Dziś(a raczej wczoraj) wybiło na Tumburulce 13 tysięcy wyświetleń!
Z tego szczęśliwego powodu, zapytałam na grupie Bastille XXX na FB, czy nie chcielibyście przeczytać jakiegoś uzupełnienia Koralika. Jednoznacznie odpowiedziały dziewczyny"Tak". Na pierwszy tor wypłynęła propozycja aby przedstawić wam alternatywne zakończenie Koralika... z hepiendem. Serce krwawi, jednak robię to dla was.
Tak więc drogi czytelniku... oto przed tobą powrót do "Koralika".
Mniej symboliczny... jednak :)
Mam nadzieję, że się spodoba!
2016 rok.
Ciepła woda w wannie była kojąca dla
jej nerwów. Ostatnio zbyt wiele ich miała. Mała dopiero co
ukończyła roczek. Dziewczynka siedziała w niewielkim nosidełku
kiedy jej matka brała kąpiel. Nadal mieszkała z Peterem i Davidem.
Po porodzie wydało to się najlepszą opcją. Pomimo, że Dan zdawał
sobie sprawę, że jest ojcem, oraz z tej roli się idealnie
zobowiązywał, to jednak nie zawsze był przy nich. Blu poczyniła w
stosunku do niego pewne kroki. Już nie omijała go, był w jej życiu, jednak zawsze stawiała tą swoją barierę. Ufała mu jako ojcu
swego dziecka, jednak nie jako mężczyźnie którego kochała. Za
każdym razem rozpływała się na jego, widok kiedy brał małą na
ręce. Starała się nie wspominać faktu jego zdrady kiedy była w
ciąży. Zostawiła to za sobą. Najważniejsza była dla niej Ros i
jej dobro.
Tego dnia miała pierwszy dzień pracy.
Chciała ukończyć studia zaocznie i zarabiać na ich utrzymanie.
Owszem, Dan płacił coś w rodzaju alimentów, jednak Blu pod żadnym
pozorem nie chciała tych pieniędzy wydawać na mieszkanie czy inne
rzeczy, które sama powinna zapewnić małej. Teraz w końcu mogła to
osiągnąć.
Niestety wszystko, pomimo idealnego
planu, zapowiadało się klapą od pierwszego dnia. Brak opieki dla
Ros. Jeden kamień milowy. Ani dziadkowie dziewczynki, ani brat czy
też przyjaciółki. Dopiero poprzedniego dnia odważyła się
zadzwonić do Dana. Ten obiecał, że przyjedzie, pomimo trasy, którą
miał w Japonii. Zdziwiła się. Kolejny raz pozytywnie ją
zaskoczył. Raczej twierdziła, że zadzwoni do swej matki aby pomogła
Blue.
Dan okazał się prawdziwym facetem, jak
i wzorowym ojcem. Owszem wyjeżdżał na długie tygodnie, nadal
tworzył z Bastille, jednak nie było weekendu aby nie przyjechał do
Ros. Czasami Blue miała wrażenie, że nie tylko do niebieskookiej
dziewczynki przyjeżdża, jednak brunetka to wszystko ignorowała.
Nie chciała myśleć o tym, co mogło jej się jedynie wydawać. Dan
mocno pokochał Ros, i kochał nadal Blue. Pokochał ją jeszcze
mocniej za to, że dała mu największy cud świata jakim była ich
córka.
Blue myjąc się w wannie i co chwila
sprawdzała czy mała nie robi sobie krzywdy. Nagle usłyszała
odgłos dzwonka domofonu.
- Blue! Dan przyjechał! Ja jadę
już do pracy! Wpuszczam go! - wołał z dołu Peter, który
wychodził do pracy później niżeli David.
- Zaraz wyjdziemy!- zawołała.
Wyskoczyła z wanny i szybko owinęła się ręcznikiem. Małą
wzięła na ręce i wylała wodę z wanny.
- Ros... zgadnij kto do ciebie
przyjechał.- pocałowała córeczkę w głowę wychodząc z
łazienki. Weszła do swego i małej pokoju, a wtedy w drzwiach
stanął Dan.
Nie wiedział czy ma się cofnąć czy wejść.
Nieśmiało spojrzał na ciało brunetki. Tak dawno nie widział ją
w tak skąpym, a jednocześnie, tak naturalnym wydaniu. Nic dziwnego, że zmysły mężczyzny, który przyrzekł sobie wstrzemięźliwość
od wszelkich kobiet, zareagowały tak szybko na widok tej jedynej.
- Spadłeś mi normalnie z nieba.
Wielkie dzięki.- stwierdziła witając go wielkim uśmiechem.
Odebrał to
jako pozwolenie na wejście do jej sypialni. Podszedł do dwóch
najważniejszych kobiet w jego życiu i każdej dał buziaka w
policzek na przywitanie. Starał się aby Blue mu tego nie
zabroniła. To było jedyne wywalczone zbliżenie jakie dotąd mieli
od niepamiętnych czasów. Blu uciekła wzrokiem gdzieś w bok, a
uśmiech nieco jej zszedł. Trudno było jej ukryć wszelkie emocje, jednak starała się jak umiała.
- Jestem jej ojcem tak? Tak. Nie
masz mi za co dziękować. To mój przywilej i obowiązek. Poza tym dawaj mi już ją... ty chyba
musisz się szykować. - zauważył biorąc na ręce dziewczynkę, która odziedziczyła po nim kolor oczu.
- Racja!- była bardzo
zdenerwowana.
Dan za dobrze ją znał aby przeoczyć to jak się
zachowywała. Biegała irracjonalnie po domu w poszukiwaniu rzeczy, które poprzedniego dnia uszykowała sobie na spokojnie. Zdał sobie
sprawę jak bardzo jest jej potrzebny. Był wdzięczy losowi, że
opiekunka nie mogła się zjawić od pierwszego dnia. Dzięki temu
znów miał powód aby być przy nich.
W czasie kiedy Blue szykowała
się na pierwszy dzień pracy, Dan zajął się córką. Dał jej
kaszkę i mleko, oczywiście kosztem czystych ubranek i swej świeżej
koszulki z Bastillowym nadrukiem. Nie przejmował się.
Najważniejszy był uśmiech na twarzy córki. Dalej poszło jak z
płatka. Rozśmieszanie Ros szło mu najlepiej, jak każdemu ojcu.
W
końcu do kuchni wpadła Blue, mając na sobie śliczną czarną
sukienkę, buty na niewielkim korku oraz włosy upięte w kok. Dan
aż przerwał wszelkie zabawy z małą aby na nią spojrzeć. Była
śliczna.
- Ja... ja lecę... nie widziałeś
kluczyki od samochodu?- zapytała odgarniając niesforny kosmyk, który opadał
jej na twarz.
- Zapomnij, że będziesz
prowadzić. Ros potrzebuje matki a ja...- za daleko pobiegł z swymi
słowami. Odkaszlnął niby to przypadkiem i zmarszczył brwi.- Ja
cię odwiozę... Wezmę małą do rodziców. - stwierdził chwytając
córkę pod pachy aby podnieść ją z kanapy, gdzie obecnie leżała
i się śmiała radośnie wyciągając do niego rączki.
- Ale...- jęknęła.
- Żadne ale... już wszystko
gotowe. - stwierdził i wskazał na torbę małej, gdzie były
wszelkie pampersy, pieluchy, i inne potrzebne rzeczy do dziecka. -
Chodźmy... nie chcę abyś pierwszego dnia się spóźniła.-
powiedział biorąc torbę w rękę.
Opuścili dom i zapieli małą
w odpowiedni fotelik. Jechali przez Londyn. Blue zaczynała pracę w
placówce psychiatrycznej. W dużym wsparciem był Peter, który
polecił ją swoim znajomym.
- Dziś wieczorem co robisz?-
zapytał Dan parkując samochód.
- Przytulę małą i będę
wdzięczna, że przeżyłam.- zaśmiała się zaglądając przez
ramią na swoją córeczkę.
- Poczekam na ciebie...-
uśmiechnął się do niej, jednak uśmiech zniknął widząc jej
twarz tak blisko. Przyjrzał się jej oczom, a następnie ustom. Były
takie kuszące. Ruszył się tylko o centymetr w jej kierunku, jednak
ona się od razu odsunęła zbierając się do wyjścia z samochodu.
- Dzięki, że jesteś.-
powiedziała i ucałowała go w policzek na pożegnanie. Zauważyła, że zostawiła mu na nim cień swej pomadki. Wytarła mu ją dłonią
i się zaśmiała.
- Miłego dnia kochanie.-
powiedziała do córeczki, a ta odpowiedziała jej zabawnym
kwiknięciem.
- Tobie też.- odpowiedział Dan
ale posłał jej oczko. Blue uśmiechnęła się szeroko i wysiadła
z samochodu. Smith jeszcze zaczął poprawiać coś z swym fotelem.
Wtedy doszły go głosy z dworu.
- Jaka śliczna rodzinka...Mąż,
dziecko... no, no...- westchnęła jakaś starsza kobieta.
- Em.. tak...dziękuję-
odpowiedziała zmieszana Blue i ruszyła wraz z ową towarzyszką do
budynku. Brunet uniósł się i spojrzał za ukochaną. Uśmiechnął
się szerzej.
- No mała... czeka nas niezły
dzień.- powiedział do córki i ruszył samochodem.
Plan owego dnia był zawirowaniem.
Nic dziwnego, że gdy wracał z córką do domu, ona spała już
smacznie w foteliku. Nie pozostało mu nic innego, niżeli położyć
ją do łóżeczka. Następnie zajął się czymś innym. Tego dnia
tyle rzeczy mu się udało, ale wszystko zależało od tego
wieczora.
Blue wróciła taksówką do domu.
Była zmęczona. Rozpuściła włosy już w samochodzie. Od kluczyła
drzwi i jedynie w kuchni świeciło się światło, a w domu unosił
się przyjemny zapach jedzenia. Powolnym krokiem ruszyła w tamtą
stronę. Po kuchni krzątał się Dan. Nie mogła zaprzeczyć, swoim
myślą. Ten widok był taki idealny. Dan czekający na nią w domu.
Przecież mogli by tak razem mieszkać, być razem. Odgoniła swe
myśli.
- Cześć.- odezwała się
zwracając jego uwagę na siebie. Brunet uniósł swoje oczy na nią,
poprawiając okulary. Uśmiechnął się szeroko do niej.
- Hej Mała....- zagalopował się.
- Przepraszam...- dodał po chwili uciekając wzrokiem. Blu
uśmiechnęła się nieco widząc to.
- Dawno mnie nikt tak nie
nazywał...- zauważyła.
Podeszła bliżej odkładając torebkę na
wyspę kuchenną.
- Ślicznie pachnie. Gdzie chłopacy? Powinni już
być.- zauważyła rozglądając się czy przypadkiem nie siedzą w
salonie.
- Pojechali do twoich rodziców...
zostaną tam do jutra. Mała już śpi.- wyjaśnił za w czasu. Blue
zmarszczyła brwi. No tak, relacje Davida i rodziców nieco się
poprawiły, ale to nie powód aby spędzać razem z nimi wieczory.
- Czemu wyczuwam w tym twoją
intrygę?- zapytała unosząc brew. Dan zaśmiał się wykładając
półmiski do przygotowanej sałatki, oraz kurczaka.
- Chciałem spędzić z tobą
wieczór.- przyznał się, poważniejąc.- To tylko kolacja...
wiedziałem że nie będziesz chciała wyjść nigdzie, nie
zostawiłbym Ros... tak więc mamy ją blisko, i możemy
porozmawiać.- wyjaśnił zanosząc talerze na stół. Nie mogła mu
tego odmówić.
- Pozwolisz, że przebiorę się w
piżamę? Jestem wyczerpana, a przy okazji zobaczę małą.-
spojrzała na niego błagalnie. Każda minuta w rajstopach i całej
tej sukience była męczarnią.
- Jasne..- uśmiechnął się do
niej.
Ruszyła więc na górę do swego pokoju. Otworzyła drzwi
bardzo cicho. Niewielka lampka oświetlała łóżeczko Ros. Spała
słodko. Blue weszła do łazienki gdzie była jej wyciągnięta,
lecz najbardziej wygodna piżama. Zmyła makijaż, a włosy związała
w kucyk. W tej podstawowej wersji zeszła na dół. Na stole stało
już jedzenie. Kurczak, frytki i sałatka. Uśmiechnęła się
widząc to wszystko. Przypomniał jej się najlepszy czas w ich
„związku” kiedy tylko to jedli. Dan wstał od stołu i spojrzał
na nią.
- Wiem strasznie wyglądam!-
zaśmiała się podchodząc bliżej i usiadła na jednym z krześle.
- Ani trochę tak nie myślę.-
przyznał nalewając jej wina.
- To wszystko tak pięknie
wygląda... Nauczyłeś się gotować?- zdziwiła się, zmieniając
temat. Smith nieco się zaróżowił i napełnił swój kieliszek
alkoholem. Usiadł naprzeciw niej i oblizał dolną wargę.
- Sałatka jest moja!- obronił
się bo Blum już zbyt dobrze wiedziała skąd ma potrawę. Zaczęła
się śmiać.
- Ok... doceniam starania.-
wyjąkała zakrywając usta dłonią.
- Mama sama stwierdziła, że
bezpieczniej dla ciebie będzie jeśli sama to zrobi! Pierwszy
tydzień pracy, a już zwolnienia lekarskie na zatrucie żołądka?
Sałatką się nie zatrujesz...- sam zaczął się śmiać z swego
tłumaczenia. Uniósł kieliszek z winem.
- Za dobry pierwszy dzień pracy?-
zapytał. Blue pokiwała głową unosząc swój. Można było
usłyszeć dźwięk zetknięcia się szkła.
- Gdyby nie fakt, że ty byłeś z
nią, to bym dzwoniła chyba z milion razy czy wszystko z nią
dobrze.- przyznała się. Cóż Dan był ojcem małej więc
doskonale to rozumiał. Na bank bardziej by przeżywał trasę
koncertową i rozłąkę z córką gdyby nie było przy niej Blue.
- Chociaż na coś się
przydałem.- stwierdził podając jej miskę z sałatką. Kobieta
nałożyła sobie jej trochę i zabrała się za kurczaka.
- Przestań... jesteś naprawdę
wspaniałym ojcem... jak na wielkiego gwiazdora.- uśmiechnęła się
do niego. Tak twierdziła. Ojcem był idealnym.
- Nie lubię gdy tak mówisz... i
właśnie dlatego, że jestem kimś... to wszystko spieprzyłem.-
stwierdził odkładając sałatkę na stół.
- Dan...nie chcę o tym rozmawiać.
Nie mam teraz siły...- jęknęła upijając łyk wina.
- Pozwól mi mówić...- poprosił.
Uciekła wzrokiem. - Wiem że ranię cię tym..Wiem też, że muszę
to powiedzieć bo ranię cię też faktem, że pomijamy temat. Już
czas Blue.- jego głos nieco zadrżał. Straciła apetyt. Ujęła
kieliszek w dłoń i oparła się o krzesło.
- Dobrze...- stwierdziła nieco
ściszonym głosem. Dan oparł się łokciami o stół, a dłonie
splótł przy brodzie. Wziął głęboki oddech i zamknął swe
niebieskie oczy.
- Żadna ilość mych przepraszam
nie będzie odpowiednia... ja... osiągnąłem dno... straciłem
ciebie... mogłem stracić Ros gdybyś tego chciała...- zaczął.-
Nie usprawiedliwię nigdy tego... tego co zrobiłem...Nigdy nie
zapomnę twoich oczu, kiedy poznałaś prawdę... To przepadło... to
jak na mnie patrzyłaś... Ja to widzę nawet dziś. Wiem, że się
uśmiechasz, wiem, że jesteś szczęśliwa... ale nie w sercu... nie
gdy jestem blisko. Mam świadomość tego co straciłem... co
mogłoby być... Ale wiem... wiem, że gdybym nie upadł... gdyby nie
Kyle... gdyby nie twój brat... gdyby nie twoje oczy.... nigdy bym
nie docenił narodzin Ros, tego kim ty jesteś.- westchnął.
Otworzył oczy i zauważył, że Blue kieliszek jest już pusty, a po
jej policzku spływa łza.
- Nigdy jednak to nie wygaśnie.
Kiedyś trasa się skończy, kiedyś ludzie zapomną o
mnie...Bastille zniknie... ty i Ros zawsze będziecie... zawsze będę
was kochać... Tak Blue... nie boję się powiedzieć, że cię
kocham... zawsze, na zawsze.- mówił spokojnym tonem, jednak pełnym
emocji. Blu otarła łzy i wstała od stołu. Dan poderwał się
szybko i stanął przed nią.
- Błagam nie uciekaj... proszę.-
teraz złamał mu się głos, brwi ściągną mocno, a szczękę
zacisnął jakby miał przyjąć ostry policzek.
Blue spojrzała na
niego swymi brązowymi oczami i po prostu się do niego przytuliła.
Zdziwił się jednak nie mógł się oprzeć temu. Ułożył dłonie
na jej ciele, a policzek wtulił w jej ciemne włosy. Stali tak
kilka minut, w zupełnej ciszy. Blue najzwyczajniej płakała, on
jej na to pozwolił. Sam by to najchętniej zrobił, jednak męska
duma nie pozwalała mu na to. W końcu brunetka uniosła opłakaną
twarz i krótko ucałowała go w usta. Tylko musnęła jego wargi,
po czym odeszła.
Minęły cztery tygodnie. Trasa
koncertowa Bastille dobiegła końca. Mieli wakacje. Wtedy dostał
Dan zaproszenie na ślub jednego z krewnych. Wybrał właśnie Blue i
Ros na swoje osoby towarzyszące. Ich stosunki się poprawiły... to
znaczy, była ta niepewność. Oboje jakby bali się zrobić krok do
przodu. Jednak kim mieli się stać? Parą? Mieli przecież dziecko,
kochali się, znali swoje najczarniejsze wydarzenia z przeszłości.
Nie... to nie mogło iść tą drogą.
Blue idąc na ślub jednego z Smithów
dziwnie się czuła, kiedy Dan obejmował ją w talli, jednocześnie
pchając wózek z małą Ros. Wszyscy witali ich i uśmiechali się.
Może brali ich za parę? W końcu zobaczyła resztę chłopaków z
Bastille.
- Co oni tu robią?- zdziwiła się
mówiąc do Dana.
- Todd był z nami kilka razy w
czasie trasy koncertowej... nie ma rodzeństwa, ma nas za braci.-
stwierdził Dan wzruszając ramionami. Przyjrzała mu się znów.
Wyglądał bardzo seksownie w czarnym fraku, białą kamizelką i
krawatem w tym samym kolorze. Blue odruchowo zagryzła dolną wargę.
- Blubluś!- zaśmiał się Kyle
podchodząc do wózka z Caro. Zerknął do środka i aż kwiknął, a
mała zaczęła się śmiać.
- Jaka kluska z girkami!-
stwierdził kucając przy niej. Blue zaśmiała się i spojrzała na
Smitha, który bardziej ją do siebie przyciągnął. Caroline
uśmiechnęła się widząc jego dłoń na ciele swej przyjaciółki.
- Słyszałaś że Dan zabrał
małą i Kyle'a na spacer? - zapytała rudowłosa spoglądając jak
jej mąż zaczyna zaczepiać się w małą, a ta chwyta jego brodę.
Ten znowu pisnął niczym mała dziewczynka.
- Cholera Kyle!- syknęła Caro
uwalniając go z rączki Ros.
- O co chodzi z tym spacerem?-
zainteresowała się Blue zerkając na niebieskookiego. Ten zaśmiał
się patrząc na córkę.
- Byliśmy na placu zabaw... i
czułem się jak z dwójką dzieci... Wcisnął się w małą
huśtawkę, która pękła pod nim.- zaczął się śmiać.
- Nie pękła! To nietrwałe
rzeczy robią! Uratowałem jakieś małe dziecko! Na moim miejscu
mogła być Blublusia juniorka i co? A mi jeszcze kazali płacić!-
oburzył się Kyle chwytając Ros za rączki.
- Gupi ludzie, Ros! Gupi!-
zaćwierkał do dziewczynki która zapiszczała radośnie do
chrzestnego.
- Chodźmy do środka.- stwierdził
Dan.
- Mogę się nią zająć! Śluby
mnie nudzą!- zajęczał brodacz. Blue zrobiła wielkie oczy i
zerknęła na Caro.
- Daj mu tą uciechę... będę
przy nim...- poprosiła przyjaciółkę.
- Niech tylko nie wpycha małej
pizzy do buzi!- zawołał Will, który stał trochę dalej.
- Już ma kilka zębów! Może!-
odkrzyknął do niego Kyle wytykając na przyjaciela język.
Dan
zaśmiał się i kiwnął do Blue aby poszła za nim. Ślub odbywał
się na polance. Były zrobione trzy małe namioty, zapewne miejsce
przygotowania się panny młodej, pana młodego i księdza. Było
ślicznie. Wszędzie polne kwiaty, bez przepychu, pełna natura.
Blue usiadła w jednym z tylnych rzędów obok Dana i podziwiała
całą scenerię. Było naprawdę pięknie. Doszukała się wzrokiem
rodziców Smitha oraz jego siostrę z mężem. Uśmiechnęła się
do nich na powitanie. Minuty mijały. Kyle z Caro oraz małą,
siedzieli zaraz za nimi. Wszyscy zaczęli się niepokoić. Nawet
Ksiądz się pojawił.
- No chyba to jakieś jaja...-
wysyczał Dan rozglądając się szukając pary młodej.
- Spokojnie... może zaraz
przyjadą.- próbowała go uspokoić Blue.
- Albo walą się w namiociku.-
syknął do nich Kyle nachylając się ku nim. Kobieta zaśmiała
się jednak brunetowi nie było do żartów. Zaczął się wiercić.
- Ile można czekać?- jęknął
znów jednak głośniej.
- Dan!- upomniała go jego
towarzyszka.
- Mam dość czekania!- stwierdził
po kolejnej minucie oczekiwań, kiedy odliczał ją przy pomocy
swego zegarka. Nagle wstał poprawiając frak i ruszył w stronę
namiotów.
- Dan!- zawołała Blue.
- Cholera! Leć za nim!-
stwierdził Kyle nie wiedząc co się dzieje. Zamrugała dwa razy po
czym wstała i zrobiła co uznał za słuszne przyjaciel. Weszła do
namiotu tam gdzie był Dan.
Był pusty. Za nim były jakieś
wieszaki, na nich pokrowce z ubraniami, kwiaty. Wszystko jakby
czekało na właściwą parę.
- Dan co ty odstawiasz? Wszyscy
czekają... może lepiej zadzwoń do niego.- stwierdziła zbliżając
się do niego bardziej. Chciała aby się uspokoił. Wtedy się do
niej odwrócił trzymając w dłoniach bukiet białych piwonii.
- Lepiej to zostaw...- chciała
odebrać mu bukiet, zapewne panny młodej.
- Nie ma żadnego Toddiego...-
powiedział drżącym głosem. Widziała poczucie winy w oczach mężczyzny oraz straszną niepewność. Nagle przed nią uklęknął. Oczy
zrobiły jej się okrągłe. Cofnęła się o krok widząc jak
wyciąga z fraku czerwone pudełeczko.
- Rzucam się z motyką na słońce
zapraszając gości, organizując to wszystko. Stawiam siebie przed
tobą. Wiem, że bycie ze mną nigdy nie było łatwe ale... wiem
czym jest słuszna droga... wiem kim chcę być dla ciebie. Dla
Ros... co chce jej dać. Chce być twym mężem, dla niej ojcem
każdego ranka... Jeśli jest choć cień nadziei na to abyś mi
wybaczyła... abyś zaufała... Jeśli mnie kochasz... Ostatni
raz... Czy ty Blue Julie Grease chcesz zostaniać moją żoną, już
dziś? - zapytał, a jego oczy tak wiele jej mówiły. Był
przerażony tym co mówił, tą wielką niepewnością przed jaką
stawał. Zorganizowanie ślubu w miesiąc nie było łatwym
wydarzeniem, ale dał radę. Wszystko robił intuicyjnie, sam. Teraz
wszystko zależało od niej. Od tego czy chciała.
- Chcę...-szepnęła ocierając
łzy. Miała już dość tego co mówił jej rozum. Na powrót
chciała czuć miłość. Jeśli popełniała błąd w swym życiu
to chociaż raz nie będzie żałować. Nie może sobie niczego
zarzucić. Miała dość odpychania go.
Dan wstał z ziemi i włożył jej
na palec pierścionek po czym pocałowali się. Wreszcie, namiętnie
po tylu latach. Długo nie mogli przestać.
- Kocham cię...- wyszeptała
pomiędzy pocałunkami.
- Ja ciebie... zawsze i na
zawsze...- odpowiedział przytulając ją mocniej do siebie.
- I patrz! Mówiłem, że gołębie
się zejdą!- mlasnął Kyle wchodząc do namiotu.
- Gołębie...- prychnęła
Caroline. Dan i Blue spojrzeli na parę i zaczęli się śmiać
jakby byli pijani.
- Faceci znikać! Musimy pannę
młodą zrobić na bóstwo w kilka minut!- nakazała hardym głodem
rudowłosa.
- Ja nawet nie mam sukienki! A
moja rodzina?!-zaczęła panikować Blue kompletnie zagubiona w tym
szaleństwie. Smith ujął jej policzki w swoje dłonie tak aby
spojrzała tylko na niego. Był oazą spokoju. Największy stres uciekł... zgodziła się. Teraz czekała go najlepsza rzecz w ich życiu.
- Wszystkim się zająłem...
Twoja rodzina jest w drugim namiocie, czekają na twoją decyzję...
sukienkę uszyła ci Caro... nie martw się.- poprosił i obdarzył
jej usta słodkim pocałunkiem. Zamknęła oczy próbując odzyskać
tą siłę w sobie.
- Zobaczymy się przy ołtarzu.-
szepnął całując ją w czoło po czym westchnął.
- Choć! Zobaczysz jak to fajnie
jest mieć żoneczkę! Zawsze z jednego ślubu robią się dwa!
Patrz co Will zrobił ze mną!- brodacz gadał jak najęty wskazując
na swoją plastikową obrączkę. Jeszcze jej nie wymienili na złotą
i chyba nie zamierzali. Kiedy Mężczyźni opuścili namiot Blue
myślała że zemdleje.
- Rozbieraj się!- nakazała
Rudowłosa z wielkim uśmiechem.
- A gdzie Ros?!- przypomniała
sobie nagle. Przez te emocje prawie zapomniała o swym dziecku.
- Twoja mama ją przejęła.-
uspokoiła przyjaciółkę wyciągając z pokrowca śnieżnobiałą
suknię. Oczy brunetki się zaszkliły.
- Ohydna?- zapytała Caro
marszcząc śmiesznie nos.
- Piękna... nie wierze, że to się
dzieje...- stwierdziła mając nadzieję że to nie jakiś głupi
sen.
- Lepiej uwierz... - dodała
rudowłosa.
I się zaczęło.
Pierw suknia,
poprawa makijażu, który się rozmazał, włosy, welon. W mniej niż
dwadzieścia minut Blue przerodziła się w piękną pannę młodą.
Trzymała w ręku bukiet białych piwonii, a oczy szkliły jej się
do swego odbicia w lustrze. Caro sprowadziła do namiotu ojca
dziewczyny, który miał ją doprowadzić do ołtarza. Wszyscy goście
zajęli miejsca. Nie wierzyła w to, jaką wielką konspiracją
wszystko było przykryte. Dan naprawdę się postarał. Nigdy nie
spodziewała się aby mężczyzna mógł zrobić coś tak cudownego.
Tym faktem skreślił wszelkie jej wątpliwości. Idąc pomiędzy
rzędami krzeseł, nie mogła się nie uśmiechać. Sen nastolatki, która poznała dwóch dziwnych mężczyzn przez internet, nagle stał
się prawdą. Cała ceremonia była skrócona. Przysięga
przepłynęła przez ich usta jakby znali ją na pamięć i zapadło
odwieczne Tak przed Bogiem.
Długo do niej nie docierał fakt
co się stało. Dopiero w połowie wesela kiedy nad ich głowami
świeciły gwiazdy, a zespół grał leniwą piosenkę spojrzała w
oczy ukochanego.
- To nie mogło się wydarzyć...-
stwierdziła cicho, a Dan zaśmiał się.
- Mógłby być z tego jakiś
dobry film.- mruknął.
- Albo książka.- zawtórowała
mu dając całusa w krzywiznę szczęki.
- I tak nikt by tego nie chciał
czytać...- ocenił Smith.
- I tak by nikt w nas nie
uwierzył...- dodała Blue. Tego dnia chłopacy ogłosili że kończą z trasami koncertowymi. To był koniec zespołu.
- Bastille już nigdy nie będzie
dla mnie tym co kiedyś... Stało się dla mnie czymś dziwnym...
pierw nieznanym zespołem, którym zanudzano w telewizji i radiu...
później grupą do której należy mój przyjaciel... następnie
marzeniem.... zbyt idealnym odwzorowaniem tego co czuję... euforią
i miłością zrodzoną do ciebie.- szeptała.
- Agonią i łzami...- stwierdził
Dan.
- Tak... cierpieniem... długim i
siarczystym. Kupką kłamstw.. Widząc twoje zdjęcia... teledyski... filmiki...bolało.- przyznała nie chcąc omijać
tematu.
- A teraz? Kiedy Bastille już
prawie nie ma? Kiedy kończymy działalność?- zapytał ciekawy.
- Teraz...- zamyśliła się. -
Bastille to oddzielny temat... Figuruje jako przeszłość... Teraz
jest mój mąż, moja córka, moi przyjaciele... Bastille zniknęło
a wraz z nim ból.
Dan nachylił się ku niej z
uśmiechem po czym pocałował swoją żonę.
I jak?
Zapraszam do komentowania!
Zmęczona i niewyspana jutro Tumburulka!
ps.
Że się pochwalę:
Ja i Piotr (narzeczony) dziś obchodzimy 3 rocznicę naszego związku
błhehehehe :)
musiałam :)
Kocham cię :*
Dobranoc!
O kierwa..
OdpowiedzUsuńRozpłynełam się jak nic przed szkołą..
Myślę że mały powrót do nich raz na miesiąc nie zaszkodzi ;)
Wspaniały hepiend :')
Widać ze się postaralas..
Pozdrowionka :)
''Myślę że mały powrót do nich raz na miesiąc nie zaszkodzi ;) '' LUBIE TO! :D
UsuńRaz na jakiś czas :) pomyślimy... :) może urodzinowo zrobię wam niespodziankę ale zobaczymy ;)
UsuńCo za podstęp z tym ślubem :) Tego bym się nie spodziewała :D ale fajnie wyszło. Podobało mi się poprzednie zakończenie ( w końcu nie wszystko musi być tak jakbyśmy chcieli ) ale wolę chyba hepiendy :) No i rozczulałam się za każdym razem kiedy wyobrażałam sobie Dana jak bawi się z Ros... ah mieć takiego męża i ojca dla dziecka <3
OdpowiedzUsuńTak... najbardziej rozczulające jest kiedy ojciec kocha tak córkę i jej matkę :) no i w dodatku najlepszym wynagrodzeniem za każdy pisany rozdział jest wasze "nie spodziewałam się" najlepszy narkotyk jeśli o mnie chodzi :) DZIĘKI!
UsuńGenialny! To aż dziwne, że się nie popłakałam, bo ze mną to łatwo o łzy, ale nie, cały czas na mojej twarzy był uśmiech! <3
OdpowiedzUsuńDziękuję, za to 2 zakończenie, za happy end <3
Ten rozdział miał być mniej płaczący :) I dobrze że znowu grupowo nie płakałyście bo ostatnio głupio się czułam XD
UsuńJa dziękuję za to że jesteś i czytasz :)
No i DZIĘKUJĘ ! Ahjgfjhgfhdsksd cóż za rozdział, cóż za Dan, cóż za Blue, CÓŻ ZA kyle,....cóż za EMOCJE ! I tak to miało być :D No to się poryczałam ;')
OdpowiedzUsuńGratulacje dla Tumburulki i Piotra :D !
CÓŻ! :)
UsuńDziękuję za komentarz :)
i za gratulacje :)
Dziękuję :)
jejuś nie wierzę nadal że mogę tak wpływać słowami... że robię coś za co podziwiam największych i najbardziej utalentowanych autorów świata *_* ale to dzięki Wam polepszam swój styl i pisanie :)
JESTES GENIALNA!!! :O Co za pomysl z tymi zareczynami w ogole jakim cudem wpadlo ci to do glowy?! Poryczalam sie jak zwykle hahaha No nie moge, chyba przez nastepny miesiac bede to przezywac! :D Dan jako kochajacy maz i ojciec - CUDO *o* A co do rocznicy to gratuluje i zycze jeszcze wiele wiele wiele (...) czasu spedzonego razem :*
OdpowiedzUsuńSzczerze, chyba jestem zbyt dużą romantyczką i sama chciałabym przeżyć takie rzeczy :) wpadło już dawno... jakieś pół roku temu ale szukałam stosownej historii do opisania :) I oto ona chyba :) Dzięki wiele za gratki! :) I dzięki że sądzisz o mnie tak wiele dobrych rzeczy! :)
UsuńO jak ładnie komentują! Dalej, dalej, oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńMeeega rozdział, ALE. Nie zgadzam się z pomysłem, zeby wracać do Koralika raz w miesiącu. Bardzo kocham koralika, ale nie... To będsie zadawało ból nam - bo tylko raz na miesiąc to mało, a czekanie byłoby okropne; z drugiej strony naszej kochanej mamuśce, bo tak. Losy Blan i reszty już się zakończyły i powinniśmy dziękować Kamci na kolanach za to, że wgl się zgodziła na napisanie alternatywnej wersji ostatniego rozdziału i siedziała nad tym do chyba okolo drugiej w nocy. Mam rację? Tak. A teraz przechodzę do rozdziału.
Jest cudowny, naprawdę, taki koniec w pełni mnie zadowolił, lepszego nie mogłaś wymyślić :D dziękuję za ten rozdział, bo naprawdę poprawił mi humor przed szkołą i rozweselił ten pochmurny dzień :) teksty Kyle'a... Boże, myślalam, ze bede plakac ze smiechu w autobusie. " chodź, zobaczysz jak fajnie mieć żonkę!" i ta huśtawka, mój Boże, chcę mieć kogoś takiego w rodzinie, proszę :D niespodzianka Dana. WOOOOW. spodziewałam się, że Dan oświadczy się tylko Blue na weselu kuzyna, ale nie spodziewałam się, że będzie chciał wziąć z nią ślub od razu i że nie ma żadnego kuzyna! TO BYŁO EPICKIE. Blue wygrała życie. I Ros też :) chciałabym mieć takiego męża! Tak więc moje serce jest całe zalane miodem i jestem pełna podziwu, że podjęłaś się napisania tego rozdziału, wiem, że to było trudne. Koralik był najwspanialszy, ale teraz go żegnam, bo wiem, że na niego już najwyższa pora. A Tobie i Panu Tacie życzę miliona wspólnych, szczęśliwych i pełnych miłości lat :* ~Twoja najukochańsza córka, Ania.
Poprawię cię Rybuś - siedziałam wtedy do trzeciej a szłam spać o czwartej :D
UsuńTak sądząc po tym co czytam, gdybym miała w głowie to co mam obecnie, a byłabym facetem... to byłabym najlepszym chłopakiem/mężem na świecie! :D te pomysły mega romantyczne hahahah ok...
tak... muszę przyznać... pisanie tego rozdziału nieco koligowało z tym co mam w głowie i co czuję... jednak chciałam dla was to zrobić :)
Dziękuję za życzonka!
no i Koralik na zawsze w mojej i waszej pamięci!
Trochę zwlekałam z komentarzem, a to dlatego, że postanowiłam przeczytać jeszcze raz całego Koralika z tym dopisanym rozdziałem, zamiast z pierwotnym zakończeniem i mogę powiedzieć tylko jedno - Yeep! It's still perfect :)
OdpowiedzUsuńKama twoje pomysły rozwalają czasoprzestrzeń. Dziękuję za to alternatywne zakończenie, po się przy nim poryczałam, pośmiałam i teraz taplam się w morzu miłości :)
Mam taki zwyczaj, że raz do roku czytam moją ulubioną książkę i robię tak już od 12 lat, a teraz wymyśliłam, że raz na jakiś czas będę czytać Koralika na zmianę z innym zakończeniem. Zostwię sobie tę przyjemność na święta :)
Pozdrawiam.
Twoje dziecko stworzone a nie zrodzone :P
omamulu *_* moje opowiadanie ma brać udział w tak pięknym zwyczaju... *_* mogą sobie ludzie mówić że słodzę, że przesadzam ale... wzruszyłaś mnie tym... poczułam się tak wyjątkowo, i mam gule w gardle.
UsuńPozostaje mi napisać skromne DZIĘKUJĘ... to wiele dla mnie znaczy... dziękuję...
Kocham cię :)
Kiedy nowy rozdział świecy ? ♥
OdpowiedzUsuńjuż dziś :)o ile nie padnę na klawiaturę :) zachęcam do lektury!
Usuń