środa, 15 października 2014

13 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ!

Dziś(a raczej wczoraj) wybiło na Tumburulce 13 tysięcy wyświetleń! 
Z tego szczęśliwego powodu, zapytałam na grupie Bastille XXX na FB, czy  nie chcielibyście przeczytać jakiegoś uzupełnienia Koralika. Jednoznacznie odpowiedziały dziewczyny"Tak". Na pierwszy tor wypłynęła propozycja aby przedstawić wam alternatywne zakończenie Koralika... z hepiendem. Serce krwawi, jednak robię to dla was. 
Tak więc drogi czytelniku... oto przed tobą powrót do "Koralika". 
Mniej symboliczny... jednak :) 
Mam nadzieję, że się spodoba!



2016 rok.



         Ciepła woda w wannie była kojąca dla jej nerwów. Ostatnio zbyt wiele ich miała. Mała dopiero co ukończyła roczek. Dziewczynka siedziała w niewielkim nosidełku kiedy jej matka brała kąpiel. Nadal mieszkała z Peterem i Davidem. Po porodzie wydało to się najlepszą opcją. Pomimo, że Dan zdawał sobie sprawę, że jest ojcem, oraz z tej roli się idealnie zobowiązywał, to jednak nie zawsze był przy nich. Blu poczyniła w stosunku do niego pewne kroki. Już nie omijała go, był w jej życiu, jednak zawsze stawiała tą swoją barierę. Ufała mu jako ojcu swego dziecka, jednak nie jako mężczyźnie którego kochała. Za każdym razem rozpływała się na jego, widok kiedy brał małą na ręce. Starała się nie wspominać faktu jego zdrady kiedy była w ciąży. Zostawiła to za sobą. Najważniejsza była dla niej Ros i jej dobro.
         Tego dnia miała pierwszy dzień pracy. Chciała ukończyć studia zaocznie i zarabiać na ich utrzymanie. Owszem, Dan płacił coś w rodzaju alimentów, jednak Blu pod żadnym pozorem nie chciała tych pieniędzy wydawać na mieszkanie czy inne rzeczy, które sama powinna zapewnić małej. Teraz w końcu mogła to osiągnąć.
         Niestety wszystko, pomimo idealnego planu, zapowiadało się klapą od pierwszego dnia. Brak opieki dla Ros. Jeden kamień milowy. Ani dziadkowie dziewczynki, ani brat czy też przyjaciółki. Dopiero poprzedniego dnia odważyła się zadzwonić do Dana. Ten obiecał, że przyjedzie, pomimo trasy, którą miał w Japonii. Zdziwiła się. Kolejny raz pozytywnie ją zaskoczył. Raczej twierdziła, że zadzwoni do swej matki aby pomogła Blue.
        Dan okazał się prawdziwym facetem, jak i wzorowym ojcem. Owszem wyjeżdżał na długie tygodnie, nadal tworzył z Bastille, jednak nie było weekendu aby nie przyjechał do Ros. Czasami Blue miała wrażenie, że nie tylko do niebieskookiej dziewczynki przyjeżdża, jednak brunetka to wszystko ignorowała. Nie chciała myśleć o tym, co mogło jej się jedynie wydawać. Dan mocno pokochał Ros, i kochał nadal Blue. Pokochał ją jeszcze mocniej za to, że dała mu największy cud świata jakim była ich córka.
      Blue myjąc się w wannie i co chwila sprawdzała czy mała nie robi sobie krzywdy. Nagle usłyszała odgłos dzwonka domofonu.
- Blue! Dan przyjechał! Ja jadę już do pracy! Wpuszczam go! - wołał z dołu Peter, który wychodził do pracy później niżeli David.
- Zaraz wyjdziemy!- zawołała. Wyskoczyła z wanny i szybko owinęła się ręcznikiem. Małą wzięła na ręce i wylała wodę z wanny.
- Ros... zgadnij kto do ciebie przyjechał.- pocałowała córeczkę w głowę wychodząc z łazienki. Weszła do swego i małej pokoju, a wtedy w drzwiach stanął Dan.
      Nie wiedział czy ma się cofnąć czy wejść. Nieśmiało spojrzał na ciało brunetki. Tak dawno nie widział ją w tak skąpym, a jednocześnie, tak naturalnym wydaniu. Nic dziwnego,  że zmysły mężczyzny, który przyrzekł sobie wstrzemięźliwość od wszelkich kobiet, zareagowały tak szybko na widok tej jedynej.
- Spadłeś mi normalnie z nieba. Wielkie dzięki.- stwierdziła witając go wielkim uśmiechem.
       Odebrał to jako pozwolenie na wejście do jej sypialni. Podszedł do dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu i każdej dał buziaka w policzek na przywitanie. Starał się aby Blue mu tego nie zabroniła. To było jedyne wywalczone zbliżenie jakie dotąd mieli od niepamiętnych czasów. Blu uciekła wzrokiem gdzieś w bok, a uśmiech nieco jej zszedł. Trudno było jej ukryć wszelkie emocje,  jednak starała się jak umiała.
- Jestem jej ojcem tak? Tak. Nie masz mi za co dziękować. To mój przywilej i obowiązek. Poza tym dawaj mi już ją... ty chyba musisz się szykować. - zauważył biorąc na ręce dziewczynkę,  która odziedziczyła po nim kolor oczu.
- Racja!- była bardzo zdenerwowana. 
        Dan za dobrze ją znał aby przeoczyć to jak się zachowywała. Biegała irracjonalnie po domu w poszukiwaniu rzeczy,  które poprzedniego dnia uszykowała sobie na spokojnie. Zdał sobie sprawę jak bardzo jest jej potrzebny. Był wdzięczy losowi, że opiekunka nie mogła się zjawić od pierwszego dnia. Dzięki temu znów miał powód aby być przy nich. 
       W czasie kiedy Blue szykowała się na pierwszy dzień pracy, Dan zajął się córką. Dał jej kaszkę i mleko, oczywiście kosztem czystych ubranek i swej świeżej koszulki z Bastillowym nadrukiem. Nie przejmował się. Najważniejszy był uśmiech na twarzy córki. Dalej poszło jak z płatka. Rozśmieszanie Ros szło mu najlepiej, jak każdemu ojcu. 
W końcu do kuchni wpadła Blue, mając na sobie śliczną czarną sukienkę, buty na niewielkim korku oraz włosy upięte w kok. Dan aż przerwał wszelkie zabawy z małą aby na nią spojrzeć. Była śliczna.
- Ja... ja lecę... nie widziałeś kluczyki od samochodu?- zapytała odgarniając niesforny kosmyk, który opadał jej na twarz.
- Zapomnij, że będziesz prowadzić. Ros potrzebuje matki a ja...- za daleko pobiegł z swymi słowami. Odkaszlnął niby to przypadkiem i zmarszczył brwi.- Ja cię odwiozę... Wezmę małą do rodziców. - stwierdził chwytając córkę pod pachy aby podnieść ją z kanapy, gdzie obecnie leżała i się śmiała radośnie wyciągając do niego rączki.
- Ale...- jęknęła.
- Żadne ale... już wszystko gotowe. - stwierdził i wskazał na torbę małej, gdzie były wszelkie pampersy, pieluchy, i inne potrzebne rzeczy do dziecka. - Chodźmy... nie chcę abyś pierwszego dnia się spóźniła.- powiedział biorąc torbę w rękę. 
Opuścili dom i zapieli małą w odpowiedni fotelik. Jechali przez Londyn. Blue zaczynała pracę w placówce psychiatrycznej. W dużym wsparciem był Peter, który polecił ją swoim znajomym.
- Dziś wieczorem co robisz?- zapytał Dan parkując samochód.
- Przytulę małą i będę wdzięczna, że przeżyłam.- zaśmiała się zaglądając przez ramią na swoją córeczkę.
- Poczekam na ciebie...- uśmiechnął się do niej, jednak uśmiech zniknął widząc jej twarz tak blisko. Przyjrzał się jej oczom, a następnie ustom. Były takie kuszące. Ruszył się tylko o centymetr w jej kierunku, jednak ona się od razu odsunęła zbierając się do wyjścia z samochodu.
- Dzięki, że jesteś.- powiedziała i ucałowała go w policzek na pożegnanie. Zauważyła,  że zostawiła mu na nim cień swej pomadki. Wytarła mu ją dłonią i się zaśmiała.
- Miłego dnia kochanie.- powiedziała do córeczki, a ta odpowiedziała jej zabawnym kwiknięciem.
- Tobie też.- odpowiedział Dan ale posłał jej oczko. Blue uśmiechnęła się szeroko i wysiadła z samochodu. Smith jeszcze zaczął poprawiać coś z swym fotelem. Wtedy doszły go głosy z dworu.
- Jaka śliczna rodzinka...Mąż, dziecko... no, no...- westchnęła jakaś starsza kobieta.
- Em.. tak...dziękuję- odpowiedziała zmieszana Blue i ruszyła wraz z ową towarzyszką do budynku. Brunet uniósł się i spojrzał za ukochaną. Uśmiechnął się szerzej.
- No mała... czeka nas niezły dzień.- powiedział do córki i ruszył samochodem.
        Plan owego dnia był zawirowaniem. Nic dziwnego, że gdy wracał z córką do domu, ona spała już smacznie w foteliku. Nie pozostało mu nic innego, niżeli położyć ją do łóżeczka. Następnie zajął się czymś innym. Tego dnia tyle rzeczy mu się udało, ale wszystko zależało od tego wieczora.
        Blue wróciła taksówką do domu. Była zmęczona. Rozpuściła włosy już w samochodzie. Od kluczyła drzwi i jedynie w kuchni świeciło się światło, a w domu unosił się przyjemny zapach jedzenia. Powolnym krokiem ruszyła w tamtą stronę. Po kuchni krzątał się Dan. Nie mogła zaprzeczyć, swoim myślą. Ten widok był taki idealny. Dan czekający na nią w domu. Przecież mogli by tak razem mieszkać, być razem. Odgoniła swe myśli.
- Cześć.- odezwała się zwracając jego uwagę na siebie. Brunet uniósł swoje oczy na nią, poprawiając okulary. Uśmiechnął się szeroko do niej.
- Hej Mała....- zagalopował się. - Przepraszam...- dodał po chwili uciekając wzrokiem. Blu uśmiechnęła się nieco widząc to.
- Dawno mnie nikt tak nie nazywał...- zauważyła. 
Podeszła bliżej odkładając torebkę na wyspę kuchenną.
 - Ślicznie pachnie. Gdzie chłopacy? Powinni już być.- zauważyła rozglądając się czy przypadkiem nie siedzą w salonie.
- Pojechali do twoich rodziców... zostaną tam do jutra. Mała już śpi.- wyjaśnił za w czasu. Blue zmarszczyła brwi. No tak, relacje Davida i rodziców nieco się poprawiły, ale to nie powód aby spędzać razem z nimi wieczory.
- Czemu wyczuwam w tym twoją intrygę?- zapytała unosząc brew. Dan zaśmiał się wykładając półmiski do przygotowanej sałatki, oraz kurczaka.
- Chciałem spędzić z tobą wieczór.- przyznał się, poważniejąc.- To tylko kolacja... wiedziałem że nie będziesz chciała wyjść nigdzie, nie zostawiłbym Ros... tak więc mamy ją blisko, i możemy porozmawiać.- wyjaśnił zanosząc talerze na stół. Nie mogła mu tego odmówić.
- Pozwolisz, że przebiorę się w piżamę? Jestem wyczerpana, a przy okazji zobaczę małą.- spojrzała na niego błagalnie. Każda minuta w rajstopach i całej tej sukience była męczarnią.
- Jasne..- uśmiechnął się do niej. 
         Ruszyła więc na górę do swego pokoju. Otworzyła drzwi bardzo cicho. Niewielka lampka oświetlała łóżeczko Ros. Spała słodko. Blue weszła do łazienki gdzie była jej wyciągnięta, lecz najbardziej wygodna piżama. Zmyła makijaż, a włosy związała w kucyk. W tej podstawowej wersji zeszła na dół. Na stole stało już jedzenie. Kurczak, frytki i sałatka. Uśmiechnęła się widząc to wszystko. Przypomniał jej się najlepszy czas w ich „związku” kiedy tylko to jedli. Dan wstał od stołu i spojrzał na nią.
- Wiem strasznie wyglądam!- zaśmiała się podchodząc bliżej i usiadła na jednym z krześle.
- Ani trochę tak nie myślę.- przyznał nalewając jej wina.
- To wszystko tak pięknie wygląda... Nauczyłeś się gotować?- zdziwiła się, zmieniając temat. Smith nieco się zaróżowił i napełnił swój kieliszek alkoholem. Usiadł naprzeciw niej i oblizał dolną wargę.
- Sałatka jest moja!- obronił się bo Blum już zbyt dobrze wiedziała skąd ma potrawę. Zaczęła się śmiać.
- Ok... doceniam starania.- wyjąkała zakrywając usta dłonią.
- Mama sama stwierdziła, że bezpieczniej dla ciebie będzie jeśli sama to zrobi! Pierwszy tydzień pracy, a już zwolnienia lekarskie na zatrucie żołądka? Sałatką się nie zatrujesz...- sam zaczął się śmiać z swego tłumaczenia. Uniósł kieliszek z winem.
- Za dobry pierwszy dzień pracy?- zapytał. Blue pokiwała głową unosząc swój. Można było usłyszeć dźwięk zetknięcia się szkła.
- Gdyby nie fakt, że ty byłeś z nią, to bym dzwoniła chyba z milion razy czy wszystko z nią dobrze.- przyznała się. Cóż Dan był ojcem małej więc doskonale to rozumiał. Na bank bardziej by przeżywał trasę koncertową i rozłąkę z córką gdyby nie było przy niej Blue.
- Chociaż na coś się przydałem.- stwierdził podając jej miskę z sałatką. Kobieta nałożyła sobie jej trochę i zabrała się za kurczaka.
- Przestań... jesteś naprawdę wspaniałym ojcem... jak na wielkiego gwiazdora.- uśmiechnęła się do niego. Tak twierdziła. Ojcem był idealnym.
- Nie lubię gdy tak mówisz... i właśnie dlatego, że jestem kimś... to wszystko spieprzyłem.- stwierdził odkładając sałatkę na stół.
- Dan...nie chcę o tym rozmawiać. Nie mam teraz siły...- jęknęła upijając łyk wina.
- Pozwól mi mówić...- poprosił. Uciekła wzrokiem. - Wiem że ranię cię tym..Wiem też, że muszę to powiedzieć bo ranię cię też faktem, że pomijamy temat. Już czas Blue.- jego głos nieco zadrżał. Straciła apetyt. Ujęła kieliszek w dłoń i oparła się o krzesło.
- Dobrze...- stwierdziła nieco ściszonym głosem. Dan oparł się łokciami o stół, a dłonie splótł przy brodzie. Wziął głęboki oddech i zamknął swe niebieskie oczy.
- Żadna ilość mych przepraszam nie będzie odpowiednia... ja... osiągnąłem dno... straciłem ciebie... mogłem stracić Ros gdybyś tego chciała...- zaczął.- Nie usprawiedliwię nigdy tego... tego co zrobiłem...Nigdy nie zapomnę twoich oczu, kiedy poznałaś prawdę... To przepadło... to jak na mnie patrzyłaś... Ja to widzę nawet dziś. Wiem, że się uśmiechasz, wiem, że jesteś szczęśliwa... ale nie w sercu... nie gdy jestem blisko. Mam świadomość tego co straciłem... co mogłoby być... Ale wiem... wiem, że gdybym nie upadł... gdyby nie Kyle... gdyby nie twój brat... gdyby nie twoje oczy.... nigdy bym nie docenił narodzin Ros, tego kim ty jesteś.- westchnął. Otworzył oczy i zauważył, że Blue kieliszek jest już pusty, a po jej policzku spływa łza.
- Nigdy jednak to nie wygaśnie. Kiedyś trasa się skończy, kiedyś ludzie zapomną o mnie...Bastille zniknie... ty i Ros zawsze będziecie... zawsze będę was kochać... Tak Blue... nie boję się powiedzieć, że cię kocham... zawsze, na zawsze.- mówił spokojnym tonem, jednak pełnym emocji. Blu otarła łzy i wstała od stołu. Dan poderwał się szybko i stanął przed nią.
- Błagam nie uciekaj... proszę.- teraz złamał mu się głos, brwi ściągną mocno, a szczękę zacisnął jakby miał przyjąć ostry policzek. 
          Blue spojrzała na niego swymi brązowymi oczami i po prostu się do niego przytuliła. Zdziwił się jednak nie mógł się oprzeć temu. Ułożył dłonie na jej ciele, a policzek wtulił w jej ciemne włosy. Stali tak kilka minut, w zupełnej ciszy. Blue najzwyczajniej płakała, on jej na to pozwolił. Sam by to najchętniej zrobił, jednak męska duma nie pozwalała mu na to. W końcu brunetka uniosła opłakaną twarz i krótko ucałowała go w usta. Tylko musnęła jego wargi, po czym odeszła.


        Minęły cztery tygodnie. Trasa koncertowa Bastille dobiegła końca. Mieli wakacje. Wtedy dostał Dan zaproszenie na ślub jednego z krewnych. Wybrał właśnie Blue i Ros na swoje osoby towarzyszące. Ich stosunki się poprawiły... to znaczy, była ta niepewność. Oboje jakby bali się zrobić krok do przodu. Jednak kim mieli się stać? Parą? Mieli przecież dziecko, kochali się, znali swoje najczarniejsze wydarzenia z przeszłości. Nie... to nie mogło iść tą drogą.
        Blue idąc na ślub jednego z Smithów dziwnie się czuła, kiedy Dan obejmował ją w talli, jednocześnie pchając wózek z małą Ros. Wszyscy witali ich i uśmiechali się. Może brali ich za parę? W końcu zobaczyła resztę chłopaków z Bastille.
- Co oni tu robią?- zdziwiła się mówiąc do Dana.
- Todd był z nami kilka razy w czasie trasy koncertowej... nie ma rodzeństwa, ma nas za braci.- stwierdził Dan wzruszając ramionami. Przyjrzała mu się znów. Wyglądał bardzo seksownie w czarnym fraku, białą kamizelką i krawatem w tym samym kolorze. Blue odruchowo zagryzła dolną wargę.
- Blubluś!- zaśmiał się Kyle podchodząc do wózka z Caro. Zerknął do środka i aż kwiknął, a mała zaczęła się śmiać.
- Jaka kluska z girkami!- stwierdził kucając przy niej. Blue zaśmiała się i spojrzała na Smitha, który bardziej ją do siebie przyciągnął. Caroline uśmiechnęła się widząc jego dłoń na ciele swej przyjaciółki.
- Słyszałaś że Dan zabrał małą i Kyle'a na spacer? - zapytała rudowłosa spoglądając jak jej mąż zaczyna zaczepiać się w małą, a ta chwyta jego brodę. Ten znowu pisnął niczym mała dziewczynka.
- Cholera Kyle!- syknęła Caro uwalniając go z rączki Ros.
- O co chodzi z tym spacerem?- zainteresowała się Blue zerkając na niebieskookiego. Ten zaśmiał się patrząc na córkę.
- Byliśmy na placu zabaw... i czułem się jak z dwójką dzieci... Wcisnął się w małą huśtawkę, która pękła pod nim.- zaczął się śmiać.
- Nie pękła! To nietrwałe rzeczy robią! Uratowałem jakieś małe dziecko! Na moim miejscu mogła być Blublusia juniorka i co? A mi jeszcze kazali płacić!- oburzył się Kyle chwytając Ros za rączki.
- Gupi ludzie, Ros! Gupi!- zaćwierkał do dziewczynki która zapiszczała radośnie do chrzestnego.
- Chodźmy do środka.- stwierdził Dan.
- Mogę się nią zająć! Śluby mnie nudzą!- zajęczał brodacz. Blue zrobiła wielkie oczy i zerknęła na Caro.
- Daj mu tą uciechę... będę przy nim...- poprosiła przyjaciółkę.
- Niech tylko nie wpycha małej pizzy do buzi!- zawołał Will, który stał trochę dalej.
- Już ma kilka zębów! Może!- odkrzyknął do niego Kyle wytykając na przyjaciela język. 
       Dan zaśmiał się i kiwnął do Blue aby poszła za nim. Ślub odbywał się na polance. Były zrobione trzy małe namioty, zapewne miejsce przygotowania się panny młodej, pana młodego i księdza. Było ślicznie. Wszędzie polne kwiaty, bez przepychu, pełna natura. Blue usiadła w jednym z tylnych rzędów obok Dana i podziwiała całą scenerię. Było naprawdę pięknie. Doszukała się wzrokiem rodziców Smitha oraz jego siostrę z mężem. Uśmiechnęła się do nich na powitanie. Minuty mijały. Kyle z Caro oraz małą, siedzieli zaraz za nimi. Wszyscy zaczęli się niepokoić. Nawet Ksiądz się pojawił.
- No chyba to jakieś jaja...- wysyczał Dan rozglądając się szukając pary młodej.
- Spokojnie... może zaraz przyjadą.- próbowała go uspokoić Blue.
- Albo walą się w namiociku.- syknął do nich Kyle nachylając się ku nim. Kobieta zaśmiała się jednak brunetowi nie było do żartów. Zaczął się wiercić.
- Ile można czekać?- jęknął znów jednak głośniej.
- Dan!- upomniała go jego towarzyszka.
- Mam dość czekania!- stwierdził po kolejnej minucie oczekiwań, kiedy odliczał ją przy pomocy swego zegarka. Nagle wstał poprawiając frak i ruszył w stronę namiotów.
- Dan!- zawołała Blue.
- Cholera! Leć za nim!- stwierdził Kyle nie wiedząc co się dzieje. Zamrugała dwa razy po czym wstała i zrobiła co uznał za słuszne przyjaciel. Weszła do namiotu tam gdzie był Dan. 
Był pusty. Za nim były jakieś wieszaki, na nich pokrowce z ubraniami, kwiaty. Wszystko jakby czekało na właściwą parę.
- Dan co ty odstawiasz? Wszyscy czekają... może lepiej zadzwoń do niego.- stwierdziła zbliżając się do niego bardziej. Chciała aby się uspokoił. Wtedy się do niej odwrócił trzymając w dłoniach bukiet białych piwonii.
- Lepiej to zostaw...- chciała odebrać mu bukiet, zapewne panny młodej.
- Nie ma żadnego Toddiego...- powiedział drżącym głosem. Widziała poczucie winy w oczach mężczyzny oraz straszną niepewność. Nagle przed nią uklęknął. Oczy zrobiły jej się okrągłe. Cofnęła się o krok widząc jak wyciąga z fraku czerwone pudełeczko.
- Rzucam się z motyką na słońce zapraszając gości, organizując to wszystko. Stawiam siebie przed tobą. Wiem, że bycie ze mną nigdy nie było łatwe ale... wiem czym jest słuszna droga... wiem kim chcę być dla ciebie. Dla Ros... co chce jej dać. Chce być twym mężem, dla niej ojcem każdego ranka... Jeśli jest choć cień nadziei na to abyś mi wybaczyła... abyś zaufała... Jeśli mnie kochasz... Ostatni raz... Czy ty Blue Julie Grease chcesz zostaniać moją żoną, już dziś? - zapytał, a jego oczy tak wiele jej mówiły. Był przerażony tym co mówił, tą wielką niepewnością przed jaką stawał. Zorganizowanie ślubu w miesiąc nie było łatwym wydarzeniem, ale dał radę. Wszystko robił intuicyjnie, sam. Teraz wszystko zależało od niej. Od tego czy chciała.
- Chcę...-szepnęła ocierając łzy. Miała już dość tego co mówił jej rozum. Na powrót chciała czuć miłość. Jeśli popełniała błąd w swym życiu to chociaż raz nie będzie żałować. Nie może sobie niczego zarzucić. Miała dość odpychania go. 
          Dan wstał z ziemi i włożył jej na palec pierścionek po czym pocałowali się. Wreszcie, namiętnie po tylu latach. Długo nie mogli przestać.
- Kocham cię...- wyszeptała pomiędzy pocałunkami.
- Ja ciebie... zawsze i na zawsze...- odpowiedział przytulając ją mocniej do siebie.
- I patrz! Mówiłem, że gołębie się zejdą!- mlasnął Kyle wchodząc do namiotu.
- Gołębie...- prychnęła Caroline. Dan i Blue spojrzeli na parę i zaczęli się śmiać jakby byli pijani.
- Faceci znikać! Musimy pannę młodą zrobić na bóstwo w kilka minut!- nakazała hardym głodem rudowłosa.
- Ja nawet nie mam sukienki! A moja rodzina?!-zaczęła panikować Blue kompletnie zagubiona w tym szaleństwie. Smith ujął jej policzki w swoje dłonie tak aby spojrzała tylko na niego. Był oazą spokoju. Największy stres uciekł... zgodziła się. Teraz czekała go najlepsza rzecz w  ich życiu.
- Wszystkim się zająłem... Twoja rodzina jest w drugim namiocie, czekają na twoją decyzję... sukienkę uszyła ci Caro... nie martw się.- poprosił i obdarzył jej usta słodkim pocałunkiem. Zamknęła oczy próbując odzyskać tą siłę w sobie.
- Zobaczymy się przy ołtarzu.- szepnął całując ją w czoło po czym westchnął.
- Choć! Zobaczysz jak to fajnie jest mieć żoneczkę! Zawsze z jednego ślubu robią się dwa! Patrz co Will zrobił ze mną!- brodacz gadał jak najęty wskazując na swoją plastikową obrączkę. Jeszcze jej nie wymienili na złotą i chyba nie zamierzali. Kiedy Mężczyźni opuścili namiot Blue myślała że zemdleje.
- Rozbieraj się!- nakazała Rudowłosa z wielkim uśmiechem.
- A gdzie Ros?!- przypomniała sobie nagle. Przez te emocje prawie zapomniała o swym dziecku.
- Twoja mama ją przejęła.- uspokoiła przyjaciółkę wyciągając z pokrowca śnieżnobiałą suknię. Oczy brunetki się zaszkliły.
- Ohydna?- zapytała Caro marszcząc śmiesznie nos.
- Piękna... nie wierze, że to się dzieje...- stwierdziła mając nadzieję że to nie jakiś głupi sen.
- Lepiej uwierz... - dodała rudowłosa.
I się zaczęło. 
          Pierw suknia, poprawa makijażu, który się rozmazał, włosy, welon. W mniej niż dwadzieścia minut Blue przerodziła się w piękną pannę młodą. Trzymała w ręku bukiet białych piwonii, a oczy szkliły jej się do swego odbicia w lustrze. Caro sprowadziła do namiotu ojca dziewczyny, który miał ją doprowadzić do ołtarza. Wszyscy goście zajęli miejsca. Nie wierzyła w to, jaką wielką konspiracją wszystko było przykryte. Dan naprawdę się postarał. Nigdy nie spodziewała się aby mężczyzna mógł zrobić coś tak cudownego. Tym faktem skreślił wszelkie jej wątpliwości. Idąc pomiędzy rzędami krzeseł, nie mogła się nie uśmiechać. Sen nastolatki,  która poznała dwóch dziwnych mężczyzn przez internet, nagle stał się prawdą. Cała ceremonia była skrócona. Przysięga przepłynęła przez ich usta jakby znali ją na pamięć i zapadło odwieczne Tak przed Bogiem.
         Długo do niej nie docierał fakt co się stało. Dopiero w połowie wesela kiedy nad ich głowami świeciły gwiazdy, a zespół grał leniwą piosenkę spojrzała w oczy ukochanego.
- To nie mogło się wydarzyć...- stwierdziła cicho, a Dan zaśmiał się.
- Mógłby być z tego jakiś dobry film.- mruknął.
- Albo książka.- zawtórowała mu dając całusa w krzywiznę szczęki.
- I tak nikt by tego nie chciał czytać...- ocenił Smith.
- I tak by nikt w nas nie uwierzył...- dodała Blue. Tego dnia chłopacy ogłosili że kończą z trasami koncertowymi. To był koniec zespołu.
- Bastille już nigdy nie będzie dla mnie tym co kiedyś... Stało się dla mnie czymś dziwnym... pierw nieznanym zespołem, którym zanudzano w telewizji i radiu... później grupą do której należy mój przyjaciel... następnie marzeniem.... zbyt idealnym odwzorowaniem tego co czuję... euforią i miłością zrodzoną do ciebie.- szeptała.
- Agonią i łzami...- stwierdził Dan.
- Tak... cierpieniem... długim i siarczystym. Kupką kłamstw.. Widząc twoje zdjęcia... teledyski... filmiki...bolało.- przyznała nie chcąc omijać tematu.
- A teraz? Kiedy Bastille już prawie nie ma? Kiedy kończymy działalność?- zapytał ciekawy.
- Teraz...- zamyśliła się. - Bastille to oddzielny temat... Figuruje jako przeszłość... Teraz jest mój mąż, moja córka, moi przyjaciele... Bastille zniknęło a wraz z nim ból.
Dan nachylił się ku niej z uśmiechem po czym pocałował swoją żonę.


I jak?
Zapraszam do komentowania!
Zmęczona i niewyspana jutro Tumburulka!
ps.
Że się pochwalę:
Ja i Piotr (narzeczony) dziś obchodzimy 3 rocznicę naszego związku
błhehehehe :) 
musiałam :)
Kocham cię :*
Dobranoc! 

17 komentarzy:

  1. O kierwa..
    Rozpłynełam się jak nic przed szkołą..
    Myślę że mały powrót do nich raz na miesiąc nie zaszkodzi ;)
    Wspaniały hepiend :')
    Widać ze się postaralas..
    Pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ''Myślę że mały powrót do nich raz na miesiąc nie zaszkodzi ;) '' LUBIE TO! :D

      Usuń
    2. Raz na jakiś czas :) pomyślimy... :) może urodzinowo zrobię wam niespodziankę ale zobaczymy ;)

      Usuń
  2. Co za podstęp z tym ślubem :) Tego bym się nie spodziewała :D ale fajnie wyszło. Podobało mi się poprzednie zakończenie ( w końcu nie wszystko musi być tak jakbyśmy chcieli ) ale wolę chyba hepiendy :) No i rozczulałam się za każdym razem kiedy wyobrażałam sobie Dana jak bawi się z Ros... ah mieć takiego męża i ojca dla dziecka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak... najbardziej rozczulające jest kiedy ojciec kocha tak córkę i jej matkę :) no i w dodatku najlepszym wynagrodzeniem za każdy pisany rozdział jest wasze "nie spodziewałam się" najlepszy narkotyk jeśli o mnie chodzi :) DZIĘKI!

      Usuń
  3. Genialny! To aż dziwne, że się nie popłakałam, bo ze mną to łatwo o łzy, ale nie, cały czas na mojej twarzy był uśmiech! <3
    Dziękuję, za to 2 zakończenie, za happy end <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten rozdział miał być mniej płaczący :) I dobrze że znowu grupowo nie płakałyście bo ostatnio głupio się czułam XD
      Ja dziękuję za to że jesteś i czytasz :)

      Usuń
  4. No i DZIĘKUJĘ ! Ahjgfjhgfhdsksd cóż za rozdział, cóż za Dan, cóż za Blue, CÓŻ ZA kyle,....cóż za EMOCJE ! I tak to miało być :D No to się poryczałam ;')
    Gratulacje dla Tumburulki i Piotra :D !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. CÓŻ! :)
      Dziękuję za komentarz :)
      i za gratulacje :)
      Dziękuję :)
      jejuś nie wierzę nadal że mogę tak wpływać słowami... że robię coś za co podziwiam największych i najbardziej utalentowanych autorów świata *_* ale to dzięki Wam polepszam swój styl i pisanie :)

      Usuń
  5. JESTES GENIALNA!!! :O Co za pomysl z tymi zareczynami w ogole jakim cudem wpadlo ci to do glowy?! Poryczalam sie jak zwykle hahaha No nie moge, chyba przez nastepny miesiac bede to przezywac! :D Dan jako kochajacy maz i ojciec - CUDO *o* A co do rocznicy to gratuluje i zycze jeszcze wiele wiele wiele (...) czasu spedzonego razem :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze, chyba jestem zbyt dużą romantyczką i sama chciałabym przeżyć takie rzeczy :) wpadło już dawno... jakieś pół roku temu ale szukałam stosownej historii do opisania :) I oto ona chyba :) Dzięki wiele za gratki! :) I dzięki że sądzisz o mnie tak wiele dobrych rzeczy! :)

      Usuń
  6. O jak ładnie komentują! Dalej, dalej, oby tak dalej!
    Meeega rozdział, ALE. Nie zgadzam się z pomysłem, zeby wracać do Koralika raz w miesiącu. Bardzo kocham koralika, ale nie... To będsie zadawało ból nam - bo tylko raz na miesiąc to mało, a czekanie byłoby okropne; z drugiej strony naszej kochanej mamuśce, bo tak. Losy Blan i reszty już się zakończyły i powinniśmy dziękować Kamci na kolanach za to, że wgl się zgodziła na napisanie alternatywnej wersji ostatniego rozdziału i siedziała nad tym do chyba okolo drugiej w nocy. Mam rację? Tak. A teraz przechodzę do rozdziału.
    Jest cudowny, naprawdę, taki koniec w pełni mnie zadowolił, lepszego nie mogłaś wymyślić :D dziękuję za ten rozdział, bo naprawdę poprawił mi humor przed szkołą i rozweselił ten pochmurny dzień :) teksty Kyle'a... Boże, myślalam, ze bede plakac ze smiechu w autobusie. " chodź, zobaczysz jak fajnie mieć żonkę!" i ta huśtawka, mój Boże, chcę mieć kogoś takiego w rodzinie, proszę :D niespodzianka Dana. WOOOOW. spodziewałam się, że Dan oświadczy się tylko Blue na weselu kuzyna, ale nie spodziewałam się, że będzie chciał wziąć z nią ślub od razu i że nie ma żadnego kuzyna! TO BYŁO EPICKIE. Blue wygrała życie. I Ros też :) chciałabym mieć takiego męża! Tak więc moje serce jest całe zalane miodem i jestem pełna podziwu, że podjęłaś się napisania tego rozdziału, wiem, że to było trudne. Koralik był najwspanialszy, ale teraz go żegnam, bo wiem, że na niego już najwyższa pora. A Tobie i Panu Tacie życzę miliona wspólnych, szczęśliwych i pełnych miłości lat :* ~Twoja najukochańsza córka, Ania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawię cię Rybuś - siedziałam wtedy do trzeciej a szłam spać o czwartej :D
      Tak sądząc po tym co czytam, gdybym miała w głowie to co mam obecnie, a byłabym facetem... to byłabym najlepszym chłopakiem/mężem na świecie! :D te pomysły mega romantyczne hahahah ok...
      tak... muszę przyznać... pisanie tego rozdziału nieco koligowało z tym co mam w głowie i co czuję... jednak chciałam dla was to zrobić :)
      Dziękuję za życzonka!
      no i Koralik na zawsze w mojej i waszej pamięci!

      Usuń
  7. Trochę zwlekałam z komentarzem, a to dlatego, że postanowiłam przeczytać jeszcze raz całego Koralika z tym dopisanym rozdziałem, zamiast z pierwotnym zakończeniem i mogę powiedzieć tylko jedno - Yeep! It's still perfect :)
    Kama twoje pomysły rozwalają czasoprzestrzeń. Dziękuję za to alternatywne zakończenie, po się przy nim poryczałam, pośmiałam i teraz taplam się w morzu miłości :)
    Mam taki zwyczaj, że raz do roku czytam moją ulubioną książkę i robię tak już od 12 lat, a teraz wymyśliłam, że raz na jakiś czas będę czytać Koralika na zmianę z innym zakończeniem. Zostwię sobie tę przyjemność na święta :)
    Pozdrawiam.
    Twoje dziecko stworzone a nie zrodzone :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. omamulu *_* moje opowiadanie ma brać udział w tak pięknym zwyczaju... *_* mogą sobie ludzie mówić że słodzę, że przesadzam ale... wzruszyłaś mnie tym... poczułam się tak wyjątkowo, i mam gule w gardle.
      Pozostaje mi napisać skromne DZIĘKUJĘ... to wiele dla mnie znaczy... dziękuję...
      Kocham cię :)

      Usuń
  8. Kiedy nowy rozdział świecy ? ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. już dziś :)o ile nie padnę na klawiaturę :) zachęcam do lektury!

      Usuń