Nick nieco poddenerwowany.
- Nosz kurwa serio skąd miałem wiedzieć, że w święta właściciel zamknie lokal…- westchnął idąc przez plażę kopiąc śnieg, który od zawsze go denerwował.
- Bo są święta? Ludzie chcą spędzić czas z rodziną?- Nick nie krył swej irytacji. Spojrzał na blondyna morderczym wzrokiem. Nie lubił niezorganizowanej części Marka. Pomimo upływu lat ten niczego się nie uczył.
- Bo jestem żydem i ja nie obchodzę tych świąt i zapominam o waszych dyrdymałach?- Odbił piłeczkę.
          Brunet nie miał sił słuchać jego paplaniny, którą zapewnię uruchomi, kiedy to zaczynał gadkę, od ‘‘bo jestem żydem”. Holocaust i druga wojna światowa to tematy, które wiecznie się pojawiały w ich kłótniach.
- Na trzeźwo tego nie zniosę.- Westchnął ruszając do baru. Od razu zamówił sobie piwo. Upił jeden łyk, kolejny… cisza? Marka nie było. Rozejrzał się po bokach. 
Przyjaciel zapadł się pod ziemię. Zdziwiony wziął swój kufel i zauważył Marka, który rozmawia już z jakąś dziewczyna w obcisłej czerwonej sukience. Nick zaśmiał się jedynie wywracając oczami. Kwintesencja tego żyda. W barze panował chaos, choć było mało osób. Jego niebieskie oczy przeszły po wszystkich niemal osobach, które stały przy barze. O wiele więcej osób zbierało się przy ognisku. Jednak dla Nicka niezbyt atrakcyjną wizją było spędzanie czasu na mrozie.
           Wkładając rękę do kieszeni przemaszerował z kuflem do oddalonej szafy grającej. Nie był pewny czy w ogóle działa. Chyba milczała. Rozejrzał się znowu rozpoznając model. Uśmiech zagościł na jego twarzy, kiedy dotknął pokrętło z głośnością. Pomieszczenie powitała spokojna muzyka, zbyt lakoniczna i monotonna, dlatego ktoś ją pewnie ściszył. Obmacał swe kieszenie i wrzucił monetę, kiedy muzyka w końcu przestała grać.
         Wtedy właśnie podbiegła dziewczyna z ciemnymi włosami i różowymi policzkami.
- Przepraszam… czy mógłby pan poczekać. Ja chciałam włączyć. – Mówiła jak na jęta niska, dziewczyna. Nick zmarszczył brwi upijając łyk piwa. Za nią pojawiła się drobniejsza niebieskooka.
- Alexis…- jęknęła próbując odciągnąć towarzyszkę od szafy.- Odpuść.
- No, ale mówię ci, że widziałam płytę twojego taty. Patrz jest piosenka Icarus!- Pisnęła skacząc jak szalona. 
         Ros jedynie oblała się jeszcze większym rumieńcem przyjmując wstyd przyjaciółki na siebie. Nick uniósł brew patrząc na dwie dziewczyny a następnie na zbiór piosenek w szafie grającej. Doszukał się wspomnianej piosenki i nazwa zespołu coś mu mówiła. Kompletnie przeoczył słowa o płycie taty.
- Proszę cię…- szepnęła Rosa jednak wtedy usłyszała zbyt dobrze znane jej dźwięki.
 Gdy spojrzała na nieznajomego i jego ofiarowany uśmiech poczuła swego rodzaju motylki. To przez głos ojca. Zawsze to czuła, gdy włączała jego stare płyty.  Alexis zaczęła skakać z nogi na nogę.
- Do usług.- Zaśmiał się brunet wracając do baru.
             Miał nadzieję, że Mark wreszcie odessał się od nowej zdobyczy jednak jedynie mignął mu w momencie, kiedy wychodzili z baru idąc w stronę ogniska. Cudownie, po to wyszedł do ludzi z przyjacielem, aby samotnie upijać się w kuflu jednego piwa. Zamówił sobie drugie siadając na barowym krzesełku. 
Kilka chwil po tym przed nim znalazło się kilka monet. Wyprostował się nieco i spojrzał na osobę, która była po jego prawej stronie.
- Chciałam uregulować dług. – Wyjaśniła Ros.
            Brunet zerknął za jej plecy szukając gdzieś tej głośnej dziewczyny wyczuwając w tym intrygę. A jednak jej zabrakło.
- A gdzie twa towarzyszka?- Zapytał leniwie nie bardzo przejmując się tym, co mówi. Właściwie był zbyt znudzony, aby zignorować możliwość porozmawiania z kimkolwiek. Usta nastolatki rozchyliły się jakby była zmieszana.
- Musiała na chwilkę wyjść. –Machnęła ręką, co chyba dodatkowo sprawiło u niej zakłopotanie. Mężczyzna uśmiechnął się przez to tajemniczo, nieco przegryzając dolną wargę. Świadomie zaczynał bawić się tym, co dał mu los. Widział, że ma przed sobą młodziutką kobietę zbyt płochliwą, aby coś wskórać jednak idealną, aby prowokować u niej kolejne fale rumieńców.
- Może dołączysz do mnie?- Zapytał unosząc swój kufel.
           Ros jednak nie była taka naiwna, na jaką wyglądała. Pracowała w jednej z kafeterii w centrum miasta po zajęciach w szkole. Nie jednokrotnie miała do czynienia z mężczyznami, którzy mieli ją za cudowną zabawkę. Na początku chciała poprzeć sprzeciw ojca i zrezygnować z pracy, jednak prócz pieniędzy zauważyła w tym dodatkowe plusy. Choćby odpieranie takich rozmów. Uśmiechnęła się, więc lekko i pokiwała przecząco głową.
- Dziękuję w imieniu swoim i przyjaciółki.- Rzuciła na odchodnym kierując się w stronę damskiej łazienki, z której właśnie wychodziła Alexis. Ta westchnęła głośno widocznie zła.
-, Co jest?- Zapytała niebieskooka marszcząc brwi.
- A jednak się doliczyli, że mnie nie ma.- Fuknęła.
- Nie powiedziałaś mamie ze będziesz u mnie?!- Głos Ros był znacznie głośniejszy niż zamierzała.
- Jejku… zapomniało mi się. – Wywróciła oczami idąc w stronę wieszaków z płaszczami.
- Zapomniało? Boże… jakaś ty nieodpowiedzialna!
- Dobrze druga mamo! Nic się nie stało… trochę powyzywa i jej przejdzie. Norma.- Wzruszyła ramionami jednak Ros zatrzymała się w połowie kroku. 
          Poczuła nagłe zimno słysząc to słowa. Objęła się ramionami i wzięła głęboki oddech. Obiecała sobie przecież. Wzięła, więc swój płaszcz i wyszła wraz z Alex z baru. Temu wszystkiemu przyglądał się Nick znudzony tym, co się mogło zdarzyć w typowym barze, w czasie typowej plażówki w zimie. Nic szczególnego. Nic i nikt jak zwykle nie było warte jego uwagi.


         Od kluczyła drzwi jak najciszej potrafiła. Zamek zabrzęczał chropowato a zaraz po tym mogła już pchnąć je by wejść do środka. Gdy tylko się uchyliły usłyszała znajomy dźwięk pianina.  Dawno nikt na nim nie grał. Wchodząc do holu ściągnęła buty, płaszcz i szal. Powolnym krokiem ruszyła do salonu gdzie stało pianino. Pomimo późnej pory siedział przy nim Dan grający spokojnie, wymyśloną i nigdzie niezapisaną melodię, którą zapewne zapomni nim nastanie świt. Ros nie chciała go wystraszyć a co gorsza, spowodować ucichnięcie muzyki. 
        Kochała momenty, kiedy grał. Od śmierci Blum Smith kompletnie zamknął się na swoją pasje.  Odciął się od tego, co było dla niego narkotykiem. Nie chciał przyznawać się do tego, że kiedyś coś tworzył, że jego głos opowiadał niezwykłe historie. Jakby chciał się ukarać. Ros to wszystko widziała, lecz milczała. Tak było i tym razem. Mdłe światło oświetlało poszarzałą twarz ojca, przed którym stała butelka z otwartym winem i zużyty kieliszek. 
Uśmiechnęła się lekko podchodząc jeszcze bliżej. Potrzebowała jego bliskości.
- Jesteś sama?- Zapytał nie przerywając grać.
- Skąd wiedziałeś?- Zapytała lekko wystraszona jego głosem. Dan odwrócił głowę tak, aby na nią móc spojrzeć.
- Jestem ojcem…- wyjaśnił jakby to było odpowiedzią na wszystko a na jego wąskich ustach zagościł delikatny uśmiech. Ros usiadła obok niego na niewielkiej ławeczce i przytuliła chłodny policzek do jego przedramienia.
- Zmarzłaś.- Westchnął zerkając na ciemną czuprynę córki. Poczuł ciarki, kiedy równie zimne dłonie znalazły się na jego nadgarstku. Zawsze tak robiła, gdy było jej zimno, a on, jako jej ojciec milczał.
-, Dlaczego nie wzięłaś taksówki?- Zapytał unosząc brew.
- Szkoda kasy..- Wzruszyła ramionami spoglądając na niego z lekkim uśmiechem.
- Ah… szkoda kasy…- powtórzył kiwając głową z niedowierzaniem. Przestał grać urywając w pewnym momencie a następnie objął córkę swym ramieniem.
- Jak było?- spytał zamykając oczy. Był zmęczony jednak nigdy nie mógł zasnąć, kiedy wychodziła gdzieś bez niego. Musiał i chciał czuwać nad jej bezpieczeństwem.
- Fajnie. Spotkałyśmy kilku znajomych. Alex jak zwykle zaczepiła kogoś, kto obsługiwał szafę grającą. Leciał Icarus. Było fajnie.- Mówiła skrótowo, ziewając.
- To teraz do łóżka. Jest już po północy a dziś jedziemy na obiad do twoich dziadków.- Ros zbyt dobrze wiedziała, co kryje się pod hasłem „jej dziadkowie”. Byli to rodzice Blue, którzy wielokrotnie starali się rozdzielić ojca od córki.
- Nie chcę… zostańmy w domu proszę.- Szepnęła nie chcąc przechodzić kolejnej batalii, która jedynie raniła Dana.
- Ros…- westchnął bezsilny wiedząc, co powinien zrobić.
- Tato… proszę.- Spojrzała na niego uważnie.
           Zawsze tak robiła, już pierwszego dnia, gdy się urodziła, gdy trzymał ją pierwszy raz w ramionach patrzyła na niego tymi niebieskimi oczami, którym nie mógł zabronić niczego. Chciał coś powiedzieć jednak usta jedynie się uchyliły. Znów westchnął ciężko uciekając wzrokiem w bok.
- Rano porozmawiamy…, Co z Alexis?- Zapytał zmieniając temat.
- Okazało się, że jej mama nie wiedziała, że ona chce u nas spać… Pokłóciły się. – Głos dziewczyny nieco zadrżał przy ostatnim zdaniu. Dan zbyt dobrze to odnotowywał. Wiedział, co jest tego powodem. Zagryzł dolną wargę nie podnosząc na nią wzroku.
- Zazdroszczę jej…- szepnęła brunetka również opuszczając twarz. Patrzyła na swe palce, które były dziwnie chude.
Znów zapadła miedzy nimi cisza.
Nadal nie umieli poradzić sobie z tym.
Spletli jedynie swe dłonie jakby to miało dodać im siły.




Szaleję jak dziki dzik z rozdziałami :)
Zapraszam do komentowania.
Muszę się wbić w nowe/stare ramy luźnego i niepoważnego pisania.
Mam nadzieję ze zrozumiecie.
Kocham was i czekam na wasze opinie!
 

10 komentarzy:

  1. Ahhh, ranisz śmiercią Blublusi;--; ale no cóż...
    Świetny rozdział:D Czekam na dalszy rozwój akcji XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze was ranie :/
      Dziękuje za dobre słowa <3

      Usuń
  2. Szału nie ma, dupy nie urywa. XD
    Nie no, żartuję. :D
    pierwszy raz nie wiem, jak mam skomentować rozdział.. eeeeeee... ja chcę już wyjaśnienie, dlaczego i jak umarła Blublusiowa. No i kurde, będę tęsknić za tym, że Kajluś tak nazywał Blue. no.. i ciekawa jestem jak rozegrasz akcje między Blue a Nickiem c: no kurde, nie wiem, co mam napisać o rozdziale! :( więcej akcji proszę, więcej akcji!! i powodzenia na egzaminach i weny, i nie zaniedbuj nas, lelaku!!! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcja będzie... powoli a będzie szaleństwo XD
      Co do Blue to tajemnica warta uwagi ;)
      Nie dziękuję aby nie zapeszyć! :)
      Dzięki Aniutka :)

      Usuń
  3. Ja pierdziele... nie wiem czemu tak trudno mi sie przestawic na Dana kochajacego tate :) to jest chyba dla mnie za urocze. Zawsze mnie rozczulaja tak wspaniale relacje miedzy ojcami i corkami. Bosze... nasz Danio taki awww... Sama mam inne wyobrazenie jego przyszlosci, calkowicie... pewnie dlatego mi ciezko ale w koncu sie przyzwyczaje :)
    Zapowiada sie fajna historia, wyczuwam tylko Bastillowcow jako dodatek do niej ale moge sie mylic. Fajnie bedzie poznac Ros ;)
    Brakowalo mi szalonego Kajla i Caro :)
    Koralikowe wspomnienia powrocily ❤❤❤
    PS. kilka malutkich literowek sie wkradlo ( pewnie przez to pisanie nocami ;) ) ale fantastycznie napisane jak zawsze ;)

    Duzo weny Kochana :*
    No i czekam na nastepny rozdzial, uległam... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa literówki takie pro XD
      Wena zawsze się przyda <3 dziękuję!

      Usuń
  4. Wróciłam :D
    Obiecuję, że Świecę nadrobię na ferie...
    A to co jest tu wyżej.. GENIALNE :D Czekam zdecydowanie na więcej :D

    Pozdrawiam serdecznie, no_princess :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam serdecznie świecę :)
      Dziękuje za dobre słowa :)
      Trudno się przestawić nagle na coś "normalnego" ale do wszystkiego można dojść :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Dlaczego Blublusia? ;c mam nadzieję że wyjaśnisz Nam dlaczego jej nie ma!

    Czekam na więcej i mam nadzieje że będzie więcej niespodzianek dla Nas <333

    Moja kochana pisarka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo i moja czekolada!
      Wyjaśnie wszystko ale zapewne w podobnym czasie jak w Koraliku :)
      Postaram się was zaskoczyć :)
      Dzięki za komentarz <3

      Usuń