17.
Chociaż
oczy już się szkliły łzami było za późno. Plama krwi się jedynie powiększała.
Ile musiało być zadanych ciosów? Wystarczająca ilość. Patrzyła niemo jak
bieleją usta zabitej osoby. Spojrzała na sprawcę nie mając sił wytrzeć pierwsze
krople łez, które płynęły jej po policzkach.
-
Dlaczego to zrobiłaś?- Zapytała tak cicho, że gdyby nie ta śmiertelna cisza to
by ją nikt nie usłyszał.
Zamknęła oczy skulając się nie chcąc patrzeć na zabite
ciało. Wtedy usłyszała jak nóż upada na ziemię. Ten charakterystyczny brzdęk metalu,
który styka się z kamienną posadzką.
Amanda
dopiero wtedy głośno zachłysnęła się powietrzem, po czym wpadła na ścianę za
swymi plecami. Miała coś dzikiego w swych oczach. Millie słyszała jedynie
dźwięk jej oddechy.
-
On nie miał prawa cię tak krzywdzić!- Krzyknęła panicznie służąca.
-
Zabiłaś go…- szepnęła blondynka otwierając oczy.
Spojrzała wtedy na ciało swego
ojca. Na jego białe policzki. Bała się go jeszcze bardziej teraz niż zazwyczaj.
Jego ziemne włosy spoczywały na skroniach a usta były dziwnie ułożone. Bała się
swego ojca nawet po jego śmierci.
-
Teraz jesteś bezpieczna. Ja ci dałam wolność… on cię już nie skrzywdzi! Nigdy!-
Powtarzała maniakalnie jak w jakimś transie.
Millie uniosła wzrok na nią. Nie
poznawała przyjaciółki. Miała dłonie umazane krwią i właśnie tymi dłońmi
przetarła sobie czoło odgarniając zgubione kosmyki włosów. Z ust przyszłej
królowej wydobył się dźwięk głośnego jęknięcia.
Wtedy
do pokoju wpadł Edward a za nim Alexander. Obaj zamarli widząc to, w czym
obecnie uczestniczyła Millie. Ed pierwsze, co zrobił, niemal w odruchu to
podniósł swoją ukochaną z podłogi oddalając ją od ciała zabitego Williama.
Chociaż oboje poczuli swego rodzaju ulgę oraz satysfakcje z śmierci tego
zbrodniarza wiedzieli, że występek Amandy źle będzie rokował na jej życie. Alex
wyszedł na hol i zawołał Karola oraz Sergiusza, którzy wciąż szukali króla
Anglii.
-
Dlaczego ty to zrobiłaś?- Głos blondynki był ledwo słyszalny. Ed westchnął
przytulając dziewczynę do siebie. Wiedział, że zbyt wiele trupów widziała, w
dodatku widział też, co dalej będzie mieć miejsce.
-
Uratowałam cię!- Służąca jakby straciła część swego rozumu.
Do nich dołączyli mężczyźni. Karol zatrzymał się w pół kroku widząc martwego
brata. Nabrał głośno powietrze, po czym spojrzał na każdą z osób z osobna.
Przetarł dłonią twarz próbując zetrzeć z niej swe nagłe emocjo.
-
Edwardzie zaopiekuj się Millie… -powiedział z typowym władczym głosem.
-
Co z nią? Ona nie chciała!- Dziewczyna postanowiła bronić przyjaciółkę, która ni
jak nie okazywała przerażenie temu, co zrobiła.
-
Edward.- Ponaglił go wuj dziewczyny.
-
Choć… proszę cię.- Szepnął mężczyzna biorąc ją za rękę.
-
Co wy chcecie zrobić?!- Dla Millie był to za ciężki dzień nie umiała już wiązać
emocje i je rozumieć. Była zbyt zagubiona. Przyznanie się, do co jej ojciec
zrobił, teraz jego zabójstwo.
-
Millie, choć…- ponaglał ją przyszły mąż jednak ta wyrwała się z jego objęć i
stanęła przed wujem.
-
Wiesz, jakie jest prawo…- stwierdził bezsilnie mężczyzna, kiedy do pomieszczenia
wchodziło dwóch żołnierzy jego dworu.
-
Jakie?- Dolna warga dziewczyny zadrżała. Karol nie umiał patrzeć jej w oczy.
Wiedział ze to, co powie zaraz ją zrani. Wiedział, co się stanie.
-
Każdy, kto zabił króla zostanie złapany i zabity na głównym placu przed
królewskim zamku w stolicy.- Mówił cytując prawo, jakie panowało w kraju. Gdyby
nie Edward, który zauważył jak kolana dziewczyny się uginają, Millie na pewno
upadłaby znów na ziemię.
-
Nie!- Wyrwał jej się krzyk z ust, kiedy dwóch żołnierzy chwytało jej
przyjaciółkę w żelazne szpony. Amanda kompletnie nie rejestrowała tego, co się
dzieje wokół niej.
-
Wyprowadźcie ją.- Nakazał hardym głosem Dove.
Edward wraz z Alexem siłą wyprowadzili
z pomieszczenia blondynkę, która rwała się im, aby ratować służącą. Słyszała
jedynie głos wujka, który nakazał zebrać wszystkich, którzy szukają obecnie
Williama.
-
Nie mogą! Oni nie mogą tego zrobić! Nie pozwolę!- Powtarzała szarpiąc się w
objęciach ukochanego, czując jak po policzkach spływają jej łzy. Znaleźli się w
jednym z wolnych salonów, który był przeznaczony dla gości. Młodszy z braci usadził
ją na kanapie i uklęknął przed nią ocierając jej łzy z policzków.
-
Za dużo jak na jedną osobę.- Westchnął zmartwiony.
Jego brązowe oczy dokładnie
wpatrywały się w nią. Przypomniał jej się ich spotkanie w lesie, kiedy to
odczytywał jej emocje zbyt dobrze.
-
Nie mogą ją zabić.- Szepnęła z pękniętym sercem. – Powiedz, że nie mogą…powiedz,
że coś mogę zrobić.- Jej głos niemal błagał go o iskrę nadziei. Ed spojrzał w
bok nie mogąc skłamać jej. Alexander ciągle przechodził się pod ściany do
ściany jednak przystanął słysząc ciszę. Zerknął na brata i się lekko skrzywił.
-
Nie możesz nawet odroczyć jej egzekucji. Nikt nie patrzy na to, kim był twój
ojciec, co ci zrobił i kim była Amanda. Służąca zabiła króla. Jeśli nie
wymierzysz jej kary, ktoś będzie chciał to powtórzyć. Jesteś teraz królową
Anglii… nikt nie patrzy na twe koligacje z innymi.- Mówił pewny siebie starszy
z braci.
Edward jeszcze bardziej się skrzywił.
-
Nie musisz być taki dosadny, nie widzisz, w jakim jest stanie?- Głos mężczyzny był
ostry. Zawsze chciał bronić dziewczynę przed złem a jednak to wszystko mu tak
nieudolnie wychodziło.
-
A co? Ty jej powiesz prawdę? Powiesz jej, że zapewne będzie musiała patrzeć jak
jej przyjaciółka płonie na stosie? Ona musi o tym wiedzieć. Nawet powieka jej
nie może wtedy drgnąć.- Nie przybierał w słowach przyszły król Hiszpanii.
-
Ma czas…- bronił nadal dziewczynę.
-
Proszę, nie mówcie tak jakby mnie tu nie było.-Szepnęła przeczesując swe włosy
palcami, jakby to miało ją uspokoić. Oboje od razu zamilkli.
Nie wyobrażała
sobie tego wszystkiego. Nie uczono jej jak ma się zachować patrząc na zabitego
ojca przez swoją przyjaciółkę. Nie przygotowano ją na patrzenie jak najbliższa
osoba zostaje zabita przez kata. Żaden mędrzec nie byłby wstanie przygotować ją
na cos takiego. Zacisnęła usta sięgając swymi ramionami do ciała Edwarda, aby
się w niego wtulić. Potrzebowała go teraz tak bardzo. Zamknęła oczy czując jego
znajomy zapach. Czy i go miałaby go stracić? Co będzie z nią teraz? Nagle drzwi
od saloniku się otwarły.
-
Goście oczekują was w sali.- Powiedział Sergiusz oficjalnym tonem, po czym
wyszedł.
-
Dasz radę?- Zapytał mężczyzna gładząc plecy Millie. Ta odsunęła się ocierając
łzy.
-
Muszę…- szepnęła wstając z kanapy. Nie wiedziała, kto i po co na nią czekają.
Jednak sądziła, że ma to duży związek z śmiercią ojca.
Szła w asyście dwóch Hiszpanów,
kiedy doszli do wielkich, drewnianych drzwi. Z trudem złapała świeże powietrze
w płuca i weszła, jako pierwsza do pomieszczenia. Oczy wszystkich znalazły się
na jej wątłym ciele. Ci, którzy siedzieli, powstali. Millie szukała wzrokiem
Karola, jednak nie mogła go znaleźć.
Wtedy Sergiusz wyszedł na środek i
odchrząknął.
-
Umarł król, niech żyje królowa.- Powiedział donośnym głosem i wtedy wszyscy
niczym jeden mąż uklękli przed dziewczyną.
Nie rozumiała. Nie docierało do
niej. Rozglądała się dookoła oniemiała i zmieszana tą sytuacją. Dopiero zrozumiała,
gdy spojrzała na swego Edwarda. Miała stać się królową, kiedy to ojciec umrze.
Była królową. O wiele za szybko. Zacisnęła usta nie wiedząc jak się zachować.
Jedynie milczała.
Po
tym czas zaczął płynąć szybciej.
Musiała wraz z ciałem ojca, wujem oraz
Edwardem wyjechać do stolicy. To tam miała odbyć się koronacja, wymierzenie
sprawiedliwości i wielki pogrzeb głosy państwa. Wszystko miało swoją kolejność.
Przygotowanie ceremonii żałobnej trwało cały tydzień. Wtedy Millie poznawała dwór,
który miał się stać jej domem. Spotykała wielu ‘’kompanów’’ Williama. Wiedziała,
że czeka ją dokonanie wielkich zmian. Nie mogła pozwolić sobie na otaczanie się
fałszywymi ludźmi. Tym bardziej musiała uważać czy nie spotka na swej drodze
jednego z tych mężczyzn, przy których ojciec dokonał się na niej czynu haniebnego.
Nie
mogła się odnaleźć w nowym miejscu, z nowymi obowiązkami. Zbyt nagle spadło to
na nią. Jednak znacznym odciążeniem był Edward oraz Karol, którzy ją wspierali.
Choć widziała jak wuj nie czuje się na miejscu przebywając na dworze była mu
ogromnie wdzięczna. Widziała jakby sam się ranił będąc w miejscu, które od zawsze
powinno być mu pisane. Miał być królem zanim narodził się William. Dorastał
wychowywany w ten sposób. Jednak teraz dzięki jego wiedzy było jej łatwiej
próbować wszystko zrozumieć.
Dzień
przed oficjalnym pogrzebem ojca, miała zostać odbyta egzekucja Amandy. Millie
nie mogła nawet ją odwiedzić w więzieniu. Nie mogła porozmawiać, uwolnić. Nic
nie mogła zrobić tylko po to by nie zaburzyć spostrzegania władzy. Siedząc na
balkonie zamku widziała pod swymi nogami zebrany tłum wieśniaków i mieszczan,
którzy przyszli oczernić jeszcze bardziej jej przyjaciółkę. Planowo, gdy słońce
było równo na połowie nieba na plac wjechał powóz a na nim przywiązana Amanda.
Serce blondynki rwało się, gdy widziała jak tłum rzuca w jej stronę kamienie i
inne rzeczy, byle tylko dodać swoje w wykonywaniu prawa. Królowa złapała za
dłoń przyszłego męża patrząc na to wszystko. Nie przestała tyle nocy, płacząc
tak długo, aby tego dnia, tego popołudnia po jej policzku nie spłynęła ani
jedna łza. Jej twarz była niczym wyryta w marmurze, kiedy sprowadzano brunetkę
z wozu na podwyższenie. Stał tam kat obok gilotyny.
Amandę trzymało dwóch mężczyzn,
ale nawet z takiej odległości blondynka mogła dostrzec jak wychudła i pobladła
przez ostatnie dni. Ona już nie żyła duchem. Miała siniaki na policzkach,
okrwawioną suknie. Millie zbyt dobrze mogła sobie wyobrazić, co z nią robili
mężczyźni w więzieniu. Wtedy na głośnym placu rozbrzmiał głos rosłego mężczyzny
odczytujący rozkaz i powód zabicia służącej. To królowa musiała się pod tym
podpisać. Musiała skazać swoją bratnią dusze na śmierć, na kare za uratowanie
od ojca. Niedługo po tym położono i przywiązano Amandę do gilotyny. Kat
poprawił swoje rękawice, kiedy tłum hałaśliwie wykrzykiwał same niecenzuralne
słowa w stosunku do służącej.
Millie napięła swe mięśnie, kiedy srebrne ostrze
zabłysło w świetle popołudniowego słońca, w momencie, kiedy opadało. Było
słychać jeden głośny dźwięk. Nic więcej. Tłum wiwatował. W uszach dziewczyny
jednak nic się nie pojawiało. Musiała zamknąć się na bodźce próbując nie analizować
obraz głowy, która została odcięta od ciała przyjaciółki z dzieciństwa.
-
Millie, choć.- Szepnął Karol wstając z miejsca.
Nie
zauważyła nawet, że już może opuścić miejsce na balkonie. Gdy tylko znalazła
się w miejscu po za oczami gapiów, i niepowołanych osób, przytuliła się do
Edwarda wybuchając głośnym płaczem. Nie była z skały.
Następny
dzień był dla niej zbyt wielką maskaradą. Pogrzeb ojca wydawał się wyidealizowany.
Ludzie zegnali Williama niczym bohatera narodowego. Gdyby znali prawdę to Amanda
byłaby w ich sercu bohaterką. Wszyscy jednak woleli ukryć prawdę. O zmarłym
lepiej mówić w superlatywach, tym bardziej, jeśli to król. Był szereg głów państw
z Starej Ziemi. Wszyscy składali kondolencje córce króla. Wszyscy jednogłośnie mówili,
jakim był cudownym monarchą. Ona nie potrafiła wydusić z siebie ani jednego
poprawnego słowa na jego temat. Milczała. Zdawała sobie sprawę ile złego
przyniósł jej ojciec, ile śmierci dokonał, ile planował. To przez niego
urodziła się z dala od swego rodzinnego kraju, to przez niego Edward stracił
pamięć. To przez niego Karol nie został prawowitym następcom tronu, to przez
niego umarł Kaspin. To przez niego Amanda została zgładzona, to przez niego Robert
trafił do więzienia po wielogodzinnych torturach. Przyniósł za wiele
cierpienia. Nie zasługiwał na taki pogrzeb.
Ludzie jednak chcieli wierzyć w coś,
co nie istniało.
Millie
ciągle czuła lęk, obawiając się, że William byłby wstanie nawet odegrać swoją
śmierć, i że zaraz wstanie z swym uśmieszkiem na twarzy odbierając jej
kolejnych ważnych ludzi.
Dopiero,
gdy zamknięto trumnę, gdy zakopano ją w podziemiach katedry odczuła swego
rodzaju uwolnienie się od zła.
Koronacja
miała się odbyć w odstępie kolejnych paru dni. Chciano, aby kraj przeżył żałobę
w ciszy. Dopiero wtedy można było cieszyć się z nowej głowy państwa. Millie nie
czuła potrzeby chodzenia w czarnych sukniach, opłakiwania ojca. Było to dla
niej zbyteczne. Wtedy postanowiła wrócić do dworu Karola po resztę swych
rzeczy. Wolała wszystkiego sama dopilnować. Powróciła, więc z dwoma mężczyznami
do miejsca gdzie wszystko się zaczęło. Edward wraz z Alexandrem, który
postanowił do czasu ślubu swego brata pozostać w Anglii, postanowili odbyć
tajemniczą rozmowę w cztery oczy. Wtedy królowa przemierzała swój pokój. Z
pomocą dwóch nowych, młodych służek pakowała do wielkich kufrów suknie, obrazy
i inne rzeczy. Blondynka natrafiła na plik listów, o których zapomniała już
dość dawno. Nie rozumiała ich.
Dlaczego
William je pisał? Dlaczego mówił, że kocha jej matkę? Teraz chyba nikt nie mógł
odpowiedzieć jej na te pytania. Chociaż… Karol wystarczająco dużo wiedział o
jej matce, więc może on coś wiedział?
Zostawiła
służące w pokoju i ruszyła w bogato zdobionej sukni królowej, do pamiętnego
gabinetu wujka, w którym sądziła, że go znajdzie. Służba, którą mijała, gdy
tylko ją widziała zatrzymywali się i skłaniali. Nie przyzwyczaiła się do tego,
a tym bardziej, gdy to samo wykonał Sergiusz.
Zapukała
do ciężkich drzwi z żelazną klamką jednak nikt nie odpowiedział. Chciała
odejść, poszukać gdzie indziej jednak… przecież od tego się wszystko zaczęło.
Że weszła do zakazanego miejsca. Wtedy była zwykłą Millie, czego pragnęła tego
dnia. Nadusiła zimne żelazo a drzwi zaskrzypiały. Nie wypadało jej tego robić,
jako głowa państwa, co jedynie spowodowało na jej ustach uśmiech.
Gdy
weszła do gabinetu znów poczuła zapach cygar, które palił Karol. Uśmiechnęła
się widząc jednak odsłonięte okna. Zauważyła, że odkąd była na dworze wuj jakby
inaczej się zachowywał, jakby wyszedł z swego mroku. Przeszła przez
pomieszczenie powolnym krokiem. Dopiero teraz mogła uważniej przyjrzeć się temu,
co się znajdowało. Pomimo kurzu mogła dostrzec książki, jakie czytał Karol.
Wszystko było bardzo chaotyczne jak i mroczne. Ciężkie przez pryzmat swej
kolorystyki. Charakterystyczne dla jej wujka.
Łaknęła to wszystko. Zaglądała do
szuflad chcąc jakby coś odgadnąć. Wtedy jej oczom ukazało się czerwone podłużne
satynowe pudełko ułożone dość wysoko wśród książek. Wyglądało to tak jakby
zostało ukryte, i jedynie oko Karola mogło odszukać owe znalezisko. Postawiła
sobie pod ową szafę krzesło, na które się wspięła. Już dotykała opuszkami
palców satynę, kiedy drzwi zaskrzypiały. Niewiele było trzeba, aby przestraszyć
ją. Pudełko jedynie przemknęło jej między palcami i runęło na ziemię, tuż przed
stopami Karola. Zdziwiony spojrzał na Millie marszcząc brwi.
-
Czy mógłbym się dowiedzieć, co mości królowa robi wspinając się niczym małpa po
moich regałach?- Zapytał jednak srogi głos złagodniał w momencie, kiedy jego
usta wygięły się w uśmiechu. Różowe policzki dziewczyny zapiekły jednak
przyjęła pomoc wujka, gdy ten wyciągnął do niej dłoń. Zeszła powoli z krzesła i
otrzepała suknie z kurzu.
-
Masz wujku tyle ciekawych znalezisk tutaj…- zafascynowana stwierdziła i dopiero
teraz odszukała pudełko leżące na ziemi. Schyliła się po nie jednak jęknęła widząc,
że wieko zostało urwane.
-
Przepraszam ja… ja nie chciała…- jąkała się jednak wtedy ujrzała coś innego. Coś,
co wypadło z wnętrza przy upadku i poturlało się bliżej regału. Zamarła widzą
białą świece, tą, która została tak dokładnie opisana przez mężczyznę z listu.
-
To świeca mej mamy…- szepnęła. Spojrzała na Karola oskarżycielskim wzrokiem.
-
Millie…- jęknął przecierając twarz dłonią.
-
Skąd ją masz!?- Krzyknęła podnosząc świecę z ziemi.
Milczał.
Jedynie jego ciemne oko pokazywało znów tą tęsknotę i ból jak pierwszego dnia,
gdy się zjawiła.
-
Skąd masz świece? Skąd masz coś, co należy do mego ojca?- Warknęła przybliżając
się do niego jeszcze bardziej. Czy jej wuj wiedział o wszystkim? A może ukradł
Williamowi owcy prezent.
-
To nie tak…- uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
-
A jak? Co chcesz mi powiedzieć? Czemu odebrałeś coś memu ojcu? Skąd wiesz o tym
wszystkim? O romansie mojej mamy?!- Tchnęła go tą świecą, co jedynie
spowodowało wybuch emocji Karola.
-,
Bo jestem twoim ojcem!- Ryknął na głos, że osoby na holu zapewne mogły to
usłyszeć. Millie zamarła. Cofnęła się o krok z lekko rozwartymi ustami.
Patrzyła na Karola nie rozumiejąc jego słów.
-
Nie… nie…, Dlaczego?- Szeptała w transie.
-
Bo pokochałem ją a ona mnie. Bo byłem na tyle nieodpowiedzialny, aby wdać się w
romans z przyszłą żoną mego brata. Bo była kimś, kto sprawił, że czułem się
istotny. Musiałem kłamać, musieliśmy…, dlatego wyjechałyście. Gdyby William i
jego matka dowiedzieli się, kiedy twoja matka byłaby tu… Musiałem was ratować.
Musiałem dla waszego dobra kłamać.- Mówił szybko, ucinając końcówki. Słowa się
z niego wylewały. Widziała w tym determinacje. Pękło w nim coś, co ukrywał tyle
lat. Spojrzał na trzymane w ręku
dziewczyny listy i westchnął.
-
Mogę zacytować każde słowo, jakie pisałem, jeśli nie wierzysz.- Westchnął
przeczesując ciemne włosy dłonią. Millie musiała oprzeć się o wielkie biurko.
Oddychała ciężko próbując otworzyć się na te informacje. Dopiero kawałek po
kawałku układało jej się to wszystko w całość. Cierpienie Karola, stosunek
Williama do niej, to, kiedy Karol przyjeżdżał do Nowej Ziemi. Dlatego tak o nią
dbał. Wuj… ojciec… nie wiedziała jak go nazywać w myślach. Spojrzała na
mężczyznę prostując się nieco.
-
To ty dałaś mi światło.. Byłem ukryty w norze. Kiedy przyjechałaś…, choć mogłem
mieć cię przy sobie. Jednak umierałem, kiedy słyszałem, gdy mówiłaś do mnie
wujku. Umierałem, gdy mnie tuliłaś, gdy każdego dnia widziałem tą cześć twej matki,
którą kochałem ponad siły. Pękało we mnie wszystko, kiedy tak jak ona dawniej
wierzyłaś w miłość. Wiedziałem, że popełniliśmy z twoją matką błąd kłamiąc
tobie, zwłaszcza wtedy, gdy okazało się, co William… Amanda mnie wyprzedziła…
sam chciałem go zabić. Podejrzewał, że nie jesteś jego córką. Zbyt wiele
wycierpiałaś.- Mówił to już spokojniej jednak nie patrząc na nią.
-
Zakochani myślą, że wszyscy są ślepi na to, co czują…, kiedy to z nich można
czytać jak z otwartej księgi i jak na dłoni widać, co, do kogo czują – szepnął Karol.
Millie
nie mogła słuchać tego. Ruszyła w stronę drzwi. Odruchowo odnalazła drogę do
ogrodu. Było już zimno, zima zbliżała się szybciej niż ubiegłego roku. Jej
stopy same poprowadziły ją do okrągłej altanki gdzie tego lata siedziała
wielokrotnie z Kaspinem. Siadając na mokrej ławce ścisnęła świecę w swej dłoni.
Świeca
paliła się na stole leniwym płomieniem. Było słychać głosy i śmiechy całej
gromady osób. Dziewczyna rozglądała się po zebranych. Jej świat tak szybko się
zmienił a jednak teraz zdała sobie sprawę, że to szaleństwo miało sens.
Spojrzała na swego ojca, Karola. Tak szybko mogła się przyzwyczaić do mówienia
do niego tato. Tak szybko odnalazła to uczucie, którego nie mogła odnaleźć w
stosunku do Williama. Już, jako dziecko dostrzegała, jaka podobna jest do
niego, teraz jeszcze czytelniejsze się to stało. Karol odzyskał, choć kawałek szczęścia.
Odzyskał Millie, nie był już dziwakiem z pustego dworu. Jego przyszłość
rysowała się lepiej niżeli mógł sobie wyobrażać. Dotąd sądził, że odkupuje
swoje błędy, lecz raczej płacił za swoją głupotę i tchórzostwo.
Wzrok
królowej spadł na swego króla. Edward prezentował się nienagannie z licznymi
odznaczeniami i fraku w królewskich barwach. Był cudownym królem i mężem.
Kochał Millie ponad siły, tak jak kiedyś Karol kochał matkę dziewczyny. Wyczuł
wzrok małżonki. Przerywając rozmowę z hrabią z Francji spojrzał na nią i się
uśmiechnął. Nachylił się ku niej kładąc dłoń na okrągłym brzuchu brzemiennej
kobiety.
-
I oto już wiecie jak powstała moja rodzina!- Klasnął w dłonie Kyle z wielkim
uśmiechem na twarzy.
-
Miałeś opowiedzieć nam historię świąteczną a nie jakąś porno bajkę…- westchnął
Woody siedzący na dywanie rzucając w przyjaciela popcornem.
-
Tej! To cudowna historia mojej rodziny! Najcudowniejsza historia
bożonarodzeniowa! Tak oto moja pra pra pra pra pra pra pra…- mówił brodacz
wymachując rękami oby Chriss nie mógł w niego trafić jedzeniem.
Wstałam z
krzesła śmiejąc się z nich głośno. Miło było patrzeć na ich spotkanie po
długich miesiącach rozłąki. Spojrzałam w stronę lekko siwego, starszego
mężczyzny. Dan Smith. Siedział na wygodnym fotelu niedaleko wielkiej choinki.
Patrzył jak za oknem pada śnieg jakby nie słuchając, co jego ‘’bracia”
wyprawiają na środku jego salonu. Był zamyślony, dziwnie spokojny. Poprawiając
niebieską sukienkę podeszłam od tyłu do niego oplatając jego szyję swoimi
chudymi rękami.
-
Tato…, co jest? – Zapytałam dając mu buziaka w policzek. Ocknął się spoglądając
na mnie z nagłym uśmiechem.
-
Zastanawiam się jak długo potrafi Kyle potrafi mówić pra bez wzięcia oddechu.- Spojrzał
na mnie łapiąc moją dłoń. Spojrzałam na wujka, który nadal się produkował na
dywanie, choć i tak już prawie nikt go nie słuchał. Uśmiechnęłam się szeroko
siadając tacie na kolana. Poprawił się na fotelu i objął me plecy zamykając oczy,
kiedy przyłożyłam swój policzek do jego torsu.
-
Myślisz o mamie?- Starałam się brzmieć normalnie jednak kącik ust
zadrżał mi. Jego oddech stał się ciężki. Wiedziałam, że tak jest.
-
Cały czas o niej myślę Ros.- westchnął ciężko dając mi buziaka w czubek głowy.
-
Czy nam kiedyś to przejdzie?- uniosłam się tak by spojrzeć mu prosto w
oczy. Mama zawsze powtarzała mi, że mam tak samo niebieskie oczy jak tata oraz
dołeczki w policzkach, tak jak teraz mogłam wymieniać tysiąc rzeczy, które
miałam podobne do taty tak nie potrafiłam wymienić ani jednej rzeczy podobnej
do mamy.
-
Nie wiem…- szepnął Smith marszcząc brwi. Próbował być twardy jednak nigdy nie
dawał sobie rady z uczuciami. Pamiętałam zbyt dokładnie ślub mej mamy i
Alfredo. Byłam dzieckiem i choć chronili mnie jak mogli, nie można dziecku wytłumaczyć,
dlaczego tatuś nie jest z mamusią. Już wtedy widziałam ich cierpienie. Jednak
zawsze szanowałam Alfredo. Starał się być tym drugim ojcem, zwłaszcza, kiedy
tata nie mógł być przy mnie. Jednak, gdy wracał, Al odchodził w cień. Chyba za
to go kochałam, za to, że był dobrym przyjacielem…
Kochałam.
-
Otwieramy prezenty Bublusiowa?- Zapytał Kyle wstając z dywanu. Zauważył jak
nasza dwójka samotnie siedzi w swoich objęciach na jednym fotelu. Dan
uśmiechnął się z trudem i skinął na mnie głową.
-
Choć.- Szepnął. Poczekał aż wstałam, po czym sam to uczynił. Podeszliśmy do
choinki gdzie młodsze dzieciaki już rozpakowywały prezenty. Było prawie całe
moje kuzynostwo od cioci Fran, bliźniaki od Kyle i cioci Caroline. Byłam
najstarsza tak, więc odczekałam aż dzieciaki odnajdą swoje prezenty. Było słychać
jedynie dźwięk dartego papieru a następnie piski i śmiechy. Tata schylił się
jednak z tyłu choinki i wyjął dwa pudełka.
-
Dwa?- Zapytałam marszcząc brwi.
-
W zeszłym roku… nie odpakowałaś. Nie mieliśmy do tego głowy, zapomniałem… tak
wiec.- Wzruszył niezdarnie ramionami i dał mi prezenty. No tak.. Zeszłe święta
nie były dla naszej dwójki czymś wartym zapamiętania.
Otwarłam
pierw małe pudełko. To właśnie w nim znajdował się srebrny łańcuszek, na którym
było serce. Gdy je otwarłam w środku znajdowało się zdjęcie mamy, gdy była
mniej więcej w moim wieku oraz jego zdjęcie. Poczułam jak łzy napływają mi do
oczu jednak obiecałam sobie przecież, że nie będę płakać, już dość łez.
-
Założysz mi?- Zapytałam wyciągając z pudełka prezent.
-
Nie wiem czy będę umiał..- Skrzywił się widząc jak małe jest zapięcie zerkając na
swoje przerośnięte, męskie dłonie.
-
Daj spokój tato..- Zaśmiała się odwracając się przy tym tyłem do niego. Moje
długie czarne włosy wzięłam na jedną stronę. Trochę zajęło zanim odnalazł się w
zapięciu naszyjnika, ale kiedy to nastąpiło przytuliłam go mocno do siebie.
-
Kocham cię tato..- Szepnęłam a on jedynie silniej mnie przytulił. Widziałam, że
nieco się rozkleja, czego nie chciał. Nie byłam pewna czy był dobrym pomysłem
fakt zorganizowania wigilii dla całej ekipy. Może nadal za wcześnie.
-,
Co tam masz w drugim?- Zapytałam odwracając jego uwagę.
-
Pamiętasz płytę, którą chciałaś… Frieddiego Mercury?- Zapytał unosząc brew do
góry.
-
Nie mów…- pisnęłam otwierając pudełko. Moim oczom ukazał się stary winyl.
Zaczęłam skakać jak szalona widząc jedną z pierwszych płyt, którą wydał mój
król muzyki. Wskoczyłam na ojca piszcząc nadal jak szalona. Kyle spojrzał na
nas cmokając na nas ustami.
-
I po co są testy na ojcostwo? To czysty Dan.- Stwierdził przytulając swoją żonę
do siebie. Caroline zaśmiała się wesoło widząc, że Ros znowu się uśmiecha.
-
W ogóle… gdzie jest Tom… już dawno powinien być. – zapytała spoglądając na
Simmonsa. Ten jednak uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
-
Kyle… czy ty coś wiesz?!- Wtedy jedna z bliźniaczek przybiegła do
matki z telefonem.
-
Tom?- Caroline odeszła na bok, aby porozmawiać z synem.
-
Wtopa?- Zapytałam rozpoznając minę wujka.
-
Nie… chyba nie…- jęknął zerkając na żonę.
-
JAK TO TWÓJ OJCIEC WSZYSTKO WIE?!- Krzyknęła na całe gardło Caroline w momencie
powodując ciszę.
-
No i wtopa.- Stwierdził Kyle z trudem przełykając ślinę.
Mama
zawsze mówiła, że ta para była zwariowana i nikt nie mógł ich zrozumieć. Tak
było i tym razem. Zaczęli się dość szybko kłócić, bo jak zwykle Kyle okazał się
zbyt łagodnym ojcem i podał powód ‘’jak mogłem mu nie pozwolić? Jest rudy…”.
Wtedy do drzwi zadzwoniła osoba, na którą czekałam. Biegiem znalazłam się przy
drzwiach z szerokim uśmiechem przywitałam przyjaciółkę. Alexis była załadowana
w kilka toreb z jedzeniem jak i z swoimi rzeczami.
-
Mała!- Krzyknęła dziewczyna przytulając mnie jak zwykle wylewając swoją wszechobecną
miłość.
-
Wchodź, bo zimno!- Nakazałam jej, pomagając z torbami.
-
Oooo… zebranie Bastillowców! Ojaaa…. Tej robią jakąś reaktywacje?-Zaczęła
rzucać słowami wchodząc do salonu nieco brudząc ośnieżonymi butami. Tata uniósł
brew to wszystko widząc. Przez rok jednak uodpornił się na to.
-
Wszystkiego świętego i dużo jedzenia!- Życzyła donośnym głosem brunetka uśmiechając
się szeroko.
-Słoneczko
a ty tu?!- Odezwał się Kyle uciekając od złej żony. No tak, Alexis był istnym
słoneczkiem, duża, okrągła i urocza. Nie szło jej nie kochać.
-
Pan Patyczak! Uszanowanko… I jak, zastanowił się pan czy mnie adoptować?- Zapytała
bez skrupułów. Tata aż zakrztusił się herbatą, którą pił.
-
Wiesz…chyba trójka to dosyć.. Choć wymieniłbym cię za tego rudego.- Mlasnął
Kyle jedząc kawałek ciasta, który został mu na siwej brodzie.
-
Simmons!- Warknęła jego żona a ja zaczęłam się śmiać.
-
Alexis, choć… nie zdążymy. – Ponagliłam przyjaciółkę.
Kiedy jednak już się
przywitała z wszystkimi ruszyłyśmy na górę wraz z bliźniaczkami, które chodziły
za mną krok w krok. Wraz z Alex zaczęłyśmy przygotowywać się na imprezę
organizowaną na plaży. Miało być ognisko, ale też tańce w części starego baru.
Zajęło to nam ponad godzinę, jednak córki Kyle ciągle zadawały pytania, co do
kosmetyków i innych rzeczy, o których rozmawiałyśmy. W końcu zeszłyśmy na dół
gdzie ciocia Fran z młodszymi dzieciakami już pojechała do domu.
-
Tato my idziemy!- Zawołałam, kiedy bliźniaczki, które ukradły nam
krwistoczerwoną pomadkę ruszyły wymalowane do swego ojca.
-
Tato! Tato i jak?!-Pytały naprzemiennie. Zaspany Kyle otworzył oczy, po czym aż
jęknął skrzywiony
-
Matko…- szepnął przecierając oczy. – Na pograniczu kurtyzany a sekutnicy…-
skwitował.
-
Tato a kto to kurtyzana?- Zapytała druga z bliźniaczek, która miała ciemne oczy
tak jak on. Momentalnie sparaliżowało go to.
-
Emmm… tancerki! Od kurtyny… to takie, co na scenie występują, a sekutnice to te
w sukniach…- wymyślał na poczekaniu.
-
Ojaaa!- Pisnęły obie zaczynając tańczyć po salonie.
Tata westchnął podchodząc
do mnie.
-
Jak wygadają się Caroline będzie miał piekło. – Stwierdził a jego niebieskie
oczy były już zmęczone.
-
Może zostanę… nie muszę iść.- Nie chciałam go zostawiać samego.
-
Musisz…- krzyknęła Alexis za mną. Wywróciłam oczami i spojrzałam na ojca.
-
Idź… dość żałoby. Jesteś młoda.- Westchnął dotykając mój policzek. Wtuliłam się
w niego zamykając oczy.
-
Uważaj na siebie… mam tylko ciebie. – Szepnął a jego głos nieco się złamał. Nie
chciałam go puszczać za szybko. Nadal czułam się jego mała córeczką. Choć wtedy
czułam się bezpiecznie. Choć wtedy czułam się mniej samotna.
-
Rooos…- jęknęła Alexis.
-
Już…- wyprostowałam się z lekkim uśmiechem, wycierając nos.
-
A dałeś jej gumki?!- Krzyknął z salonu Kyle. Zamarliśmy z tatą słysząc to.
-
Co?- Zapytałam mrugając powiekami, kiedy Alexis właśnie wybuchała śmiechem.
-
No, co? Jesteś młoda, idziesz na imprezę.- Wzruszył ramionami a ja chciałam go
mentalnie zabić. Poczułam jak zalewa mnie rumieniec.
-
Będzie Jake?- Zapytał tata ignorując słowa przyjaciela.
-
Tato…- szepnęłam chyba jeszcze bardziej zażenowana.
-
Nie mówiła panu? Ma dziewczynę.- Postanowiła odpowiedzieć mu moja przyjaciółka.
-
Mam się tu spalić ze wstydu? – Zapytałam ruszając po płaszcz.
-
Ros, ale mówiłaś mi, że…- zaczął przeczesując włosy na czubku głowy dłonią.
-
A teraz mówię, że to najlepszy przyjaciel i tak ma zostać. Idziemy?- Wyrzuciłam
z siebie wściekła i spojrzałam na brunetkę.
-
Pewnie. Nara!- Zaśmiała się wychodząc zaraz za mną z domu.
I oto jestem!
Po 20 dniach kolejny rozdział!
Nie zabijajcie :/
Najsłabszy wynik...
No ale wracam do was powoli.
Jak wam się podoba?
Zakończenie jak i początek?
Taka oto trylogia powstała.
Czekam na wasze komentarze :)
I owa narracja obecnie jest chwilowa ;)
Nie przyzwyczajajcie się.
Kocham was!!
Nowy wygląd już niedługo!
Po pierwsze zaskoczyło mnie że cała poprzednia historia to było opowiadanie Kylusia!
OdpowiedzUsuńPo drugie zaskoczyła mnie śmierć MAtki Ros
Po trzecie klimat w zaczynającym się opowiadaniu ma się bosko.
~~~~
Życzę udanej dalszej pasji twórczej :D
PIOOOTRUUUŚ!!!! <3
Usuńpierwszy normalny, doceniający moją pracę komentarz *_*'
choroba dobrze na ciebie wpływa :*
Dziękuję!
japierdolękurwawdupęjebanamać.
OdpowiedzUsuńmiaaaaazga. mialam łzy w oczach! aż trzy razy! podczas jednego rozdziału! co ty ze mną robisz?!?!?!?! Świeca... wgl jak weszła Millie do gabinetu Karola i zwaliła te pudełko i zapytała o co chodzi, że on ma świecę jej ojca pomyślałam: o kurwa, nie! on jest jej OJCEM! tadadadaaaaam!!!
no i jest. ale wgl się nie spodziewałam nagłego przeskoku do Kajlusia XD nieźle to wymyśliłaś, bezmózgowcu! :*
i kurwa, mam takie pytanie, DLACZEGO BLUBLUSIA NIE ŻYJE?!?!!?!!?!?!?!?!?!?!?! tu mnie zabiłaś. no zabiłaś mnie, gnoju. no chyba że źle zrozumiałam...
no i Kajluś i Caro! jak ja za nimi tęskniłam! hahahah, Kajl już mnie rozpierdala od samego początku:
- porno opowiadanko
- kurtyny i sukienki xDDDD
- "bo jest rudy" XD
i jeszcze chce rudego syna wymienić na słoneczko! o boże.
no ja chcę kolejny rozdział! i NOGI CI Z DUPY POWYRYWAM JAK BĘDĘ MUSIAŁA TYLE CZEKAĆ ZNOWU NA KOLEJNY! POZDRO PISIONT, WENY WENY! :D
<3
UsuńOjaaa ale tęskniłam za twoimi słowtokami <3
Oj za wiele chcesz wiedzieć, ale myślę że jest wiele informacji aby wystarczająco wydedukować :)
No i Kajluś... to je moja miłość i tyle ! o!
DZIĘKUJĘ ŻE JESTEŚ ANIUTKA!
nawet się podpisywać nie musisz a wiem że to ty <3
Ostatkiem sił zdobyłam się na napisanie komentarza :) Ta jak mówiłam......Mega !" Super dooper" (cokolwiek to znaczy. Ja tego nie wymyśliłam tylko Janna) więc tak bym to ujęła. Wgl szok( dużo ich było) ,że Kyle to wszystko opowiada. A później szok, że Blue nie żyje(?) i te wszystkie teksty na których się ryłam,że nwm co XD Kocham cię i dziękuję ;) Powodzenia !
OdpowiedzUsuńDziękuję robaczku za komentarz <3
UsuńZdrowiej mi tam :)
Cieszę się że powrót jest w dość prawie wesoły sposób :)
Tak więc czekam na was przy następnym rozdziale!
DZIĘKUJĘ ŻE JESTEŚ!!!
KOCHAM CIĘ!! <3
Przepraszam że nie skomentowałam od razu ale nie lubię pisać komentarzy na telefonie ;c
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie i to bardzo. Nie spodziewałam się takiej niespodzianki oraz takiego zwrotu akcji :D
Czytam dużo blogów z opowiadaniami i jesteś jedną z nielicznych pisarką którą , kocham, uwielbiam, ubóstwiam <33333
Jeśli chodzi o wygląd bloga jest dla mnie o wiele lepszy ze względu, że jest bardziej przejrzysty ;) Powiem szczerze że jeżeli chodzi o twoje umiejętności Photoshopa to całkiem nieźle :D Jesteś amatorką PS-a? :D
Kochaaaaam Cię po prostuuu <3
Uwielbiam zaskakiwać xD <3
UsuńCudownie jest słyszeć takie słowa, być w czołówce twoich ulubionych "pisarek"
Ooo to i wygląd zauroczył #_#_ miód na me serce.
Uwielbiam photoshopa ale robie wszystko bez tego programu :)
Ojaa dziękuje i kocham ciebie i komentarze twe <3
Huhuhu :D
OdpowiedzUsuńCałe popołudnie nadrabiałam zaległości Świecy. To było (jest) GE-NIAL-NE opowiadanie :) Czytałam z zapartym tchem i nie żałuję że te kilka rozdziałów opuściłam bo przynajmniej mogłam przeczytać wszystko na raz :) Wbiło mnie w ziemię!
Przejście ze Świecy do Ros... nie mogło byc piękniejsze :) Choć trudno mi się będzie przestawic na Dana tatuśka... oh god... Mówiłam że nie będę czytać żeby się nie sugerować u mnie, ale chyba nie dam rady :D
chwila przerwy i lecę czytać ten pierwszy rozdział :)
Pozdrawia zawsze wierna xxx'owa czytelniczka :D
HAHAH no tak nadrabianie się rozdziałów ma to do siebie że można więcej na raz przeczytać i zaspokoić swoją ciekawość :) Cieszę się że robi to takie wrażenie.
UsuńDzięki kochana że jesteś i że czytasz <# Miło zobaczyć twój komentarz <3