2.
Poranek przyszedł zbyt szybko niżeli
oczekiwałaby tego Millie. Obudziły ją odstawiane przez Amandę
zasłony. Na dworze był początek wiosny. Wszystko rodziło się do
życia. Jak to mówią, wiosna jest najlepszą porą na początek
zmian.
- Wstawaj śpiochu!- zaśmiała
się brunetka, kładąc się na łóżku obok niebieskookiej.
- Kiedy będę królową...-
westchnęła Millie próbując się odgrozić.
- To będziesz niesamowicie
tęsknić za tymi chwilami.-odpowiedziała słodko służąca z
wielkim uśmiechem. Dziewczyna pokiwała głową. No tak, teraz był
najbardziej spokojny czas. Wszystko zacznie się, kiedy odziedziczy
koronę. Oby ojciec żył jak najdłużej. Wstała z łóżka
podchodząc do misy z ciepłą wodą.
- Zazdroszczę ci tego kim jesteś.
- przyznała szczerze. Niewiele osób wiedziało co kryło się w
tym małym ciałku. Obecnie całą tajemnicę znała służąca, która ścieliła łóżko.
- No powiem ci, szczerze nie
chciałabym być na twym miejscu. Zwłaszcza, że spotkałam już
twojego przyszłego męża.- zaśmiała się.
Millie momentalnie
spoważniała, a jej oczy zrobiły się większe. Spojrzała na
przyjaciółkę, a ta wybuchła jeszcze głośniejszym śmiechem.
- Gdybyś się tylko teraz
widziała.- stwierdziła podając jej biały ręcznik.
- Jaki jest?- zapytała z czystej
ciekawości. Ameryanka zaśmiała się jeszcze raz i poruszała
śmiesznie brwiami.
- Specyficzny...- odpowiedziała
krótko, wyjmując z szafy niebieską suknię dla swej pani.
Przymierzyła ją do siebie i zaczęła wirować po pokoju. Millie
zaczęła się śmiać. Jak była światu wdzięczna, za taką
przyjaciółkę na tej planecie. Zapewniała jej przyjemną
odskocznię od zbyt poważnej przyszłości.
- Zaraz upadniesz i nabijesz sobie
guza.- zauważyła próbując ją zatrzymać.
- Pingwin Sergiusz będzie dumny z
ciebie o pani! Żeś tak odpowiednio potraktowałaś me chłopskie
zapędy!- zaczęła udawać ton głosu oraz sposób w jakim mówił
kamerdyner zeszłego wieczora. Blondynka usiadła na fotelu śmiejąc
się w głos.
- Zauważyłaś jak trzyma
zegarek?-Amanda przystanęła zarzucając suknię na łóżko.
Wyprostowała się przed przyjaciółką i zrobiła pilną minę
Sergiusza, który zerka co kilka minut na swój dorobek.
- Jeśli będziesz za stara na
służącą to biorę cię na nad dwornego błazna!- zauważyła
Millie ocierając łzy z policzków.
Kilkanaście minut później,
blondynka kroczyła cichym holem, a za nią szła służąca. Nigdy
nie była na tym dworze, nie znała miejsc do których powinna się
udać. Amanda wspomniała, jedynie o miejscu w którym miało odbyć
się śniadanie. Znalazła się w wielkiej sali w przytłaczających,
ciemnych kolorach ścian, gdzie stał wielki, czarny stół.
Wszystko na nią już czekało. Była sama. Miała nadzieję, że
spotka wujka. Na marne. Po śniadaniu miała w planach wraz z Amandą
znaleźć Karola by oprowadził je po dworze. Przy pomocy
przyjaciółki wstała od stołu, poprawiając niebieską sukienkę,
która podkreślała kolor jej oczu. Kiedy ich kroki były
skierowane ku drzwiom, nagle do sali wpadł mężczyzna. Jego włosy
były w kompletnym nieładzie. Wyglądał jakby pokłócił się
szczerze z szczotką. Jednak oceniając na szybko jego wygląd,
widać było, że dba o swój ubiór... więc dlaczego te włosy?
Millie uniosła brew do góry zdziwiona.
- Och! Niech me gwiazdy będą mą
wskazówką, przez kręte drogi mego życia!- zawołał uradowany.
Jego niebieskie oczy rozbłysły w zadowoleniu. Blondynka spojrzała
na przyjaciółkę, która walczyła z falą śmiechu.Widać w tym był ''specyficzny".
- Tuż to gwiazdy tej bladej nocy
mówiły mi... nie! Szeptały iż spotkam najjaśniejszą z jasnych!
- klasnął w dłonie i spojrzał jakby w niebo. Niebieskooka
zrobiła to co on, nie rozumiejąc kompletnie tej maskarady.
- Jam jest Robert Collght, oddany
duszą i ciałem panienki stryjowi... oraz królowi tego
najbliższemu Bogu kraju!- niemal schylił się do samej ziemi, kiedy
dziewczyna podała mu dłoń.
- Millie Dove...- szepnęła nadal
oniemiała pod wpływem wrażeń, jakie dostarczał jej mężczyzna.
On jednak szeptał jej godność w tym samie czasie co ona. Był
dziwny. Pierwszy raz spotkała w swym życiu tak odmienną
osobowość.
- Jestem rad z losów toczących
się w mym kraju... jak jestem wdzięczny, o pani, rodzicom którym
me życie, tak drogie było, że swego jedynego syna wysłali w łaskę
do najmiłościwszych!
Amanda prychnęła, nie mogąc już
opanować uśmiechu. Kącik ust Millie również się nieco wygiął, jednak tak jak nakazywała jej etykieta, starała się być poważna.
- Cieszę się pana szczęściem.
Jednak muszę pana przeprosić, panie Collght. Obowiązki wzywają...
muszę jednocześnie nawiedzić mego wujka.- powiedziała próbując
zakończyć rozmowę w grzeczny sposób.
- Ależ ja pomogę! Zaprowadzę
panią do komnaty hrabiego... Zapewnię me ramię, aby i stąpanie po
zimnym kamieniu było łagodniejsze dla delikatnych stóp przyszłej
matki narodu.- z jego ust płynęła sama poezja. Blondynka
przechyliła głowę na bok nie dowierzając.
- Niedopuszczalne jest w mym
obecnym stanie, spoufalać się z nieznanymi mi mężczyznami... Wuj
nie aprobowałby takich zachowań.- oczywiste rozwiązanie, które
zawsze stosowała w takich przypadkach. Choć Millie wyglądała na
małą, szarą, cichą myszkę... to było to dla niej idealne
rozwiązanie w takich momentach kiedy zalotnik był zbyt odważny. Etykieta... taki złoty środek.
- Cóż...- westchnął bezradny
na jej odtrącenie. Dalsze próby przekonania jej byłby bardzo nie
na miejscu.
- Może pomógłby pan Amandzie, zapoznać się z miejscem do najlepszego spoczynku w porze
popołudniowej? Rozmowę z wujem chciałabym odbyć w
osamotnieniu...- spojrzała na przyjaciółkę. Oj wiedziała, że
nie będzie mieć później łatwo. Brunetka już teraz zabijała
wzrokiem blondynkę.
- Och jestem rad na taki wybór!-
uśmiechnął się szeroko nadal wpatrzony w przyszłą królową
jak w obrazek.
Millie zauważyła, że najczęściej używanym słowem
u Roberta to ''rad''. Cóż, taki człowiek. Ukłonem, dziewczyna
pożegnała się z dwójką i uwolniona z sideł adoratora, który
według Sergiusza miał być idealnym kandydatem na męża, ruszyła
holem w nieznane.
Chciała odszukać swego wuja, jednak ten jakby nie
istniał w kamiennych murach. Jedyna możliwość to odszukanie
pokoju, w którym ostatnio przebywał. Zeszła powolnie wielkimi
schodami, które prowadziły do drzwi wyjściowych. Musiała uważać
by nie trafić na kamerdynera, który zapewne zakazałby jej
nachodzenie Karola. Stojąc przed drewnianymi drzwiami z ciemnego
dębu, twierdziła, że bicie jej serca słychać w całym domostwie.
Denerwowała się, jednak czym? To był jej wujek... ten którego
uwielbiała gdy zjawiał się w ich koloni.
Zapukała dwa razy w
drewno, jednak odpowiedziała jej jedynie cisza. Nie byłoby go?
Może pojechał na polowania lub obejrzeć okoliczne ziemie? Nigdy
nic nie wiadomo. Coś jednak tchnęło ją aby nadusić klamkę.
Odbiła od razu uchylając ku niej wnętrze pokoju. Był w kolorze
zgniłej zieleni. Poczuła się jak w beczce rumu, czy też
w męskim saloniku gdzie dżentelmeni palili cygara. Nabierając
ostatni, w miarę czysty oddech, weszła do pokoju. Zamknęła za
sobą drzwi. Chciała się zapoznać z tym co otaczało wujka.
Panowała tam ciemność. Jedna mała lampa oświetlała jedynie
biurko. Dziewczyna potknęła się o jakieś książki. Zdławiła
kwik, zdając sobie sprawę, że koło drzwi przechodzi Sergiusz.
Oddech stał jej się ciężki. Nie powinna węszyć w azylu Karola,
jednakowo żałowała, że Amandy nie ma przy niej. Ta idealnie
nadawała się do takich ''operacji''. Nie mogła tak dłużej
przebywać w mroku dlatego podeszła do wielkich, ciężkich zasłon
z zamiarem odsłonięcia ich szybkim szarpnięciem.
- Nie!- usłyszała męski,
władczy głos za plecami. Przeszły ją dreszcze. Zamarła
trzymając zakurzony materiał w dłoniach.
- Nakazuję ci zaprzestanie swych
czynów...- powiedział spokojniej.
Rozpoznała ten głos. Odwróciła
się. Luka którą zdążyła jej się zrobić w zasłonach ułatwiła
jej odnalezienie mężczyzny w pokoju. Siedział w wielkim fotelu z
szklanką jakiegoś trunku w dłoni. Patrzył na nią zamyślony.
Nadal widziała skrywane w nim cierpienie . Zrobiła krok w jego
kierunku.
- Nie zaprosiłem cię do środka,
więc próbuję zrozumieć dlaczego tu jesteś.- patrzył na
substancję, którą przelewał w krysztale trzymanym przez siebie w
dłoni.
- Masz jakieś godne
wytłumaczenie?- zapytał spoglądając na powrót na nią.
- Szukałam cię wujku... wczoraj
wydałeś się zmęczony... Chciałam jedynie prosić cię o
dotrzymanie danego mi słowa.- zrobiła kolejny krok. To jednak
jakby spłoszyło mężczyznę. Wstał z fotela szybkim ruchem,
odkładając na stolik szklaneczkę. Minął ją bezuczuciowo i
stanął przy oknie, zasłaniając je na powrót szczelnie.
- Nie jesteś już dzieckiem droga
Millie. Sama poznasz otaczający cię świat.- odbąknął nie chcąc
na nią patrzeć.
- Dlaczego stałeś się taki
lodowaty? Kiedy mama żyła...- zaczęła jednak zauważyła jak
ściska mocniej szczękę.
- Poproszę Sergiusza aby się
tobą zajął. Mam za dużo rzeczy na głowie aby bawić się w Twoją niańkę...- wysyczał sięgając po cygaro. Odpalił je dłuższym
pociągnięciem.
- Jak na przykład upijanie się i
palenie zwiniętych liści tytoniu?- zapytała z ostrym językiem, który jej matka ujawniała tylko w jej obecności. Odziedziczyła to po niej. Tylko wtedy
matka pokazywała jej prawdziwą twarz. Etykieta była ważna,
jednak zawsze pod nią chowało się drugie dno. Millie nawet
zbliżyła się do mężczyzny. Zawsze walczyła o to co było dla
niej cenne. Ojca nie znała, jedyną wizją rodzinny był dla niej
Karol. Ten spojrzał na nią marszcząc brwi.
- Jesteś za młoda by używać
tych rezolutnych kwestii. Za młoda by pouczać mnie! Pomyliłaś
się droga panno! Dla swego bezpieczeństwa opuść te miejsce bo
nie ręczę za me czyny... Jesteś jeszcze na tyle młoda abym mógł
cię wychować, a nie będę robić to jak twa matka... nie będę
szczerbił sobie języka! Poznasz co to męska ręka!- jego głos
stawał się coraz głośniejszy. Oczy dziewczyny poczerwieniały z
strachu, a policzki zrobiły się różowe. Nie uciekła jednak.
- Jesteś głupia czy głucha!?-
ryknął podchodząc do niej w akcie desperacji.
- Nie lękam się twych słów czy
czynów. Jeśli z tym ma się wiązać poznanie najbliższego w mym
sercu mężczyzny, to odważę się wysyczeć kolejne słowa. Walczę
o wujka, który w mych oczach zastępował mi ojca, który poświęca
się dla kraju.- mówiła odważnie. Patrzyła w twarz mężczyzny
i momentalnie zauważyła jak furia opada, a dłoń która była już
uszykowana do wymierzenia jej policzka zaciska się by po chwili
znaleźć się gdzieś koło biodra mężczyzny. Patrzył na nią, i
wydało jej się, że walczy z czymś silniejszym niżeli walka o
swoją prywatność.
- Jesteś taka do niej podobna...-
westchnął niemal bezgłośnie, a głos mu się złamał.
- Millie!- wtargnęła do pokoju
Amanda i zamarła widząc dwójkę tak blisko siebie. Zmieszała się
opuszczając wzrok i przybierając odpowiednią postawę dla
służącej.
- Panienko Dove, przed
popołudniowy odpoczynek już gotowy w ogrodzie.- mówiła
spokojniejszym tonem.
- Za chwilę przybędę.-
odpowiedziała blondynka, chcąc jeszcze przedłużyć moment rozmowy
z wujkiem.
- Nie, idź już... musisz
odpocząć...ja... Muszę w tym czasie zająć się ważnymi
sprawami.- Karol musiał uciec od dziewczyny, od wszystkich pytań.
Teraz w obecności służby znowu musiała trzymać się wytyczonych
zasad. Ukłoniła się, przytrzymując suknię po czym wyszła.
- Co mieliście takie miny?
Napastował cię?- syknęła Amanda zbliżając się do
przyjaciółki, jednocześnie patrząc na boki czy nikt ich nie
słyszy.
- On? W życiu... jest mym drugim
ojcem. Sprowokowałam go i wyprowadziłam z równowagi...- skrzywiła
się nieco.
- Uwielbiam kiedy to robisz,
mała.- zaśmiała się brunetka, ale niższa dziewczyna skarciła
ją wzrokiem.
Po kilku minutach znalazły się pod wielkim drzewem
gdzie uszykowany był koszyk z jedzeniem oraz wielki koc.
- Powinnam ci chyba podziękować
za zrzucenie na mnie Collghta.- syknęła Amanda siadając obok
przyjaciółki. Tu były stanowczo oddalone od dworku, dzięki czemu
nie musiały przejmować się podstępnymi ciekawskimi osobami.
- Przepraszam... nie wiedziałam
co mam zrobić. Był nieugięty. Poza tym przerażał mnie.-
blondynka wyprostowała nogi podciągając swoją białą pończochę
na udzie.
- Gada jak najęty! Jakby czytał
poezje... nie dziwota, że rodzice go tutaj wysłali. On na pole
bitwy się nie nadaje! Zbyt delikatny! To ja szybciej broniłabym
swego kraju...- zaczęła oceniać bruneta.
- Pokonałabyś niejednego rosłego
mężczyznę.- stwierdziła przyszła księżna śmiejąc się do
przyjaciółki.
- Eh.. brak słów na takich pół-mężczyzn. I on miałby być twym mężem? Współczuję ci! Oby król
miał co innego w swej inwencji.- skwitowała Amanda wzruszając
ramionami. Rozejrzała się za książką, którą przywiozły z
Ameryki aby móc ją w wolnym czasie czytać jednak jej nie
znalazła.
- Millie... ja muszę wrócić do
dworku... poczekasz chwilkę? Nie wzięłam tego tomiku poezji...-
nadal nie dowierzała w swoje roztrzepanie.
- Idź... nic mi się tu nie
stanie. Większe tu bezludzie niżeli świat widział.- zaśmiała
się do przyjaciółki niebieskooka. Służąca wstała szybko i
niemal pobiegła do oddalonego domostwa hrabiego Dove.
Millie
zamknęła oczy rozkoszując się ciepłem promieni słonecznych. W
murach domu było strasznie zimno, dlatego była to miła odmiana
dla niej. Nagle usłyszała jakiś szelest w krzakach niedaleko
koca. Otworzyła oczy i kwiknęła przestraszona. Przed nią stał
zarośnięty mężczyzna, wyglądał jak włóczęga z podartymi
ubraniami, niedbała fryzurą i licznymi zabrudzeniami. Millie
rozejrzała się. Była sama. Mężczyzna wbijał w nią swoje
brązowe oczy. Bała się. Wyciągnął ku niej brudną dłoń.
Serce momentalnie chciało uciekać z tego miejsca, jednak ciało
zostało sparaliżowane.
- Czy panienka... ofiarowałaby mi
to co skrywa najlepszego?- zapytał płynnym angielskim, jednak bez
tutejszego akcentu.
Nowy rozdział znów
trochę przeciągnęłam dodanie go
przepraszam!
Ostatnio gorzej się czuję :/
Dziś poznaliśmy pana Roberta :D
Jak wam się podoba?
Kim jest nowy mężczyzna?
Zapraszam do pisania komentarzy!
Liczę na was!
:)
Dzięki, że jesteście!
Fajny rozdział :D ale zastanawiam się kto może być tym kolesiem z krzaków xD mam co do tego tylko jednego na myśli xD
OdpowiedzUsuńDzięki :) Miło mi słyszeć że eksperyment się podoba :)
UsuńImię i nazwisko owego pana nie będzie podawane dość długo :) więc wszelkie spekulacje mile widziane :)
podejrzewam że może być to kyluś :D taki zboczeniec, albo nie wiadomo kto :P zwykła osoba poboczna. Szkoda że postać Dove'a jednookiego jest taka tajemnicza. Jego wygląd kojarzy mi się z tajemniczością, ale na pewno nie z bezmyślnym pijaństwem. Zobaczymy jak akcja się rozwinie dalej
OdpowiedzUsuńKarol Dove to mężczyzna odpowiedzialny i bardzo mądry więc dobrze, że ci nie pasuje do niego pijaństwo :)
UsuńKajluś jako krzakowy zboczeniec XD :D
Dziękuję za komentarz i spekulacje :) lubię czytać i sprawdzać czy to co wymyśliłam jest przez was przeczuwane :)
W koncu przyszedl czas na moj komentarz ;) tak.. Ja dalej stoje przy swojej wersji, że wuj Millie załamał się po śmierci jej matki i jest w stosunku do niej tak okrutny, bo ona jest w cholere podobna do matki, a przez to rana otwiera się na nowo i cały czas cierpi. Pije? Moze ma jakies problemy? Moze go ktos szantazuje w jakis sposob? Moze sie czegos/kogos boi i radzi sobie w ten sposob? Gosciu w krzaczkach... Nie pamiętam czy bylo o jej ojcu.. Ale może to jej ojciec? Może to ten brat blizniak kajlusia? Nie mam pojęcia.. Ale moje pierwsze odczucie bylo takie, ze to ojciec Millie. Kamciu, bylo cos na temat jej ojca? Czy zginal czy cos, gubie sie XD czeeeekam na kolejny rozdzial, bo chce sie choc troche dowiedziec.. A ty mnie zalamalas, jak napisalas ze ta tajemnica sie dluuugo nie rozwiaze. :( a no i Rob specyficzny czlowiek, specyficzny. Tego to chyba myslenie nie boli, skoro wymysla takie teksty.. XD ~Ania
OdpowiedzUsuńAniu, Kochanie... ojcem Millie jest sam król Anglii, brat Karola... jedyna z pozostałych postaci o nazwisku Dove :)
Usuń:)
To musi byc Edzio w tych krzaczorach :D haha.
OdpowiedzUsuńA to jak wypowiada się Robert...mistrzostwo ! :D <3
Czekam czekam na więcej :)
W Koraliku Kajluś tutaj Robert XD Upodobanie do specyficznych postaci chyba staje się moją manią :)
UsuńDziękuję, że się podoba i że czekasz na kolejny rozdział :)
Na bank to Kajl w krzakach hahaha!:D rozdział świetny, bardzo mi sie podoba postać Amandy, genialna! ♥
OdpowiedzUsuń