13.
Nie
pukała do drzwi jego pokoju. Wiedziała, że tam jest jednak też wiedziała, że i
tak by jej nie chciał pokazywać się w tym stanie. To nie było łatwe dla niego,
dlatego tym bardziej czuła, że musi być przy nim. Ścisnęła w dłoni niewielki materiał,
kiedy nadusiła klamkę. Weszła widząc jak siedzi na swym łożu chowając twarz w
dłoniach. Włosy miał w pewnym chaosie. Nie drgnął widocznie nie zauważając jej
obecności. Zamknęła za sobą drzwi i podeszła próbując odgadnąć, co on może
czuć. Na pewno był zagubiony. Usiadła na pościeli obok niego i położyła dłoń na
jego kolanie.
Wtedy po prostu położył swoją głowę na jej kolanach kładąc się na
resztę materacu. Był zwinięty w kłębek, z napiętymi mięśniami. Gdy Millie na
niego patrzyła wydawał się niczym mały chłopiec, który się zgubił. Serce
zaczęło ją ściskać. Widziała jego reakcję jeszcze przed dworem. Zaczął się
szarpać, krzyczeć. Bał się, nikt nie był wstanie go uspokoić. Teraz milczał.
Dziewczyna powoli zaczęła gładzić dłonią jego zarośnięty policzek, a następnie
przeczesywała palcami włosy, które doprowadzała do ładu.
Edward westchnął
głośno i odwrócił się twarzą do sufitu, dzięki czemu mógł na nią patrzeć.
-
Wygłupiłem się.- Szepnął i zamknął oczy. - Nic się nie stało…- dopowiedziała pewna swych słów.
- Wzięli mnie pewnie za niebezpiecznego kretyna.- Przetarł dłonią zmęczoną twarz a klatka piersiowa powoli się unosiła.
- Bardziej byli przejęci faktem, że żyjesz niżeli tym, iż tak zareagowałeś.- Widząc jak ucieka wzrokiem złapała jego podbródek w dłoń i sprawiła, aby jego brązowe oczy wpatrywały się w nią.
- Nie zadręczaj się.. Proszę. – Po czym nachyliła się nad nim, aby złożyć na jego ustach powolny pocałunek.
Jęknął czując tą pieszczotę. Odruchowo jego dłoń
znalazła się na jej karku. Po tym zbliżeniu
przyszła królowa zaśmiała się i usiadła prosto. Ed nadal miał zamknięte oczy
jednak nieco się zrelaksował.
-
A więc mam braci…- westchnął wstając z łóżka i poprawiając swoją białą koszulę.- Już dawno byś ich miał gdybyś nie był tak mocno zawzięty i nie został w izbie.- Zaśmiała się czując, że miała rację. Przecież chciała, aby poznał już wtedy Alexandra. Podeszła do niego wyciągając dłoń, w którym miała owy delikatny materiał.
- Co to?- Zapytał marszcząc brwi, kiedy zakładał musznik na szyję.
- Twoja poszetka… pamiętasz? Znalazłam ją pierwszego dnia, kiedy przybyłeś do dworu. Źle rozczytaliśmy inicjały. EG a nie ED.- powiedziała zadowolona składając materiał tak, aby móc wsadzić go do przedniej kieszonki w fraku mężczyzny. Gdy zadbała o chusteczkę Edward przejął jej dłonie i zmarszczył brwi.
- Wychodzisz za mojego brata…- szepnął głosem przesyconym bólem. Millie spojrzała na niego nie rozumiejąc tego.
- Co?- Zapytała jednak po chwili zdała sobie sprawę.- Alexander…- niemal zrobiło jej się słabo.
Odsunęła się od niego czując jak ściska ją coś na żołądku.
Dotknęła dłonią usta a usta zaszły mgłą. Dopiero teraz jej to uświadomił. Miała
zostać szwagierką mężczyzny, którego pragnęła. Miała żyć przy boku brata
ukochanego, widzieć Edwarda często jednak nie mieć do niego prawa. Co innego
gdyby wzięła ślub z obcym im mężczyzną. Rozdzielenie ich może by ułatwiło
rozłąkę. Nie wiedziała czy potrafiłaby patrzeć na Eda przy innej kobiecie.
Spojrzała na niego, kiedy ten klękał u jej stóp. Dotknęła jego policzka
ponownie i poczuła jak łzy biorą nad nią siłę.
-
Nie płacz… to niewiele da.- Błagał widząc jej stan.
To tylko jeszcze bardziej
pogarszało jego stan. Dostatecznie czuł się porzucony przez los doświadczając
tego wszystkiego. Sam już nie był pewny czy spotkanie dziewczyny nie stało się
dla niego przekleństwem.
-
Oni… Alexander i Kaspin czekają na ciebie…- przypomniała sobie ocierając łzy. - Należy stawić się temu czoła… Już jestem ciekawy, jakich kąsków się o sobie dowiem.- Jego sarkazm był wyczuwalny zbyt czytelnie. Jednak oboje wiedzieli, że nie ominą tego.
Millie wstała poprawiając swoją suknię, po czym splotła jego
dłoń z swoją. Chciała jeszcze ten czas być przy nim, czuć go. Ruszyli w stronę
drzwi, jednak tuż przed otwarciem ich Edward zatrzymał się i przyciągnął
gwałtownie do siebie ciało blondynki. Ich usta znów się złączyły. Ten pocałunek
był inny, szybki, niemal miażdżył jej usta. Nie nadążała za jego ruchami, nie wiedziała,
co się dzieje. Kiedy odsunął się spuścił głowę na dół i zagryzł dolną wargę.
-
Będziesz żoną mego brata… nie mogę… nie możemy… To jest moje pożegnanie.- Po
tych słowach wyszedł z swego pokoju zostawiając ją samą.
Brakło jej powietrza w
płucach. Oparła się o ścianę zamykając oczy by znów nie płakać. Dlaczego tak
wszystko ich raniło? Miała pustkę w głowie. Czy oboje byli na tyle silni, aby
takie pożegnanie miało miejsce? Jak mieli to wypełnić, kiedy żyli oddzieleni
jednie ścianami?
Ruszyła w stronę salonu gdzie czekali Hiszpanie oraz Karol.
Był tam też Edward. Wszyscy siedzieli przy masywnym stole i rozmawiali. Nie
przerwali nawet w momencie, kiedy się pojawiła. Tylko Dove zamilkł sunąc wzrokiem
za bratanicą. Znał ją i jej delikatną twarz, aby zauważyć zaróżowienia pod
powiekami od wycierania łez.
Dziewczyna usiadła obok niego na pustym krześle.
Od razu ścisnął jej dłoń próbując wesprzeć.
-
To, dlatego wydawało mi się, że znam to miejsce?- Zapytał Ed próbując nie
zwracać uwagi na obecność niebieskookiej. - Tak, było to jak miałeś dziewięć lat. Ojciec chciał odwiedzić Karola. Wtedy też poznaliśmy matkę Millie.- Mówił Kaspin zerkając na dziewczynę. Gdy tylko usłyszała, o kim wspominają.
- Znałeś moją matkę?- Zapytała przyszłego króla, a Alexander, który siedział obok niej ujął w swoją dłoń jej prawą rękę. Edward zazgrzytał jedynie zębami, ale nie reagował.
- Choć byłem młodym chłopcem sam ją pamiętam wystarczająco dobrze. Bardzo ją przypominasz.- Stwierdził narzeczony dziewczyny i ucałował jej dłoń.
Jego
ciepłe, brązowe oczy jakby widziały tylko ją. Nieco poddała się jego uśmiechowi
jednak wtedy przyuważyła Eda, który się temu przygląda. Od razu jej serce nawiedziło
zimno. Z chrząknięciem wstała od stołu i podeszła do okna.
-
Jednak występuje teraz inny problem.- Zaczął Kaspin zwracając na siebie
wszystkich uwagę.
Głos był jakby zakłopotany. Nerwowo przeczesał dłonią
brodę i westchnął.
-
Do ślubu z Millie miał zostać oddany najmłodszy z rodu, czyli Edward… Jednak,
kiedy doszła nas informacja o jego śmierci ojciec wydał rozporządzenie, że
Alexander będzie jej mężem. Teraz wystąpił konsensus… Tak naprawdę oboje mają
prawo do jej ręki, i nikt po za królem, naszym ojcem nie może wybrać jej
małżonka.- Wyjaśnił. Wtedy zapadła wielka cisza w pomieszczeniu.
Millie zbladła,
co nie uszło uwadze Kaspinowi, który jej się przyglądał. Wstał z swego miejsca
i objął przyszłą szwagierkę w pasie. Jako lekarz był wyczulony na wszelkie
niepokojące stany osób. Edward zerwał się i podbiegł do niej biorąc ją na swe ręce,
aby zanieść na niewielką kanapę stojącą przy ścianie.
-
Otwórzcie okno, Alexander daj wodę.- Zarządził lekarz rozwiązując dziewczynie
gorset z przodu sukni. Karol złapał go za rękę mrożąc wzrokiem. - To paskudztwo przeszkadza jej w oddychaniu!- Warknął Kaspin wyrywając swój nadgarstek i powrócił do tego, co robił. Po kolejnej chwili, kiedy najstarszy z Hiszpanów skrapiał lico dziewczyny ona wreszcie odzyskała trzeźwość umysłu. Spojrzała nieprzytomnym wzrokiem na wszystkich obecnych i wyciągnęła rękę do wuja, który zajął obok niej miejsce wzdychając ciężko.
- Milluś moja droga…
Mijały
dni po wykonaniu stosownego listu do Alfredo, króla Hiszpanii, ojca trzech
wspaniałych mężczyzn. To wtedy Edward najbardziej omijał Millie, stał się
oziębły. Nie wiedziała, dla czego, za to jego brat był przy niej każdego dnia.
Alexander nie dopuszczał do siebie żadnej negatywnej myśli. Czasami zachowywał
się tak jakby Ed nie istniał. Liczyło się tylko to, aby wzięli ślub. Im
bardziej mu wydawało się, że jest bliski dziewczyny tym bardziej Millie się
oddalała.
Tej
zabawie w kotka i w myszkę przyglądali się Kaspin i Karol. Ta dwójka była
niesamowicie do siebie podobna. Stateczni, znali siebie już długie lata. Może
właśnie to sprawiło, że przyszła królowa jeszcze bardziej zaufała lekarzowi. Pewnego popołudnia spędzali czas w jednym salonie pełnym książek. Mężczyzna nigdy nie zamierzał tracić czasu, zawsze twierdził, że są w medycynie takie rzeczy, które należy bez wątpienia odkryć.
- Jakiej odpowiedzi oczekujesz?- Odezwał się w końcu odkładając pióro, którym pisał. Millie spojrzała na niego widząc jak ciemne oczy prześwietlają jej wnętrze. Chyba to właśnie Edward był najbardziej do niego podobny.
- Niegodziwe jest oczekiwać… może to nas jedynie rozczarować.- Bała się udzielić na głos swej odpowiedzi. Bała się, że zostanie nazwana zuchwałą.Bała się znów ośmieszenia swych myśli.
- Twój wuj wspominał coś o Edwardzie…- zaczął, jednak widząc pojawiający się rumieniec na twarzy dziewczyny zawiesił głos. – Było by prościej gdyby Alexander się zrzekł… Wiedział, że Edwardowi zależy, zawsze się robił snobistycznie egoistyczny, kiedy na czymś mu zależało. Nagle zachciało mu się dla przekory startować w biegu rydwanów.- Wywrócił oczami mężczyzna zamykając ciężką księgę. Oparł się wygodnie o oparcie fotela i splótł dłonie na kolanie. Dziewczyna nie chciała rozpamiętywać tego, czym kierował się jej narzeczony.
- Miał prawo, ma prawo do tego układu. – Przyznała dyplomatycznie.
- Godna jest twa postawa. Po raz trzeci wybierają ci narzeczonego a ty okazujesz swój stoicki spokój. Rad powinna być cała Anglia, iż będziesz jej królową… może wtedy ożyję.- Uśmiechnął się do niej szczerze.
- Jaki był Edward?- Zmieniła temat. Nie chciała wchodzić w tematy polityczne, bo te bez wątpienia wiązały się z jej ojcem.
Kaspin słysząc pytanie zaśmiał się jakby coś sobie przypomniał i spojrzał rozmarzony na malowidła zamieszczone na suficie.
- Mój najmłodszy braciszek? Ogień… było go pełno, jeśli zawiał wiatr. Istnie artystyczna dusza pod każdym względem. Omijał wszystkie zobowiązania, wymogi. Czuł się bezprawny. Sprawiał wiele zawodów, problemów, mezaliansów jednak przez to obrazował się najbardziej czytelnym charakterem. Pomimo wszystko to, co mówił miało przełożenie na życie. To nie było jak uczucia Alexandra, które są bardziej rzuconym pyłem kwiatowym. Słowa i emocje Edwarda to ciężki, milowy kamień, który zapada raz na wieki.- Spojrzał z dozą obawy na dziewczynę. Dawał jej tym sugestywnie znać, jaki jest jego średni brat, jak należy wierzyć w to, co mówi.
- Owszem był czas, dość niedawny, kiedy ojciec przedstawił mu wolę… chciał prędzej przygotować swój kwiat pustyni na owe oblicze, jakie go spotka. Nastąpił bunt. Edward nie odbył wymaganej służby wojskowej. Zbyt trywialnie i fizycznie podchodził do kobiet. Nie wiemy na ile to było odegranie jego sprzeciwu a ile okazanie jego osobowości. – Wzruszył ramionami. Nie zamierzał być nieszczery w stosunku do niej.
- Jedno jest pewne… kamień milowy zapadł, on jak zwykle kieruje się swoimi morałami… oba się kłócą i walczą. Choć nie pamięta siebie dawnego, to ja wiem i widzę jak patrzy na ciebie. Jak na pierwszy obraz, który namalował, na którym byli nasi rodzice. Jesteś jego pasją, do której tak jak do malowania nie chciał się przyznać. Jednak nawet utrata pamięci nie jest wstanie to z niego wyrwać.- Uśmiechnął się serdecznie do Millie, która zrobiła wielkie oczy na słowa, które wywołały u niej falę ciepła.
- Dlaczego mi to mówisz? Sądziłeś, że należę do Alexandra.- Zarzuciła mu.
- Ludzie się mylą… jednak pomyśl. Czy to nie los powiedział nam prawdę? To on miał być twym mężem. To jego miałaś kochać i szanować. Stracił wszystko, nawet pamięć. Pomimo tego to los skierował was na siebie i ukazał, że uczucia są po za tymi wyznacznikami. Przyjęłaś pod dach włóczęgę, którego zapragnęłaś. Ja nie zamierzam się temu sprzeciwiać.- Wstał z swego miejsca odkładając książkę na regał.
- Nigdy nie powiedziałam, że go kocham.- Broniła się nadal.
- Mam żonę, córki w podobnym wieku do twego… wiem, co czują i czego pragną kobiety. – Z tymi słowami odszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą skrzypiące drzwi.
Potok myśli przebiegał jej przez głowę. Kaspin jedynie udowodnił jak wiele wie o ludziach, jak może uzdrowić i ciało i duszę. Złagodził jej emocje mówiąc to wszystko o Edwardzie, o tym, jaki był i jak czuje. Nie wiedziała tylko, dlaczego tak długo czekał na wyznanie „kamienia milowego”. Owszem, na list ojca jednak… Nadal nie pamiętał swej przeszłości. Czy więc bez tego mógł zrobić tak odważny krok? Sama dziewczyna nie wiedziała, co o tym sądzić. Czy potrafiłaby odciąć się od wspomnień matki i Nowej Ziemi? Jak mogłaby zbudować swoją osobę bez tak ważnej przeszłości? Edwardowi się to jednak udawało. Był kimś szlachetnym i najlepszym, kogo spotkała na swej drodze. Wydawał się mężczyzną bez skazy, po za tą jedną… nad moralnością.
Kiedy siedziała spokojnie w swym pokoju, rozczesując włosy bardzo wcześnie rano. Wiedziała, że niedługo zjawi się Amanda z dzbanem. Nie musiała się spieszyć, nikt jej nie oczekiwał. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadła brunetka.
- Co się dzieje?- Zapytała próbując uspokoić przyjaciółkę.
- Posłaniec… list… od króla… Hiszpanii…- wydukała opierając się o drzwi.
Tysiące
dreszczy przebiegło przez ciało blondynki. Jedynie chwilę stała sparaliżowana
strachem by ruszyć do holu nie patrząc na swój wygląd. Zapomniała o tym
wszystkim. Biegła ile sił w nogach. Schody wydawały jej się zbyt długie i
zakręcone.
W przesiąku stali wszyscy mężczyźni tego domu: Karol, William,
Robert, Edward, Alexander i Kaspin. To właśnie ten ostatni trzymał
zapieczętowaną kopertę. Kiedy dostrzegli strój dziewczyny nie kryli swego
szoku.
-
Millie wypadałoby abyś przyodziała stosowny strój. Poczekamy na twoje przybycie
z listem.- Powiedział wuj nieco zły na jej zachowanie.
Na ustach ojca pojawił
się ten niesmaczny uśmieszek, kiedy dostrzegł przez prześwitujący materiał
nagie ciało dziewczyny. Od razu poczuła palące do bólu spojrzenie. Edward
wyczuł to. Choć stał stosownie daleko do blondynki podszedł do niej hardym
krokiem ściągając z siebie swój frak, po czym założył go na jej ciało. Był tak duży,
aby zasłonić ją w odpowiednich skrawkach ciała.
-
Dziękuję. – Szepnęła do niego, ten jednak wydał się jakby nie usłyszał ani
słowa. - Jeśli więc sprawę ubioru naszej młodej damy mamy rozstrzygniętą mogę przejść do odczytu.- Uśmiechnął się do niej Kaspin i zerwał pieczęć lakową, po czym złapał głęboki oddech. Otworzył list i zamilkł. Czytał kilka linijek tekstu milcząc. Następnie kartka wypadła z jego rąk i spadła prosto pod stopy dziewczyny.
- Co jest grane?- Uniósł się Alexander. Millie kucnęła sięgając po papier rozczytując pismo zamarła czytając. Spojrzała na Edwarda a oczy zaszły jej mgłą.
- Ed…- szepnęła drżącym głosem.
- Wiedziałem…- odpowiedział zły i się cofnął ruszając szybko do drzwi dworu, przez które wyszedł na trawnik.
No i rozdział :)
Mam nadzieję, że się spodoba chociaż jest nieco mniejszy od poprzedniego.
Tak zwany: Ciąg dalszy nastąpi.
Pozdrawiam i miłego czytania!
AAAAAAAAAAA x27537853278653784523575 ! MATKO,DAWAJ OLEJNY ROZDZIAŁ, CHCĘ WIEDZIEĆCO TAM BYŁO !!!! Umarłam normalnie, Aleksander to też dupa wołowa, tylko Ed okazał się dżentelmenem :3333 Kocham Cię, i to opowiadanie! Pisz!
OdpowiedzUsuńKolejny* *klawiatura nie współgra ze mną ostatnio*
UsuńKlawiatury są złe! wiem to i czuję to! sama tak mam przy rozdziałach XD
UsuńEd taki wzór chłopa przynajmniej tak jest spostrzegany XD Dobrze, dobrze, a niech będzie! przyda się :)
:)
Czuję, że Świeca wreszcie zaświeciła prawdziwym blaskiem :)
Więcej, więcej, więcej!!! To opowiadanie jest niesamowite! Wspaniałe jest to że potrafisz w nie przelać tyle uczuć. Aleksander niby też był by dobrym mężem ale nie ma co się równać z Edkiem <3 Ich więź jest niesamowita. Życzę dużo weny! Czekam na następny rozdzialik. <3 :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Żobi <3
*_* miło czytać takie komentarze kochana Żobi :)
UsuńChyba nigdy jeszcze tak strukturalnie nie udało mi się opisać faz uczuć jak w przypadku Edwarda więc chyba to dobrze :)
Wena jak zwykle się przyda choć gdybym miała wolne to już bym pisała nowy rozdział bo tyyyyyyyyle będzie się dziać :)
Dzięki, że mnie odwiedzasz :)