poniedziałek, 6 października 2014

Opowiadanie "Koralik" rozdział 41. Zakończenie.



               Prawa dłoń, na której znajdowała się złota obrączka powoli pogładziła moją białą suknię, która sięgała mi do samej ziemi. Dookoła mnie roznosił się gwar licznych rozmów i śmiechów gości oraz dźwięki melodii wygrywanej przez orkiestrę. Wzięłam głębszy oddech, zaciskając nerwowo usta po czym rozejrzałam się po wielkiej, jasnej sali. Kilka osób tańczyło w rytm muzyki, zbyt dobrze rozpoznawałam uśmiechnięte twarze, które w mym życiu pojawiły się na przełomie kilku lat. Automatycznie kącik ust uniósł mi się, wytwarzając na mej twarzy tak pożądany uśmiech w ważnym dniu w mym życiu. Nie najważniejszym...
           Wzrok szukał jedynie jednej osoby, która zniknęła niezauważona przeze mnie. Szukając przesunęłam me spojrzenie na okrągły stół, przy którym siedziała jedyna męska para. David i Peter. Nadal razem. Nadal musieli walczyć z licznymi wścibskimi komentarzami. Ich relacje z naszymi rodzicami nieco się ociepliły, David miał prawo wejść do domu wraz z Peterem. Byli spójną całością. W najbliższych planach mieli ślub. Chcieli przypieczętować w ciągu najbliższych miesięcy to, co stworzyli na tak chaotycznym gruncie.
         Obok Davida siedział Chris, uśmiechający się do dziewczyny w swych ramionach. Chrissy, tak oto miała na imię zadziorna blondynka. Była ucieleśnieniem wszystkiego, czego mógł perkusista pragnąć od losu. Sprawiała, że stał się szczęśliwym człowiekiem. Woody spojrzał w moją stronę, jakby wyczuwając mój wzrok, po czym obdarzył mnie tak znanym mi dobrze ciepłym uśmiechem i pokiwał ręką. Nigdy nasza przyjaźń się nie zmieniła. On zawsze był. Tym bardziej cieszyłam się z pojawienia tej dziewczyny w jego życiu. Znali się już ponad rok. Cieszyłam się dodatkowo z tego, że zrozumiał jak bardzo się mylił co do uczucia którym mnie darzył. Woody... mój ukochany przyjaciel.
-Mamo!- z zamyślenia wyrwał mnie uradowany, cieniutki głosik małej dziewczynki, która stała za mną. Odwróciłam się przodem do niej. 
            Miała niecałe sześć lat. Jej policzki były różowe od biegania wraz z innymi dziećmi. Niebieskie oczy były istnym odzwierciedleniem oczu jej ojca, natomiast odcień ciemnych włosów,  które sięgały jej do łopatek sprawiały, że przypominała mnie z starych fotografii.
- Ros...- zaśmiałam się przytulając córeczkę do siebie.- Jesteś cała spocona.- zauważyłam ocierając czoło dziewczynki.
- Mamooo... bendziesz ksienznickom juszzz zafsze?- zapytała z tak słyszalną wadą wymowy.
Ukucnęła przed nią rozczulona słowami. Była tak żywym dzieckiem. Uśmiech nigdy nie znikał jej z twarzy. Budowała we mnie niesamowite uczucia. Tak mały człowieczek był iskierką w mym życiu. Zawsze było jej pełno, zawsze miała dużo do powiedzenia.
- Niestety... Mama będzie księżniczką tylko dziś.- wyjaśniłam łapiąc córkę za rączki.
- A tata mófił, że ja jestem jego króleffenką.- pochwaliła się, a gdy usta wygięły się w uśmiechu, w jej pucołowatych policzkach ujawniły się dołeczki, tak bardzo podobne do tych Dana. Z mniejszym uśmiechem dotknęłam dłonią jej policzka.
- Tata zawsze będzie cię kochał.- przypomniałam jej, jak miałam w nawyku.
- I ja kocham go...ciebie mamo teszzz.- przeciągle mówiła. Rzuciła się mi na szyję. Przymknęła oczy obejmując w swych ramionach malutkie ciałko. Jedyny cud jaki zrodził się w mym życiu.
- Kocham cię Ros.- szepnęłam czując łzy pod powiekami. Zawsze zbyt mocno przeżywałam, mówiąc to córce. Ucałowałam ciemne główkę dziecka.
- A Tom zucał we mnie paróffkami!-- przypomniała sobie, wykrzywiając usteczka w podkówkę,skarżąc na młodszego od siebie o dwa lata rudowłosego chłopca. Podniosłam się z ziemi kiedy obok nas przebiegał z patykiem w ręce. Nicpoń odziedziczył iskrę charakteru po rodzicach.
- Choć... zaradzimy coś z tym.- puściłam oczko do córki i razem ruszyłyśmy do jednego z licznych stołów. Siedziała tam ciężarna Caroline, spodziewająca się bliźniaczków oraz Kyle.
- Blubluś! - powiedział z zachwytem brodacz, zauważając mnie. Nadal nie zmienił nic w nastawieniu do mnie. To było chyba w tym wszystkim najpiękniejsze.
- Mam małą sprawę...Twój pierworodny, rzuca parówkami w Małą.- powiedziałam mu na ucho kiedy brał Ros na kolana. Byłą jego ulubienicą, którą oczywiście uczył jeść Kyle'a kanapki. Brodacz był ojcem chrzestnym dla Ros.
- Czego ty od niego chcesz? Jest rudy...- prychnął zabawnie, a Caro spiorunowała go wejrzeniem. Nigdy ich związek nie należał do tych spokojnych i miarowych. Nadal byli bujnym małżeństwem przepełnionym kłótniami ale i dużą miłością. Trochę się jedynie wyciszyli po pojawieniu się Toma.
- A może dlatego, że ma takiego ojca?- zasyczała ciężarna.
- I mamuśkę...- wymruczał jej, dając buziaka w policzek. Ros z śmiechem zakryła oczy, robiąc obrzydzoną minę. Prze tyle lat Kyle wreszcie nauczył się nieco naprawiać ich kłótnie innym sposobem niżeli seks. Zaśmiałam się.
- Kyle...- przypomniałam u o sprawie.
- No doobra... pójdę do niego... nauczę go odpinania staników laską siłą woli.- posłał mi oczko z kąśliwym uśmieszkiem, a Ros szczypnął w brzuch. Mała zapiszczała śmiejąc się.
- Pa wuja!- zawołała machając, kiedy brodacz odchodził od stolika.
- Jak się czujesz?- zapytałam przyjaciółkę.
- Jeśli Tom dużo kopał to teraz mam tam stado biegających wołów. Dwupak to wcale nie taka fajna sprawa...- westchnęła Caro poprawiając swego koka. Spojrzałam na swą córkę, która zrobiła wielkie oczy słysząc słowa rudowłosej. Miała bardzo bujną wyobraźnię jak na tak małe dziecko, jednocześnie była inteligentna.
- Ros... ciocia żartuje. Porównuje tylko tak dzieci w jej brzuszku. Nie ma tam wołów.- zaśmiałam się gładząc rozpuszczone włosy dziewczynki. Przypomniałam sobie o osobie której szukałam. Znowu uniosłam wzrok szukając tej jednej twarzy.
- Blue, a ty nie tańczysz? Jako panna młoda, masz pewne obowiązki.- znalazł się przy moim boku brat, obejmując mnie ramieniem.
- Muszę poszukać Dana... gdzieś zniknął.- szepnęłam mu do ucha. David westchnął bezsilnie. Ich relacja nadal była na niepewnym gruncie choć znali się już niedługo za siedem lat.
- Może daj mu trochę czasu? To dla niego kolejny krok...- stwierdził z błagalnym wzrokiem.
- Zaopiekuj się małą.- poprosiłam po czym kucnęłam przed córką.
- Ros muszę odszukać tatusia... wuja David się tobą zajmie dobrze? Słuchaj się go.- powiedziałam, patrząc w niebieskie oczy dziewczynki.
- Mogem iść do tatusia?- zapytała.
- Przyprowadzę tatusia aby z tobą potańczył dobrze?- poprosiłam wymyślając na poczekaniu owe rozwiązanie. Ros była bardzo usłuchanym dzieckiem, przez co radośnie potrząsnęła głową na ową propozycję. Dałam jej buziaka w policzek, a następnym obdarowałam brata, który zmarszczył brwi zaniepokojony tym wszystkim co zamierzałam zrobić. 
Czułam, że muszę. 
Tego dnia. 
         Ruszyłam do tylnych drzwi sali, które prowadziły do wielkiego ogrodu. Ślub odbywał się w ośrodku czasowym, a ogród był pełny zaułków i zakamarków. Czułam, że właśnie tam znajdę Dana. Serce biło mi mocno idąc kamienną ścieżką, kierowana przez instynkt. W jednej z oddalonych drewnianych altanek o okrągłym kształcie zauważyłam cień. Nieliczne lampki pozwalały mi rozpoznać sylwetkę mężczyzny. Zacisnęłam dłoń na rzemyku,  który miałam zawiązany na nadgarstku. Nadal widniał na nim różowy Koralik Zagryzłam dolną wargę idąc najciszej jak potrafiła. Przekroczyłam próg drewnianej altanki. Dan oparty łokciami o barierkę patrzył przed siebie. Wiedziałam jednak, że wyczuł moją obecność. Mieliśmy to już w krwi. Każdy gest, każda mimika. Ciężko było mi oddychać. Dan powolnym ruchem odwrócił się przodem do mnie. Miarowe światło pojedynczych lampek oświecało jego twarz. Czas był dla niego łaskawy. Prócz kilku zmarszczek koło ust i oczu oraz pierwszych siwych włosów na skroni niemal się nie zmienił. Zmienił fryzurę. Wyglądał znacznie poważniej w garniturze, który miał na sobie. Był już kimś innym. Nie był szalonym piosenkarzem żyjącym chwilą. 
        Właściwie... nie miał już gdzie śpiewać. Trzy lata temu Bastille ogłosiło zakończenie wszelkich tras koncertowych. Każdy z chłopaków poszedł we własną stronę. Woody pracował w londyńskim teatrze w orkiestrze. Kyle otworzył sklep muzyczny. Will choć nie mógł być na weselu, przejął rodzinny interes po swym ojcu. A Dan? Ustabilizował swe życie dopiero rok temu. Otworzył wytwórnię płyt, pomagał młodym talentom z całego świata odnieś to co udało się Bastille.
- To mogłem być ja...- odezwał się po raz pierwszy do mnie tego dnia. Uciekłam wzrokiem pod naciskiem jego niebieskich oczu.
- Dan..- szepnęłam.
         W mym życiu trzy lata temu pojawił się mężczyzna. Właściwie poznałam go znacznie wcześniej. Nie miałam usłanego życia różami. Po narodzinach Ros długo dochodziłam do siebie. W pierwszych tygodniach Dan był, jednak znowu musiał wrócić do koncertów, fanek... Nadal nienawidziłam go za to, co zrobił. Nie miałam zaufania. Zawsze twierdziłam, że widzę go ostatni raz w życiu, że zniknie. Jednocześnie nikt prócz mnie lub niego nie mógł brać na ręce małej. Bałam się. Była wszystkim tym co zostało po miłości do Dana. A raczej było ucieleśnieniem tego co nadal też czułam. Nigdy nie przestałam go kochać i może dlatego to był mój błąd? Byłam jednym wielkim zastrzeżeniem. Dzięki pomocy przyjaciół wyszłam na prostą. Choć nigdy nikomu o tym nie powiedziałam, zawsze czekałam na to aby Smith powiedział mi abym na niego poczekała. 
       Czy byłam wstanie mu wybaczyć zdradę? Tak. Wybaczałam mu za każdym razem, gdy zjawiał się w domu Davida i Petera. Przyjeżdżał naprawdę często. Chciał zajmować się małą, chciał być kiedy pojawiły się jej pierwsze grymasy. Kilka razy chciał mnie. Chciał próbować... jednak nie umiałam dać mu kolejnej szansy. Na temat naszych uczuć milczeliśmy. Ufałam mu w sprawach dotyczących Ros. Kiedy była chora umiał rzucić wszystko by przyjechać do nas. Kiedy pierwszy raz szła do przedszkola, był razem ze mną przy drzwiach od sali gdzie zaczynała poznawać swoich rówieśników. Był przy mnie kiedy był dzień matki, kiedy płakałam z rozczulenia bo zaśpiewała nam pierwszą nauczoną w przedszkolu piosenkę. Mała uwielbiała go, a on kochał ją nad życie. Jednak... nie miałam pewności co do tego co z nami będzie. 
        Wytrzymałam trzy lata w niepewności i oczekiwaniu. Pewnego dnia na swej drodze spotkałam mężczyznę spotkanego na weselu Willa. Alfredo... zmienił się. Był kimś kogo potrzebowałam. Najważniejszą cechą był fakt, że nie znikał na długie dni, że był stabilny w wszystkim co robił, nigdy mnie nie okłamał i nie zdradził. Dawał bezpieczeństwo i pewną przyszłość. Wiedział, że kocham Dana, jednak też zdawał sobie sprawę, że z biegiem czasu i do niego moje uczucie się pojawiło. Nie tak silne, jednak było. Dan choć szczerej niechęci do mężczyzny nigdy nie zareagował. Prawdopodobnie wystarczyłoby jedno słowo abym wszystko dla niego rzuciła. Jednak ono nie padło. Dan ocknął się niedawno zdając sobie sprawę, że mnie traci. Widziałam jak chce odsunąć się w cień. Nie mogłam mu na to pozwolić.
- Gdybym nie był takim debilem.- westchnął rozmasowując palcami oczy. Zrobiłam niepewny krok ku niemu.
- Nie mów o tym... proszę. To wszystko już... nie ma sensu.- poprosiłam.
- Nienawidzę go za to...że będzie mieć prawo cię dotykać... że ma do ciebie większe prawo ode mnie. Jednak jednocześnie wiem, że da wam to co ja nie umiałem. To wasze życie... chcę dla was jak najlepiej.- zauważył również przybliżając się do mnie. Widziałam ból wyrysowany na jego twarzy.
- Ty zawsze będziesz w naszym życiu. Ros cię potrzebuje. Nie pozwolę ci na zniknięcie.- powiedziałam zbyt hardo. Zbyt mocno ujawniłam tak bardzo skrywane drugie dno w tej wypowiedzi. Dan przecząco pokiwał głową, chcąc przeczesać w odruchu włosy, jednak były za krótkie. Spojrzał na mnie przybliżając się jeszcze bardziej. Dzielił nas metr.
- Psuję najważniejszą noc w twoim życiu. Powinnaś być przy mężu.- stwierdził zerkając w stronę sali z której wydobywała się rozmyta muzyka. Ja jednak patrzyłam tylko na niego.
- Pozwól, że ostatniej nocy, w której zamykam coś z przeszłości, będę decydować sama.- poprosiłam ściszonym głosem. Ten przytaknął bezgłośnie.
- Nie tańczyłem dziś jeszcze z tobą... -zauważył robiąc krok w przód. Wystarczył jeden aby znalazł się zbyt blisko mnie. Tyle miesięcy, tyle lat nasze ciała nie mogły się stykać poza serdecznych gestów przyjaciół... kompanów w wychowywaniu dziecka. 
          Uciekłam wzrokiem gdzieś na ziemię. Ułożył swoją jedną dłoń na moich plecach. Poczułam przez cienką koronkę ciepło zakazanych dłoni. Odruchowo, całkowicie niepowołanie, przymknęłam oczy czując rosnącą gulę w gardle. Dan westchnął zaciskając usta. Słyszałam jak jego oddech staje się płytki. Zbadał wzrokiem moją twarz, a następnie ujął wolną dłonią moją dłoń. Musiałam zebrać się w sobie aby przyjąć postawę do tańca. Powoli zaczął kołysać się w takt muzyki, było to raczej stąpanie z nogi na nogę.
- Jesteś piękna.- szepnął mi do ucha, a oddech jakim obdarzył moją skórę wywołał u mnie gęsią skórkę.
- Dan...- jęknęłam spoglądając na niego.
- Pozwól, że ostatniej nocy, w której cię tracę na zawszę będę mógł mówić co chcę.- wykorzystał moje słowa jak to miał w nawyku. Kącik jego ust uniósł się lekko jednak nie dosięgało to jego oczu.
- Nie mogę ci tego zabronić...- zauważyłam badając jego twarz swoim wzrokiem. Dłoń którą trzymał moją rękę, znalazła się po chwili na moim policzki. Z opóźnionym refleksem zauważyłam, że już wcale nie tańczymy.
- Nie rób tego...- zdałam sobie sprawę co chce zrobić. Chciałam nawet się odsunąć, jednak miał więcej siły niż ja.
-Nie robiłem tego bo cierpiałaś, czekałem aż mi wybaczysz, czekałem aż mała nieco podrośnie, czekałem nawet kiedy on zjawił się w twym życiu... Czekałem za długo. Proszę. Nigdy więcej nie będę mógł mieć cię w ramionach... nigdy więcej nie będę mógł poczuć tak jakbym był cząstką ciebie... nigdy więcej nie będę mieć nadziei, że kiedyś nam się ułoży. Nigdy więcej nie zrobię tego w stosunku do ciebie... ale pozwól mi... pozwól mi ten ostatni raz pokazać ci, że kocham ciebie i będę kochał tylko ciebie do osranych, samotnych dni w mym życiu.- poprosił, a jego oczy się zaszkliły. Po mym bladym policzku pociekła samotna łza.
- Blue... nigdy nie przestanę cię kochać.- dodał. Uciekłam wzrokiem z trudem łapiąc oddech. Łzy same cisnęły mi się pod powieki.
- Jest za późno... mam męża...kocham go.- odpowiedziałam choć nie to usta chciały mówić, nie to serce podpowiadało. Zacisnęłam dłoń na jego ramieniu.
- Nie mówię ci abyś od niego uciekła... nie wątpię w to, że coś do niego czujesz jednak nie okłamuj mnie że... - zamilkł jakby ugryzł się w język.
- Pozwól mi usłyszeć to ostatni raz...- poprosił bezradny. Nie umiałam walczyć z tym co we mnie rozbudził. Rozdarł wszystko to co ukrywałam tyle lat.
- Kocham cię Dan.- powiedziałam przyjmując łzy na policzki. Dan spojrzał na mnie. Oboje się w tym momencie raniliśmy. Byliśmy świadomi, że nic to nie da, ba wszystko pogorszy jednak czuliśmy potrzebę tej chwili.
- Ja ciebie też kocham.- szepnął by zaraz połączyć nasze usta w pocałunku. 
        Wspomnienia ożyły. Wydawało mi się, że nigdy nic się nie zmieniło, że on zawsze był i całe zło między nami nie miało miejsca. Na początku nasze usta uczyły się siebie od nowa, jednak po chwili zbyt wiele nam się przypomniało. Głodne dłonie mężczyzny znalazły się na mej sukni. Nie mogłam pozwolić na nic więcej niżeli ten zakazany pocałunek. Odsunęłam się od niego ocierając łzy.
- Blue... tak bardzo cię przepraszam.- szepnął po chwili coś na co również czekałam tyle lat. Czułam, że zaraz się rozpadnę. Dlaczego wszystko to działo się dopiero dziś? Wystarczył by rok wcześniej. Teraz zagryzłam dolną wargę zbierając siły.
- Ros chciałaby zatańczyć z ojcem...- powiedziałam starając się aby mój głos nie drżał. Czułam się jakby wszystko się ochłodziło o parę stopni. Dan patrzył na mnie rozumiejąc. To był koniec. Podszedł do mnie obejmując mnie mocno. Nie wiedział ile kosztuje mnie jego dotyk. Już wiedziałam dlaczego tak doszczętnie omijałam go.
- Zawszę będę na ciebie czekał. Na ciebie i Ros...- szepnął całując mnie w głowę po czym odszedł kierując się w stronę sali.
Zostałam sama. 
          Nie walczyłam już z łzami. Usiadłam na drewnianej ławeczce wybuchając spazmami tego co czułam. To był koniec początku. Kiedy usłyszałam kroki otarłam szybko łzy, jednak osoba zauważyła je wcześniej niżeli ja zaczęłam coś z nimi robić.
- Kochanie...- westchnął Alfredo wchodząc do altanki. Usiadł obok mnie. Wtuliłam się w jego ciało zamykając oczy.
- Rozmawiałaś z nim...- nie pytał. Wiedział. Jego wyrozumiałość w tym temacie była niesamowicie wielka. Kochał mnie mocniej niżeli ja mogłam go pokochać.
- Przepraszam...- wyszeptała, kiedy podawał mi paczkę chusteczek. On ucałował mnie w czoło z zrozumieniem w oczach.
- Nie masz za co przepraszać... to dla ciebie trudne. Jesteś moją żoną... Jednak tej nocy musisz mieć czas na zamknięcie przeszłości na zawsze za sobą.- powiedział gładząc moje ramie.
- Jesteś dla mnie za dobry.- stwierdziłam pociągając nieco nosem.
- Nie można być za dobrym dla kogo kogoś kogo się kocha. - zauważył wstając z ławeczki.- Choć...goście czekają na tort.- wziął mnie za rękę po czym powolnym krokiem ruszyliśmy ku sali. W połowie drogi zatrzymałam się.
- Co jest grane?- zapytał nie rozumiejąc dlaczego odchodzę do miejsca gdzie była czarna, spulchniona ziemia. 
        Przykucnęłam nad nią robiąc mały dołek. Z zawzięciem rozwiązałam rzemyk i ściągnęłam z niego koralik. Chwilę pogładziłam plastikowy materiał w palcach po czym wsadziłam go do dołka. Był wszystkimi wspomnieniami. Był wszystkim co symbolizował moją zmianę. Wypadek, dwa lata w zamknięciu, poznanie Bastille, Dan, ciąża...Był moją przeszłością. Szybkim ruchem zasypałam dołek ziemią.
- Co robisz?- Alfredo przybliżył się kiedy wstawałam otrzepując dłonie.
- Zamykam przeszłość...Zakopuję Koralik....


Koniec...
Nie mam słów aby opisać to co obecnie czuję więc...
proszę  tylko aby każdy kto przeczytał Koralika choć w jakimś stopniu zostawił po sobie ślad.
Wybaczcie... jestem rozklejona.
Już w ciągu najbliższych dni nowe opowiadanie pod tytułem "Świeca".
Mam nadzieję, że wrócicie.
Dziękuję, że byliście.
Kocham was...
Tumburulka.

11 komentarzy:

  1. Kama... Coś Ty ze mną zrobiła... Siedzę i płaczę jak małe dziecko i dziękuję Bogu, że przeczytałam to teraz a nie w autobusie jutro rano.. To było.. Piękne. Cudowny Koralik. Ten rozdział... Rozłożył mnie na łopatki. Kiedy zorientowałam się, że to ślub Blue, pomyślałam - może zeszła się z Danem? Później zdałam sobie sprawę, że na pewno nie będzie takiego happy endu i nie wrócili do siebie. Zastanawiając się, kto może być mężem Blubci - pomyślałam - ALFREDO. (pamiętasz to, jak Ci czytam w myślach) ale później myślę, no nieeee, gdzie Alfredo.. A tu nagle KABUUUUUM, Alfredzio wyskakuje z dupy jako mąż Blue. I najgorszy moment w rozdziale... Kiedy Blu rozmawiała z Danem, kiedy się całowali i przytulali... Płakałam jak bóbr.. Potem przestałam, a kiedy Blue zakopywała Koralik, zaczęłam znowu cholernie płakać. Nie, żebybbyło to coś złego, bo to jeat tylko i wyłącznie komplement świqdczący o tym, jak wspaniale potrafisz pisać. Hratuluję z całego serca. I dziękuję, że stworzyłaś coą tak cudownego i tak bardzo mnie poruszyłaś, dziękuję, że miałam zaszczyt czytać to dzieło. Będę za nimi wszystkimi tęsknić, serce boli.. Kocham. ~Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera Kamila zabiję cię! Ja się łódze że tu Blu i Dan, razem, ślub, a ty mi tu z jakimś afropaflo wyskakujesz. Co do cholery?! Why! -Taki mały opierdziel- zaskoczyłaś mnie.... Nic nie mam do. Powiedzenia....ssok

    OdpowiedzUsuń
  3. I ja Ciebie też Kocham Kamcia, za to, że dałaś mi te godziny spędzone na czytaniu, za uronione łezki, za niekontrolowane wybuchy śmiechu spowodowane tekstami Kyle'a i za spojrzenia ludzi w pracy, którzy nie rozumieli czym się tak ekscytuję przy porannej kawie :)
    Zakończenie piękne, ale czuję złość na D&B, że tak zaprzepaścili swoją szansę na miłość.
    Dziękuję za Koralika i będę oczywiście śledzić następne opowiadanie :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja... To jeden z pierwszych razy, kiedy tak przeżywałam to, co zdarzyło się w opowiadaniu. Prawie cały rozdział płakałam. To było nieprzewidywalne zagranie. Oczywiście nie wiem, ile czasu próbowałam się otrząsnąć po rozdziale, żeby móc zacząć pisać komentarz. Dobra, to nawet nie był płacz tylko niezidentyfikowany szloch rozpaczy ;-;
    A teraz monolog.
    Zaczęłam czytać Koralika, kiedy już pojawiło się kilka rozdziałów. Przebrnęłam przez nie, uważając, że Twój talent pisarski nie istnieje. Nie wiem dlaczego, ale kilka dni później znowu wróciłam i czytałam, chociaż miałam tego nie robić. Teraz mogę z całą pewnością stwierdzić, że masz do tego dryg. Widać ogromny wzrost jakości. Poza tym wydaje mi się, iż piszesz nieprzewidywalnie - kolejny plus. No i dobrze grasz na emocjach.
    Gratuluję dotrwania do końca przy Koraliku. Wielu ludzi nie kończy pisanych fanfiction, ale ty tego dokonałaś. Jeszcze raz brawo.

    Pozdrawiam i weny życzę
    Kornelia xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurde.... szczerze to wiedziałam że nie będzie happy endu choć to względne pojęcie i może to było właśnie to. Gdzieś w głębi miałam nadzieję że się jednak zejdą. Ale to by było zbyt proste i nie wszystkie opowiadania muszą sie szczęsliwie kończyć, takie zakończenie to łatwo napisać. Bum! i wszystko wraca do normy jak każdy by chciał. Ale nie tu... Bardzo mi sie podobał ostatni rozdział w sensie zakończenie bo podobał mi się cały Koralik :) Jest pierwszym ff który przeczytałam od początku do końca, niecierpliwie czekając na kolejne rozdziały. Zazwyczaj zaczynałam jakieś i zapominałam później. Był fajnie napisany, łatwo się czytało i zaskakiwał z rozdziału na rozdział :) Wycisnęłaś u mnie wiele łez aż sama sie sobie dziwie :D No i dzięki Tobie to i ja zaczęłam pisać swoje ff za Ci bardzo dziękuję :) Czekam niecierpliwie na kolejne opowiadanie... Muszę ochłonąć :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale jak to...on...a ona...z nim...CO!? ;-;
    Ja tu sie kurde jakieś hepi endy czy coś tam jak to sie mówi, Blue bedzie z Danem a ty dupa :'(
    Ehh trudno... Czekam na nowe opowiadanie xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejuś jejuś. Jestem rozerwana emocjonalnie w tym momencie, popadam w depreche i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Czuję, że... a właściwie to teraz nic nie czuję hahah tak jakbym nie istniała i nic nie istniało. Nie wierzę, że potrafisz tak wstrząsnąć emocjami, łoo ludzie. Jestem na prawdę pełna podziwu za całego Koralika. Byłam tutaj od samiusiego początku. Kiedy na Bastille Poland dodałaś link do Tumburulki i od razu dałam go w zakładki. Było to moje zdecydowanie ulubione ff(chociaż ja nawet tego ''ff'' nie chcę nazywać, to jest ''dzieło'':D ) Koralik był dla mnie taki inny i wyjątkowy, że aż nie mam słów. No, a ZAKOŃCZENIE było również mistrzowskie, serio Kamila ja nie mogę, ale to wszystko takie nieprzewidywalne i na początku czytam, że biała suknia, obrączka i banan na twarzy się pojawia, że Blum wzięła ślub z Danem a tu nagle bomba emocji i łzy w oczach miałam jak rozmawiali ten ostatni raz i jak zakopywała ten koralik. Ale z jednej strony wszystko dobrze się zakończyło i jak zazwyczaj bywa, że czytelnik ma sam dokończyć sobie każde opowiadanie to ja dokańczam je w taki sposób: Za te parę lat Alfredo zrobi coś strasznie okropnego co zrani Blue, a ona nie będzie mogła się po tym pozbierać i kiedy spotka się z Danem któregoś razu to ich uczucia ożyją tak serio serio i będzie szczęśliwa rodzinka już na dłuuuuugie dłuuuuuuuugie lata, do końca życia:) I jak tak sobie to dokończyłam to jest mi o wiele lepiej hahaha.
    Od początku Tumburulki mówiłam, że nie umiem pisać komentarzy. No, a tutaj wszystko samo na język mi przychodzi i to z taką łatwością, że mogłabym tu pisać jeszcze dłużej:D
    Kocham Cię za to wszystko no i, że mogłam cieszyć się z każdym nowym rozdziałem i za te wybuchy śmiechu i szklanki w oczach i za ukazanie Bastille w taki sposób. Dziękuję<3

    OdpowiedzUsuń
  8. O jezu ;'( płaczę wiedziałam że nie będzie happy endu ale Alfredo ?! ;-; no cóż .NAJLEPSZE FF jakie czytałam ♥ Czekam na następne i mam nadzieję że będzie tak cholernie dobre jak to ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Cholera, poryczalam się jak małe dziecko... wspaniały rozdział, ale jednak wolałabym gdyby na miejscu Alfredo byl Dan. Ehh no ale ok, nie można mieć wszystkiego :P tak czy inaczej : RYCZE I NIE MOGE PRZESTAĆ! // G.B.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kompletnie nie wiem co napisać, jak wyrazić to co czuję po tym rozdziale, więc po prostu piszę cokolwiek, żebyś wiedziała, że jestem obecna i nie opuszczę tego bloga :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Płaczę. NIe mam słów, by opisać moje odczucia...

    Kochana, jesteś niesamowita.

    Pozdrawiam i ślę buziaki, no_princess :*

    OdpowiedzUsuń