Tydzień spokoju upłynął znów zbyt szybko, by cokolwiek w jej życiu mogło się zmienić. Gdy Martin stanął w drzwiach domu wiedziała, że ponownie nastał moment kiedy wszystko od nowa będzie się zaczynać. Jak bardzo się myliła. Jej demon zjawił się tylko na moment, zostawiając na jej ciele profilaktyczne uderzenia, co by przez kolejną jego nieobecność nie zrobiła czegoś niepowołanego.
Kiedy kolejnego poniedziałku, pojawiła się u pani Blanks, kobieta obdarzyła ją uśmiechem który pokazywał zbyt dobrze jak upada jej kamień z serca. Już na wejściu podeszła do dziewczyny i przytuliła ją.
- Hej!- usłyszała męski głos z kąta pomieszczenia.
Els zerknęła w tym kierunku i wtedy ujrzała znów te niespotykane oczy. Otworzyła nieco usta ale głos uwiązł jej w krtani. Zacisnęła wargi zerkając na staruszkę, która stała przed nią z lekkim uśmiechem.
- Dobrze, że przyszłaś. Akurat miałam Jeremiego wysyłać do magazynku po nowe materiały, jednak on... ehhh...-kobieta wywróciła oczami i machnęła ręką.- Nie rozróżnia satyny od jedwabiu. On wszystko przyniesie tylko powiesz mu co i jak.- posłała do swego wnuka specyficzny uśmiech. Els nieco nie rozumiała tego wszystkiego i naprawdę zastanawiała się czy nie cofnąć się do domu. Nie lubiła nieznanego bo zawsze kończyło to się czymś złym.
Jednak Jeremy widząc jej wahanie od razu wstał z miejsca.
- Choć Els.- kiwnął do niej głową otwierając niewielki korytarz prowadzący do dwóch niewielkich pomieszczeń również schowanych w piwnicy tego domu. Jego barwa głosu była ciepła, czy nie sposób było mu zaufać? Ściskając dłonie w pięści ruszyła powolnym krokiem w stronę korytarza.
Po kilku minutach marszu znaleźli się sam na sam w małym magazynie gdzie roznosiły się wszelkie kolory materiałów.
- Babcia dała mi tą kartkę.- wzruszył ramionami podając jej mały rulonik.
Milczała rozczytując staranne pismo staruszki, dzięki jej skupieniu Jeremy mógł skupić się na przyglądaniu się jej. Sam nie wiedział dlaczego to robi, po prostu sprawiało mu to przyjemność, a on uwielbiał te uczucie. Robił to w czytelny sposób, jakby specjalnie chciał aby Els ponownie się zarumieniła widząc jego poczynania. Jak na jego niekorzyść brunetka od razu ruszyła do odpowiedniego regału, nie zdając sobie sprawy co miało miejsce zaledwie parę chwil temu.
- Musisz wziąć ten fioletowy oraz szary.- stanęła na palcach wskazując odpowiedni materiał.
Jeremy był naprawdę bystrym chłopakiem, a jeszcze bardziej upartym. Pragnął jej rumieńców na twarzy. Podszedł do regału stając od razu za nią.
- Ja się przesunę...- już chciała ruszyć z miejsca kiedy męskie ciało przyparło ją do ściany materiału.
Kiedy sięgał po to co miał, na jego twarzy jawił się chytry uśmiech. Miała zaledwie kilka centymetrów między nim, a regałem, nie mogła więc go nie dotykać "przypadkiem". Kiedy miał w swych ramionach rulony odłożył je gdzieś na bok i wyprostował się nadal uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. Odważył się nawet położyć swoje dłonie na jej biodrach. Przecież to nic takiego!
Jak bardzo mylił się oczekując rumieńców.
Cisza w uszach Els wręcz syczała, gdzieś w tle niczym nabijanie rytmu brzmiał jego oddech. Czy odczytała to tak jak on? Niestety nie. Dla niej wszelkie cielesności to jeden wielki ból, strach. Nie uciekała, każda normalna dziewczyna albo by popłynęła z jego zachęcającymi gestami, albo by go odepchnęła. Ona stała niczym posąg. Els zaciskała tak mocno pięści że aż paznokcie lekko poprzecinały jej wierzch dłoni. Była przyzwyczajona do nie stawiania oporu, wszelka walka groziła ranami na jej ciele i psychice.
Jeremy wyczuł napięcie jej ciała. Uśmiech z twarzy zniknął, a jego brwi się zmarszczyły. Od razu ją puścił oraz cofnął się o krok.
- Els?- zapytał.- Tej no ja tylko żartowałem.- dźgnął ją palcem i zaśmiał się krótko. Na marne. Ona stała oddychając tak płytko że niemal jej ciało się nie poruszało.
Wariatka pomyślał chwytając za materiały które leżały gdzieś na ziemi. Bez słowa wyszedł z magazynu co jakiś czas zerkając za siebie, oczekując jej reakcji.
~*~*~
- Powinieneś ją zaprosić!- pani Blanks jak zwykle jak co piątek piekła szarlotkę. Właśnie gniotła ciasto w swojej niewielkiej kuchni. Zapach roznosił się po całym domu.
- Babciu nie! Ona tylko narobi siary... albo będę musiał się nią opiekować. To ma być mój wieczór tutaj w NY. Nie chcę mieć na głowie kogoś jej pokroju. Jeszcze ktoś pomyśli że ja i ona... Nie... odpada!- burzył się Jeremy strugając jabłka, pomagając babci na tyle ile umie w pieczeniu. Ich rytuałem było takie spędzanie czasu.
Kobiecie oczy się zrobiły niczym kokosy słuchając tego co jej wnuk mówi.
- Jeremy nie poznaję cię! Co to za słownictwo!- skarciła go niczym małego dzieciaka.
- Oh przestań babciu...- wywrócił oczami jedząc kawałek ukrojonego jabłka.
- Jak ty się wyrażasz? I to o Els!
- Powinnaś raczej być po mojej stronie, jestem twoim wnukiem.- próbował przekupić staruszkę starym chwytem.
- Możesz być i prezydentem USA, ale nikomu nie pozwolę jej obrażać! Kim ty do diaska się stałeś!- kobiecie zaszkliły się oczy widząc jego postawę.
- Dobra, babcia wyluzuj.- westchnął ale zerknął na panią Blanks z niepewnością. Jeremy miał różne zachowania, nie zawsze bywał miły i uprzejmy, jednak był jeden pewniak w jego życiu który zmieniał jego zachowania, mianowicie łzy babci. Rozwarł nieco usta nie kontrolując tego.
- Tak cię nie wychowałam... Miałeś mieć zawsze szacunek... Nawet nie wiesz co ta dziewczyna ma w życiu. My jesteśmy jej jedyną odskocznią, powinniśmy jej pomagać.- mówiła i sięgnęła po ręcznik który obecnie miał jej służyć do otarcia łez. Staruszka była bardzo emocjonalna, po stracie córki tym bardziej. Jeremy o tym wiedział, w dodatku słowa kobiety go poruszyły, poczuł się źle. Westchnął bezsilnie na to co się z nim dzieje. Podszedł do chudziutkiego ciałka kobiety i ją objął, dając buziaka w czubek głowy.
- Już spokojnie. Przepraszam... zabiorę ją... jak tak bardzo chcesz.
Kolejny rozdział.
Nieco mnie nie było,
jednak mam ostatnio nadmiar obowiązków
praktyki, akcje, praca...
Nie narzekam na nudę.
Mam jednak nadzieję, że rozdział wam się spodoba.
Zachęcam do komentowania bo to mnie motywuje
do dalszego pisania!
Dziękuje że jesteście ze mną
i za te 24 tysięcy!
Hej długo mnie tu nie było :( za ci bardzo ale to bardzo cię przepraszam. nie miałam czasu niestety. Będzie kontynuacja tego opowiadania?
OdpowiedzUsuńHej długo mnie tu nie było :( za ci bardzo ale to bardzo cię przepraszam. nie miałam czasu niestety. Będzie kontynuacja tego opowiadania?
OdpowiedzUsuńHej na bank będzie jednak nie prędzej niż w październiku. Większość czasu spędzam w pracy, dopiero w czasie studiów będę miała trochę czasu ;)
OdpowiedzUsuńHej, nominuję do Liebster Blog Award! <3
OdpowiedzUsuńjastuha03.blogspot.com