czwartek, 14 sierpnia 2014

Opowiadanie "Koralik" rozdział 14.

                                                               14.

            Idąc powoli w stronę wielkiego stadionu czuła się dwuznacznie. Dlaczego? Czuła, że robi dobrze, bo przecież  dlaczego by nie? Nic się nie stało, tak to sobie tłumaczyła. Nie mogła przez ten malutki moment fiksować. Nie przez coś takiego. Woody był zawsze dla niej niczym przyjaciel, najlepszy kumpel brata, to nie mogło przepaść. Podchodząc do niewielkiej bramki zauważyła zaparkowany stary mercedes. Uśmiechnęła się wiedząc kogo tu przywiózł. Nim się obejrzała, usłyszała, że ktoś biegnie w jej stronę. Kyle. Na twarzy dziewczyny pojawił się równie wielki i serdeczny uśmiech co jego. Brodacz tak łatwo zdobył jej zaufanie, aż było to niemożliwe. Została mocno przytulona przez patyczaka.
-Blublusia... nigdy więcej nie znikaj tak! Jak w jakimś tanim filmie akcji...No wiesz... uciekająca dziewczyna, jakaś mafia i królewicz ratujący z opał. Aaaa no i wybuchy, dużo wybuchów, za plecami!- poskarżył się dając jej buziaka w czubek głowy. Był taki w tym słodki, że dziewczyna poczuła się jak w ramionach brata.
- Myślę, że bez wybuchów i księcia też damy radę.- stwierdziła odsuwając się od niego.
         Nie, ona nie pasowała do takich ról. Zaraz po tym podeszli Dan i Woody. Przyjaciel spojrzał na nią nie wiedząc co zrobić. Blue nie mogąc na to patrzeć podeszła do niego i przytuliła, jak poprzedniego dnia, jednak nic nie mówiąc. Następny był założyciel Bastille. Jego niebieskie oczy tak jasno świeciły dzięki uśmiechowi na twarzy.
- Nocny Marek...- zaśmiała się podchodząc do niego. W pierwszej chwili oboje nie wiedzieli jak się zachować na powitanie, ale jednak też się przytulili. Ot aby nikogo nie faworyzować.
- Lecimy oglądać boisko!- klasnął w dłonie Kyle, po czym wszyscy ruszyli w stronę wejścia. Oczywiście brodacz chciał pokazać jakim jest dobrym atletą, przedstawiając jak powinno się przeskakiwać przez metalową bramkę.
- Będzie siniak...-powiedział Dan jeszcze przed biegiem swego przyjaciela.
        No i był.
        Kyle nie obliczył długości swych nóg, przez co niemal przewinął się przez bramkę. Blue głośno syknęła marszcząc się przez mentalny ból. Woody cały czas milczał, więc idealnym dla niego wyjściem była pomoc patyczakowi. Dwójka szła powoli nie spiesząc się.
- Chcesz postrzelać do bramki?- zapytał Dan przeczesując włosy.
- Nieszczególnie...- przyznała się. Na ustach bruneta pojawił się wielki uśmiech.
- Chodź na trybuny...- zaproponował.
        W pierwszej chwili nie była pewna, jednak widząc jak Kyle z Chrisem już śmigają na murawę pokiwała głową. Usiedli na małych zielonych krzesełkach, patrząc w milczeniu na dwóch biegających chłopaków na boisku.
- Jak się tutaj dostaliście? Nikt nas stąd nie wygoni?- zapytała rozglądając się po całym boisku.
- Nie... Wiedzą że mieliśmy tu przyjechać.Chris chciał spełnić swoje marzenie. - stwierdził Dan, zerkając na nią, jakby dopiero teraz ją zauważył. Blue więc uśmiechnęła się i oparła nogi o krzesełka w niższym rzędzie. Znowu zapadła ta cisza, jedna z tych, które ich nie gryzły. Słyszała krzyki brodacza, który kopał piłkę.
- Dlaczego Woody jest taki inny? Pokłóciliście się?- zapytał nagle Dan spoglądając ciągle na towarzyszkę, przy czym bawił się swoją gumową bransoletką na nadgarstku. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona po czym zmieszała się. Jeszcze brakowałoby stwierdzić że chodzi na tajemne schadzki z Chrisem. Aż się skrzywiła.
- Skąd wiesz, że widziałam się z nim?- odbiła pałeczkę. Dan uśmiechnął się nieco zmieszany i spuścił z niej wzrok.
- Pytał mnie czy da się namierzyć telefon... - powiedział ciszej po czym spojrzał na nią tak niewinnie.- No i się da...- uśmiechnął się szerzej, że na jego policzkach pojawiły się linie od uśmiechu. Blue nie mogła nie odwzajemnić tego. No tak, miała do czynienia z maniakiem jeśli chodzi o telefony, aplikacje i technologie.
- Więc?- dopytywał po dłuższej przerwie. Blum przeniosła wzrok na boisku podążając za przyjacielem z dzieciństwa.
- Nie, nie pokłóciliśmy się... tylko. - zacisnęła usta i spojrzała na swe splecione palce na udach.- On ma duże poczucie winy w stosunku do mnie... I przez to robi wiele rzeczy, myśląc, że dzięki temu ja poczuję się lepiej. Nie mam mu tego za złe... ale nie zawsze to pomaga. Woody to dobry chłopak... kumpel z dawnych lat...- powiedziała szczerze i westchnęła.
- Ale?- zapytał nie patrząc na nią. Nie chciał być wścibski. Dan miał coś w sobie, tą łatwość zadawania pytań, jednak trudniej mu było być tą odpowiadającą osobą. Blue uniosła wzrok i jakby niczego nie widziała.
- Spróbował mnie pocałować...-powiedziała cicho po czym zerwała się na równe nogi i zaczęła krążyć nieco po rzędzie krzeseł. Wróciła po chwili i usiadła obok Dana.
- To beznadziejne, że tobie o tym mówię... ale... widzisz sam jak on reaguje. Teraz się obwinia, obwiniałby się gdyby mnie pocałował, wiecznie się obwinia... Odsunęłam się w porę. Teraz nie wiem co on myśli... dla mnie to niewiele zmienia. Ja nie kocham go, a on mnie nie kocha. Pomimo głupot przyjaciel będzie przyjacielem... Nawet jakby Kyle coś takiego zrobił tobie, to co byś zrobił?- zapytała wpadając w swój nerwowy słowotok. Dan uśmiechnął się pomimo wszystko słysząc jej pytanie.
- Lepiej aby Kyle nie próbował mnie całować...- próbował ją rozśmieszyć i się mu udało. Zaśmiała się bezsilnie chowając twarz w dłonie.
- On się chyba boi że straci przyjaciółkę.- dodał po chwili poważnie. Westchnęła opierając się znów na krzesełku i zamknęła oczy.
- Ostatnio wszyscy o zbyt wiele się boją. Jestem jak jajko... można zwariować kiedy każdy zbyt mocno skacze... jednak są bodźce, które potrafią momentalnie zbić całą skorupkę. Nie wiem co wierzyć... w kogo. Każdy chce dobrze ale na jakich warunkach... kiedy to jest przesadzone, a kiedy odpowiednie... - mówiła nieco urywając końcówki słów. Dan jedynie przeczesał włosy palcami.
- Jak ogień?- zapytał bardzo cicho. Ona spojrzała na niego oniemiała. On widząc jej zdziwienie westchnął, wiedząc że za daleko się posunął.
- Ważne że są przy tobie.- odpowiedział krótko lecz treściwie. Blue spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie. Jego niebieskie oczy były takie nieśmiałe w tym spojrzeniu, że jedynie Blue jeszcze bardziej się uśmiechnęła.
-Gdzieś ty się chował, że jeszcze nie jesteś zepsuty?- powiedziała zbyt szczerze. To tylko sprawiło że mężczyzna spojrzał gdzieś w bok uśmiechając się z zakłopotaniem.
- Chodź, idziemy wziąć te dzieciaczki na obiad...- powiedział wstając nagle i podciągając swoje czarne spodnie. Blue zrozumiała. Nie myliła się. Był nietypowy, nie zepsuty, i w dodatku nie chciał się do tego przyznać.
- Dobrze tato...- zaśmiała się idąc za nim.
           Niedługo po tym znaleźli się w niewielkiej knajpce. Była pewna, że drugi raz by do niej nie trafiła. Była ona ukryta w jakiejś niewielkiej uliczce, w piwnicy. Jednak to co zobaczyła w środku było miłym zaskoczeniem. Kameralny klimat był wyczuwalny. Od wejścia cała trójka zaczęła się witać z nieznanymi dziewczynie ludźmi. Uśmiechała się zerkając na boki. W końcu znaleźli się przy barze gdzie siedział Will.
- W końcu przyjechaliście.- westchnął odkładając piwo na bar. Blue jednak nie podeszła od razu, pierw chciała zamknąć pewną sprawę. Wzięła Chrisa za rękę i odciągnęła go na bok.
- Jesteś zły?- zapytała próbując uchwycić jego spojrzenie. Woody westchnął wznosząc głowę ku niebu.
- Nie... to raczej ty jesteś wściekła.
- Ja?!- zdziwiła się a jej głos podwyższył się o kilka tonów. Wzięła głębszy oddech.- Nie jestem na ciebie zła... nie mam o co. Bo nic się nie stało... Nadal jesteś moim Chrisem.- dotknęła jego ramienia przez co spojrzał na nią.
- Odpowiedz mi... ty mnie kochasz?- zapytała łapiąc oddech, z trudem przeszło jej to pytanie przez gardło. Pierwszym momencie Woody był zaszokowany po czym zrozumiał o co jej chodzi.
- Nie, nie kocham cię... nie chciałem pocałować bo mi rozporek kazał... chciałem abyś się już przestała zadręczać.- wytłumaczył.
- To nie mam o co być zła... - wytłumaczyła i przytuliła go.
              Wrócili do grupy. Tam chłopacy już ucztowali. Wszyscy pili piwo prócz Dana. Przed nim stała butelka z wodą wraz z kurczakiem. Usiadła obok niego, bo tam akurat było miejsce i nim zdążyła coś powiedzieć zamówił dla niej sok i frytki.
- Ale ty o mnie dbasz!- zacmokała śmiejąc się. Dan jednak był zbyt pochłonięty pałaszowaniem tego co miał na talerzyku.
- No to co chłopaki? Jak zwykle jakiś mały występ? - klasnął w dłonie barman. Każdy popatrzył po sobie.
- Ej ale ja na występy jestem za mało pijany...- westchnął Kyle patrząc na swój pusty kufel. Blue zaśmiała się widząc pianę po piwie na jego wąsach. Jak dziecko.
- Znowu zaczniesz nabijać zły rytm. - westchnął Dan z uśmiechem.
- Ok... - westchnął Chris dopijając piwo.- Perkusista gotowy! Co lecimy?- zapytał wstając z krzesełka i zaczynając klepać swe uda jakby miał zamiast nich werble.
- Oblivion?- zaproponował Will.
- Co takie smętny? Hmm Bad Blood? Flaws?- rzucił Kyle. Dan jednak odłożył wodę, którą właśnie pił i stanął obok Chrisa.
- Chodźcie... Will zaczynasz.- pstryknął na przyjaciela i cała grupka jak jeden mąż ruszyła na niewielkie podwyższenie. Blue uśmiechnęła się jedząc frytki i przyglądając się jednocześnie jak chłopacy przygotowują
- Jesteś pierwszą dziewczyną co tu przyprowadzili.- powiedział nagle mężczyzna za barem. Spojrzała na niego zdziwiona nie rozumiejąc o co chodzi.
- Albo któremuś wpadłaś w oko albo jesteś z rodziny.- stwierdził zabierając kufle chłopaków i znikając gdzieś w głębi baru. 
          Blue nie rozumiała sensu jego słów, więc wolała nawet się tym nie przejmować. Nagle zaczęła płynąć muzyka z elektrycznej gitary Willa. Blue więc przestała jeść i spojrzała na chłopaków. Pierwszy raz mogła ich zobaczyć na żywo. Uśmiechnęła się i odruchowo trzymała za nich kciuki. Co ją zdziwiło Woody nie siedział za perkusją. Wysoki głos Dana rozpłynął się po barze i wszyscy zamilkli. Dziewczyna rozejrzała się po publiczności. Jak rzucony czar. Wróciła wzrokiem Dana i zaczęło się.










Drżała widząc to wszystko. Muzyka, słowa, to co robili. Mocne dźwięki...synchronizacja gitar, Dan który dobijał na perkusji dodatkowe dźwięki. Widziała jak to ich zapełnia, jak są w tym,poza wszystkim. Nawet końcowa solówka Kyle'a dała jej niesamowitych uczuć. Jednak ona osunęła się z krzesełka i wycofała się do drzwi wyjściowych. Dopiero gdy odwróciła się aby ująć klamkę Dan zauważył ją. Od razu po nim Woody. Ona musiała wyjść. Od razu przywitało ją chłodne powietrze wieczoru. Deszczowe chmury sprawiły, że było ciemno na dworze. Nie wiedziała nawet w którą stronę iść. Wtedy zaraz obok niej znalezło się dwóch członków z zespołu.
-Co się stało?- zapytał Woody.
- Specjalnie to zrobiłeś?- obrzuciła dana podchodząc do niego bliżej. Spojrzał na przyjaciela, przeczesując włosy dłonią. Nic jednak nie zapowiadało aby odpowiedział.
- Pogadajcie sobie...- powiedział perkusista i zrobił kwaśną nieco minę zerkając na wyższego od siebie mężczyznę po czym zniknął.
- Dowiem się? To była odpowiedź? Natchnienie? Czy próba... nie wiem już czego!- bezsilnie próbowała jakoś to wszystko uporządkować. Dan spojrzał gdzieś w bok szurając swoim trampkiem w żwirowej ziemi.
- Dobre pytanie...Widzisz...-westchnął po chwili i przeczesał znowu swoje włosy. Chciała mu coś zrobić, zrobić coś w stylu Caroline. Zacisnęła nawet pięści i podeszła do niego bliżej. On jednak zatrzymał ją jednym spojrzeniem. Widziała te zmarszczone brwi i niepewność. Cofnęła się o krok i jęknęła głośniej.
- Kochasie...-  z knajpki wyszedł już nieco wzięty Kyle i spojrzał na dwójkę stając pomiędzy nimi.
- Mieliście się pocałować?- zapytał marszcząc brwi i zmierzając każdą osobę od dołu do góry. Blue nie wytrzymała i zaczęła się śmiać. Był to bezsilny śmiech.
- Idziemy się przejść?- zapytał Dan, a Blum jedynie pokiwała głową. Razem z nimi ruszył Kyle. Zaczął im mówić o przygodach z swej młodości, dzięki czemu mieli dość poro do śmiania się.
- A jak tam Caroline ma?- zapytał już nieco proście idąc. Blue zerknęła na Dana jednak ten wzruszył ramionami.
- A o co dokładnie pytasz?- odbiła piłeczkę w stylu Dana.
- Już nic...- westchnął bezsilny chłopak, że aż pozostała dwójka się zdziwiła.
          Gdy byli już stosunkowo daleko od tej małej uliczki zaczął raptownie padać deszcz. Blue i Dan szybko schowali się pod niewielkim daszkiem pewnej wystawy, jednak Kyle był odporny na wszelkie wołania. Nagle zaczął tańczyć wokół zaświeconej latarni przemakając co do nitki.
- On zawariował...- zaśmiała się Blue.
          To nie uszło uwadze brodacza. Podszedł i wyciągnął ją za rękę. W pierwszym momencie zimny deszcz powodował u niej dreszcze, jednak Kyle zaczął nią obracać zachęcając do tańca. Brunetka zaczęła się śmiać i wtórować swemu towarzyszowi. Dan stał w towarzystwie jakiś nieznanych sobie ludzi pod daszkiem śmiejąc się z nich na głos.
- A teraz jak na filmach!- klasnął Kyle w dłonie i chwycił Blue mocno w swe ramiona przybliżając do siebie jak najbliżej. Ich brązowe oczy nagle się spotkały, a uśmiechy zniknęły. Wszystko zamilkło, nawet śmiech Dana. Wokalista patrzył na to nie wiedząc co się dzieje. Już robił krok do przodu aby ich jakoś rozdzielić, kiedy jego przyjaciel zaczął zabawnie ruszać brwiami, a Blue znowu się śmiała.
- W końcu jak na filmach!- przyznał brodacz prowadząc za rękę Małą do Dana. Ten patrzył na nich i kiwał głową niedowierzając.
- Moglibyście być rodzeństwem.- stwierdził i spojrzał na dziewczynę, a następnie na towarzyszki obok siebie. Tamte wyśmiewały ich Małą po cichu myśląc, że są cicho. Jednak on to słyszał. Skrzywił się nieco i od razu ruszył zabierając stamtąd tą dwójkę.
- A jednak nie jesteś z cukru?- zapytała rozbawiona już Blue, widać nie usłyszała tamtych słów, i dobrze.
- Chcę być taki jak wy.- stwierdził jednak poważnie.
            Wrócili tą samą drogą do baru. Zabrali Willa i Chrisa. Dan pierw odwiózł przyjaciół, a następnie ruszył w stronę mieszkania Caroliny. Blue skuliła się na przednim siedzeniu nadal będąc mokra. Gdy stanęli na czerwonym świetle kierowca spojrzał na nią.
- Masz...- podał jej z tylnego siedzenia swoją szarą bluzę z wilkiem i zaraz po tym rozkręcił ogrzewanie na maksa.
- Abyś nie była chora... Głupi Kyle... Tańca w deszczu mu się zachciało...- westchnął ruszając z jedynki.
- Nie mu, tylko nam...- poprawiła go dziewczyna nadal się uśmiechając, a jego bluzę ujęła jak kocyk. Zamknęła nieco oczy czując w końcu ciepło.
- I lepiej abym ja była chora niżeli któryś z was...ja nie zarabiam na życie głosem.- stwierdziła ciszej. Dan uśmiechnął się słysząc, że jej oddech staje się miarowy. Długi dzień to był dla całej piątki.


Miał być szybciej odcinek ale...
złapał mnie koncert Bastille na żywo  <3
Oh... musiałam :D
Jak reakcje? co sądzicie?
Zapraszam do komentowania!

5 komentarzy:

  1. Oooooo...
    Ładne rzeczy, ładne...
    Kyle to taka pocieszna istotka. Taki zabawny i śmiechowy xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej jak dużo Blan w jednym rozdziale! Końcówka była taka słodka jak Dan dał Blue swoją bluzę. Jej *u* A tak w ogóle to super ze w końcu jest jakiś długi rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Anomalia pisarska z tą długością :D Wymagało te wydarzenie :) Dobrze, że się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że Kyle wszystkim kojarzy się z takim dzieciakiem :d Ale to dobrze. Może faktycznie taki jest ;P
    Rozdział świetny, cóż więcej mogę powiedzieć :) Właśnie rozkoszuję się bad_news :D Bo dopiero dzisiaj odpaliłam kompa :D

    pozdrawiam, no_princess :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Potrzebuje Blan ♡ Coś pięknego!
    AndziaX

    OdpowiedzUsuń