wtorek, 26 sierpnia 2014

Opowiadanie "Koralik" rozdział 23.

                                                               23.



               W końcu mogła rozmasować sobie nadgarstki. Lekarze stwierdzili, że nie zrobi sobie krzywdy większej niżeli już zrobiła. Chwała im za to. W dodatku okazało się, że nie zbzikowała. To co pamiętała, miało miejsce w realnym świecie. Coś jej ulżyło ale jednocześnie zyskała kolejny ciężar. Wszyscy musieli widzieć jej napad histerii. Mogli pomyśleć tylko o jednym, że jest psychicznie chora. Kto z kimś takim chciał się zadawać?Nikt. Podciągnęła długie rękawy swej koszuli nocnej i dopiero wtedy zauważyła jak jej jasne ciało przerywają podłużne, czerwone rany. Skrzywiła się dotykając ich. Nie czuła jednak bólu. Może dali jej jakieś leki? Kto wie. Była tak nafaszerowana środkami uspakajającymi, że jedna dawka na ból nie zrobiłaby większej różnicy. Wieczorem rodzice pożegnali się z nią i pojechali do domu uprzedzając, że zjawią się w godzinach popołudniowych następnego dnia. Dla niej nie robiło to większej różnicy i tak cały dzień przespała. Była wymęczona, w dodatku te leki. Noc wydała się niczym pstryknięcie palcami. Obudziła się koło południa. Czuła się jakby za dużo wypiła, wszystko krążyło w pokoju. Miała tak zawsze gdy za długo spała. Jęknęła odwrócona twarzą do jasnego okna. Słońce ją oślepiło w pierwszej chwili. Kiedy wydała z siebie dźwięk usłyszała, że ktoś koło niej się poruszył. Od razu spojrzała na to miejsce. Na niewielkim fotelu siedział... Dan. Trzymał w swych dłoniach telefon, jednak obecnie jego jasne oczy spoczywały na niej. Widząc jak marszczy nosek uśmiechnął się jakby mu ulżyło.
- Witaj śpiąca królewno.- powiedział próbując nie zaśmiać się. Miała tak słodką i zdziwioną minę.
- Przyćpali mnie tak mocno, że mam omamy?- jęknęła zastawiając oczy dłonią.
            Serio nie wierzyła, że Smith mógł być w szpitalu psychiatrycznym. Niestety do takiego szpitala dziewczyna trafiła. Dan słysząc jej słowa zaśmiał się i przybliżył fotel uważając aby nie zapiszczał nieprzyjemnie kiedy go przesuwał. Usadowił się bardzo blisko jej łóżka i dotknął prawej dłoni, która bezwiednie leżała na białej pościeli. Blum spojrzała na niego zaskoczona. W stosunku do niej miał bardzo ciepłe dłonie. 
- Nie jest ci zimno?- zapytał z troską w głosie. Naprawdę dla niej to było dziwne.
- Poprawka... to nie mnie przyćpali... to ciebie.- stwierdziła poprawiając się na poduszce. Dan uśmiechnął się w ten uroczy sposób opuszczając głowę i przyglądając się swoim nogą. Nadal jednak trzymał dłoń na jej dłoni.
- No co? Masz zimne dłonie!- dodał na swoją obronę i dopiero wtedy wyprostowując się, zabrał dłoń.
- Nie wiesz, że zimne ręce, dobra w łóżku?- powiedziała z automatu i dopiero po tym ugryzła się w język. 
             Jej brązowe oczy zrobiły się większe. Dan aż zaniemówił po czym wybuchnął śmiechem. Oboje zaczęli się śmiać i dopiero po chwili Blum przypomniała sobie o tym wszystkim co się wydarzyło kilka dni temu. Spoważniała nieco marszcząc brwi. Spojrzała na swe przedramiona gdzie była podrapana. Chłopak to zauważył i oparł łokcie o swe kolana pochylając się ku niej.
- Ej... spokojnie...- powiedział łagodnym tonem. Czuł się niesamowicie winny za to co miało tam miejsce. W dodatku myślał o niej takie złe rzeczy. Gdyby wcześniej wiedział tyle faktów o niej, to może to wszystko inaczej się potoczyło.
- Jak spokojnie? Zachowałam się jak... strasznie mi głupio...- schowała twarz w dłonie. - Dlaczego ty w ogóle tu jesteś? A trasa?- zapytała przypominając sobie o tym całym świecie.
- To nie twoja wina... przeżyłaś co przeżyłaś... i tak cię podziwiam... 
- Coś ty powiedział?- zdziwiła się patrząc na niego. 
            Dan nagle zdał sobie sprawę, że powiedział o kilka słów za dużo. Przeczesał swoje włosy palcami i wstał z fotela. Podszedł do okna i oparł czoło o szybę. Po chwili podszedł do jej łóżka siadając po lewej stronie przy stopach dziewczyny.
- Kiedy cię odwieźli do szpitala... wszyscy się o ciebie baliśmy i denerwowaliśmy. Najbardziej czuł się winny Woody... no i... powiedziałem o kilka słów za dużo... znowu.... i... powiedział nam o wypadku...- mówił jąkając się. Obawiał się, że gdy na nią spojrzy zobaczy emocje które jeszcze bardziej pokopałyby jego poczucie winy. Siedział nerwowo bawiąc się swoją bransoletką.
           Blue jednak siedziała oniemiała. Znali jej sekret... znali to o czym chciała zapomnieć. Dan wiedział. Po raz kolejny zostało pokazane jak wielkim nieszczęściem jest. Zagryzła dolną wargę skulając się nieco. Jednak czy mogła być zła na Chrisa? Długo milczał i godził się na jej wolę. Pewnie znowu ją bronił w ich oczach. Nie, na perkusistę nie umiała być zła. Zawsze chciał jej dobra. Spojrzała na Dana odchrząkając.
- Wiecie co tam się stało?- zapytała zmieniając temat. Chłopak spojrzał na nią lekko zdziwiony, zapewne nie tego się spodziewał i pokiwał głową.
- Okazało się że na koncert weszła też siostra Caroline... wniosła petardy...- uciął widząc jak Blue nie dowierza w to co mówi. Usta jej się uchyliły.
-Biedna Caroline. - szepnęła. Dan nie zrozumiał o co jej chodzi jednak szybko dodała.- Będzie sądzić, że to jej wina...Wiesz co z nią?- zapytała.
- Kyle u niej jest, bała się o ciebie jak wszyscy ale gdy usłyszała że się obudziłaś ulżyło jej.- tłumaczył.
           Blue uśmiechnęła się z lekko załzawionymi oczami słysząc, że Kyle wrócił do rudowłosej.
- Dlaczego nie przyszła? - zadawała całą górę pytań. Jednak Smith pierwszy raz w życiu nie grymasił i nie wymijał ich.
- Wiesz... chciałem iść na pierwszy ogień...bo ja jeszcze cię nie przepro... 
- Puk puk!- weszła do pokoju matka Blum z wielkim uśmiechem. Dan przestał mówić i spojrzał na owa kobietę uśmiechając się do niej.
- Dzień dobry...- przywitał się lekko podnosząc dłoń.
- Oj... przeszkodziłam wam?- zapytała. Blue, aż się zdziwiła widząc jak się matka zachowuje w stosunku do chłopaka. Dan wstał i podciągnął spadające spodnie.
- Nie, nie... Ja... może wskoczę do automatu po kawę...- stwierdził podchodząc do drzwi. - Przynieść ci coś?- zapytał patrząc na Blue. Ta jedynie przecząco pokręciła głową. Dan wychodząc skiwnął do kobiety i zamknął za sobą drzwi.
- Miły chłopak...- stwierdziła matka siadając na fotelu, który wcześniej przesunął Smith.
- Mamo!- jęknęła Blum znając ten ton. Zawsze tak mówiła kiedy przyuważyła swoją jeszcze nieletnią córkę z jakimś chłopakiem.
- No co? Chyba mogę tak powiedzieć o kimś, kto co dziennie przychodził do szpitala aby dowiedzieć się co jest z moją córką.- stwierdziła dając córce buziaka w czoło.
- Jak „co dziennie”?- zdziwiona Blue aż nie dowierzała w to co mówi.
- Leżysz to Blum trzy dni...Już pierwszego miałaś tu całe zbiorowisko chłopaków... 
- Z Bastille? 
- Bo ja ci tam wiem skąd oni przyjechali... Chris tam z nimi był.- mama dziewczyny nie orientowała się w zespołach muzycznych. Wywołało to pomimo wszystko uśmiech na twarzy Blum.
- Na następny dzień był Chris i Dan... wtedy go poznałam... no, a dalej przychodził tylko on. Bardzo dobry i ułożony chłopak...- zachwalała bruneta kobieta. Blu wywróciła oczami i westchnęła głęboko.
- Czy ty zawsze musisz być taką ignorantką? Zostaniesz na starość sama i będziesz płakać.- Stałe stwierdzenie matki które ona i David słyszeli nie raz.
- Zanim zaczniesz mnie swatać, to pierw lepiej abyś się dowiedziała jakie rzeczy się działy... 
- Wiem... David mi powiedział o tym fakcie z podsłuchem.- wyjawiła matka bez żadnego ale. Czy oni grupowo mieli dzień mówienia prawdy. Blue była bezsilna.
- Jednak nie po to przyjechałam...z twoją babcią jest gorzej i...musimy się nią z ojcem zająć... David będzie wpadał co dziennie, za niedługo cię wypiszą...- martwiła się o córkę.
- Mamo jedź od razu do taty... nie siedź ze mną proszę...ja sobie dam radę...Dan jest, na pewno chłopacy wpadną... tam jesteś potrzebna.- poprosiła Mała. Babcia była po wylewie i miała momenty kiedy nie mogła nawet wstać z łóżka. Tata Blue był jedynakiem, przez co cała odpowiedzialność spadała na niego. Kobieta pogłaskała twarz dziewczyny i się uśmiechnęła delikatnie.
- Przepraszam Bluś...
- Mamo...- jęknęła słysząc ten ton. Zawsze tak mówiła gdy się obwiniała. Miała coś po matce. Wtedy do drzwi zapukał Dan. Uchylił drzwi niepewnie, nie wiedział czy nie przeszkadza.
- Wejdź wejdź... ja muszę wracać...Blue jak coś będzie się działo to dzwoń... David jest na miejscu u Caroline więc chwila moment i jest u ciebie. - dała jej całusa w czoło i wyszła z sali żegnając się z Danem. Chłopak usiadł obok niej na łóżku i podał jej małą buteleczkę soku pomarańczowego.
- Zdobyłeś serce mojej mamy...- powiedziała odbierając buteleczkę.
- Serio?-zdziwił się marszcząc przy tym nieco czoło. Blue pokiwała głową pijąc sok. Nawet nie wiedziała, że tak zaschło jej w gardle.
- Za mocno o mnie dbasz.- zaśmiała się i zerknęła za okno. Słońce świeciło przyjaznym sierpniowym blaskiem. Dan jednak tego nie skomentował. Zaczął pić swoją gorącą kawę ale się skrzywił. No tak, te z maszyn nie są takie dobre.
- Wyjdziemy na spacer?- zapytała nagle wpadając na pomysł.
- A możesz?- spojrzał na nią.
- Mogę i nawet muszę... mam dość tych białych ścian. Poza tym nie jestem już podłączona do kroplówek. - wyjaśniała. Smith nie był jednak pewny.
- Pójdę po lekarza... jak się zgodzi to idziemy.- od razu po tym wystrzelił jak z procy. Blue nawet nie mogła się sprzeciwić. 
             Kiedy dostali niemal błogosławieństwo od lekarza Blum mogła poczuć w końcu ciepłe powietrze na swej twarzy. Szła obok Dana na wielki ogród, gdzie wypoczywali inni pacjenci z większymi chorobami niżeli ona. Udali się do oddalonego drzewa z dwuosobową huśtawką. Usiedli na nią i Blue aż zamknęła oczy z rozkoszy. Dan milczał odpychając ich od ziemi by miarowo mogli się bujać. Panowała przyjemna cisza, pomimo że dobiegały ich różne krzyki innych przebywających w tym czasie.
- Blum...- odezwał się w końcu Dan. Dziewczyna spojrzała na niego i zauważyła że znowu jest poważny i bardzo skupiony. - Bo zacząłem zanim twoja mama przyszła... 
- Ah tak...- przypomniała sobie, podciągając nogi tak by zwinąć się na boku w kłębek. Położyła głowę na drewnianym zagłówku i dała mu czas na ułożenie sobie tego w głowie
- Zbyt łatwo cię oceniłem... to znaczy zbyt łatwo wsadziłem cię w ramy kogoś... Kogoś jak fan... Albo jakaś wtyczka... Nie wiem... jakoś to się nazbierało... Powinienem mieć swój rozum i z tobą porozmawiać... ale myślałem, że będziesz kłamać...Później to związane z Fran... eh...- przeczesał włosy swymi palcami i spojrzał gdzieś w dal.
- Przepraszam Blue...należy ci się o wiele więcej niż przepraszam... ale nie wiem co...-przyznał się szczerze i znowu na nią spojrzał.
          Blue przetarła kącik oka gdzie zebrały jej się łzy. Gdy Smith to zobaczył przysunął się bardzo blisko niej i ją mocno przytulił. Ona chwyciła kawałek jego bluzy kiedy wciągał ją na swe kolana. Tulił ją mocno i pewnie. Mała nawet nie wiedziała kiedy zaczęły płynąć jej po policzkach łzy. On otarł je wierzchem dłoni i ucałował w czubek głowy.
- Ulżyło mi...Dziękuję-wyjaśniła.
- Nawet nie wiesz jak tęskniłem za tobą...- wyznał bardzo cicho jakby sam nie chciał się do tego przyznać. Blue nie umiała odpowiedzieć, bała się psuć tych słów. Też tęskniła i to strasznie. Zbyt mocno.
- Co z waszą trasą koncertową?- zapytała ponownie. Dan się zaśmiał co poczuła na policzku który miała na jego torsie.
- Nie odpuścisz... - stwierdził i pogładził jej plecy.- Do 19 września mamy wolne... 
- Przeze mnie... -jęknęła obwiniając się znowu. 
- Nie tylko... okazało się że Will ma szybciej ślub...- zaśmiał się.- Okazuje się że powoli robi się małe Bastille Junior....- wyjawił i zacisnął usta roześmiany. blue usiadła na jego kolanach tak aby spojrzeć mu w oczy.
- Will będzie tatą?!
Dan jedynie pokiwał głową i dziewczyna aż pisnęła z radości.


Kolejny rozdział, trochę spokojniejszy
ale nie przyzwyczajcie się :)
Jak się podoba?
Zapraszam do komentowania!

13 komentarzy:

  1. OMG Blan , Blan i jeszcze raz Blan! Kocham Cie za to :> Rozdział bardzo fajny :) Will w roli taty - ciekawy pomysł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ano :D i nagle wyobraziłam sobie jak żona zostawi pod opieką Willa maleństwo i całe Bastille będzie wychowywać małe dziecko przez pół dnia :D *_*

      Usuń
  2. Kolejne miłe zaskoczenie! Uwielbiam czytać co piszesz, U WIEL BIAM ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o jak miło *_* ja uwielbiam jak "starzy" czytelnicy wracają ... jesteś prawdopodobnie jedną z niewielu które są od początku :) Dzięki i zachęcam do pisania komentarzy :)

      Usuń
  3. *- Z Bastille?
    - Bo ja ci tam wiem skąd oni przyjechali...*.- Mama Blue aka miszcz wszystkiego , tak się na tym śmiałam,hahaha kocham .
    No ale ,ale od początku
    Rozdział bardzo spokojny , dobrze że już lepiej z Biublusią <3 odwiązali ją , nie ma kroplówek,może wychodzić na spacery..ohhh.....hmmm...wiesz ? Czuje że Dan ,czuje coś do Blum i to nie jest tylko przyjaźń ;D Jak się ciesze że Smith nie uznał jej za wariatkę pomimo tego że jest w zakładzie psychiatrycznym (Choroszcz !- miejscowość obok ,której mieszkami jest tam psychiatryk) .
    Rodzice Blum wyjeżdżają by opiekować się babcią , szykuje się imprezaaaa( z fajerwerkami,nic,nic.) czy nie jestem podła ? owszem, jestem.Widzisz ?już nawet sama sobie odpowiadam ....dalej....hmm..to słodkie że Mama Blum polubiła Dana,coś czuję że będzie go widywała częściej.A poza tym Smithu jest taki opiekuńczy,nie sądzisz? I przyniósł jej soczek , chociaż nie prosiła. Dobrze że wyszli na spacer i pogadali sobie ,i to że tak ułomnie ją przeprosił , tak pędraku (No, I don't want no scrub a scrub is a guy that can't get no love from me)Ale po mimo to jest kochany i przytulił ją i wziął na kolanka (Kolanka Trynkiewicza -mwahahahhaha ,przepraszam,już kontynuuję )Kto by nie chciał siedzieć na tych kolanach ! i niespodzianka poDANA przez Dana , taki wiesz nius z pierwszej półki , taki chodzące paparazzi , i wesz takie wszystko wie i wszystko słyszy, nieco dziennikarka z Bravo Girl .William Farquardson będzie tatusiem !Jeahh! A jeśli urodzi się dziecko z brodą i będzie Konczia ?! ; O - w sumie dziwne że Blum sie cieszy z koro ,Will jej nie lubi/ł ?
    Hehhehhe napięcie erotyczno-nienawistne do siebie wróciło *..* -Lubie to !
    Czekam na następny,nie pośpieszam bo wiem jak to jest pisać ;)
    Dużo weny i chęci do pisania
    Dziś krótki komentarz bo mam trochę humor - wiesz czemu :C
    Pozdrawiam całuski
    Twoja Anesia xo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aneta bierz mnie serio :D
      Kocham twoje komentarze!
      A czemu ma się nie cieszyć że jeden z Bastille będzie tatuśkiem?
      Kolana Trynkiewicza... kuwa Aneta serio rozwalasz, nawet matka Blum tak nie rozwala jak ty :D
      Jesteś podła ale cię za to kocham :@
      I spoko dasz radę!
      Trzymam, a ciebie kciuki :)
      I w tyłek za dużo nie wsadzasz bo wiesz... :D

      Usuń
  4. Witaj, otrzymujesz nominację do Liebster Blog Awards. Więcej informacji i zasady znajdziesz tutaj:
    http://anna-anastasia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. A już myślałam, że dojdzie do pocałunku Blan :P Kiedy next? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ok. Przeczytałam wszytko i jako iż nie chciałam rozwodzić się pod każdym rozdziałem, to tutaj postaram się zebrać wszystkie myśli w spójną całość.

    Wiadomo, że zdarzają się błędy interpunkcyjne, powtórzeniowe i różne inne, których nazwać nie umiem, bo polonistką nie jestem, a za dużo czytam, aby nie zwrócić na nie uwagi, jednakże tobie mogę to wybaczyć. Dlaczego? Historia jest na tyle wciągająca i dopracowana, że gdybym tylko mogła, to dałabym Ci za nią Nobla. Są w niej elementy, w których taki ponurak, jak ja zaśmiał się na głos, co oczywiście sprowokowało moja rodzinę do kolejnego stwierdzenia, iż ich Patrycja ma chyba nie po kolei we łbie, skoro śmieje się do monitora...
    Potrafisz budować napięcie i zaskakiwać, co ja osobiście bardzo cenię (chociaż już od pierwszej chwili wiedziałam, że Monik jest za wszystko odpowiedzialna), bo często przerywam czytanie książek, oglądanie filmów, czy też seriali, bo stają się one dla mnie zbyt przewidywalne... Dlatego kolejny plus dla ciebie.
    W niektórych momentach serce zaczynało mi szybciej bić, a niekiedy zdarzało się nawet, że czytałam zdanie po kilka razy, bo nie dowierzałam w to co widzę (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu).
    Kolejna rzeczą jaką uwielbiam w tym opowiadaniu są dialogi, które czasami skracasz pisząc coś w stylu: "dalej ich rozmowa potoczyła się sama". Oczywiście nie mam Ci tego za złe, bo jest to jak najbardziej używane we właściwy sposób, ale czasami, aż mi szkoda, że nie mogę sobie poczytać tego więcej. Chociaż czasami nadużywasz "..." co rzuca się w oczy.

    Bardzo podoba mi się to, jak ukazałaś postać Dana, jako iż sama nigdy nie pomyślałam, aby ukazać go właśnie w takim świetle. Natomiast postać Woddiego... byłam pozytywnie zaskoczona. Tak, jak niektórzy o nim zapominają, tak ty potrafiłaś wykreować na godną uwagi postać, która odgrywa w opowiadaniu nie małą rolę.
    Problem pojawia się w głównej bohaterce... tak, jak inni ją uwielbiają za to, że jest taka delikatna i kobieca, tak ja właśnie się z tym męczę. Z reguły jestem uprzedzona do płaczliwych postaci z uszczerbkiem na psychice, ale Blu należy do tych, które naprawdę na się lubić. Nie ukrywam, że nazwanie jej "Blublusią" i sympatyczna postawa Kyla wobec niej sie do tego w pewien sposób przyczyniło.

    Cała historia mogłaby się równie dobrze skończyć w momencie, gdy chłopacy z Bastille przepraszają Blu i dodania "I żyli długo i szczęśliwe. KONIEC", bo czasami autorzy przeładowują swoje książki/opowiadania/etc. coraz to nowszymi, wielkimi akcjami, np. główna bohaterka pogodziła się z chłopakami, ale co to? BUM! Wybucha kolejna z dupy wzięta afera, tylko po to, aby ponownie rozdzielić dziewczynę z facetem, który jest jej przeznaczony, bo jakżeby inaczej (bywały i takie przypadki...).
    Chodzi mi o to, że mam nadzieję, że nie będziesz przeciągać swojego opowiadania w nieskończoność, przez jakieś kolejne wydarzenia i na siłę go przedłużać, bo to tylko by zaszkodziło twojemu opowiadaniu, które na chwile obecną, moim zdaniem, jest na bardzo wysokim poziomie, Szkoda by było zepsuć coś takiego.

    Cóż.. natłok myśli, milion rzeczy do powiedzenia i jak to wszystko złożyć w logiczną całość? Czasami mi to nie wychodzi, więc mam nadzieję, że udało Ci się poprawnie rozszyfrować moją wypowiedź, która wydawała się być stosunkowo krótka, a tak na prawdę, to chyba posyłam tu całkiem niezłe wypracowanie, z którego moja była nauczycielka języka polskiego byłaby dumna...
    Podsumowując: opowiadanie bardzo mi się podoba i doceniam ogrom pracy, jakie w nie wkładasz (muszę tu wyróżnić scenę z piosenką "The Draw", bo naprawdę jest doskonała), co automatycznie sprawia, iż potrafię Ci wybaczyć te kilka błędów i niekiedy błędne zastosowanie słowa "bynajmniej" (wybacz... ale przez nową nauczycielkę jestem cholernie wyczulona na wszystkie błędy).
    Tak więc: 11/10 i mam nadzieję, że pomimo drobnej krytyki zmotywowałam Cię do dalszej pracy.

    OdpowiedzUsuń
  7. (wybacz, że w kolejnym komentarzu, ale nie zmieściło się w wyznaczonych kryteriach długości wypowiedzi)

    P.S
    Przez ciebie mam dylemat... nie wiem, czy przedstawić moją historię w formie mangi, czy też opowiadania, co z pewnością zaoszczędziło by mi sporo czasu, ale również uniemożliwiło kilka zaplanowanych rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już na FB pisałam
      Nastała nowa ranga posta, uwaga niecenzuralna nazwa idzie "zakurwiasty".
      A odnośnie bynajmniej to... ja się tego nie nauczyłam :C przyznam się... moje dys i niewiedza wybuchnęły ale...
      dzięki, naprawdę dałaś mi wiele do myślenia, przyjemne wskazówki no i poklepałaś po główce z uśmiechem mamusi która jest dumna z dziecka :D
      Mam nadzieję cię nie zawieść :)

      Usuń
  8. Dziękuję Ci za ten rozdział. Właśnie na to czekałam ;)
    AndziaX

    OdpowiedzUsuń