8.
Długo pędzili jak szaleni, na brązowym
koniu, który był na szczęście na tyle silny aby podołać im. Ona
nie starała się zapamiętać drogi, wolała się odciąć od tego
wszystkiego. Zaufała mężczyźnie. On miał jedyne trzeźwe
myślenie. Jednak dopiero gdy mieli za sobą milową odległość od
posesji starszego z rodziny Dove, zdał sobie sprawę, że ucieczka
nie jest rozwiązaniem. Kiedyś wrócą, być może William poczeka
za córką. Co wtedy?Zaczną szukać Millie,oboje będą podejrzani o
coś niewłaściwego. Nie czas było aby zawracać. Musieli być
konsekwentni, bynajmniej on musiał dawać jej oparcie. Ona musiała
myśleć, że Ed jest pewny swych czynów.
Odnalazł przed
zapadnięciem zmroku znajomy sobie budynek. Opuszczona izdebka gdzie
może kiedyś mieszkali chłopi z zwierzętami. Było tam pełno
siana, ściany były zrobione z grubych bali. Wszędzie było widać
mech, jedyny plus? Stabilny i w większości nieprzeciekający dach.
Konia uwiązał przy jakimś drzewie. Zamieszkiwał ją kiedy ocknął się po stracie wspomnień. Blondynce nakazał odpocząć
na jednym z stosów siana, a sam poszedł zadbać o drzewo na ogień.
W jednym miejscu dach miał swego rodzaju „okno” czyli wielką
dziurę. Pod nią Ed rozłożył palenisko i rozpalił je dwoma
krzemieniami. Miał do tego dryg przez fakt, iż był włóczęgą
trochę czasu. Las był dla niego zbawienny.
- Nie znajdą nas po dymie?-
zapytała w końcu dziewczyna naciągając na siebie bardziej
płaszcz, robiło jej się nieco zimno.
- Jesteśmy za daleko, poza tym
płomień nie jest duży... wiatr na zewnątrz rozwieje go od razu.
I oczywiście nie używamy liści ani igieł które robią najwięcej
dymu.- zaczął tłumaczyć przyszłej królowej wszystko.
Zdziwiła
się.
Mężczyźni niechętnie tłumaczyli cokolwiek kobietom. Ed za
to był bardzo skupiony na zapewnieniu jej podstawowych przywilejów,
jego brązowe oczy przyglądały się ogniu. Przez czas kiedy
milczeli Millie nie przestawała się mu przyglądać. Był
interesującym zjawiskiem dla niej. Inny niżeli wszyscy, których
spotkała na swej drodze. Był pierwszym tak moralnie ułożonym
- Jak to jest nie mieć
wspomnień?- zapytała w końcu co przykuło jego uwagę. Zmarszczył
brwi i spojrzał na nią nadal kucając przy palenisku.
- Eh...- westchnął i w typowy
dla siebie sposób przeczesał długimi palcami swoją brodę. Jego
oczy były rozbiegane, rozpoznawała ten sposób jego zachowania gdy
zbierał swe myśli.
- Nie że nic nie pamiętam... to
byłoby dużym błędem. Pamiętam jak się mówi, pisze, czyta,
maluje... pamiętam rzeczy związane z zachowaniem... z trywialnymi
sprawami jakie są miłostki, kobiety... stosunek do nich, który jest obecnie skrajnie inny.- zaczął
niecoś gestykulować przy tym.
- Nie pamiętam chyba najmniejszych a
zarazem najważniejszych rzeczy. Jak mam na imię? Skąd jestem? Mam
rodzeństwo? Kim jestem?- zerknął na nią.
- Co jeśli odzyskasz pamięć?
Chcesz tego?- dopytywała chuchając na swe zziębnięte dłonie.
Leżała nieco na owym sianie, oddalona od paleniska o kilka metrów.
Nadal przestrzegali zasad które wyznawali na dworze.
- Boję się...-spojrzał na swe
ręce i dorzucił do ognia spory kawał drzewa.- Boję się że
może nastąpić swego rodzaju rozjechanie się osobowości... a co
jeśli to jest moja szansa? Wspomnienia z kobietami... nie
wybierałem ich przez serce, nie wybierałem tych nieśmiałych...
najmniej ważna rzecz, którą chciałbym zapomnieć... najbardziej
trywialna...- pchnął jakimś pniem wściekły na swoje zachowanie,
na swój mózg. Wstał szybko i zaczął krążyć po pomieszczeniu.
- Na pewno można to jakoś
wytłumaczyć... twoi bliscy na pewno cię szukają... kiedy
odzyskasz pamięć...- mówiła lekko się uśmiechając.
- A co jeśli nie odzyskam?-
naskoczył na nią podnosząc głos. Nieco ją to przestraszyło.
Nigdy tak się nie zachowywał. Zauważył od razu że źle się
zachował. Oparł się o ścianę chowając w cieniu ognia swoją
twarz. Wziął kilka głębokich oddechów. Millie zamilkła.
- Teraz jestem na twej łasce, na
łasce twego wuja... Co jeśli nikt mnie nie szuka? Co mnie czeka?
Wieczne błaganie o litość? Wiecznie nie będziesz mnie
potrzebować...Jestem mężczyzną... powinienem mieć swój los w
mych rękach, a nie ofiarować go wiotkiej dziewczynce, która sama
obawia się swego życia, swej funkcji.- mówił to już spokojnie,
raczej z swego rodzaju zawodem. Zabolały ją jego słowa jednak
miał racje. Splotła dłonie i patrzyła na swe blade jak kości
palce. Każdy mężczyzna miał potrzebę dominacji.. Każdy z nich
chciał być panem, a Ed miał to odebrane, aby godnie żyć musiał
podporządkować się jej życiu. Ograniczała jego męskie ego.
- Kiedy wrócimy do dworu
zostaniesz odpowiednio wynagrodzony za posługę, po czym będziesz
wolny. Narażasz swe dobre imię dla mnie...to wystarczy.- mówiła
chłodnym i wstrzemięźliwym głosem po czym wstała z ziemi i
ruszyła do wyjścia z izby.
- Millie! Gdzie idziesz? Zapada
zmrok!- za późno jednak się odezwał.
Dziewczyna szła powolnym
krokiem do miejsca gdzie był koń. Dziwnie czuła się mając
niemal uwiązaną każdą z nóg, tak właśnie odbierała noszenie
bawełnianych spodni. Co jakiś czas musiała je podnosić wyżej, aby nie opadły jej z bioder. W końcu doszła do zwierzęcia. Stał
on spokojnie co jakiś czas skubiąc ściółkę lasu. Dłoń
dziewczyny znalazła się na jego boku. Uwielbiała konie, rzadko
kiedy mogła mieć z nimi tak bliską styczność. Gładziła konia
z uwielbieniem.
- Dziś nie doniesie nas do
dworu.- usłyszała za swymi plecami. Nie odwracała się. Blond
kosmyki, które zaczęły jej się lekko kręcić od wilgotności
zasłaniały jej połowę twarzy. Ed podszedł do niej i stanął
obok po zaczął robić to co ona.
- Nigdy nie chciałam cię
zniewolić... myślałam, że ten układ jest dobry.- szepnęła
zagryzając dolną wargę.
Spojrzał na nią z swej wysokości. Była
malutka. Gdyby tylko zdała sobie sprawę, że istnieje też druga
strona tego wszystkiego, ta którą ignorował, jednak z każdym
dniem stawała się głośniejsza. Zawsze miał jedno
wytłumaczenie...ona została zrodzona do innych celów.
- Millie nie o to chodzi...-
westchnął bezradny kiedy jej niebieskie oczy, w ostatnich
promieniach dnia spojrzały na niego. Jej różowe usta nieco się
zwęziły. Ona zawsze chciała wiedzieć, była mądra,
ponadczasowa. Niewiele osób ją doceniało. Zdawał sobie sprawę, że przed nią dopiero osiągnięcie dumnego zachowania godnego
królowej. Nie wątpił jednak w to, że to się stanie.
- Eh...nie ujmuje mi mego ego to
czego ode mnie oczekujesz, fakt że mi ufasz dodaje mej męskości, jednak muszę myśleć o przyszłości. - próbował jej przedstawić
najdelikatniejszą wersję tego co miał w głowie. W pewnym
momencie ich dłonie się złączyły. Millie spojrzała na bo konia
i się lekko uśmiechnęła. Kiedy Ed chciał już spłoszony przez
swe napływające myśli, odsunąć się. Jednak blondynka splotła
z nim swe palce.
- Nie zapominaj o tym kim będę...
zawszę będę pamiętać o pierwszym prawdziwym mężczyźnie w mym
życiu. Nie martw się o przyszłość... zadbam o nią.-
powiedziała z słyszalną niewinnością w głosie, jednak to Ed
zauważył nieistniejące drugie dno w jej słowach. Jego brązowe
oczy uciekły gdzieś w bok i westchnął bezradnie.
- Chodźmy...- poprosił. Millie
zmarszczyła brwi widząc jego dystans, jednak nie mogła się
sprzeciwiać. Robiło się już ciemno. Najbezpieczniej było przy
ognisku, za zamkniętymi, prowizorycznymi drzwiami. Usiadła obok
paleniska, naprzeciw mężczyzny, obejmując rękami kolana.
- Czy mógłbym cię o coś
zapytać?- odezwał się w końcu.
- Już zapytałeś...- zaśmiała
się. Sam Ed uśmiechnął się do niej rozbrojony jej kąśliwym
językiem.
- Pytaj...- ponagliła go zaczynając się bawić swymi
jasnymi włosami.
- Jak to się stało że... że
trafiłaś w ręce Williama...? Upolował cie jakoś? Rozmawiałaś
z nim? Zwabił cię?-dopytywał dość rzeczowo. Momentalnie ręka
dziewczyny się zatrzymała. Zamarła nie rozumiejąc w pierwszych
chwilach jego słowa, ale następnie już wiedziała o co dokładnie
pyta. Spojrzała na swe stopy, które były już ciepłe od ognia.
Zagryzła dolną wargę, nerwowo ją skubiąc. W końcu, po dłuższej
ciszy nabrała w płuca powietrza.
- Nie wiedziałam, że on
istnieje...- odpowiedziała bardzo cicho.
- Jak to się stało?- nie uciekał
od swych pytań pomimo iż widział jej zachowanie. Musiał wiedzieć
jak ''werbował” dziewczyny ten zwyrodnialec. Może w przyszłości
mu się to przyda.
- Sama to na siebie
ściągnęłam...ale gdyby nie ja to ona... chciałam choć raz
zrobić coś dla niej... skąd miałam wiedzieć że to mój ojciec?
Że w ogóle Sergiusz chce coś takiego zrobić...- jąkała się
odgarniając co jakiś czas, nerwów, kosmyki swych włosów za
ucho.
- Spokojnie... opowiedz mi powoli,
co ma z tym wszystkim wspólnego kamerdyner.- poprosił nachylając
się do przodu próbując złapać z nią kontakt wzrokowy, jednak
ogień to uniemożliwiał.
Chwilę odczekała w milczeniu, po czym
jej słowa zaczęły płynąć z ust. Opowiedziała co Sergiusz
kazał ubrać na siebie Amandzie, o czerwonym płaszczu, o
mężczyźnie, którego nie znała, a miała zbliżenie cielesne. Nie
płakała, mówiła suche fakty. Nie wiedział czy podziwiać ją, czy współczuć. Oddychał ciężko, a dłonie miał zaciśnięte w
pięści. Gdyby dorwał tego łotra w swoje ręce.
- Odebrał mi wszystko co
najważniejsze... łącznie z pierwszym pocałunkiem.- szepnęła, a
jej oczy błyszczały w blasku ognia.
- To jedynie jeden z pocałunków
pierwszych które będziesz mieć...- spróbował odepchnąć od
siebie wszelkie myśli jakie miał związku z Williamem.
-Co masz na myśli?- zainteresował
ją swym stwierdzeniem. Jej policzki były już różowe od ciepła.
- Każdy mężczyzna będzie mógł
ci ofiarować pierwszy pocałunek, pierwsze współżycie. Nikt nie
odbierze ci momentu pierwszych pocałunków... ludzie są w błędzie
mówiąc, że jest jedynie ten pierwszy raz... pierwszy raz jest
zawsze z nową osobą. Żaden pocałunek nie jest tym samym co
pierwszy z inną osobą.- mówił prostując nieco swój krzyż bo
odczuwał już zdrętwienie. Przymknął oczy przy tym. Millie
spojrzała na niego zdziwiona po czym uniosła brew zaintrygowana
tymi słowami.
-Ale ja... ja nie wiem jak to jest
być z kimś innym...- wyjaśniła.
- Kiedyś na swej drodze spotkasz
mężczyznę, któremu zaufasz na tyle abyś mogła sprawdzić te
słowa.- wzruszył ramionami nieco zmęczony. Kiedy spojrzał na nią
zauważył lekki uśmiech na jej ustach.
- Co jest?-zapytał unosząc
jedną brew do góry.
- Ja tobie ufam...- zauważyła
siadając na kostkach i opierając dłonie na kolanach. Ed patrzył
na nią chwilkę jakby nie dobiegły do niego jej słowa, po czym
jego oczy zrobiły się bardzo okrągłe.
- Nawet nie myśl o tym!- oburzył
się wstając szybko z ziemi.
- Sam przed chwilą mówiłeś...
tobie mogę ufać, nic mi nie zrobisz... nikt o tym się nie dowie.-
również wstała z siana i podeszła bliżej do niego.
- Nie!- warknął rozglądając
się na boki jak zwierze zagnane do ślepej uliczki.
- Dlaczego?- zapytała.- Sam
mówiłeś, że wiele kobiet... i ty... Ty najlepiej wiesz!- przypomniała go szukając
dla siebie podpory.
- Nie! Nie godzi się! Jesteś
przyszłą królową! Niemal dzieckiem!- oburzał się przeczesując
przy tym ciemne włosy.
- Pleciesz bzdury... pierw coś
mówisz, później sam sobie zaprzeczasz. Niegodne zachowanie
mężczyzny.- stwierdziła, zakładając dłonie na piersi. Wbiła w
niego swoje przeszywające spojrzenie i choć chciał to nie mógł
uciec.
Wiedział, że jeśli ją pocałuje jego zmysły zwariują.
Czy był na tyle silny?
- Nie będę spełniać zachcianek
kogokolwiek.- odburknął tracąc grunt pod nogami.
- Jak i bronić swego zdania...
honoru... - zaczęła wymieniać na palcach. Była dobrym
strategiem, wiedziała jak wbić szpilę w odpowiednie miejsce
rozmówcy, choć nie miała tego dopracowanego idealnie.
- Niech cię...!- zacisnął mocno
dłoń w pięść aż kostki mu pstryknęły. Na różowych ustach
dziewczyny pojawił się wielki uśmiech. Była dumna z tego
wszystkiego.
- Udowadniam ci jedynie, że jest
wiele początków.- ostrzegł wycelowując w nią wskazujący palec.
Była odważna, aż do momentu kiedy dotknął jedną dłonią jej
ramienia. Spięła się natychmiastowo. Spojrzała na jego rękę.
- Jeśli się boisz...- szepnął
zauważając jej zachowanie.
- Nie ciebie... wspomnień.- od
razu się wyprostowała. Nie chciała ukazywać swych słabości. Ed
westchnął, kręcąc głową z niedowierzaniem. Stałoby się coś
gdyby przyznała się do tego, że nie jest taka twarda. Nagle oboje
zamilkli.
Ed spojrzał ostatni raz w jej oczy. Była pewna? On
raczej drżał na całym ciele. Nie powinien wystawiać siebie na
takie pokusy. Głupi on i jego myśli. Pochylił się ku niej i
zauważył jak zamyka oczy zbyt mocno zaciskając powieki. Bała
się. Jego druga dłoń znalazła się na jej policzku. Kciukiem
potarł jej ciepłą skórę aż dotarł do dolnej wargi. Delikatnie
ją naciągnął przejeżdżając obuszkiem palca po niej. Powtarzał
to chwilę, aż rozchyliła swe usta, a powieki nieco złagodziła.
Dopiero teraz mógł zacząć działać,kiedy się go nie bała.
Pochylił się pozostałe centymetry. Ich usta dość szybko się
złączyły. Pierw był bardzo delikatny, kąsał jej wargi co jakiś
czas przerywając, jednak nie znajdując w niej uporu odnalazł
językiem jej dolną wargę, którą posmakował i dzięki niej
dostał się do wnętrza jej ust. Poczuł jak zadrżała. Jego
zmysły go paliły. Musiał się powstrzymywać aby nie zrobić ku
niej zbyt odważnego kroku. Poczuł jej dłonie przy swej szyi.
Jęknął. Kiedy chciała się do niego przybliżyć odsunął się
momentalnie przerywając zbyt namiętny pocałunek. Wyprostował się
oddychając ciężko. Był bardzo podniecony. A ona? Nie wierzyła
że może być coś tak rozkosznego jak owy pocałunek, że
zbliżenie z mężczyzną nie boi, że może być w tym szacunek i
intymność. Otwarła oczy chcąc uśmiechnąć się do niego jednak
ten spojrzał w bok jakby zły. Zrobiła coś nie tak?
- Lepiej połóż się spać... ja
będę czuwał. Zobaczę co z koniem.- odpowiedział, i nie patrząc
na nią ruszył do drzwi. Została sama w pomieszczeniu nie bardzo
wiedząc co ma zrobić.
Otumaniona emocjami położyła się na
sianie. Dotknęła swych ust opuszkami palców i si uśmiechnęła.
Ed dał jej coś czego może nigdy nie dostanie od mężczyzny.
Nie wiedziała kiedy zasnęła,
ostatnie co pamiętała to Ed który wrócił do izby. Położył się
gdzieś w kącie, z dala od niej. Ranek przyszedł bardzo powoli.
Obudziła się kiedy była sama. Nie wiedziała co się stało, gdzie
jest jej towarzysz. Ogień był zagaszony. Wstała z siana. Miała
pełno kłosów w włosach oraz ubraniu. Najgorzej było z spodniami,
których miała szczerze dość. Ściągnęła je z siebie i boso
postanowiła wyjść przed domek. To tam zauważyła Eda. Był przy
koniu. Znalazł jakąś misę oraz źródło.
Poił zwierze, które
tak dobrze się spisało poprzedniego popołudnia. Wtedy coś go
tchnęło. Spojrzał w stronę drzwi i zauważył blondynkę.
Poprzedniego wieczoru chciał się ocknąć z swych myśli, z smaku
dziewczyny. Popełnił błąd. Była zbyt idealna, zbyt kobieca, zbyt
ufna. Teraz wyglądała jakby noc którą spędzili, spędzili ją na
upojnych chwilach. Nie powinien nawet o tym marzyć. Jednak przez
chwilę nadzieja pchnięta pocałunkiem, pchnęła go do rozmyślań
nad ich wspólną przyszłością.
Długo się do niej nie odzywał.
Ciche chwile miały go zdystansować, nie chciał aby poruszała ten
temat. To było jedynie potwierdzenie jego słów, dla nauki. Chciał
aby to było takie ''tylko''. Dość szybko zebrali się i wrócili
do dworu. Zajechali do stajni tylną stroną. Kiedy Millie schodziła
z konia Amanda wpadła tam przytulając parę do siebie.
- Jak ja się o was bałam!-
krzyknęła ocierając łzy szczęścia.
- Ogień tu był! Wszyscy szaleli!
Tyle wersji! Że jesteście kochankami! Że król ma inne plany co
do Millie...Ile ludzi tyle wersji! A pan Karol!- zaczęła nawijać.
- Co z Williamem?- potrząsnął
nią Ed rozglądając się w poszukiwaniu powozu z królewskim
herbem.
- Król... jak powinieneś się
zwracać... wyjechał. Nie zamierzał tracić czasu na niegodną
sobie córkę.- nagle zjawił się obok nich Sergiusz.
- Będę go nazywać nawet szują,
jeśli mi to się spodoba.- ostrzegł malarz. Z serca spadł Millie
kamień. Wyjechał. Jest znowu wolna.
- Hrabia Dove będzie
zainteresowany panienki występkiem.- zaśmiał się kamerdyner do
blondynki.
- Co mu powiesz?- zapytała
ciekawa.
- Cóż... samą prawdę...-
zacmokał.- wraca panienka po nocy spędzonej z artystą... a
artyści to...- zaśmiał się mierząc Eda. Ten zrobił krok do
przodu jednak Millie zatrzymała go ruchem dłoni. Nie wiedział o
co jej chodzi.
- Nie to powiesz... Bowiem wersję
którą ja, nakażę ci powiedzieć.- jej głos stał się uniosły.
Nawet Amanda była zdziwiona.
- Kim ty jesteś dziecino aby mi
rozkazywać?- prychnął robiąc krok ku niej.
- Córką króla, przyszłą
królową... nie starcza? Hmmm- udała że się zamyśla.- A może
wujek chce poznać co wyczyniasz z służbą i jak dużym
zainteresowaniem darzysz czerwone płaszcze? Nie będziesz mną gardził!- zapytała unosząc
nieświadomie brew. W oczach jednak pojawiły się łzy. Sergiusz
jednak przypisał to jej zdenerwowaniu. Wolał nie ryzykować.
Odsunął się od nich pozwalając im ruszyć do dworu.
- Co za czerwone płaszcze?-
syknęła Amanda do Eda, ten jednak ją zignorował.
- Jaki mamy plan?- zapytał
blondynkę która szła przed nimi.
- Uciekłam, sama... Amanda ci o
tym powiedziała, więc ruszyłeś mnie szukać. Znalazłeś mnie
rano w tamtej izbie... tyle.- wytłumaczyła patrząc przed siebie.
Kiedy nie czuła obecności Williama czuła się pewniej.
- A ubranie?- wolał się upewnić.
- Przywiozłeś ze sobą,
wiedziałeś że noce bywają zimne.- na wszystko miała
rozwiązanie.
Bynajmniej w tym momencie.
Jednak czy na długo miała
los w swych dłoniach?
Zapraszam do komentowania :)
Długi weekend dość owocny :)
Dzięki że jesteście!
Ale się działo. To było świetne. Jeśli kazano by mi wybierać jakąś lekturę czytania, to tylko tą...Tak. Wspaniale wszystko rozegrane. Pisz dalej.Czekam :)Powodzenia !
OdpowiedzUsuń:) dziękuję :)
UsuńKolejna lektura która mogłaby być lekturą szkolną?
Dziękuję za docenienie starań :)i za komentarz!
Łohohiho! Działo się!!! I to lubię! Rozśmieszyłaś mnie, kiedy Millie tak sprytnie zaczęła go podchodzić XD och, jaka cudowna byłaby z nich para *.* no, ale dojebała Sergiuszowi, mwahahaha! Cięty język ma ta młoda dama XD ciekawo jak będzie wyglądała jej rozmowa z wujem ohoho w następnym rozdziale też będzie się działo, cosik tak czuję :_: ile już stron ma świeca? Zajebisty rozdział, czekam na rozwinięcie! *ślini się* XD
OdpowiedzUsuńkoło 40 stron będzie mieć :)
UsuńMilie jeszcze nie ukazała wszystkich swych "mocy" :)
hahaha no ładna by była ale... wiadomo jak to w tym opowiadaniu jest :)
Nigdy nic nie wiadomo :)
Obiecałem, to komenrtuję :P Rozdział przewspaniały jak zawsze, więc nie napiszę więcej niżeli, że czekam z niecierpliwością na więcej ^^
OdpowiedzUsuńMichaś!!!
Usuń:)
Dziękuję :) dotrzymałeś słowa jak zawsze!
Ciesze się że jest męskie grono które odwiedza Tumburulkę :)
A już myślałem że będzie jakieś Bara Bara na sianie a tu nic. No cóż liczę że w następnym rozdziale Sergiusz dostanie za swoje. Aktualny rozdział wywołał u mnie salwy śmiechu w momencie kiedy mille namawiała eda ale kobiety takie są. Czekam na więcej
OdpowiedzUsuńTy wiecznie widzisz bara bara XD
UsuńDziękuję Piotrełku za komentarz :)
Piękny rozdział :) Cóż więcej mogę napisać? Czekam z niecierpliwościa na następny :D !!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuje :)
Usuń