Dziś wybiło 18 tysięcy wyświetleń. Z tej okazji nieco dłuższy
rozdział, jednakowo nie dla wszystkich.
Treści zawarte w rozdziale są
przeznaczone dla osób powyżej 18 roku życia. Czytacie na swoją odpowiedzialność.
Pierwszy raz w moim opowiadaniu dokonuję takiego czynu.
Mam nadzieję, że docenicie wysiłek :)
Dziękuję, że jesteście tyle czasu ze mną :)
Miłego czytania i zachęcam do komentowania....
Wasza Tumburulka.
14.
Wybiegła
za nim na mroźny i mżysty poranek. Od razu na swych policzkach poczuła chłodne
krople, które były pieszcząco delikatne, lecz również zimne.
-Ed!- Krzyknęła biegnąc za nim.
On zbyt szybko się oddalał, a jednak wystarczył
dźwięk jej głosu, aby się zatrzymał. Zerwał z swej szyi ozdobną chustę i rzucił
nią o błotnistą ziemię.
-
Mam dość!- Ryknął na całe gardło nie odwracając się do niej przodem.
Nie
przelękła się go. Podbiegła do niego jednak nie pozwolił jej się do siebie
zbliżyć.
-
Nie dotykaj mnie! Jesteś jego własnością!- Było widać jak wstąpiła w niego furia,
którą wbrew niemu chciała nad nim panować. - Nie jestem niczyją własnością! Może gdybyśmy pojechali do twego ojca… zrozumiałby.- Znów ponowiła zbliżenie się do niego jednak on był zbyt urwisty.
- Nie! Dość! Dość…- schował twarz w dłonie jakby to miało go oddzielić od tego, co czuło jego złamane serce.
Ona milczała, czuła się odtrącona, pomimo że wiedziała,
iż to najbardziej egoistyczny fakt, jaki mogła obecnie przyjąć. To przez nią, a
raczej jej przeznaczenie nie mogli być razem, to przez jej ojca nie zostali
mężem i żoną wtedy, kiedy zadecydował o tym król Hiszpanii. Wszystko skupiało
się po jej stronie.
-,
Co teraz będzie? Nie zniknę z twego życia… To twój brat…- odezwała się w końcu
a jej dolna warga zaczęła drżeć z zimna.- Tak naprawdę ich nie pamiętam… ja… może wrócę do Hiszpanii. Poznam większą część rodziny, tu mnie nic nie trzyma. Już nic.- Mówiąc to spojrzał na nią swoimi smutnymi, brązowymi oczami. Wiedział, że ją rani, ale musieli to zakończyć.
- Przytul mnie…- szepnęła obejmując się ramionami. Czuła, że zaraz rozpadnie się na miliony kawałków przez tak czytelne odtrącenie. Długo jedynie jej się przyglądał jej się. Czuła ciężar jego wejrzenia. W końcu przecząco pokiwał głową.
- Nie mów do mnie Ed, mam na imię Edward.- Pouczył ją chłodniejszym tonem niżeli powietrze.
Wtedy z dworu wybiegł Aleksander zmierzając ku im. Malarz spojrzał w
stronę swego brata, wkładając ręce w kieszenie spodni.
-
Ed…- jęknęła dziewczyna wiedząc, że to finalny koniec, coś, czego nikt nie mógł
zmienić, a na pewno nie bez zgody mężczyzny.
Kiedy jej przyszły mąż zjawił się
obok niej, od razu nałożył na nią ciepły koc i objął ramieniem. Coś jednak w
jej wnętrzu się buntowało. Patrzyła na Edwarda, który się cały napinał i ruszył
w kierunku stajni. Zagryzła dolną wargę, aby się nie rozpłakać.
-
Da sobie radę.- Odezwał się Alexander. Chciała go niemal zamordować za tak
błahe podejście do sytuacji. Ojciec braci rozdzielał tą dwójkę na zawsze. - Kocham cię, królowo mego serca.- Zaśmiał się mężczyzna dając jej całusa w mokre już włosy. – Choć bo będziesz chora.
Spiorunowały
ją jego słowa. Jak mógł tak po prostu powiedzieć tak ważne słowa? Pierwszy raz
byłą pewna, że narzeczony mówił je wiele razy, wielu kobietom… kiedy to Ed
nigdy nikomu nie powiedział tych słów. Zdała sobie sprawę jak ważne i mądre
było to, co mówił jej, Kaspin. Przyszły władca Hiszpanii był najbardziej
normalny z ich trójki, najbardziej dysponujący możliwością poprawnej
komunikacji z drugą osobą. Edward był wstrzemięźliwy i bardzo opanowany w swych
czynach oraz słowach, Alexander za to jego przeciwnością. Jednak to właśnie
wolałaby doznawać mniej bodźców niżeli zbyt dużo. Nadal nosiła na sobie skazę,
która zapadła na jej psychice dzięki ojcu.
Kiedy
więc narzeczony, wieloletni żołnierz na polu bitewnych, prowadził ją do dworu
cała się trzęsła. Inni mogli to przypisywać jej skromnemu odzieniu, ona jednak wiedziała,
że ma to swoje korzenie w jej sercu. Wchodząc do holu nikogo nie napotkała.
Spojrzała na wysokie schody i wiedziała, że nie da rady wejść. Zacisnęła wątłą
dłoń na poręczy chcąc zebrać siły. Na darmo. Alexander nadal przy niej stał i
widząc jej zachowanie, wziął ją na ręce. Wydawało się jakby podniósł piórko, w
ogóle nie odczuł jej ciężaru. Przemierzał schody równym tempem a ona nawet nie
miała siły powiedzieć, aby ją puścił.
Czy był sens rwania się niepotrzebnie?
Przecież on teraz miał do niej pełne prawo, po ślubie jego dotyk ma stać się
przesłanką ich związku. Kiedy poczuła pod sobą miękką kołdrę swego łóżka
zacisnęła dłonie w pięści na fraku Edwarda. Nie chciała się pozbyć rzeczy,
dzięki której czuła mokry zapach jego ubrania. To tak jakby prawie był obok
niej. Musiała użyć dużo wyobraźni po jego słowach, aby coś takiego w ogóle
pojawiło się w jej głowie.
Kiedy Alexander położył na niej dodatkowe koce
zamknęła oczy. Czuła jak policzki ją pieką od zimna, do którego się
przyzwyczaiły przez czas, kiedy stała w deszczu. Mężczyzna nachylił się i
odgarnął z jej twarzy zbłądzone kosmyki blond włosów, po czym pocałował ją w
czoło.
-
Pokochasz mnie tak jak jego… zrobię wszystko by tak było.- Powiedział szeptem i
ruszył do drzwi.
W nich minął się z Amandą, która znała zbyt dobrze decyzję
króla Hiszpanii. Ukłoniła się wychodzącemu mężczyźnie a następnie usiadła niedaleka
łoża, w którym zasypiała zdruzgotana Millie.
Edward nie wyprowadził się z dworu, jednak, jeśli przed ogłoszeniem, kto będzie jej mężem nie odzywał się tak obecnie bardzo często zabierał głos w jej rozmowach jednak znakomicie ją negując. To dodatkowo utrwalało ją w tym, co czuła, cierpiała dodatkowo. Najdziwniejsze było to, iż nie miała mu tego za złe. Buntował się wewnętrznie, kiedy widział po swych ostrych słowach w jej oczach ból, ale też zrozumienie. A robił to wszystko, dlatego aby go znienawidziła, aby to w jego bracie dostrzegła mężczyznę jej życia. Na marne.
Spór między średnim a
najmłodszym z rodu ciągle się wyostrzał, wisiało nad nimi nieporozumienie i
uczucie do jednej kobiety. To nigdy nie jest dobrą przesłaną dla dwóch
charakternych mężczyzn. Gorsze od wypowiedzianych słów, były te, które wisiały
napinając atmosferę.
Karol
to wszystko widział, widział ten nieszczęsny trójkąt uczuć i musiał coś z tym
zrobić. Nie umiał milczeć, nie umiał być bezstronny. Po wielokrotnych rozmowach
z Kaspinem obrał swoją strategię. Pewnego dnia postanowił wziąć dwóch braci na
polowanie. Millie nic o całym fakcie nie wiedziała.
Kiedy weszła do
niewielkiego salonu gdzie przebywał jej przyszły szwagier i nie spotkała przy
nim żadnego z jego braci nieco się zdziwiła.
-
Nie powiedzieli ci abyś się nie denerwowała.- Powiadomił ją mężczyzna
przeczesując palcami swoją okazałą brodę.- Nie było to miłe rozwiązanie wzięte pod uwagę… przecież tam oboje mogą stracić zmysły w dodatku trzymając dłonie na strzelbach. To może skończyć się tragicznie!- Panikowała dziewczyna gotowa ruszyć na koń, aby ich poszukać.
- Millie, są dorosłymi mężczyznami. Po za tym Karol nie pozwoli na niegodziwe czyny. Myślę, że i tak masz zbyt wiele na swym sercu, aby cię jeszcze czymś obciążać.- Stwierdził zapraszając ją, aby usiadła obok niego na kanapie. Zagryzając dolną wargę usiadła. Dłonie z strzyknięciem zacisnęła w pieści na swych kolanach.
- Jak sobie radzisz?- Zapytał mężczyzna patrząc na nią na wprost.
- O czym mówisz?- Jak zwykle przed obcymi udawała, że nic się nie działo w jej życiu złego.
- O porzuceniu miłości do Edwarda, a pokochaniem Alexandra.- Wyjaśnił bez omijania tematu. Jego mądre oczy były tak ciepłe jakby był jej ojcem.
Całe
skrępowanie tych uczuć odeszło. Zamknęła jedynie oczy, aby czasem jakieś
niepokojące łzy jej nie spłynęły po policzkach.
-
Nie radzę sobie… Nie chcę sobie radzić, nie chcę pokochać Alexandra. Przepraszam,
że mówię to tobie, mężczyźnie, który nie powinien tego wiedzieć, ale to wbrew
mnie. Wolałabym zrzec się prawa do posiadania męża, dzieci, tronu… tylko, aby
móc być Edwarda. – Wyznała szczerze jak tylko mogła. Kaspin pokiwał głową i
ułożył na jej dłoni swoją dłoń.- Wiesz, że miłość jest zbyt kosztownym czynnikiem nawet, jeśli kieruje się nim w sprawach życia. Liczy się status, nie uczucie.- Mówił łagodnie nie chcąc powiedzieć czegoś, co by wywołało u niej skrajne emocje.
- Tylko, że ja byłabym żoną tego, kogo kocham gdyby nie mój ojciec… Byłabym z nim szczęśliwa…- szepnęła owijając się swymi ramionami.
- Mój też nie jest bez winy. Dziwię się, iż sprzeciwił się waszemu ślubowi, myślałem, że me słowa go przekonają, że słowa istotnie go zadowolą. Myliłem się… - westchnął bezradny przeczesując swoje włosy wolną ręką.
- Mój ojciec wiecznie niszczy mi życie…- dodała otwierając oczy i pacząc przez siebie tępo.
- Co to znaczy?- Uniósł brew mężczyzna wyczuwając napływające na nią inne emocje niżeli te związane jedynie z jej braćmi.
- To przez niego mama musiała uciekać na Nową Ziemię, to przez niego nie wiedziałam, kim jest mój ojciec… to przez niego Edward stracił pamięć, później chciał mi go odebrać kusząc propozycjami dotyczącymi Włoszech… W dodatku odebrał mi coś… Alexander, gdy się dowie rozwiąże małżeństwo… - straciła panowanie nad swymi słowami.
Zbyt
późno ugryzła się w język. Kaspin wyprostował się słysząc to wszystko.
-
Millie…- szepnął próbując zdobyć jej spojrzenie, na marne. Na jej policzkach
jedynie pojawiły się rumieńce. - Co on ci zrobił?- Zapytał spokojnie, jednak szło wyczuć jego zdenerwowanie.
Kiedy zacisnęła jedynie mocniej usta wstał szybko z kanapy i przeszedł się po
salonie od jednej ściany do drugiej.
-
Niech cię diabli Williamie!- Warknął wściekły. - Ktoś o tym wie?- Znowu zwrócił się do blondynki jednak ta szybko pokręciła przecząco głową.
- Jedynie Ed… znalazł mnie w lesie…- wyjąkała czując jak jej najczarniejsza tajemnica wychodzi na jaw. Coś, co mogło zniszczyć całą monarchię Dove.
Kaspinowi
nagle wszystko się ułożyło w całość. Nagle miał klarowny widok na całą
sytuację.
-
To przed tym miał cię bronić. Matko… miał cię bronić przed twym ojcem. Czemu
wszyscy inni tego nie widzieli?! Jakim zbrodniarzem jest William!- Wszystko się
w nim gotowało.
Nie umiał sobie nawet wyobrazić, co czuła dziewczyna. Miał
córki jednak na przeklniecie swego życia nie pomyślał o nich w inny sposób, nie
spojrzał na nie jak na obiekt fascynacji. Były córkami, kwiatami najpiękniejszymi,
jakie mógł mieć w swym ogrodzie, wyhodowanymi ciężką pracą.
-
On nie wiedział pierw…- odezwała się zbyt cicho, aby mógł ją zrozumieć.
Jednak
zwróciła jego uwagę. Zmarszczył brwi siadając na powrót obok niej. Teraz jednak
ostrożnie, nawet nie próbując jej dotykać. Był lekarzem, widział nie raz po
takich zbrodniach kobiety.
-
Słucham?- Ja… poszłam tam zamiast Amandy… Sergiusz kazał jej tam iść… on jej nienawidzi. Naprzykrzyłam się mu a ona wzięła wszystko na siebie… Ja wzięłam jej ubrania i poszłam… William przyszedł i… ja nie wiedziałam.- Mówiła a jej usta drżały zniekształcając wypowiadane słowa. Po policzkach spłynęły jej samotne łzy.
- A później?- Dopytywał. Musiał wiedzieć wszystko by móc działać.
- Zrobił to jeszcze dwa razy. Raz w pokoju… a drugi przy… tam byli jacyś mężczyźni… i Robert.- Rozkleiła się, kuląc swe ciało jakby bolał brzuch po silnym uderzeniu.
Kaspin zakrył usta dłonią. Wstał z miejsca, po czym stanął
przy oknie. Nie podziwiał widoku, szukał rozwiązania. Jednak nie umaił, jedyne,
jakie widział to zabicie Williama, z wcześniejszą i bardzo bolącą sterylizacją.
-
Kiedy się dowiedział ze jesteś jego córką?- Zapytał zerkając na nią. Ona jednak
nawet tego nie widziała. Czuła się winna, że to mówi, przecież to mogło ją
skreślić. Przecież Kaspin mógł ją nazwać winną temu wszystkiemu i spalić na
stosie. Co jeśli w Hiszpanii inaczej na to się patrzy?- Dopiero po ostatnim razie… później tylko wspominał… Robert miał być jego kluczem do mnie…, Kiedy stałabym się jego żoną… Miałby do mnie prawo i on.- Było za późno, aby cokolwiek tuszować, kłamać.
Jedynie całkowita prawda mogła ją
ochronić i wola Boska. Kaspin przeszedł kilka kroków po czym znalazł się obok
niej i przytulił do siebie.
-
Twój ojciec jest potworem… Obiecuję ci, że nie dopuszczę, aby uzyskał
satysfakcję swych czynów… Zajmę się tym. Zniknie z twego życia. On i Robert.- Mówił
a ona chciała w to wierzyć.- Nie wyjadę, jeśli nie rozwiąże się tej sytuacji nie uwłaczając twej godności. William zapłaci za wszystko.- Wysyczał a wtedy do salonu wszedł właśnie ten, o którym wspominał przyszły król Hiszpanii.
Jak zwykle na jego twarzy widniał ten
perfidny uśmiech. Za nim szedł Robert i dwóch innych mężczyzn, służba króla. Dziewczyna
od razu się wyprostowała jednak nie zdążyła otrzeć łez.
-
Jak widzę cudownie spędzacie czas wspominając moją świetlną osobę! Cudownie!
Może przyłączę się do was!- Klasnął w dłonie jak uraczona prezentem mała
dziewczynka.
Zamrugał szybko kilkakrotnie powiekami, po czym jego uśmiech
zniknął. To tego mężczyzny bała się najbardziej. Znów widziała w jego ciemnych
oczach to zło godne piekła.
Kaspin
podniósł się szybko z kanapy ciągnąc za sobą dziewczynę.
-
Niestety mamy inne plany na spędzanie tego popołudnia.- Odpowiedział chłodnie
wyczuwając coś niepokojącego w owej sytuacji. - Oh! Ależ nie! Poczekajcie! Zostaw mi, chociaż mą urodziwą córkę!- Chwycił Millie za drugą rękę i przyciągnął szybszym pociągnięciem w swe objęcia. Oboje się tego nie spodziewali.
Hiszpan stanął nieco zaskoczony jednak nie zamierzał
odpuścić. Podszedł do króla gotowy walczyć o dziewczynę.
-
Bez niej się nie ruszę stąd. Wiedz, że twe dni są policzone w tym królestwie.- Zagroził
mu mężczyzna, lecz William i pozostali wybuchli gromkim śmiechem.
Niebieskooka
bała się coraz bardziej. Ten strach zbyt mocno ją paraliżował.
-
Nawet nie wie jak bardzo jego chwilki są policzone.- Stwierdził Robert.
Zmienił
się, przynajmniej to dostrzegła Millie patrząc na jego bladą twarz, jednak jego
włosy jakby były bardziej ustabilizowane a ubranie schludne. Przypominał jej
ojca. Najgorsza kopia, jaka mogła przyjść na świat.
Kaspin
spojrzał na młodzika jednak wtedy jeden z służby zamachnął się. Jedynie głuchy
dźwięk sprawiłby jedyna osoba, która chciała jej obecnie pomóc upadła
bezwładnie na ziemię.
-
Zwiążcie go.- Zarządził William.- Nie!- Krzyknęła Millie wyrywając się z objęć ojca jednak ten był zbyt silny.
- Nie pamiętasz naszych zasad maleńka? Cóż… przypomnimy ci je…- zaśmiał się, po czym pchnął nią o ziemię. Była zbyt wiotka, aby mogła się temu wzbronić.
Upadła
jak szmaciana lalka właśnie wtedy, kiedy ciało Kaspina było podnoszone i
przywiązywane do drewnianego krzesła. Wtedy poczuła mocne kopnięcie w dolną
część krzyża.
-
Pomocy!!- Zawyła w bólu. Nigdy nie wołała pomocy, nigdy nie odważyła się.
Jednak teraz nie tylko ona była zagrożona. - Krzycz… nikogo nie ma na dworze. Kazałem służbie zająć się stajnią i ogrodem… Krzycz a będzie jeszcze gorzej.- Przykucnął przy niej.
Gorszył ją jego widok.
Podniosła się na łokciu, aby tylko opluć mu twarz. Od razu za to dostała
siarczysty policzek w twarz. Nie na żarty mężczyzna poczuł się poniżony. Wstał
z ziemi ocierając twarz jedwabną chusteczką.
-
Rozebrać ją.- Nakazał chłodnym tonem. - Nie!- Jej głos ugrzązł w gardle.
- Nie mieliśmy znowu tego robić.- Odezwał się Robert nie rozumiejąc czegoś.
- Stul pysk! Nie podaruję suce!- Warknął porzucając widocznie swój plan.
Dwóch
rosłych mężczyzn urządzili sobie z rozbierania dziewczyny istną zabawę. Rwali
jej suknię, komentowali na głos jej ciało. Wszystko przesycone było jej bólem i
ich brudem myśli oraz czynów. Kiedy była naga, potargana i płacząca, na jej ciele
widniały już kilka czerwonych zadrapań.
Wtedy ocknął się Kaspin. Na początku
nie rozeznał panującej sytuacji, ale gdy zobaczył blade ciało dziewczyny chciał
się zerwać z miejsca.
-
Mały rycerzyk.- Zaśmiał się przez zaciśnięte zęby król odwiązując sznur przy
swych spodniach. - Nie waż się jej dotykać!- Ryknął Hiszpan chcąc się uwolnić z lin, na marne, jedynie dodatkowo się zaciskały.
- Mało, co masz do mówienia…, ale więcej do patrzenia. Jednak… to nie jedyna atrakcja tego popołudnia. Robert!- Pstryknął palcem, kiedy jego spodnie podały mu do kolan.
Nie krępował się swoim obnażonym ciałem. Czy ktoś taki jak on ma
skrupuły? Millie zamknęła oczy odwracając oczy. Ojciec widząc to jedynie
wybuchł śmiechem i podniósł ją z ziemi ciągnąc za długie włosy. Pozostawił ją w
pozycji klęczącej przed sobą.
Wtedy
Robert podszedł do Kaspina z kubkiem pełnym jakiejś substancji. Służący zbyt
chętnie pomogli mu wlać owe coś mu do gardła, prawie dławiąc go płynem.
-,
Czego chcesz?!- Zapytał uwięziony wbijając w króla oczy.- Puść ją… masz mnie.- Nadal
walczył o blondynkę, kiedy ta modliła się w duchu o ich wybawienie. Wtedy właśnie została przyciągnięta do
męskości mężczyzny i agresywnie zmuszona do haniebnej czynności. - Oh…- westchnął William z rozkoszą na ustach, kiedy rytmicznie zmuszał dziewczynę do ruchu głowy.
- Widzisz kochany Kaspinie… wyeliminować ciebie i tak chcieliśmy… a że powiedziała ci prawdę… cóż… szlachetnie, że chciałeś… oooh…. Chciałeś jej pomóc. Przed śmiercią taki dobry…- mówił przerywając, co jakiś czas, aby wziąć głębszy oddech.
- Trucizna…- lekarz zbyt dobrze odczuwał jak paraliżują mu się nogi w kolanach oraz dłonie.
- Mięśnie przestają funkcjonować na kilka godzin… serce też mięśnie. Udusisz się.- Powiedział bezkompromisowo Robert dumny z swej przygotowanej mikstury zerkający, co jakiś czas na nagie ciało swej niedoszłej żony.
- Jesteście chorzy!- Kaspin nie odpuszczał, chciał się wyrwać.
Nie mógł patrzeć
na to wszystko. Nie myślał nawet o tym, że zostawi swoją rodzinę, osieroci
dzieci i żonę… chciał pomóc Millie, która płakała służąc swemu ojcu niczym
prosta sekutnica. William jednak miał urozmaicone plany, co do zabawiania się swą
córką.
Znów ją pchnął jednak tak, aby oparła się rękami do przodu. Tuż przed
krzesłem uwięzionego mężczyzny dochodziło do czegoś niewybaczanego. Słychać było tylko ciężkie oddechy dwójki jak
i jęki króla. Kiedy skończył uwalnianie swych emocji zadowolony pozostawił
córkę na chłodnej ziemi? Kaspin na to wszystko nie patrzył? Po jego policzku
ciekła łza.
-
Ach… byłbym zapomniał. Twój ojczulek ma bardzo podobne pismo do mego… powiedzmy,
że pomogłem mu zmienić zdanie, co do żeniaczki mej córki. Nie chcę by była
szczęśliwa… A Alexander na pewno jej nie uszczęśliwi.- Zaśmiał się, po czym
wyszedł z salonu zabierając swych parobków.
Millie bezsilnie wstała z ziemi
naciągając na siebie jakiś porwany materiał. Mężczyzna walczył już o każde
tchnienie. Mógł liczyć się, że każdy oddech jest jego ostatnim i umrze w
męczarni. Był tego zbyt świadomy, jako lekarz.
-
Przepra…szam.- Mówił łapiąc oddech.
Millie
ujęła jego twarz w swoje drżące dłonie. Mogła jego głową sterować jak u zabawki
na sznurku.
-
Nie mów nic… Skup się… oni zaraz przyjadą i cię uratują… Kaspin błagam.- Mówiła
piskliwym głosem łkając. - Kochałem… ich…- nadal próbował trzeźwo myśleć.
- Żonę i dzieci? Rodziców? Braci?- Próbowała mu ułatwić, aby jak najmniej mówił. Otarła mu łzę z policzka, i wszystkie kolejne.
- Wszystkich…- westchnął i z trudem otworzył oczy. Były już niemal nieobecne, straciły blask.
- Powiem im to… błagam dotrzymaj… jesteś silny. Kaspin błagam… z rób to dla swych córek…- prosiła. Ten jedynie niemal niezauważalnie uniósł kącik ust i jego twarz stała się spokojna.
- Walcz… Eda…- jego głos nikł. Nie miał już sił. Oczy powoli odpływały gdzieś na bok.
- Nie! Kaspin nie!- Dała mi kilka policzków, dzięki których odzyskała go na chwilę.
- Nie pozwolę ci zniknąć!- Mówiła szybko, niemal niezrozumiale.
Szybko odwiązała
go z krzesła jednak ten zsunął się prosto na ziemię. Nie miał nad sobą władzy.
Ułożyła jego głowę na swych kolanach a mu jakby było lżej oddychać.
-
Nie zamykaj oczu…- prosiła gładząc jego lekko siwe włosy. - Podrobili… Ed miał… twój… tata… chciał.- Dukał jakby jego myśli za szybko znikały mu z głowy.
- Odnajdź…- szepnął i spróbował unieść dłoń.
Millie ujęła jego palce w swoje,
aby się nie męczył. Spojrzała mu w oczy i widziała jak zbiera się w sobie
walcząc o ostatnie sekundy.
-
Odnajdź… walcz…- powtórzył, po czym jego skupione oczy zniknęły.
Choć patrzył
na wprost niej coś się zmieniło. Spojrzała na jego klatkę piersiową. Nie ruszał
się. Nie oddychał. Nie ruszał się. Nie docierało to do niej przez moment. Wtedy
zauważyła ze sama przestała oddychać oczekując na coś.
Przyłożyła szybko głowę
do jego piersi.
Nic.
Odskoczyła od jego ciała z histerycznym krzykiem.
-
Nie! Nie! Nie!- Wplątała palce w swe włosy nie mogąc łapać oddechu.
Rozglądała
się po pokoju, szukała ucieczki, pomocy. Ruszyła do drzwi.
-
Pomóżcie! – Jej pisk rozszedł się po całym holu donośnie.
Jednak odezwało się
jedynie echo. Wtedy usłyszała kroki. Narodziła się nadzieja. Jednak wtedy
ujrzała dwóch rosłych. Z uśmiechem weszli do salonu odpychając dziewczynę.
-
Szybko poszło…- zaśmiał się jeden zwijając sznur.- Młody dał zdwojoną dawkę. Nie chciał pana zawieść… -zawtórował mu drugi zaczynając pozorować śmierć Kaspina.
- On umarł!- Krzyknęła dziewczyna jakby oni o tym nie widzieli.
Jak mogli być tacy nieczuli. Wtedy oboje posłali do siebie znak. Ten pierwszy ruszył do dziewczyny, po czym przerzucił ją sobie przez ramie, jak worek pszenicy, którą zapewne nosił większość swego życia. Zaniósł ją do jej pokoju.
- Masz się ubrać. Zaraz przyjadą. Lepiej dla ciebie, aby nie rozpoznali, co robiłaś z swym ojcem.- Uśmiechnął się bluźnierczo uwydatniając swoje braki w uzębieniu.
Zostawił ją samą. Dopadła do szafy ubierając jedną z luźniejszych sukien, wtedy usłyszała wjeżdżające konie na plac przed dworem. Od razu ruszyła biegiem. Wciąż przed oczami miała ciało, Kaspina, które leżało tam samotnie.
Szybko znalazła się na trawniku gdzie byli bracia umarłego jak i jej wuj. Od
razu zauważyli jej łzy, stan, panikę na twarzy.
-
Co się stało!- Zeskoczył z konia Karol jak i pozostali podbiegając do niej.- Kaspin… on… on nie żyje…- wyjąkała w spazmach płaczu prawie upadając na ziemię. Gdyby nie wuj pewnie i tak się stało.
Wtedy
obok nich znalazł się William z maską na twarzy. Był równie zaalarmowany, co
dziewczyna.
-
Przed chwilą go znaleźliśmy… leży w salonie… - mówił urywając słowa. Edward i
Alexander rzuciło się biegiem w tamtą stronę.- Jak to się stało?- Zapytał Karol tuląc do siebie bratanicę, która nie miała siły utrzymać się na nogach.
-
Ja…- chciała zacząć dziewczyna jednak wtedy poczuła rękę ojca, która miała dać
jej ‘’wsparcie” lub raczej powstrzymać od powiedzenia pewnych rzeczy.
-
Ona go znalazła… wpadła w panikę. Później przybiegłem ja.- Mówił relacjonując wymyślone
wydarzenie.- A gdzie byli pozostali? Gdzie służba?!- Oburzył się właściciel dworu.
- Za późno, aby ich osądzać. Musimy zająć się żałobnikami. – William przejął moralną stronę chcąc uniknąć rozczesywania sprawy dotyczącej służących, których odprawił do ogrodu.
- Millie, dasz radę dojść do dworu?- Zapytał dziewczynę. Była zbyt roztrzęsiona, aby odpowiedzieć. Wtedy przy niej znalazła się Amanda, widziała całe zgromadzenie z daleka i porzuciła przyporządkowaną jej pracę.
-, Co się stało?- Zapytała brunetka.
- Zajmij się nią, dobrze?- Poprosił Karol a następnie wraz z ojcem dziewczyny ruszył do braci, którzy odnaleźli ciało swego brata.
- Millie…- przyjaciółka nie wiedziała, co się stało.
- Zabili go…- szepnęła w amoku, po czym jej ciało domówiło posłuszeństwa.
Upadła.
Mam nadzieję, że jesteście ciekawi jak dalej się to rozciągnie.
Jakie emocje i odczucia?
Mam nadzieję ze poczuliście to co ja gdy to opisywałam :)
Miłego weekendu i jeszcze raz dziękuję za tyyyyyle wyświetleń!
Zapraszam do komentowania :)
NIEEEEEEEEEEEEE!!!! JAK MOGŁAŚ ZABIĆ KASPINA?!?!?! NIEEEEE. POWIEDZ, ŻE ON JAKOŚ OŻYJE NOOOO
OdpowiedzUsuń:/ no taka ta historia ma być... poważna i mroczna :/
UsuńPrzepraszam!!
Ja... Przed przeczytaniem rozdziału miałam zamiar rozpisać się w komentarzu.. W trakcie czytania zmieniłam zdanie.
OdpowiedzUsuńPowiem jedno: załamałam się. Już myślałam, że wszystko zacznie się układać, a tu jeszcze gorzej. :((((((((((((((((
DZIENKI NO :<
Ania
Mamuluś czuję się winna :( a co będzie dalej?
UsuńMatko święta spalicie mnie za to co planuję :(
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSPoko ja rozumiem wszystko, ale żęby zabijać pierwszą osobę która chciała jej pomóc, nie liczac eda. No i ten choilerny RObert z Williamem. Ja rozumiem negatywnych bohaterów ale patrząc na tę dwójkę, mam ich dość, aż dostaję nudności jak czytam o kolejnym gwałcie, o następnej krzywdzie Milli. Dlaczego po prostu nie można ich wymordować. Dlaczego nie Powie nic KAROLOWI DLACZEGO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Ma złość jest i tak nie do opisania w komentarzu. Nie wiem czy mi to przejdzie do końca dzisiejszego dnia. Wiem tylko jedno zatłukł bym na miejscu.
OdpowiedzUsuńPiotruś mniej agresji :(
Usuńwidzisz go zabić chcieli i szli z takim zamiarem zabicia Kaspina nie wiedząc o czym rozmawiają, że wg jest tam Millie. To był kolejny pretekst... kolejne spełnienie planu który knuli dość długo. To wyjdzie na jaw... spokojnie
Nie bądź taki zły :(
Przeczytałam twoje opowiadania w 2 dni!!!!
OdpowiedzUsuńpierwsze za co się wzięłam to " Koralik". Popłakałam się bardzo na nim. I nie spodziewałam się takiego zakończenia.A jeżeli chodzi o "Świecę" to nigdy nie czytałam tego typu opowiadań a czytam dość sporo. Masz talent! czytam, czytam i chcę więcej!!! Oczarowałaś mnie! po prostu ubóstwiam Cię! :* Mam do Ciebie 2 pytania ;)
Kiedy można się spodziewać następnej części?
Nie myślałaś na napisaniu książki?
Bo jak wydasz książkę to na pewno ją kupię!!! :*
Pozdrawiam Cię serdecznie
oraz
ściskam Cię gorąco
Wierna czytelniczka <3
OMAMULU 2 DNI? *_*
OdpowiedzUsuńłał...
dziękuję że tak uważasz, to naprawdę miłe z twej strony :)
1) następny rozdział pod koniec tygodnia przez nawał roboty w środę i czwartek tak wiec... Piątek/sobota rozdział :)
2) oczywiście że myślałam nawet poczyniłam pewne kroki ale... jeszcze wszystko przede mną XD Jak dobiję miliona to może ktoś się mną zainteresuje XD
Dziękuję SŁODKA CZEKOLADO *_* (moja ulubiona nazwa!)