38.
29 grudnia 2014 /dzień 20 urodzin Blue/
Zima na dobre zagościła w East
Retford, śnieg tak idealnie spoczywał na trawnikach, dachach i
całych osiedlach. Miasto zawsze ją czarowało w okresie świąt.
Jednak co się działo przez miesiąc? Dan wrócił do trasy koncertowej z
chłopakami, musiał jednak ograniczyć swe ruchy na scenie no i
przez obawę nie wchodził już w tłum na Flaws. Z innych radości
William został ojcem, co prawda wcześniaka ale już cieszył się
swoim maleństwem, pierwszym synem. Święta były sielankowym czasem
dla Blue i Dana. Spędzali razem całe dnie, jednak na noc musieli
grzecznie rozstać się, ponieważ rodzice dziewczyny nie akceptowali
ich związku. Jednak nie to było kluczowe. Dzień jej urodzin
zbliżał się nie ubłagalnie, a z nim wiadomość. Chciała aby ten
dzień zmienił wszystko w jej życiu. Sama nie podejrzewała, że
właściwie ono samo weźmie stery i poprowadzi ją na nieznane
morza. Z każdym dniem żołądek ściskał jej się coraz bardziej.
Tego dnia obudziła się wcześnie rano, całkowicie blada. Było jej
niedobrze, a świat wirował. Ostatnio stało to się normą. Jedna
myśl związana z tym co chciała dziś swoim przyjaciołom
powiedzieć, sprawiała że niemal była wstanie oddać to co jadła
na wczorajsze śniadanie. Jak co roku było mróz był siarczysty. W
planach miała jednak, spotkanie się z najbliższymi w szczerym polu,
przy oddalonej drodze prowadzącej do ich miasta. Prosiła przyjaciół
aby nie kupowali jej żadnych prezentów. Nie chciała, chciała
natomiast spędzić z nimi ten ważny dzień.
Kiedy Dan podjechał
zaśnieżonym samochodem, latarnie już świeciły znowu
znacznie pobladła.
-
Nadal ci się nie poprawiło?- zapytał ściągając brwi kiedy ujął
jej delikatną twarz w swoje dłonie. Uciekła wzrokiem gdzieś w
bok na co on głośno westchnął.
-
To z nerwów... dawno tam nie byłam.- odpowiedziała po dłuższej
chwili.
-
I tak sądzę, że powinnaś iść do lekarza...- upierał się po
czym pocałował namiętnie w usta.
Kochała go tak mocno, jednak z
tym wszystkim musiała dać sobie radę sama, właśnie dziś.
Wsiedli do zimnego samochodu i ruszyli. Droga zajęła niecałe
dziesięć minut. Kto by wtedy pomyślał, że tak niedaleko wydarzy
się coś, co zmieni jej życie całkowicie. Na miejscu byli już jej
przyjaciele. Kyle i Caro, Peter i David, Woody i Emilly. Chodzili
niedaleko wielkiego głazu na którym widniała miedziana tabliczka
z nazwiskami. Blue zagryzła wargę mocniej zaciskając dłoń
schowaną w rękawiczce.
-
Nie musisz tego robić...- szepnął gładząc ją po ramieniu.
Czuła jego dotyk nawet pod puchową kurtką.
-
Muszę...- odpowiedziała zbierając się do otwarcia drzwi. Wtedy
wszystkie oczy skierowały się na nią.
Ona w ciszy, samotnie
ruszyła do wielkiego kamienia. Czuła się jakby miała zaraz
rozsypać się w pył. Zrzucała całą winę na zimno oraz wiatr, a
nie targające nią emocje. Peter jako psycholog całkowicie odegrał
swoją rolę. Dotąd nawet nie odważyłaby się przejechać obok
tego miejsca, a co dopiero dotknąć pomnika upamiętniającego
śmierć sześciu młodych osób. Znała na pamięć listę ich
imion i nazwisk. Czytając je w myślach widziała twarze,
uśmiechnięte, ciepłe. Uśmiechnęła się smutno do swych
wspomnień walcząc znów z strachem. Dan zjawił się koło niej
gładząc plecy dziewczyny. Wtedy odzyskała świadomość i
łączność z światem odwróciła się do pozostałych którzy
przybliżyli się.
-
Blubluś... nie żebym coś, ale na piknik to, to nie jest dobry
okres... no chyba, że chcesz sobie iglo-party zrobić.- jęknął
opatulony Kyle, mając jedynie wąziutką przerwę na oczy niczym
muzułmańska kobieta. Caro od razu dała mu stójkę w bok, a David
obrzucił wściekłym spojrzeniem. Woody stał całkowicie wycofany.
Miał emocje wypisane na twarzy. Tak bardzo go też bolały wspomnienia.
-
Wiem, że każdy wie co tu się stało... wszyscy znają wersję
poboczną... świadków...- Blu choć ćwiczyła to wiele razy teraz
z trudem dobierała słowa. Biały dymek uniósł się z jej ust.
-
Chcę abyście poznali w końcu to co ja... co ja widziałam.
21
maja 2011
Cała
impreza właśnie się wyciszała. Blue jednak nadal nie miała dosyć
tańczenia z najlepszymi ludźmi na świecie. Gardło miała zdarte
od śpiewu, czerwony kubeczek w jej ręku był już nieco
zdewastowany i połamany, przez co nie raz alkohol ściekał jej na
rękę. W tej chwili nic nie było ważne niżeli wirujący świat,
głośna muzyka i przyjaciele. Uciszała kolejnymi łykami alkoholu
wyrzuty sumienia, dotyczące tego jak okłamała matkę tego wieczoru
mówiąc, że idzie do Emi. Przyjaciółka zawsze ją kryła choć od
kilku miesięcy oddaliła się od niej.
-
Wooody!- krzyknęła widząc chłopaka. Podbiegła do niego
wieszając się mu na szyi. Klaudia, która podeszła do nich
wybuchła perlistym śmiechem.
-
Mała... dobrze, że nie ma tu Davida.- wywrócił oczy jednak
ucałował ją w czoło.
-
Aj tam! Życie jest piękne! Nie znasz dnia ani godziny gdy cię
jebutnie! My za to dziś jesteśmy niezniszczalni!- ostatnie zdanie
wykrzyczała mu do ucha po czym obie dziewczyny zaczęły piszczeć
jak oszalałe. Chris nie miał siły i zaczął się śmiać.
-
Zatańczymy?- zaproponował chłopak.
Nie musiał dwa razy
powtarzać. Blue pociągnęła go na środek parkietu i jej ciało
wsparte alkoholem zaczęło ruszać się niczym kierowane na
sznureczku przez rytm muzyki. Coraz bardziej zmniejszała się ilość
osób na parkiecie aż została tylko wybrana grupa dziesięciu
osób.
-
Chris! Jedziemy!- zawołał Paul, jedyny trzeźwy z całej grupki, który tego wieczoru był kierowcą. Jednocześnie było po nim
widać pierwsze oznaki zmęczenia, przez zbyt długą noc.
-
Już idę!- krzyknął.
Sześć osób siedziało już w niewielkim
busiku, na dworze znowu padał majowy deszcz. Dopiero gdy Woody
chciał wsiąść do samochodu Blue stanęła rozglądając się po
bokach.
-
Co jest mała?- zapytał zdziwiony otwierając drzwi od strony
pasażera kierowcy.
-
Zapomniałam zadzwonić po taksówkę...- jęknęła chwytając się
za głowę. Jej nogi nieco się pod nią uginały. Perkusista
zagryzł dolną wargę wzdychając ciężko.
-
Co ja z tobą mam...- westchnął odsuwając się od samochodu. -
Obiecałem twojemu bratu, że się tobą zaopiekuję więc
wsiadaj...- wskazał na samochód.
-
Ej... ale co z tobą?- zapytała marszcząc brwi.
-
Bezpieczniej będzie jeśli ja pojadę taksówką, a oni odwiozą cię
pod dom Emi.- stwierdził. Blue z uśmiechem ucałowała go w
policzek.
-
Jesteś wielki... ratujesz mi życie.- stwierdziła po czym usiadła
na wyznaczonym miejscu obok Paula. Woody zamknął z hukiem drzwi i
ruszyli.
Cała grupka przeniosła imprezę z lokalu do tego
niewielkiego samochodu. Blu co jakiś czas zmieniała radiostację
co miała w nawyku.
-
A Woody się w tobie kocha?- zaśmiała się Laura siedząco obok
Toma, Klaudii, Jacob'a i Maxa.
-
Głupia jesteś!- bez problemu przecisnęła się przez szczelinę
między fotelem kierowcy, a pasażera, ponieważ nie miała zapiętych
pasów, nie to co pozostali. Zaczęła szczypać przyjaciółkę po
udach. Chłopacy właśnie zaczęli odpalać papierosy na tylnym
siedzeniu.
-
Blue siadaj!- westchnął zmęczony Paul przerywając nawałnice
śmiechów.
-
Maruda.- wytknęła na niego język i usiadła na fotelu.
W tym
momencie coś wybiegło im na drogę. Zwierzak? Kawałek drzewa? Za
szybko jechali jak na taką marną pogodę aby móc zlokalizować
ową rzecz. Kilka mocniejszych szarpnięć kierownicą. Paul stracił
panowanie nad samochodem. Wszyscy krzyczeli. Przelecieli przez zbyt
spiczasty rów przez co pojazd niczym torpeda zaczął koziołkować.
Bezwładne ciało dziewczyny przez jakiś przeklęty los wyleciało
przez przednią szybę, już przy pierwszym koźle. Pchnęło nią niczym szmacianą lalką o ziemię, zaledwie kilka centymetrów od wystających
kamieni. Straciła przytomność na kilka minut. Dopiero po
chwili otworzyła oczy, czując na twarzy ciepławą ciecz jak i
zimną, mokrą ziemię pod policzkiem. Złapała z trudem oddech,
czując jak wielki ból wypełnia jej ciało. Po sekundzie zdała
sobie sprawę, że była przecież w samochodzie. Uniosła się na
rękach z głośnym sykiem. W ciemności nocy odszukała wzrokiem
czegoś oddalonego od niej o kilkaset metrów. Zrobiła zaledwie
jeden krok do dymiącej puszki, kiedy zaczęło się w niej coś
żarzyć. Kolejny krok i już mogła rozpoznać twarze przyjaciół.
Nieobecne, zakrwawione, powyginane w nienaturalny sposób. Żar
zmienił się zbyt szybko w płomienie. To one sparaliżowały
nastolatkę. To co one robiły z jej przyjaciółmi.
Stała.
Jej
oczy niczym za karę nie pozwoliły jej uciec od obrazu palonych
ciał, znajomych twarzy. To nogi jako pokuta nie chciały się ruszyć
z miejsca. Głos uwiązł w gardle. Zbyt szybko ogień lizał skórę
przyjaciółek, która po chwili znikała, tak jak ich ciała. Do je
uszu dobiegł stłumiony krzyk. Jeden z chłopaków spłonął na
pół świadomy tego co się działo.
Ona stała.
Niczym marmurowy
pomnik z załzawioną twarzą nic nie mogła czuć. Po chwili dźwięk
ognia zmalał w stosunku do krzyku ludzi, którzy z oddalonych domów
zaczęli biec na ratunek. Jednak komu? Było za późno na wiadra z
wodą. Nie rozumiała tańca mężczyzn wokół sterty pogiętej i
gorącej blachy. Niczego nie rozumiała. Czy ona w ogóle tu była?
Czuła się jakby świat zwolnił, każdy dźwięk stał się zbyt
przeciągły. Słyszała płacze rozhisteryzowanych kobiet, jakiś
mężczyzna ją zauważył. Po chwili znalazła się w karetce, a
jakiś policjant zadawał jej pytania. Twierdziła, że ma zbyt dużą
wadę wymowy, bo przecież patrząc na jego usta nie mogła rozpoznać żadnego z
słów.
-
To jej wina!- tylko to zrozumiała przed zamknięciem drzwi karetki, która zawiozła ją do szpitala.
Usta
drżały jej jeszcze mocniej. To Dan jako pierwszy przytulił ją
mocno do siebie Schowała tak bezsilnie swoje ciałko w jego ciepłej
kurtce.
-
Spokojnie...- wyszeptał. Zaraz do uścisku dołączyli pozostali, w
podobnym stanie ducha co dziewczyna. Mężczyźni próbowali być
twardzi, jednak nie dziewczyny. Płakali. Dopiero teraz byli wstanie
zrozumieć co przeżyła, dlaczego zmieniła się tak drastycznie. Dlaczego to siebie obwiniała, i dlaczego Woody twierdził że to jego wina.
Po
kilku minutach wszyscy znaleźli się już w ciepłym, rodzinnym
domu Blue i Davida. Dziewczynie nadal było nieco niedobrze, jednak
ulżyło jej. Dan stał się troskliwy, dbając aby było jej
ciepło. Uśmiechał się ciągle, szeptał jej do ucha miłe rzeczy, dotykał jej ciała bez skrępowania. Na jego prośbę nawet wypiła ciepłą herbatę, co było
dużym wyczynem dla niej. Przy rozgrzanym kominku wraz z rodzicami
dwójki, zjedli smakowitą kolację. W pewnym momencie między
śmiechami David nieco spoważniał zerkając na Petera. Blue zbyt
dobrze rozpoznała mimikę brata. Zanim zdążyła zareagować ten
złapał psychologa za rękę i odchrząknął. Matka, z wrodzonym
instynktem do swych dzieci zauważyła to co robi jej syn.
-
David...- szepnęła.
-
Chciałbym wam o czymś powiedzieć... Tato... Mamo...- zaczął
nieco trzęsącym się z emocji głosem. Blum spojrzała na
ukochanego, który był równie zdziwiony co pozostali. Bała się o
swego brata. Dużo musiało go to kosztować odwagi. Czyżby robił
to pchnięty przez jej wyznanie w miejscu wypadku?
-
Nie wydurniaj się!- prychnął ojciec dopiero teraz zauważając
splecione ręce mężczyzn.
-
Ja i Peter jesteśmy razem...- powiedział to na wydechu, zamykając
oczy. Siostra spojrzała na twarze rodziców. W oczach matki
pojawiły się łzy, natomiast ojciec zrobił się czerwony.
-
Na głupie żarty ci się zebrało?- syknął jakby reszta nie miała
tego usłyszeć.
-
To nie żart. Kocham Petera... nazywaj to jak chcesz...-
odpowiedział hardo niebieskooki.
Blue obawiała się w tej chwili
jednego, niestosownego komentarza Kyle'a. Ten na szczęście zaczął
zajmować się kolejną porcją mięsa, którą wciągał, nie
zwracając uwagi na rozmowę.
-
W tyłku ci się poprzewracało?!- wstał wkurzony ojciec od stołu
niemal przewracając przy tym krzesło. Blum podskoczył nieco
przestraszona wybuchem ojca.
-
To na pewno da się odkręcić... Może ci się zdaje... poza tym...
nie mogłeś tego nam na osobności powiedzieć?- mówiła matka
starając się przybierać dobrą minę do złej gry.
-
Gnojkowi zachciało się robić sceny przed obcymi!- warknął siwy
mężczyzna. Goście dziewczyny zaczęli po sobie patrzeć czując
się całkowicie niekomfortowo.
-
To nie są obcy! To są przyjaciele! - wysyczał wstając od stołu.
Peter nie wiedział jak się ustosunkować.
-
David...- próbował go uspokoić, jednak ten odrzucił jego rękę.
Nerwy zaczęły szarpać znowu żołądkiem dziewczyny. Zacisnęła
dłoń na brzuchu głęboko oddychając.
-
Ah?! To może dzięki nim stałeś się... tym czymś!- słowa były
zbyt ostre. Twarz chłopaka wygięła się w bólu. Wiedział, że
będzie to trudne, ale nie tego się spodziewał.
-
Uważaj na słowa.- powiedział zaciskając ręce w pięść.
-
Nie tak cię z ojcem wychowaliśmy!- ruszyła poprzeć męża
kobieta o brązowych oczach.
-
Matka dobrze mówi...Nagle chce zwrócić na siebie uwagę.
Wychowaliśmy cię na normalnego człowieka, a ty...- ojciec nigdy
nie potrafił na spokojnie rozmawiać. Dlatego teraz krzyczał.
-
Może wyjdziemy...- szepnął Dan do Blue, jednak ta przecząco
pokiwała głową i wstała.
-
Dość!- przerwała kłótnię trójki dorosłych osób.
-
Ty się nie wtrącaj! - obrzucił ją ojciec błahym spojrzeniem.
-
Jestem w ciąży!- powiedziała w końcu resztkami sił wyszarpanymi
przez nerwy tego dnia. Wszyscy umilkli. Matka z wrażenia usiadła
przy drzewku iglastym na którym wisiały bombki. Oczy zebranych
wbiły się w nią. Czuła jak Dan właśnie przestał oddychać.
-
Co? Mi też zarzucicie, że inaczej mnie wychowaliście? A może
razem z Davidem wyrzucicie z domu? No co jest gorsze?! Syn gej, czy
nastoletnia córka w ciąży z jakimś tam muzykiem?- pytania
zapadały bez odpowiedzi w ciszy.
-
To w was jest problem...- szepnęła patrząc na rodziców z bólem.
Podeszła do brata chwytając go za rękę.
-
Ja jestem po jego stronie. Oni też... Ja... ja mam dość już tych
nerwów... tego jak ranicie swoje dziecko. Nie chce zostać tu
chwili dłużej... nie chcę w życiu zrobić to temu kto jest we
mnie.- dotknęła swego brzucha marszcząc przy tym brwi.
Inaczej
sobie wyobrażała powiadomienie bliskich o tym fakcie. Strategia odwrócenia uwagi od pierwszego problemu podziałała. Spojrzała
na zgromadzonych. Wszyscy byli w szoku. Kyle jako jedyny uśmiechał
się promieniście z oczami wielkimi jak spodki. Spojrzała na Dana.
Ten nie patrzył na nią. Pobladł i był poza tym wszystkim. Szok.
Rozumiała to. Sama była w szoku gdy okazało się, że miesiączka
zbyt długo jej się spóźnia już w Stanach. To w Londynie zrobiła
test. Wszystko szczelnie trzymała w tajemnicy zawsze wynajdując
multum powodów dla których właśnie tego dnia źle się czuła.
-
Chodźmy stąd.-powiedziała przerywając zbyt długą ciszę.
Wszyscy niczym jeden mąż wstali. Tylko Dan ciągle był w swych
myślach, dopiero gdy Blue dotknęła jego ramienia spojrzał na
nią. Zaraz po tym jechali w pełnym samochodzie do Londynu. Dan
postanowił odwieść wszystkich do mieszkań, a na końcu pojechać
z nią do mieszkania Caro, które obecnie miało stać puste.
-
Blubluś ale nie kłamałaś?- pytał zafascynowany Kyle siedząc
zaraz za jej siedzeniem.
-
Po co miałabym kłamać?- zapytała starając się opanować nerwy.
Była już bezpieczna, z dala od rodziców.
-
No... aby brata ratować! Jak w serialach! Później byś upychała
poduszki pod bluzkę! Wynajęłabyś surogatke aby urodziła ci
dziecko! Ooooo! I by było dziecko murzyn... i byś Danowi wciskała
kit, że to mutacja genu! Oooo! By pasował do Juniora Willa... Taka czarna wersja Bastille! Will musimy ruchnąć jakieś murzynki!- zaczął tak dużo mówić tyle, że
dziewczyna bezsilnie zaczęła się śmiać.
-
Caro co on ostatnio za bajki oglądał?- zapytał Woody. Emi została
w rodzinnym mieście, a David wraz z Peterem woleli sami jechać
samochodem.
-
Glee.. pierwszy sezon. Żałuję, że go do tego zmusiłam.-
westchnęła rudowłosa.
-
Aj tam! Fajny serial! Też chciałbym móc ciągle śpiewać w
liceum...idę do klasy, śpiewam, idę do kibelka, śpiewam...
prawie jak High School Musical! Oglądałem go z moją siostrą! Pap
pap pap pap turi tam...- zaczął nucić jedną z piosenek tamtego
filmu dla nastolatków.
Blue z wielkim uśmiechem spojrzała na
spojrzała na Dana który miał bardzo skupioną minę. Cały czas
milczał. Chciała dotknąć jego dłoni, która leżała na skrzyni
zmiany biegów, jednak zrobił unik. Zabolało. Zacisnęła usta i w
swej ciszy poczekała aż znaleźli się sami w mieszkaniu.
Od
wejścia zrobiło jej się za gorąco. Ściągnęła ubrania jakie
miała na sobie i ubrała luźny dres. Dopiero gdy położyła się
w łóżku mężczyzna przyszedł i usiadł po drugiej stronie.
-
Dan...- westchnęła.
-
Który to miesiąc?- zapytał niemal lodowatym tonem. Poczuła się
jakby oskarżał ją o zdradę. Ugryzła się, jednak w język mając
dość kłótni jak na jeden dzień.
-
Końcówka drugiego, początek trzeciego...- odpowiedziała.
Wstała
z łóżka i podeszła do biurka w którym trzymała swoje
dokumenty. Na samym dnie miała schowane pierwsze USG ich dziecka.
Usiadła obok niego i podała mu je. Wziął kartkę w swe długie
palce i obracał chwilę. Zatrzymała jego ruch, swoją dłonią po
czym westchnęła cicho.
-
Ta jasna kropeczka to dziecko.- wyjaśniła wskazując malutki
pęcherzyk. Mówiła to z czułością jaką darzyła samą myśl
posiadania dziecka z kimś kogo tak bardzo kochała.
-
Ja tam nic nie widzę...- odbąknął nie przykuwając do tego
uwagi. Blue spojrzała na niego zdziwiona. Ten widząc jej reakcję
wymusił uśmiech na swych ustach, jednak nie dosięgał on oczu.
-
Wierzę ci na słowo.- dodał próbując dobrze kłamać. Westchnął
po chwili przeczesując nerwowo włosy.
-
Nawet nie wiem kiedy to się stało...- był oniemiały.
-
Raczej brałeś w tym udział.- stwierdziła dziewczyna dotykając
jego kolana.
-
Musiało do tego dojść przy naszym pierwszym razie...- wyjaśniła.
Dan
skrzywił się na samą myśl z iloma kobietami odbywał jednorazową
przygodę, a z żadną nie miał dzieci. Jednak wtedy zawsze uważał,
używał swoich prezerwatyw. Przy Blue... kompletnie się zatracił
w chwili. Teraz siedział patrząc w ciemne zdjęcie, które
kompletnie nic mu nie mówiło.
Tak samo jak fakt, że będzie
ojcem...
Pustka.
Hoho, nowy rozdział.
No i?
Otwarłam przed wami największą tajemnicę Blue...
Jak wasze serduszka?
Jakie uczucia?
Więcej nie pytam...
Wierzę, że opowiecie mi co sądzicie w komentarzach.
Zostawiam więc was :)
Miłego czytania *geniusz piszący to na końcu*
Kocham was :)
PS.
41 ROZDZIAŁ TO OSTATNI ROZDZIAŁ KORALIKA
Na pewno nie spodziewacie się tego co się stanie!
AAAAAA KUUUUURWA MOWILAM MOWILAM MOWILAM ZE BLUBCIA BEDZIE W CIAZY! PROROKIEM MOGE BYC! TAAAK SIE CIEEESZEEEE HUUHUJUUU MALE DANIĄTKOOO XD Kyle mnie rozpierdala, czarna wersja Bastille, hahahahahah!!! Mega. Szkoda, że Dan przezywa tak wielki szok, ale mam nadzieję, że nie okaże się być chujem i nie zostawi kochanej Blublusi. Chybq bym mu jaja urwala. Grrrrrr. No i tajemnica Blue! Tqk cudownie przenioslas mnie w moment tamtego zlego dnia *.* w koncu sie wyjasnilo o co chodzilo, w koncu! Iii ta tajemnica Davida i Petera ktora wyszla na jaw huhuhu tyle akcji tyle akcji lubie jak duzo sie dzieje *.* moje aerce krwawi peka i sra z bolu ze koniec koralika juz za kilka rozdzialow... Tyle emocji, so fucking awesome. Dziekuje za to cudowne ff. Nie moge sir doczekac kolejnego ;) ~ania
OdpowiedzUsuńĆpiesz to samo co ja i są efekty :D
UsuńNajbardziej bolało mnie serce gdy odkrywałam jej tajemnicę, więc cieszę się, że zrobiłam to z takim efektem :)
hahaha serce sra z bólu... ciekawe hahaha to nie wiem co moje robi w tym momencie o.0
Ja dziękuję za kolejny cudowny komentarz :* kolejny rozdział już jutro!
Długo się zbierałam do napisania tego komentarza, oj długo... Cały dzień myślałam, co napisać, bo rozdział mną wstrząsnął - dosłownie, bo aż mnie dreszcze przeszły, jak przeczytałam o baby Danny. Może to wina przeziębienia, ale oficjalnie zwalam to na twoje opowiadanie ;) No dobra skoro się już zebrałam do pisania, to jadę z tym koksem.
OdpowiedzUsuńPierwsza część rozdziału, jak dla mnie jest absolutnie rewelacyjna! Wspaniale czytało się opis tego, jak Blue poradziła sobie ze swoimi demonami przeszłości i to jaki szacunek okazała swoim przyjaciołom chcąc im osobiście wszystko wyjaśnić w takim miejscu i okolicznościach. Dzielna mała! No i oczywiście kocham Petera, że jej w tym pomógł.
Wątek numer 2, kiedy David dokonuje swojego coming outu również bardzo na plus. Zawsze podziwiam ludzi, którzy mają odwagę mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę no matter what! Ja cały czas dążę do takiego ideału. Fajnie, że twój bohater właśnie taki jest.
Na temat 3 wątku z tego rozdziału, czyli niespodziewanej ciąży Blublusi nie wiem co napisać. Jestem jak Dan w opowiadaniu - zszokowana i oniemiała. Jak dla mnie za wcześnie i za bardzo jak w telenoweli wyszło. Ale wierzę w Ciebie całym serduchem i czuję, że wprowadziłaś wątek tej ciąży po to, aby potem przywalić nam czymś jeszcze mocniejszym.
Na koniec gratuluję 10.000 wyświetleń i życzę co najmniej 100 razy tyle. Wszystko możliwe, bo zegar tyka dalej :)
Pozdrawia twoje dziecko stworzone a nie zrodzone :P
o.0 aż tak.. że dreszcze? o.0
UsuńJak wspomniałam u góry, to opisanie jej przeszłości dość stosunkowo wiele mnie kosztowało, przez co sama w sobie stwierdziłam,że to jest mój ulubiony rozdział obok ślubu Willa oraz tego wybuchu na koncercie Bastille :)*wisienką będzie końcówka*
David prosty chłopak chce żyć dobrze i być kochanym przez najbliższych tak więc musiał powiedzieć prawdę.
TO NIE TELENOWELA! aż serce zabolało, że moglibyście tak pomyśleć :C ok szybko wiem, gdyby nie koniec Koralika, nie byłoby tego... jednak ma to ważną rolę w końcowym rozdziale jak i jutrzejszym. Moje głupie pomysły zawsze mają drugie dno... dziękuję, że we mnie wierzysz *_*
Ohooo MILION WYŚWIETLEŃ?? *_* okurczałki... ok przyjmuję takie życzenia! :)Dziękuję za dłuugi i cudowny komentarz *_* tyle cennych spostrzeżeń. Teraz jeszcze bardziej boję się was zawieść na tych końcowych rozdziałach... :/
Kama, przepraszam za ten tekst o telenoweli, nie do końca to miałam na myśli, ale ja jestem prostą Panią od narzędzi i tabelek i nie potrafię tak ładnie wyrażać swoich myśli jak ty czy inne dziewczyny tworzące genialne blogi. Na pewno nie miałam też na celu Cię urazić, ale gupia ja napisze zanim dwa razy pomyśli. Wiesz dobrze, że jestem fanką twojej twórczości, a to, że nie umiem swoich odczuć ubierać w słowa, to już taka moja ułomność, z którą muszę żyć.
UsuńPozdrawiam ciepło w ten zimny wieczór.
Kamuś nie przejmuj się :* jejuś nie odebrałam tego maksymalnie negatywnie :* na spokojnie :) Wierzę, że krzywdy byś mi nie zrobiła słowem :) Nie przejmuj się, sama tak początkowo pomyślałam gdy wszedł mi ten pomysł do głowy więc na spokojnie :) Jest dobrze :* Nawet jeśli coś... to jest wolność słowa :) Nie nerwowo :*
UsuńJestem w szoku. Dużym szoku.
OdpowiedzUsuńJedyne co mogę napisać to... "Woow, nie spodziewałam się".
Tak, wiem, ta moja twórczość... ;D
Twe dziecie :D
Andzia
*_* ok...
Usuńczyli me słowa mają taką moc?
Niczym Jezus z swymi przepowiedniami *przesadziłam* Jutro na wykładach będę stukać paluchami chcąc wrócić do domu i napisać rozdział! *_*
Dziękuję za komentarz bo nawet takie są dla mnie ważne, bo są namacalne... bo zostawiają po was znak :)
Andzia kocham cię :*