czwartek, 30 października 2014

Opowiadanie "Świeca" rozdział 6.

                                                                   6.


            Po ponad dwóch godzinach, mężczyzna w końcu wyglądał jak ktoś godny zaufania, ktoś kto jest urodzony w właściwym statusie społecznym. Był przystojny i niewątpliwie przypadający do gustu Millie. Był wysoki, jego broda była równo przycięta, jego oczy były brązowe, a włosy równo uczesane na prawą stronę. Miał na sobie czarny frak, białą koszulę, i czarne materiałowe spodnie. Blondynka nawet nie chciała wiedzieć skąd Amanda zorganizowała tak piękne ubranie. Przyszła królowa podeszła do starych ubrań włóczęgi i wyjęła z jednej kieszeni jedwabną chusteczkę. Była w kolorze ciemnej czerwieni. Pogładziła jej materiał przyglądając się dokładnie delikatnym zdobieniom. Złota nić była zabrudzona ziemią i trawą.
- Co to za litery?- zapytała spoglądając jak Amanda poprawia mu frak na plecach.
- Jakie?- zainteresował się mężczyzna dopinając spinkę przy mankiecie.
- Na tej chusteczce... Patrzcie.- podeszła z nią i ściągnęła brwi.
- Jest tu na początku ''E''- zauważyła brunetka patrząc przez ramię włóczęgi.
- Druga to ''G”?- próbował rozczytać bardziej zamazaną literkę.
- Dla mnie wygląda na ''D”.- stwierdziła blondynka.
- Może to jego imię? - zaproponowała Amanda stając obok przyjaciółki.
- Ed? Tak po prostu?- zdziwił się, gładząc swoją obciętą brodę.
- A jakbyś chciał mieć? Mości hrabia? Może jeszcze król?- prychnęła służąca zakładając ręce na piersi.
- Daj spokój Amadna...I tak musimy jakoś cię nazwać. Może po prostu pójdźmy w tą stronę? - zapytała dziewczyna spoglądając na mężczyznę. Ten przyglądał jej się badawczo jakby chciał wyłapać jej wszystkie myśli. Po chwili jego kącik ust nieco się uniósł i pokiwał głową.
- Jeśli taka jest pani wola.- powiedział nieco się prostując. 
          No tak, nie zapominajmy dzięki komu znalazł się na dworze, kto zadbał o jego wygląd, kto dawał mu szanse aby mógł rozwijać swój talent. Wdzięczność i ochrona, to jedyne co mógł jej zapewnić. A imię? Cóż, jak każde inne. Może i miało jakiś związek z przeszłością? A może to chusteczka od jakiejś jego kobiety? Tak bardzo chciał poznać całą prawdę kim jest. Zagryzł dolną wargę, kiedy kobiety zaczęły jeszcze rozmawiać na jakiś temat. On był jednak zagłębiony w swych myślach i jedynie przyjmował obraz jaki dawały mu oczy. Nie wiedział czemu, ale polubił to w jaki sposób gestykuluje nastolatka. Przy normalnej rozmowie, kiedy dużo się mówi, można zignorować tak wiele czynników. Dopiero milczenie daje nam prawo dojrzenie czegoś, co oczy zostawiają na odpowiedni moment. 
         Zauważył, że gdy się uśmiechała to przechylała głowę w jedną stronę. Przy sporze z Amandą często marszczyła brwi, a pomiędzy nimi pojawiała się pionowa zmarszczka. Miała różowe, zdrowe policzki jak i czerwone usta. Wydawała się zbyt delikatna na kogoś, kto miałby mieć pod sobą cały lud Anglii, kto miałby stoczyć wojny z innymi krajami. Tak łatwo było ją zniszczyć,  czego dowodem jest fakt, że ktoś robił jej krzywdę.
Niestety, to był świat mężczyzn.



           Przedstawienie Sergiuszowi Eda nie było łatwe. Miał bardzo podejrzaną minę, jednak tak jak stwierdziła Millie, nie zamierzał ukazywać swej prawdziwej twarzy. Dzięki temu blondynka mogła mieć przy sobie swego obrońcę. Amanda znowu była zagoniona do pracy, pomimo wytycznej iż powinna być przy przyszłej królowej w momencie, kiedy przebywała ona sama z mężczyzną. Przyzwoitka była nieodłącznym „wyposażeniem” każdej młodej, niezamężnej kobiety. Jednak odkąd wuj wyjechał, ten dwór w ogóle nie przestrzegał żadnych norm moralnych. Były tego zalety, Ed mógł być przy Millie cały czas, i zamieszkiwał pokój naprzeciw jej pokoju.
          Trzeciego dnia, odkąd był na dworze Karola Dove, blondynka postanowiła wziąć go do niewielkiej wieżyczki, gdzie okna były niczym ściany, tak wielkie. Słońce tego dnia dopisywało, a posłaniec przywiózł najlepsze płótna i przyrządy malarskie. Mężczyzna chciał je wypróbować.
- Tu jest perfekcyjne światło!- zachwycał się Ed wchodząc zaraz za Millie do pomieszczenia. 
           Ona sama odżyła, nie spotkała na swej drodze mężczyzny, który zrobił jej tyle krzywdy. Dzięki temu uśmiech coraz bardziej gościł na jej ustach. Ed był bardzo specyficznym lecz charyzmatycznym mężczyzną, przez co niebieskooka cieszyła się z faktu, że trafiła właśnie na niego.
- Wiesz, że musisz się postarać?- zapytała siadając na jednym z parapetów, na którym były grube, czerwone poduszki. Ed zajął miejsce na małym taboreciku i rozłożył swoje rzeczy na ziemi.
- Niby czemu?- zdziwił się unosząc przy tym brew.
- Jeśli przyjedzie mój wuj, będzie chciał cię sprawdzić. Zwłaszcza to co namalowałeś dzięki mojej łaskawości, w twym dworze.-powiadomiła go, wyjmując z kieszeni z swej peleryny list, które znalazła w kufrze matki.
- Nie musisz się lękać o mój los. Nocami maluję to co mam w duszy, za dnia to co dają mi oczy.- chciał być poważny, jednak uśmiechnął się do niej zalotnie. Millie spojrzała na niego i wywróciła oczami uśmiechając się.
- Dobrze, że nie jesteś ślepcem... sprawny język niewiele by ci zapewnił.- odpowiedziała otwierając jedną z licznych kopert.
- Oj widać jak jeszcze nie znasz świata...Niejedna by za niego drogo płaciła...- szepnął kładąc na sztaludze płótno.
- Co?- zapytała, ponieważ niedosłyszała połowy słów. Poza tym nawet jeśli by je dosłyszała, to by nie zrozumiała drugiego dna jakie wypowiadał Ed.
- Co masz w swych dłoniach?- zmienił temat zaczynając gruntować płótno białą farbą.
- Listy.- odpowiedziała ignorując tamte zdanie.
- Naprawdę?- zapytał udając tak sarkastyczny głos, że sam się z tego zaśmiał.
- Może skupi się pan na malowaniu?- jej głos nieco wykazywał zirytowanie. Nie lubiła kiedy ktoś traktował ją jak mniej rozgarniętą.
- Niech panienka nie będzie taka oficjalna.- mruknął, jednak zaczął ołówkiem rozrysowywać szkic tego co chciał namalować, a raczej kogo. Postanowił zrobić jej niespodziankę i namalować właśnie ją.
          Millie westchnęła bezradnie i zaczęła zagłębiać się w kolejne listy. Płynęło z niej tyle miłości, szczerych słów, troski, że nie mogła się doczekać kiedy spotka na swej drodze swego ojca. Chciała mu podziękować za każde słowo które napisał do matki.
- Nie płacz...- szepnął nagle przerywając ciszę. 
Blondynka zmarszczyła brwi i na niego spojrzała. Jego brązowe oczy przyglądały jej się z dozą niepewności. Dłoń zastygła mu z pędzlem w dłoni. Dopiero w tym momencie poczuła łzę na swej żuchwie. Otarła ją zmieszana swoim zachowaniem.
- Przepraszam...- odpowiedziała uciekając wzrokiem.
- Dlaczego przepraszasz?- zapytał nie rozumiejąc jej słów. Millie westchnęła i skupiła się na jego twarzy.
- Nie wypada płakać w obecności mężczyzny, poza tym to żałosne. Lepiej się śmiać, nawet z trosk.- uśmiechnęła się do niego. On jednak nie zmienił ani trochę mimikę twarzy. Nadal wyglądał jak ktoś kto się o nią boi.
- Według mnie, bardziej żałosne jest zmuszanie się do śmiechu kiedy dusza rwie się i jest porozrzucana po całej ziemi...- odpowiedział z charakterystyczną chrypką w głosie. Uśmiech znikł jej z twarzy. Znowu udowodnił jej jak bardzo mądrym mężczyzną jest. Opuściła głowę, a wzrok spoczął jej na dłoniach. Na palcach nie miała żadnego pierścionka, były blade, i zimne.
- List od ukochanego?- zapytał nie odpuszczając. Ciągle sprawiał, że musiała na niego patrzeć aby zrozumieć o co mu chodzi. On na powrót zaczął malować. Zerknął na nią i zauważył jej niepewność.
- To co czytałaś... to listy od twojego ukochanego? Zakazana miłość?- nie odpuszczał. Znowu łamał maniery jakie powinni przestrzegać. Usta jej się nieco rozwarły, ale od razu przecząco pokiwała przecząco głową.
- Nie.. to... to listy po mojej zmarłej matce. Od mego ojca... żyłyśmy na Nowej ziemi, bardzo ją kochał. Ją i mnie...- uśmiechnęła się gładząc stary papier kopert.
- Dlaczego z nim nie mieszkasz?- chciał od trzymać rozmowę, zwłaszcza, że ona sama zaczęła mówić.
- Wuj chciał abym zamieszkała z nim. Poza tym nigdy nie widziałam mego ojca, nigdy nie zjawił się w drzwiach naszego domu. Czułabym się dziwnie mieszkając z nim... Muszę poczekać na odpowiedni moment.- wyjaśniła. Zawsze usprawiedliwiała swego ojca. Był królem, miał zapewne dużo pracy i obowiązków. Córkę mógł poznać nieco później. Na pewno sam będzie chciał to uczynić.
- Gdybym kochał swoją żonę i dziecko, nic nie stanęłoby mi na drodze aby choć raz je zobaczyć.- stwierdził mówiąc w czasie kiedy robił zamaszyste ruchy.
- Wysłała mu świecę którą mieli zapalić przy naszej pierwszej wspólnej kolacji. On opisuje każdy drobiazg na tej świecy, jakby znał ją na pamięć. Teraz na pewno cierpi po stracie swej ukochanej... bądź wyrozumiały.- nakazała wstając z parapetu, nieco na niego zła. Mężczyźni którzy nie kochali, tak mało rozumieli.
- Nie gniewaj się ale... jeśli cierpi po jej stracie, to tym bardziej powinien chcieć cię mieć pod swoją opieką, aby tobie się coś nie stało...po za tym masz w sobie cząstkę twej matki, która zawsze będzie żyć. Owszem może przed tobą uciekać ale prawdziwy ojciec zapewniłby bezpieczeństwo swej córce. Nie bądź zbyt zapatrzona w wyidealizowanego ojca.- poradził jej. Był mężczyzną, który nie zmienia zdania tylko dla tego aby uniknąć konfliktu. Wytarł pędzel w szmatkę i znowu spojrzał na swoją towarzyszkę, która widocznie była przeciw jego zdaniu.
- Tym bardziej powinien cię wziąć do siebie, biorąc pod uwagę, że masz zająć jego miejsce. Wybacz za ostre słowa, jednak nie wiesz wiele o rządzeniu. Każda armia zdmuchnie cię z mapy ziemi, w oczach mężczyzn jesteś tylko kobietą. Młodą i wiotką, niegroźną. Ojciec powinien wziąć cię pod twardą rękę, aby dać wszystkim do zrozumienia, że tobie nic nie mogą zrobić, że to ty masz władzę.- mówił nadal mądrze, z dziwnym akcentem. Czasami zdarzało mu się ucinać głoski w słowach, jednak taki był jego urok. 
          Millie nie miała na siebie żadnej obrony. Mówił prawdę. Zagryzła dolną wargę i odwróciła się do niego tyłem, udając, że przygląda się lasom za oknem. Tak naprawdę chowała swój wstyd jaki czuła obecnie. Oparła czoło o szybę i zamknęła oczy. Ed westchnął cicho. Dawno nie obcował z kobietami, zapomniał jak powinien się w stosunku do nich zachowywać. Odłożył pędzel i wstał z taboretu. Podszedł do niej i chciał położyć na jej ramieniu swoją dłoń, jednak zdał sobie sprawę jaka jest brudna od farb. Zacisnął ją w pięść i zagryzł dolną wargę. Nie pożądane jest aby działać pchniętym przez pożądanie. Zaczął czuć wyrzuty sumienia przez własne słowa, a nie powinien mieć. Jednak... znów wydała mu się krucha, delikatna. Spojrzał na jej odsłonięty kark, który pieściła biała koronka. Zacisnął usta, a drugą ręką pogładził sobie przyciętą brodę. Jego zmysły zareagowały jak u każdego mężczyzny. Westchnął odwracając się do niej tyłem. Nie, on nic nie mógł. Ona była przyszłą królową, już za same myśli mógł zostać ścięty.
- Nie gniewaj się... może byłem włóczęgą ale znam się na życiu. Poza tym zostałaś zrodzona do posługi państwu. Czy chcesz czy nie ojciec zdecyduje kto będzie twym mężem, jak będziesz żyła... dla twojego dobra powinnaś go jak najszybciej poznać aby...wybrał słusznie.- ostatnie dwa słowa niemal wyszeptał. Dla swego dobra powinien mniej bać się o nią, i zająć się sobą. Jednak musiał spędzać z nią całe dnie, musiał i chciał. Kompletnie nie odpowiadał mu fakt tego co się z nim działo. 
Nie powinien.
- Masz rację.- powiedziała nagle przez co zwróciła na siebie jego uwagę. Odwróciła się do Eda przodem i jej niebieskie oczy sunęły po jego twarzy.
- Obawiam się, że kryjesz drugie dno w owym zdaniu.- przyznał szczerze, jednak się do niej uśmiechnął.
- Nie mam powodów, masz wiele racji, jednak również myślisz zbyt prostolinijnie jak typowy mężczyzna. Tego nie mam zamiaru oceniać... godne jednak jest twe staranie się, twa troska. Tego nie mogę skreślić.- podeszła do niego i dotknęła jego ręki na wysokości łokcia, miał podwinięte białe rękawy, przez co jej zimna dłoń spoczęła prosto na jego oliwkowej cerze. Aż poczuł jak robi mu się gęsia skórka od jej dotyku, lub tego zimna.
- Dziękuję za twą troskę... godziwie ci to wynagrodzę.- dodała z delikatnym uśmiechem. 
              Niechętnie poddał się i wejrzał w jej oczy. Żałował, że miała upięte włosy, tak ślicznie wyglądała kiedy miała rozpuszczone. Jednak jeden niesforny kosmyk pieścił jej różowy policzek. Zmarszczył brwi walcząc z pragnieniem odważniejszego dotyku, jednak nie mógł. Był mężczyzną z zasadami, a ona kobietą która zapewne miała już przysiężonego męża. Musiał być konsekwentny i odpowiedzialny. W dodatku ciążyła na nim odpowiedzialność za jej wiek. Była bardzo młoda, w takim wieku zbyt łatwo się jest zauroczyć w drugim człowieku, nie mógł pozwolić by była nieszczęśliwa z jego powodu. Wyprostował się i zerknął na bok.
- Wynagradzasz mi farbami i płótnem, niczego więcej nie potrzebuję.- odpowiedział próbując brzmieć naturalnie, jednak nieco chłodno. Blondynka ściągnęła brwi nie rozumiejąc go, jego nagłej zmiany jednak pokiwała głową.
- Kiedy wuj wróci postaramy się ci pomóc z twoją pamięcią.- obiecała po czym jej wzrok odnalazł obraz. Usta jej się rozwarły i puściła jego rękę. Kobieta na obrazie była taka szykowna, piękna. Miała delikatne rysy, różowe usta. Dokładność obrazu ją zaczarował. Stanęła przed nim chcąc dotknąć go opuszkami palców.
- Nie!- zakazał nagle mężczyzna. Millie spojrzała na niego lekko przestraszona jego nagłym, podniesionym głosem.
- Farba jeszcze nie wyschła.- wytłumaczył stając obok niej.
- Ach... oczywiście.- zarumieniła się i znów przyjrzała się obrazowi. Było widać za namalowanymi oknami takie same pola i lasy jak za tymi realnymi. Stosik listów z pieczęcią dworską. Materiał sukni, który spływam do samej ziemi.
- Gdyby ktoś widział ten obraz mógłby pomyśleć, że jesteśmy kochankami.- stwierdziła, a Ed aż się zakrztusił.
- Dlaczego?!- zapytał starając się wreszcie złapać oddech. Patrzył na nią z obawą. Domyśliła się? Czyta w myślach? Millie uśmiechnęła się szeroko prostując na sobie materiał sukienki.
- Tyle detali, taka dokładność... jakbyś znał me ciało. Jakbyś pieścił me usta nie tylko pędzlem, nie tylko oczami... że nie paliło mnie twe spojrzenie.- zaśmiała się. Brała to wszystko z dozą dystansu. Jednak on czuł jakby jego żołądek został zaciśnięty.
- Słońce nie jest tak dobre... wracajmy na kolację, pewnie już pora.- zaproponował wymyślając byle jaki powód. Znów dostał dowód na to jak bardzo niedoświadczona jest Millie w relacjach damsko-męskich. W wieku którym była, powinna wiedzieć już niektóre rzeczy, czy matka nie uczyła jej odczytywać męskie myśli? Nie słyszała o dwuznacznych słowach? Była zbyt bezpośrednia w swych zdaniach, tak jakby nie zdawała sobie wagi z nich.
          Dlaczego tak się działo? Blondynka kompletnie zaufała mężczyźnie. Jego obecność sprawiała, że czuła się bezpieczne, całe troski odeszły. Nawet wspomnienia poprzednich wydarzeń nie były aż tak silne. Udawała,  że są snem, a wszystko co miało styczność z Edem, było jawą. Dlatego pozwoliła sobie na więcej w jego obecności. Traktowała go jak męską odmianę Amandy.


            Zaledwie parę dni później doszła Millie informacja iż Karol ma powrócić na dniach do dworu. Radości dziewczyny była co niemiara. W dodatku nie spotkała tamtego złego mężczyzny przez cały czas. Czuła, że zły sen zniknął,że znowu jest wolna. Jednak zawsze coś musi pójść nie tak, zawsze jest jakieś ale. Blondynka coraz odważniej pozwalała sobie na samotne przechodzenie przez hole. Ed czekał zawsze na nią w jakiejś komnacie, gdzie rozmawiali kiedy on malował. Lubiła jego obecność, nawet sama Amanda stwierdziła, że nie jest taki zły. Tego dnia Millie chciała znaleźć dla Eda nowe pomieszczenie, które mógłby uwiecznić na obrazie. Szła ciemnym holem, kiedy doszły ją dźwięki rozmów i śmiechów. Były to męskie głosy. Nadzieja mówiła jedno – wrócił wujek być może wraz z znajomymi i Sergiuszem rozmawiali. Bez kompromisów weszła do komnaty i zamarła w połowie kroku. 
         W pokoju znajdował się spory kłęb dymu od cygar, unosił się zapach alkoholu, rozmowy przycichły. Spojrzała na każdego mężczyznę z osobna. Nikogo nie znała.
- Kogo to moje śliczne oczka widzą! Czyżby Sergiusz zadbał o naszą rozrywkę?- rozpoznała ten głos.
        Skierowała wzrok, w głąb pokoju gdzie światło niemal nie docierało. Na wygodnym krześle, w ordynarnej pozie siedział ON. Zło świata. Chciała uciekać, jednak w tym czasie inny mężczyzna zamknął za nią drzwi z głośnym trzaśnięciem. Półmrok pozwolił ocenić twarze nieznajomych. Wyglądali jak zbiry spod ciemnej lampy. Przeszedł ją dreszcz.
- Pomyliłam pokoje.- powiedziała. Starała się aby jej głos brzmiał odważnie, naturalnie, tak jakby się go nie bała. Niestety, zadrżał już od pierwszych dźwięków. 
         To jedynie wywołało falę śmiechu mężczyzn. Poczuła jak kolana zaczynają jej mięknąć, a policzki piec. Wtedy TEN mężczyzna wstał z krzesła zaciągając się dymem z cygara. Szedł mierząc ją wzrokiem. Kiedy stanął naprzeciw niej, wypuścił z płuc dym. Millie zaczęła kaszleć nieprzyzwyczajona do tego zapachu. Uśmiechnął się złośliwie widząc jej zaszklone oczy. Wsadził do ust cygaro by prawą dłonią mógł pogładzić jej policzek. Dostała dreszczy i odruchów wymiotnych, kiedy tylko go poczuła. Wszyscy byli cicho przyglądając się tej scenie. Czuła się jak okropne widowisko. Była zbyt mała w stosunku do rosłych mężczyzn. Było ich może z dziesięciu. Nie mogła policzyć, nie mogła się skupić nawet na tym by jej oddech był równy. Niemal pisnęła z przerażenia kiedy jego dłoń z policzka zjechała na szyję, a następnie na linię dekoltu gdzie była różowa kokardka. To ona trzymała gorset.
- Proszę nie...-szepnęła, kiedy jego palec powolnym ruchem zaczął naciągać wstążkę przez co gorset się poluźniał.
- Panowie... pragnę wam urozmaicić ten wieczór..- zaśmiał się nadal patrząc na nią, na to jak pojawiają jej się w oczach łzy. 
         Szarpnięciem rzuciła się w stronę drzwi, chcąc uciekać, jednak zastąpił jej drogę jakiś obskurny mężczyzna. Pchnął ją mocno w ręce TEGO. Wydała z siebie głośny krzyk przerażenia, jednak nie mogła walczyć, nie miała sobie równego. Została pchnięta na wielki stół, twarzą do blatu. Przycisnął ją tak, że uciskała policzkiem na drewno stołu. Znowu szybkim ruchem podciągnął jej suknię i zarzucił na plecy, a nogi rozsunął mocnym kopnięciem. Zamknęła oczy. Stało się. Grupa mężczyzn, jak oszalałe byki, dopingowała zbrodniarza. Łzy lały jej się strumieniami. Wszystko bolało. Znowu był agresywny, jakby chciał towarzyszom zaimponować. 
Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju, niepewnym krokiem wszedł... Robert. Stanął jak wryty widząc co ma miejsce.   
- Robercie! Przyjacielu!- zawołał mężczyzna, który właśnie pchnął mocniej Millie. 
          Modliła się o wybawienie. Przecież niebieskooki był dobrym człowiekiem, mógł jej pomóc, jego rodzice chcieli by była jego żoną. Jednak... Robert przyjął dziwną minę, jakby był przestraszony. Uciekł wzrokiem i podszedł do stoliczka z alkoholem. Wziął szklankę z wódką i usiadł na fotelu. Patrzył gdzieś w bok marszcząc brwi. Wtedy blondynka spaliła się wstydem, wiedziała, że nie ma ratunku. Robert stchórzył. Kim był zbrodniarz jeżeli Collght nie wyrwał jej z tej sytuacji? Bała się coraz bardziej.
          Z modlitwą na ustach o śmierć dotrwała końca. Nie słyszała dźwięków. Szybko znalazła się na ziemi, niemal nie mając styczności z rzeczywistością. Mężczyźni opuścili pokój w obawie, że coś jej się stało. Nie chcieli ściągać na siebie winy za jej śmierć. Była sama, jednak nie długo. Do pokoju powrócił Robert. Uklęknął przy jej głowie i dotknął policzków.
- Pani... Boże najświętszy co zrobiłeś?! Czemu taki grzech na nich zrzuciłeś! Czemuś taką jawnogrzesznicą! Pani!- mówił patrząc w sufit. Millie z próbowała wychwycić słowa. Nagle usłyszała kogoś głośne kroki. Śmierć? Nie... do pokoju wbiegł ktoś. Ktoś kto czegoś usilnie szukał.
- Millie!- krzyknął. Znała głos,  jednak głowa bolała ją, czułą się jakby dusza odłączyła się od ciała.
- Kim pan jest?!- oburzył się Robert. Wstał od blondynki, stając naprzeciw nieznajomego.
- Co jej zrobiłeś!- warknął. Dopiero teraz rozpoznała głos. Ed.
- To nie ja!- niemal pisnął francuz.
- To kto?!- brązowooki złapał go za zdobiony surdut i przyciągnął do siebie. Brunet był zbyt wątły aby mieć siłę się przeciwstawić.
- Proszę mnie zastawić! Bo zawołam o pomoc!- jęknął marszcząc nos. 
To zirytowało malarza do granic możliwości. Gdzie byli wszyscy kiedy Millie wołała pomocy? Działał impulsywnie. Słychać było jak z zgrzytem kości zaciska dłoń w pięść, a następnie ta dłoń dotyka policzka Roberta, jednak wcale nie pieszcząc jego skóry. Collght upadł na ziemię. Uderzenie było stanowczo zbyt mocne. Ed nachylił się do niego podciągając za materiał koszuli tak, że prawie się dusił.
- Co jej zrobili?- wysyczał.
- Nic!- bronił ''swoich'', jednak widząc zbliżającą się pięść pisnął.
- Nie! Mówię! Już mówię! Jeden... on ją... sama widocznie tego chciała! Może tak lubi na oczach wszystkich! Ale z nim?!Tuż grzech! Nic nie mogłem zrobić!- oburzył się znów Collght. Ed zmarszczył brwi nie rozumiejąc jego słów. Jednak znów poczuł jak w żyłach płynie mu szybciej krew.
- I nic nie zrobiłeś?!- mocnym pchnięciem obił jego głowę o twardą posadzkę. Szarpnął jego ramionami w górę by znów to powtórzyć. Robert zaczął krzyczeć z bólu. Już przed następnym agresywniejszym pchnięciem głową Francuza o ziemię, Ed usłyszał syknięcie Millie. To go obudziło. Musiał się nią zająć.
- Z tobą jeszcze nie skończyłem!- ostrzegł go po czym ruszył szybko do dziewczyny. 
           Leżała zgięta w pół. Policzki miała blade, cała przypominała płótno. Dotknął jej policzka. Bał się o nią. Był wściekły, najchętniej rozszarpał by na strzępy wszystkich dookoła. Kto mógł tak zostawić kogokolwiek? Kto mógł zostawić w takim stanie przyszłą królową?
-Millie!- szepnął biorąc jej głowę na swoje kolana. Zmarszczyła brwi czując napływ bólu. Jej włosy były w połowie upięte, a w połowie rozpuszczone. Musiała być bardzo źle traktowana, jeśli ktoś doprowadził jej wygląd do takiego stanu. Ed usłyszał za swymi plecami jak Robert wstaje szybko z ziemi i ucieka.
- Tchórz...- syknął wkurzony mężczyzna, patrząc na twarz blondynki. Po kilku minutach, gdzie czuwał przy niej, otworzyła oczy ujawniając chowane pod powiekami łzy.
- Przepraszam...- szepnął do niej. Miał ją pilnować, miał być jej obrońcą. Na jej bladych ustach pojawił się delikatny uśmiech.
- To nic...- szepnęła z trudem. Zamknęła nieco oczy.
- Zabiorę cię do pokoju... Amanda się tobą zaopiekuję. Dorwę gada!- syknął biorąc ją na swoje ręce. Była lekka jak piórko, nawet nie poczuł jej ciężaru. Szedł holem, który prowadził do schodów.
- Boże co jej się stało?!- usłyszał głos Amandy, która nagle znalazła się obok nich z koszem pełnym prania.
- Coś ty jej zrobił!- momentalnie na niego naskoczyła.
- Cicho głupia! To nie ja!- syknął ciszej. Nie chciał aby ktokolwiek widział dziewczynę w takim stanie. - To nie jest miejsce na rozmowę... musimy jej pomóc. Uszykuj jej kąpiel!- nakazał i kiedy już ruszyli w stronę schodów przednimi stanął mężczyzna. 
            Rosły, z siwymi włosami na skroniach, z przepaską na oczach. Widząc Millie niesioną w ramionach obcego mu mężczyzny przeraził się ale i też poczuł niesmak.
- Millie!- jego głos był głośny i doniosły. Jednak dziewczyna nawet w takim stanie niczym przez mgłę odgadła kogo jest ten głos. Uniosła głowę i otwarła oczy.
- Wujku...- szepnęła i na jej ustach pojawił się uśmiech. Ed spojrzał na jej twarz. Kim musiał być dla niej ten mężczyzna, że pomimo takiego bólu jaki przeszła, była wstanie go powitać zbierając resztki sił.
- Mogłabyś mi wyjaśnić, co tu się dzieje?- zapytał tak jakby pozostałej dwójki nie zauważał.
- Ed mógłbyś mnie postawić na ziemi?- poprosiła. Nie chciał się zgodzić. Wiedział, że nie ma tyle siły.
- Ma pan z tym jakiś problem- zapytał Karol, mierząc oschłym spojrzeniem młodzieńca.
- Nie...- odpowiedział i pochylił się tak aby trzewiki dziewczyny znalazły się na kamiennej posadzce. Stanęła w pionie, jednak szybko się zatoczyła. Amanda od razu znalazła się obok niej, podtrzymując ją w talii.
- Jesteś pijana?- oskarżył ją wuj.
- Nie!- jęknęła dziewczyna. W Edzie aż się gotowało. Aż tak byli ślepi?
- Panie... Panienka Dove przechodzi gorsze dni kobiece... ostatnio ciągle mdleje... prosiłam panicza aby pomógł mi bo znów zasłabła.- mówiła Amanda, mistrzyni wymyślania usprawiedliwień, w dodatku takich których żaden mężczyzna nie mógł w żaden sposób podważyć przez swoją niewiedzę. Karol rozchylił usta jednak zaraz je zamknął i pokiwał głową.
- Ah... ehem...- westchnął uciekając wzrokiem. Wtedy do nich podszedł Sergiusz. Na ustach miał przyklejony uśmiech, a na jego widok Millie zrobiło się niedobrze. Ciągle się chwiała.
- Zaraz przyjdzie...- szepnął do pana domu, kamerdyner. Karol kiwnął głową i spojrzał na blondynkę.
- Przez ostatnie tygodnie stwierdziłem iż nadszedł czas abyś wreszcie poznała swego ojca. Nie było to łatwe dla mnie jednak...- westchnął ciężko i zacisnął szczękę kiedy usłyszał kroki. Z jednej z sal wyszedł mężczyzna. Szedł hardym krokiem i kiedy stanął przy Karolu, Millie zrobiła krok w tył. Oddech jej się urywał i chciała uciekać. Mężczyzna badawczym wzrokiem jej się przyjrzał, a następnie Amandzie.
- Millie... chciałbym abyś poznała swego ojca, króla Anglii. Williamie...- spojrzał na swego brata. 
           Ten patrzył wciąż na Amandę, jednak kiedy zauważył na kogo wskazuje Karol zrobił większe oczy jakby się czegoś przestraszył. Jednak zaraz przyjął marmurową twarz oraz sztuczny uśmieszek. Niemal szyderczy. Millie już nie mogła oddychać. Złapała ostatkiem sił rękaw Eda .
- To on!- pisnęła tak ciężko że tylko mężczyzna obok niej mógł to usłyszeć. Zaraz po tym spanikowana i wyczerpana zaczęła się krztusić by upaść na ziemię.
Zbrodniarz to William...
William to ojciec...
Millie przestała oddychać.


Rozdział tututut
Miał być nieco szybciej ale za dużo wzięłam 
na ten rozdział i mogłabym pisać i pisać :)
I jak wrażenia?
Tak, to jest ten rozdział za który pójdę do piekła!
Czekam na wasze opinie:)
Dzięki, że jesteście ze mną :)
Pozdrawiam!
Wasza Tumburulka!

16 komentarzy:

  1. O PURWA ALE MAM FEELSY
    JAK
    JAK
    JAK
    ALe
    OJCIEC
    JAKI ŚMIEĆ Z NIEGO
    LAMNPUCER CHĘDOŻONY IDk NIECH UMRZE ŚMIEĆ GŁUPI WEŹ DAJ KOLEJNY ROZDZIAŁ NIECH GO ZABIJĄ COKOlwiEK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahaha a no ojciec :)
      aż się dziwię, w "Koraliku" żadnej śmierci nikt nie chciał a tutaj nagle pierwszy komentarz i takie zachęty XD

      Usuń
  2. Ja pier-do-le... piszę ten komentarz i co chwilę przeszywa nie fala dreszczy!

    Nie spodziewałam się ze to moze być jej ojciec. Jaka patologia :) Oj bedzie sie teraz działo. Oj niech się Millie mści na dziadzie jednym!

    A Robert pipka no mówiłam! :) hahaha i że niby on nie wiedział że to ojciec Millie? I tak sobie bezkarnie na nich patrzył? Eh.... Nie lubię Go!

    Chce paring Millie z Edziem <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miód na moje serce "NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ" :) lubię zaskakiwać, ponieważ to jest chyba celem takich opowiadań, aby nie były przewidywalne :)

      O Robercie będzie wyjaśnione w następnym rozdziale :) i nie patrzył, wręcz przeciwnie, uciekał wzrokiem co jest zaznaczone w rozdziale :)

      Co do Edzia i Millie... pamiętajmy - nic, nigdy nie jest takie jak nam się wydaje XD zwłaszcza na tym blogu :)

      Usuń
  3. shdjgnfiuewopoa;lmdfn!!!!!!!! maryjo. dopiero pod koniec rozdziału doszło do mnie, że gwałcicielem może być jej ojciec... czytam czytam, a TU KABUUUUUUUUUM "chciałbym żebyś poznała swojego ojca" ja peirdole XD tyle emocji, proszę państwa. xd już kocham świecę i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, co to będzie co to będzie.... a mówiłam, że Robcio dostanie w ryj XDDD mwahahahhaaa! takie cudowne opowiadanie, Kamciol, masz talent, zazdroszczę! *o* nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! normalnieeeeeeeeee aaaaaaaaaaaaaaaaaaa czekam czekam czekam *_*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania jak zwykle przeczuwa przyszłość XD Znowu! ale dobrze że poczułaś to dopiero pod koniec rozdziału!
      *_* kochasz świecę? [*] *_*
      kurczę aż tyle dobrych słów *_* takie piękne!
      okurczałki... nie wiem czy to stres przed jutrem czy nadmiar emocji powoduje że z trudnością oddycham XD

      Usuń
  4. Osz kurwa ja pierdolę :O TO DO KURWY NĘDZY KAZIRODZTWO XD Co za jebany sukinsyn weź go kierwa zabij xd bo ma ból dupy ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kazirodztwo nieświadome chciałabym zaznaczyć XD
      ale podoba mi się to jak was zaskoczyłam i wasze emocje z tym związane :)

      Usuń
  5. Co za... Robert ta ostatnia dupa wołowa *musiałam*, no nie ma innego okręleni. Cholera ślepota go dopadła, czy co? Naprawdę jest aż tak obojętny na krzywdę innych..żeby nie zauważyć, tego co rb Millie, że ona tego dobrowolnie nie chciała :O No brak słów... A ten William to cholera widziałam, że to ten gwałciciel, pedofilski ... własną córkę to go zaje***
    Co do "świecy" to czekam na kolejne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. określenia *

      Usuń
    2. Dupa wołowa najlepiej pasuje XD
      no niestety ma idealne cechy Francuza i nic się z tym nie zrobi :)
      znowu zaznaczę, nie wiedział że to jego córka... :) ale o tym będzie w następnym rozdziale :)
      cieszę się że czekasz na kolejny rozdział! oho warto pisać!

      Usuń
  6. Eeee, siedzę i przetwarzam w głowie, to co właśnie przeczytałam :| Jakim skur**synem musi być Sergiusz pozwalając na coś takiego, wiedząc kim jest oprawca dla ofiary? A Robert? Co z nim nie tak? Widząc całe zajście powinien przy**bać gościowi nawet jeśli ten jest królem.
    W słuchawkach właśnie słyszę "There was a time when a moment like this wouldn’t ever cross my mind" - idealnie odzwierciedla to moje obecne odczucia.
    Kochana naprawdę mocny rozdział. Normalnie HORROR, w sam raz na zbliżające się Halloween.
    Już zacieram łapki na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym zaznaczyć *kolejne prostowanieXD* że Millie podszyła się pod Amandę o czym nie wiedział Sergiusz... ani sama służąca. To Amandę miał spotkać ten los, a nie pannę Dove :)
      Robert to jak już określiły dziewczyny dupa wołowa :/
      Cieszę się że udało mi się osiągnąć to co chciałam :) Miał być mocny, miał mrozić w żyłach krew... ale też ją roztapiać Edem :)
      Oho i kolejna osoba która czeka na następny rozdział *_*

      Usuń
    2. Dzięki za wyjaśnienie. Początkowo zrozumiałam, że Sergiusz był w tym pokoju razem z pozostałymi mężczyznami, kiedy miała miejsce scena gwałtu na stole, ale przeczytała uważnie jeszcze raz i już wszystko jest jasne ^_^
      Pozdrawiam.

      Usuń
  7. No co można powiedzieć.... akcja się rozwija chce zobaczyć reakcję w następnym rozdziale. Czekam miła na więc :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotr, kiedyś dostaniesz oskara za długość komentarzy i wylewność emocji XD

      Usuń