7.
Ciemność i pustka w głowie
dziewczyny trwały zbyt długo. Gdy otwarła oczy widziała jedynie
baldachim. Znała go naprawdę dobrze. Teraz lekko krążył nad jej
głową. Oblizała suche usta, po czym poczuła czyjąś dłoń
trzymającą jej rękę. Spojrzała na ową osobę i rozpoznała w
nim swego wujka. Siedział z zwieszoną głową, a opaska na
straconym oku nieco mu się osunęła. Widać było, że jest
zmęczony. W pokoju panowała ciemność, tylko kilka świec było
koło jej łoża. Dostrzegła śpiącą Amandę przy drugiej stronie
łóżka. Nikogo innego nie było. Było bardzo cicho. Millie ruszyła
się nieco, co obudziło Karola. Uniósł głowę i spojrzał na
blondynkę. Była bardzo blada, jednak dostrzegł błysk jej
niebieskich oczu. Na jego ustach pojawił się wielki uśmiech.
Pierwszy, jaki widziała u niego na twarzy odkąd przyjechała. Otarł
szybko jedną łzę, która pojawiła się w kąciku jego oka.
- Millie...- szepnął gładząc
jej policzek.- Tak się o ciebie bałem...- dodał chropowatym
głosem. Dziewczyna przymknęła oczy ze zmęczenia.
- Wujku...-westchnęła ściskając
jego dłoń.
- Moja mała Millie..- zakazał
jej tym mówić. Widział jak się męczy. Przecież kilka godzin
temu jej oddech zamilkł na kilka sekund. Sądził, że wszystko to
wina nagłych emocji.
- Jesteś taka słaba i krucha...-
przetarł dłonią twarz i usiadł na jej łóżku. Spojrzała na
niego starając się nie odpłynąć znowu w sen.- Tak bardzo
przypominasz mi twoją matkę...Zbyt delikatna dla tego świata. Jak
ty masz być królową... źle, że trzymałem was pod kloszem.-
westchnął znowu opuszczając głowę nisko.
- Gdzie on...?-sapnęła
dziewczyna.
- Na pewno chcesz go zobaczyć..-
przyznał jakby z nutą smutku w głosie.- Pójdę po twego ojca...-
wstał z jęknięciem. Za długo czuwał przy Millie, o czym dały
mu znać bolące kości.
- Nie!- pisnęła niebieskooka, co
obudziło Amandę. Ta od razu stanęła na równych nogach gotowa do
pracy. Karol jednak już ruszył do drzwi, był zbyt zamyślony
- Millie!- krzyknęła służąca, podbiegając do łóżka i od razu rzucając się przyjaciółce na
szyję. - Ale nam stracha napędziłaś! Już wszyscy myśleli że z
tobą koniec! Ty wiesz co? Dobrze, że był Ed. On jest jakimś chyba
szamanem, jak ci co widzieliśmy na Nowej ziemi. Wszyscy wpadli w
panikę tylko nie on.-opowiadała jak najęta brunetka. Millie
spojrzała na nią i lekko się uśmiechnęła.
- Przyprowadź go tu...Potrzebuję
go...- szepnęła.
- Ale zaraz zjawi się twój
ojciec. Niby taki przystojny... król... a o córkę nie dbał. Twój
wuj tutaj cały czas siedzi... William poszedł się przespać,
jakby nic ci nie było. Albo po prostu jest tak nieprzyzwyczajony do
posiadania dzieci.- wzruszyła ramionami przy tym nieco
gestykulując.
- Amanda... proszę... Ed musi być
przy mnie...- głos przyszłej królowej robił się bardzo cichy.
- Nie rozumiem cię
Millie...ale...no dobra. Zaraz wracam.- stwierdziła nieco wahając
się po czym biegiem ruszyła do drzwi. Szybko za nimi zniknęła.
Blondynka bała się. Za chwilę miała stawić się oko w oko z
swym ojcem, z mężczyzną, który spowodował u niej najgorsze
wspomnienia. Momentalnie zaczęła czuć wyrzuty sumienia. To była
miłość jej matki, jej ojciec. Jak mogła do tego dopuścić?
Powinna wyczuć tą samą krew w nich! Jednak jakim był człowiekiem, który tak postępuje z kobietami?
Drzwi od komnaty się otworzyły.
Do środka wszedł Karol, a za nim król. Miał na sobie fioletowe
szaty. Na widok jego ciemnych oczu zrobiło jej się niedobrze.
Odruchowo zacisnęła dłonie na kołdrze. Usiadła nieco na łóżku
sprawdzając swój wygląd. Kobietę w owej szacie można było
tylko widzieć gdy była chora, inny przypadek? Jedyny znany mężom.
Włosy miała rozpuszczone, a biała koronka spoczywała na jej
klatce piersiowej. Wyglądała na jeszcze młodszą. Williamowi
nawet powieka nie drgnęła, gdy zobaczył ją w tym stanie.
Natomiast Karol ciągle marszczył brwi, nie umiał tym razem
skrywać swych emocji. W dodatku spoglądał jakby z obawą na swego
młodszego brata, jak i na bratanice. Dziewczyna bała się, że coś
mógł przeczuwać, albo Ed coś wyjawił. Jednak mogła to źle
interpretować.
- Cóż, myślałem że będzie
spać do rana... chociaż każdy by się wyspał.- odezwał się
król chłodnym tonem.
- Jest na tyle osłabiona, że i
tak zaraz zaśnie... to dobrze że się ocknęła...- tłumaczył
Karol. Miał sine place pod oczami. Millie była niemal pewna, że po
podróży nawet nie odpoczywał.
- Bracie... wybacz za me
zachowanie...rozumiem potrzebę jej zachowania, jednak... jeśli już
się zbudziła, i ja tutaj przebywam... chciałbym wymienić z córką
pierwsze słowa. Sam na sam.-Dopiero po tym spojrzał na blondynkę,
której oczy zaszły łzami. Karol był bezsilny, jednocześnie czuł
się odsunięty. Zagryzł dolną wargę. Taka była jego rola. Rola
wujka, opiekuna, jednak teraz gdy jego brat poznał swą
następczynię, jego osoba musiała schować się w cień. Głos
dziewczyny utknął w gardle. Nie umiała błagać wujka o
pozostanie. Wyszedł, jedynie sunąc swym ciemnym okiem po jej
bladej twarzy. Gdy zazgrzytała klamka, tylko cichy pisk miała w
swej głowie. Nie odważyła się spojrzeć na ojca od razu.
Ten
powolnym krokiem, szurając pierw jednym butem, a następnie drugim, podszedł do jej łóżka. Usiadł przy jej stopach i westchnął
teatralnie. Przeczesał palcami swe ciemne włosy i odchylił się
nieco do tyłu aby spojrzeć na jej całą osobę.
- Jesteś cwańsza od swej
matki...- wypłynęło z jego ust. - Ale aby posuwać się do
takiej... zabawy...Lepiej dla ciebie, aby nikt nie poznał twej
czarnej tajemnicy...- syczał niczym wąż.
- Ale...-jęknęła dopiero teraz
na niego patrząc.
- Myślisz, że mi jest ciebie żal?
Udajesz głupią... jakie ale? Może chciałaś mi mocniej possać?
Za dobrze wam tam było... za mocno byłyście rozpieszczone. Moja
matka dobrze mówiła aby was zostawić w Anglii! Pieprzony patałach
Karol... - zacisnął dłoń w pięść jakby chciał komuś zrobić
krzywdę. Oddech dziewczyny świstał jak przez niedomknięte okno.
- Możesz pomarzyć o koronie...
możesz pomarzyć o świętym spokoju...kiedy zabiorę cię do
zamku... Nikt... rozumiesz? Nikt cię nie obroni! Jesteś zwykłą
dziwką...Zawsze nią zostaniesz... nie mam córki... mam swoją
własną kurwę...- podniósł się i podszedł do niej bliżej.
Jedną ręką chwycił ją za głowę, a drugą zaczął rozwiązywać
pas u spodni.
Wtedy do pokoju wpadł Ed. Dopinał na sobie frak,
spod niego wystawała nie wciągniętą biała koszula, włosy miał
nieco w nieładzie. William zamarł zerkając kto to. Kiedy brunet
zorientował się co widzi zamarł.
-Czego?- zapytał król
poprawiając dla pozorności swoje spodnie by drugą pogładzić
policzek córki.
- Słyszałem iż panienka się
ocknęła...postanowiłem odwiedzić jej osobę.- zerknął na
Millie. Oddychała szybko, a na policzku miała łzy. Zagryzł dolną
wargę z wściekłości. A więc nie miała majak, to ojciec był
zbrodniarzem. Kiedy William puścił jej twarz, opadła niczym
szmaciana lalka na poduszkę.
- Jak widać żyje... niegodne
jest nawiedzać pokoje niewiast w nocnych porach.- oznajmił Dove
podchodząc bliżej do artysty. Temu nie brakło odwagi. Zrobił
krok do przodu ku przeciwnikowi.
- Pouczanie o niegodnych czynach
przez osobę niegodną ziarnka dobrego słowa.- ocenił go
zakładając ręce na torsie. Był bardzo pewny siebie, w dodatku
górował nieco nad mężczyzną wzrostem.
- Cóż za ocena nieodpowiednia co
do miejsca, czasu oraz osoby.- uniósł brew król robiąc oczy
niczym wredna jaszczurka.
- Czasami niektóre osoby źle
oceniają momenty... ale królowi chyba to nie wypada? A może mam
mylną ocenę co do władcy? Może jest nad prawem Boskim? Albo tak
mu się wydaje zachowując się bardziej ordynarnie niżeli wieśniak
pozbawiony zmysłów?- pytał przybliżając się do króla o
kolejny krok.
- Możesz zostać ścięty o te
słowa o głowę.- zagroził.
- Jest to pańska łaska lub nie
łaska... Król zawsze ma rację.. nawet kiedy zachowuje się jak
zwierz pchnięty dziką fascynacją?- był bezczelny i
bezkompromisowy w swych słowach, jednak William zamiast wezwać
straż uśmiechnął się chytrze.
- Dobranoc córko...- rzucił
przez ramię do blondynki, którą przed chwilą traktowali jak
powietrze, po czym wrócił wzrokiem do mężczyzny z okazałym
zarostem. - Spokojnej nocy...- skłonił się nieco po czym wyszedł
z pokoju.
Ed nie zauważył nawet, że przez cały czas był napięty
niczym struna w harfie, a dłonie zaciskał w pięści. Tylko siłą
nie rzucił się na niego. Nie mógł zachować się jak bezmózgi
parobek, który zabija przeciwnika na oczach niewiasty, w miejscu
gdzie na pewno zostanie on złapany. Musiał zwabić swoją
zwierzynę do miejsca gdzie poczuje się jak Millie w najgorszym
momencie.
- Ed...- szepnęła dziewczyna,
dzięki czemu mężczyzna spojrzał na nią. Widząc jej zapłakaną
twarz, uszła z niego cała złość. Nie mógł być targany
emocjami, kiedy przy niej musiał i chciał być oazą spokoju.
Podszedł do niej powoli, jednak nie odważył się usiąść przy
jej łożu.
- Wiesz, że nie mogę tutaj długo
przebywać... będą coś podejrzewać.- poinformował ją badając
jej twarz swymi brązowymi oczami. Ona uśmiechnęła się
delikatnie. Zawsze to robiła przy nim nawet w najgorszym i
najbardziej bolącym momencie.
- Wiem...- odpowiedziała
wyciągając ku niemu swoją dłoń. Wyglądała na strasznie
wiotką. Ed splótł jej blade palce z swoimi, a następnie drugą
dłonią pogładził wierzch jej dłoni.
- On jest bestią...- powiedziała
zamykając oczy.
- Obawiam się, że tym określeniem
mogłaś urazić bestie, porównując je do niego.- zacisnął usta.
- Póki jesteś na dworze, nic ci już nie grozi. Nigdy nie dostanie
cię w swoje łapska... Dopóki ja tu jestem..-przysiągł patrząc
w jej niebieskie oczy. Było widać w nim determinacje i bez
wątpienia pewność swych słów.
Chciała i musiała mu zaufać.
Niedługo po tym gdy zrobiło się ciszej ona zasnęła. Nie umiał
odejść tak po prostu. Nadal miał w swej dłoni jej blade palce.
Przez chwilę nawet bał się, że gdy wyjdzie, król wróci. Usiadł
więc na krześle nieco oddalonym od łóżka, kładąc przed tym
jej rękę na białej pościeli. Cisza również skłoniła go do
snu. Dopiero rano zbudziła do Amanda.
Millie dochodziła do sił stosunkowo
szybko. Całymi dniami siedziała przy niej Amanda. Po powrocie
Karola wszystko wróciło do stanu przed jego wyjazdu. Jedynym
minusem był fakt, iż Ed nie mógł tak często odwiedzać jej
komnatę. Najbardziej blondynka bała się nocy, kiedy zostawała w
łożu sama. Obawiała się najgorszego, swego ojca. Spod poduszki
wyjmowała stare listy i czytała je. Nie wierzyła, że tak mógł
się zmienić. Gdzie ta miłość do niej i do matki? Gdzie szacunek?
Sama go skreśliła na własne życzenie. Najbardziej bała się
matki, która patrzyła na nią z góry. Nienawidziła ją zapewne,
Bóg ześle na nią najgorsze losy jakie tylko są możliwe. Przejęła
inicjatywę, przez którą dopuściła się kazirodztwa. Długo nie
mogła się z tym pogodzić, odrzucić myśli na bok. Pewnego
popołudnia do jej drzwi zapukał pewien mężczyzna. Karol.
Niepewnym pchnięciem uchylił drzwi i uśmiechem powitał swoją
bratanicę, która była właśnie czesana przez Amandę.
- Nie przeszkadzam?- zapytał
nieco marszcząc brwi. Na twarzy niebieskookiej pojawił się wielki
uśmiech. Wuj nadal znikał na całe dnie w swym gabinecie, jednak
było od niego czuć o wiele mniej alkoholu.
- Nie!- zareagowała gwałtownie
nastolatka, wstając z krzesełka, a służąca syknęła. Prawie
skończyła układać jej fryzurę, a ta wszystko zniweczyła. Karol
widząc tą scenkę uśmiechnął się. Amandę znał od dziecka,
zawsze gdy odwiedzał żonę jak i córkę króla, służąca
towarzyszyła blondynce. Były jak siostry, jako nieliczny
akceptował ich przyjaźń.
- Chciałem się jedynie zapytać,
mianowicie całe dnie spędzam na polowaniu lub w swej komnacie...
Jednak stwierdziłem, że ciebie droga Millie nieco zaniedbuję.
Przyda Ci się dawka świeżego powietrza. Twe osłabienie...
powietrze zawsze mi pomaga...Więc pomyślałem...- mówił nieco
zerkając na swe obuwie.- Czy byłabyś skora do takiego czasu w
altance w mym ogrodzie?- zapytał po czym ciężko westchnął.
Millie nie bardzo rozumiała skąd jego zachowanie. Przecież odkąd
przyjechała nie dążyła do niczego tak bardzo jak o spędzeniu z
nim jakiegoś miłego momentu. Jakakolwiek chwila z wujkiem była
dla niej na wagę złota.
- Oczywiście...- powiedziała
nadal z wielkim i szczerym uśmiechem. W brązowych oczach Karola
można było dostrzec ulgę oraz swego rodzaju zadowolenie, jednak
jego marmurowa maska się nie zmieniła.
- Będę więc czekać na ciebie
tam... A ty Millie, pozwól Amandzie dokończyć jej dzieło.-
uśmiechnął się nikle do nich, jakby pochłonęły go troski po
czym odszedł. Amanda pchnęła przyjaciółkę z powrotem na
krzesełko z głośnym westchnięciem.
- Kiedyś wyrwę ci te kudły i
zapamiętasz.- narzekała. Jednak teraz żadne słowa nie mogły
zepsuć dziewczynie humoru. Wuj sam zechciał spędzić z nią czas.Serce drżało jej z niepokoju. Czy miała się obawiać?
- Powiedz Edowi, że jestem z
wujkiem.- powiedziała do Amandy, kiedy była już gotowa do
wyjścia. Przemierzyła samotnie trawnik
Altanka była usadowiona w
dość odosobnionym lecz widocznym miejscu. Widziała już z daleka
brata swego ojca. Był nieco starszy od samego króla. Biła od
niego powaga i mądrość, której nie mogła się doszukać w twarzy
Williama. Kiedy weszła do altanki Karol spojrzał na dziewczynę
znów marszcząc brwi jakby z dozą niepewności. Westchnął
podchodząc do niej i jedynie ją przytulając. Zamknęła oczy
przypominając sobie swe dzieciństwo. Również go objęła i
uśmiechnęła się.
- Nigdy nie powiedziałbym, że
wrócisz do Anglii sama.- westchnął odsuwając się od niej.
Ciepłą dłonią pogładził jej policzek patrząc na jej twarz z
uwagą.
- Wydoroślałaś, wypiękniałaś...
Kiedy to się w ogóle stało?- mówił to z nietypową dla siebie
melancholią. Teraz to Millie zmarszczyła swe brwi.
- Wujku coś się stało?-
zapytała od razu, co wymknęło jej się z ust.
Uciekł od razu
wzrokiem gdzieś na bok i odszedł od niej, siadając na drewnianej
ławce. Blondynka zrobiła to co on, poprawiając swoją fioletową
suknię. Splotła dłonie na udach i milczała. Nauczyła się już
nie naciskać na niego. Tego mężczyznę można było zbyt łatwo
spłoszyć. Chciał zawsze być twardy, mądry i dojrzały. Rządził
w dworze twardą, męską ręką. Niektórzy szanowali go przez samą
jego osobę, inni przez lęk do jego możliwości. W końcu przetarł
dłonią twarz, jakby był stanowczo zbyt zmęczony.
- Eh... powinienem już dawno
porozmawiać z tobą o twoim ojcu...- zaczął dość niepewnie i
spojrzał przed siebie, poprawiając swoją opaskę na oku.
- Wujku... proszę nie mówmy
teraz o nim. Nie tak od razu... kiedy byłam dzieckiem... wtedy
inaczej patrzyłam na świat. Teraz to się zmieniło, wtedy zawsze
pozwalałeś mi mówić to co chcę, zawsze mnie wysłuchałeś.
Brakuje mi tego... Proszę wujku.- poprosiła chwytając go za dłoń.
Spojrzał na nią zdziwiony. Patrzył na nią chwilkę po czym
jęknął jakby bezradny na jej minę i się uśmiechnął. Poklepał
dłonią jej dłoń.
- Zawsze miałaś ten błysk w oku
przez który nie mogłem ci niczego odmówić...- zaśmiał się i
westchnął. Gdy się uśmiechał, wydawał się młodszy niż
zazwyczaj.
- Zastanawiałam się...-zaczęła
przerzucając w głowie wszystkie pytania jakie chciała mu zadać.
Trudno było jej zdecydować.- Dlaczego to nie ty jesteś królem?
Przecież ty jesteś tym starszym... zawsze najstarsi synowie
przejmują władzę.- postanowiła wziąć te które było chyba
istotą tego wszystkiego. Może gdyby to Karol był królem, jej
losy wyglądałyby inaczej? Może by jej matka stałaby się żoną
tego króla. Tyle gdybania. Mężczyzna nieco się zaniepokoił
słysząc owe pytanie.
Zacisnął usta i wstał z ławki. Zaczął
powoli krążyć po czym oparł się o jedną z barierek w białym
kolorze i spojrzał na nią.
- Myślę, że nie jest to zbyt
dobry moment abyś poznawała prawdę.- próbował się wykręcić
zbyt prostą wymówką.
- Całkiem niedawno mówiłeś
wujku, że jestem już dojrzała... chyba, że zaczynasz sam sobie
przeczyć.- wykorzystała jego słowa. Mruknął coś pod nosem
kręcąc głową. Zauważyła to więc się do niego dodatkowo
uśmiechnęła niewinnie. Karol odkaszlnął aby nie pokazać jak
bardzo ujmująca była dla niego i westchnął zakładając ręce na
tors.
- Zbyt niewinna z wyglądu, za
dobry strateg w środku.- ocenił ją i przetarł dłonią swoją
brodę. - Widzisz historia rodziny Dove nie zawsze była klarowna...
i chyba nigdy jeszcze nie będzie. Gdzieś zawsze ciągnie się
mętna woda. Nieczysta krew...- zaczął mówić stosunkowo powoli
jakby uważał na każde z swych słów. Usiadł znów koło Millie
na ławce. Dziewczyna bacznie go obserwowała.
- Widzisz mój ojciec... nie
zawsze był tym kim powinien być król. Najbardziej niepożądaną
cechą było zbyt stronnicze serce. Zanim miał żonę, tą która
zapewniłaby i państwu odpowiednią stabilność polityczną.
Poznał kobietę... nie była wysoko urodzona. Była zwykła. Jednak
nie dla niego. Miłość go zdradziła. A raczej to kim powinien
być. Tak oto niewiele później okazało się że ona jest w ciąży.
Nie mogła jednak stać się jego żoną, w planach był już ten
właściwy ślub. Kobieta musiała odejść. - westchnął zamykając
nieco oko jakby chciał się bardziej skupić. - Jej życie nie było
ani trochę lekkie. Urodziła syna, wychowywała go nie mówiąc
nikomu kogo on jest następcą. Nikt nigdy się nimi nie
zainteresował. Długo te prawowite małżeństwo nie przynosiło
upragnionego owocu. Dlatego... obecny król zarządził odszukanie
syna. Miał on wtedy pięć lat. Został odebrany tak po prostu od
matki. Miał być idealnym dzieckiem którego żona mu nie mogła
dać. Jednak ona go nienawidziła, bo widziała miłość króla do
tego dziecka. - nagle ścisnął dłoń w pięść i nieco się
uniósł.- Dopiero po dwudziestu dwóch latach jednak przyszedł na
świat prawowity i wyczekany syn. Ten z czystej krwi. To mu
przysługiwało wszystko choć nikt nie chciał zdradzić prawdy że
najstarszy syn króla był tylko awaryjną opcją. Dostał dwór, a
młodszy syn za szybko musiał stać się królem... Starszy syn
choć przysługującej mu funkcji oddał ją na rzecz brata... a go
matka rozpieszczała, był za młody na ślub z twoją matką.
Kobietą z słowiańskich ziem. Nie mogłem już uratować mej matki
to chciałem uratować was.- mówił dość dużo jak na niego.
Jednak wiedziała że nie może mu przerwać. Miała jedyną taką
szanse. Jedyny czas kiedy mogła poznać jego prawdę.
- Nigdy nie chciałeś wujku być
królem?- zapytała stosunkowo cicho. Spojrzał na nią z uwagą i
pokiwał przecząco głową.
- Bycie królem zabrania ci
kochać... musisz robić to co słuszne. Ja nigdy nie chciałem
nikogo skrzywdzić tak jak mój ojciec osobę którą kochał...
ale...-i ugryzł się w język. Szybko uciekł wzrokiem. Millie
pierw myślała że dokończy, że jedynie zbiera myśli.
- Ale?- próbowała nawiązać z
nim kontakt wzrokowy jednak na marne.
- Nie ma co rozdrapywać stare
rany... trzeba zaakceptować to co jest.- powiedział na powrót
chłodno wstając z ławki i podchodząc do jednego drewnianego
słupa. Blondynka zagryzła dolną wargę. Zamiast dowiedzieć się
więcej wszystko tylko utrudniało się.
- William dziś opuszcza dwór...
stwierdził że bierze cię ze sobą.- nagle powiedział jakby mówił
o pogodzie.
- Co?!- jej głos był niemal
piszczący. Zerwała się na równe nogi. Dłonie zaczęły jej
drżeć.- Nie możesz mu na to pozwolić!- krzyknęła podchodząc
do niego. Szarpnęła za jego frak aby na nią spojrzał.
- Jest twoim ojcem.- podał
przyczynę tego wszystkiego. Po jej policzku spłynęła łza,
wiedziała co to wszystko znaczy. Wiedziała co ona tu robi.
- Specjalnie mnie tu
przyprowadziłeś! Oni już mnie pakują?! A może siłą wezmą do
wozu?! Chciałeś się tak pożegnać?! Nie rozumiesz że ja tam
umrę?! - jej głos był bardzo cienki i wysoki. Karol zmieszał się
marszcząc brwi.
- Dla mnie to wcale nie jest
łatwe.- szepnął ochrypłym głosem.
- Nie wierzę ci!- krzyknęła
uciekając z altanki. Biegła ile miała sił w nogach.
Wpadła do
dworu zdyszana jednak miała jeden cel, odszukać Eda. Odnalazła go
w jego pokoju, kiedy ubierał na siebie koszulę. Spojrzał na nią
i od razu wiedział że coś się dzieje nie tak.
- Chcą mnie wywieść do zamku...
On... William...mój ojciec... on mnie tam zabije...- wpadała w
stan paniki. Ed podszedł do niej chwytając ją za ramiona.
- Nie pozwól im na to... błagam.-
z trudem łapała oddech. Mężczyzna nie wiedział co ma robić.
Rozejrzał się po pokoju.
- Nikt cię nie zabierze... nie
pozwolę...- powiedział patrząc w jej niebieskie oczy po czym
pociągnął ją za rękę w głąb pokoju. Z góry rozrzuconych
ubrań wybrał parę spodni, białą koszulę i jakiś płaszcz.
- Przebieraj się, ja lecę po
Amandę.- nakazał jej i ruszył do drzwi.
- Co chcesz zrobić?- rzuciła
zanim wyszedł.
- Zaufaj mi.- sam nie wiedział że
porywał się z motyką na słońce. Za sobą,zamknął drzwi na
klucz po czym biegiem ruszył do kuchni gdzie mogła być służąca.
Odnalazł ją dopiero przed dworem. Ona znała już rozkaz króla.
Ed miał jedynie do niej jedną prośbę, którą oczywiście
brunetka była skora spełnić.
Wrócił do pokoju po blondynkę.
Wchodząc do pokoju zobaczył stojącą ją w jego rzeczach. Były
nieco za duże. Policzki miała różowe i pociągała nosem.
- I jak?- zapytała zerkając na
swoje ciało. Ed niestety nawet w tym momencie nie mógł
powstrzymać się od swych myśli które krążyły ku niej.
Przybliżył tak aby być przy niej na wyciągnięcie ręki.
- Nie ruszaj się...- poprosił po
czym ostrożnie rozwiązał jej włosy, pozbawił wstążki którą
włożył sobie do kieszeni. Następnie wsadził jej blond pukle pod
materiał koszuli, a na to pomógł jej założyć płaszcz. Włosów
nie było widać.
- Wyglądam jak chłopak.-
zauważyła.
- Taki był tego cel... choć.-
wziął ją za rękę i pociągnął ku tylnym drzwiom. Dalej
pobiegli dość szybko do części zabudowań gospodarczych. Dopiero
w oddalonej oborze zobaczyła Amandę. Stała tam z koniem.
- Tylko on został.- powiedziała
do Eda.
- Pojedziemy na jednym... na
oklep... Ty się schowaj. Mogą ciebie wywieźć aby ją zwabić.-
nakazał jej mężczyzna trzeźwo myśląc. Millie dopiero teraz o
tym pomyślała. Przecież Amanda też była zagrożona!
- Nie mamy czasu...- stwierdził
Ed widząc jak blondynka się waha. Amanda podeszła do przyjaciółki
i ją przytuliła.
- Damy radę...- szepnęła do
niej dodając przyszłej królowej siły.
Ed nie czekał na jej
słowa. Sam wsiadł na konia by zaraz wciągnąć ją na miejsce za
nim. Silnym kopnięciem uderzył konia w boki ciała a ten ruszył
przed siebie. Millie wtuliła się w jego plecy, zaciskając dłonie
na jego koszuli.
Musiała mu zaufać choć nawet nie wiedziała
gdzie jadą.
Co się stanie?
Co z Amandą?
Co z nimi?
Tudum!
Obiecany rozdział nieco później niżeli miał być.
Przepraszam!
Jak wam się podoba?
Zapraszam do komentowania!
Zajebiste :*
OdpowiedzUsuńNareszcie się doczekałam Świecy!
OdpowiedzUsuńAle sexual content <3
OdpowiedzUsuńNo i bardzo pięknie! W końcu rozdział! Mam nadzieję, że niedługo będzie kolejny c: takiiii zajebisty rozdział, że brak mi słow *o* zajebiscie to wszystko dopasowałaś do siebie, podziwiam Cie za to ze potrafisz tak pieknie pisac i z tak malych kawalkow, ktore zaproponowalam stworzyc taka niesamowita historie. Swieca coraz bardziej zdobywa moje serce, nie zaluje przez ani jedna chwile, ze zaczelam ja czytac. Ojciec Millie to dupek, gnoj i najgorsza gnida, a Karol.. Zupelnie inny czlowiek. Co w niego wstapilo? Ciekawa jest historia jego dziecinstwa, wgl sie nie spodziewalam, ze jego losy mogly takie byc. I wgl sie nie spodziewalam tego, co wydarzylo sie w tym rozdziale. Cudowny! Dziekuje :)
OdpowiedzUsuńBardzo bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńZaczynam podejrzewać że może jednak to wuj jest jej ojcem :) ale to tak tylko przeszło mi przez myśl :)
Podoba mi się zachowanie Eda i kibicuje mu mocno! Dobrze nagadał Williamowi i dobrze że postanowił "porwać" Millie !
Ciekawa jestem co tam u naszej pipeczki Roberta :D hahaha
Dodam na koniec że cały czas jestem pod wrażeniem stylu w jakim piszesz, tych ich zwrotów, jakbys żyła w tamtej epoce :) Wszystko jest takie prawdziwie. I w ogóle cała fabuła jest extra, :oby tak dalej !