9.
Zaraz gdy weszli do dworu, oboje udali
się do swoich komnat. Millie siedząc w cieplej wodzie, która była
w wannie delikatnie masowała swe ciało. Nie było Williama,
wyjechał. Czuła się jakby odwlekła swój wyrok śmierci. Czekała
ją za to niewątpliwie kara. Jednak chyba było warto. Chyba? Teraz
gdy była sama w pomieszczeniu rozmyślała nad Edem i jego
pocałunku. Znów przypomniała sobie moment, kiedy jego usta dotknęły
jej warg. Jego broda zaczepnie drapała jej policzki i brodę.
Uśmiechnęła się do siebie. Znów poczuła motylki w brzuchu. Był
mężczyzną, jakiego mogłaby chcieć mieć każda kobieta. Mądry,
cierpliwy, honorowy, moralny... w dodatku miał swego rodzaju dryg do
zbliżeń których się bała. Przejechała kciukiem po swej dolnej
wardze, tak jak on to zrobił i poczuła dreszcz. Chciała tak
topornie trzymać się tych wspomnień. Było to przeciwieństwo, co
do tego, co zostawił w niej William. Przy Edzie wszystko było inne,
nawet ona. Zanurzyła się pod wodą do ostatniego włosa.
Kiedy Ed również o siebie zadbał
poszli do wielkiej jadalni. Tam czekało na nich jadło ale również
Karol. Stukał palcami w marmurowy stół podpierając okazałą
brodę na drugiej ręce. Kiedy blondynka usiadła niepewnie na swym
krześle, a obok niej jej towarzysz, wuj uniósł wzrok na nich.
- Kolejny raz i kolejny raz to pan
jest przy Millie, kiedy dzieją się z nią złe rzeczy... zaczynam
mieć pewne wątpliwości, co do obecności pana na mym dworze.-
powiedział ochrypłym głosem. Millie zacisnęła dłoń na widelcu
spoglądając gdzieś w bok.
- Nie czuję się skory do
ponoszenia winy za owe wydarzenia.- odpowiedział mężczyzna tym
swoim rozsądnym tonem i zaczął jeść posiłek.
- To nie jego wina, to tylko zbieg
okoliczności wujku.- zaczęła tłumaczyć blondynka.
Nagle do
jadalni wszedł Robert. Dawno go nie widziała. Unikał ją. Miał
ciągle zaniedbaną fryzurę, włosy stały mu na wszystkie możliwe
strony, a koszula była jakby wyciągnięta z gardła kundla.
Zmierzył przyszłą królową wzrokiem i chciał wyjść, czując
na sobie palące spojrzenie Eda. Siniak jaki miał na swej twarzy po
uderzeniu brodacza już poblednął wystarczająco aby nie był
zauważalny. Chciał się już wycofać z pomieszczenie jednak Dove
go zauważył.
- Jak dobrze ciebie widzieć
Robercie... przyłącz się do nas.- powiedział bardziej z przymusu
niżeli z chęci.
Brunet uciekł wzrokiem na swoje brudne buty po
czym wszedł w głąb jadalni. Usiadł przy jednym miejscu gdzie
znajdywały się sztućce oraz talerz z złotymi zdobieniami. Nie
patrzył na dwójkę znajomych. Wstydził się?A może bał? Karol
chwilę przypatrywał się jego dziwnym zachowaniom, jednak odpuścił
i znów spojrzał na swoją bratanicę.
- Widzisz Millie... ja nie wierzę
w zbiegi okoliczności.- zaczął zginać prawą dłoń w pięść
po czym wyprostowywał palce. Żadne z dwójki się nie
przestraszyło. Spojrzeli po sobie. Brązowe oczy mężczyzny
prześlizgnęły od niebieskich kryształów aż do jej okazałych
ust, które całował tak namiętnie poprzedniej nocy. Nieświadoma
dziewczyna dodatkowo oblizała wyschnięte wargi uciekając
spojrzeniem.
Dove wszystko to widział.
- Szlag! Jesteście aż tak
irracjonalni?!- warknął uderzając ręką w stół. Następnie
wstał od niego i zaczął chodzić po pomieszczeniu.
- Wujku?- dziewczyna nie rozumiała
tego.- O co ci teraz chodzi?- zapytała wstając od stołu i
przybliżając się do mężczyzny.
- Jak to o co?!- wskazał dłonią
na Eda. Robert aż przestał jeść swoje danie, patrząc z głupim
uśmiechem na to wszystko. - Matka nie uczyła cię że nie należy
się bawić w romanse? Czy ona cię chociaż tego nie nauczyła?! Po
jaką cholerę masz popełniać jej błędy!- dopiero po tych słowa
zauważył, że powiedział za dużo. Blondynka aż cofnęła się o
krok marszcząc brwi.
- Słucham?- szepnęła. Karol nie
umiał już na nią patrzeć. Widać było na jego twarzy ból. Z
syknięciem odwrócił się do niej plecami idąc do wielkiego okna.
- On nie będzie twym mężem więc
nawet nie baw się w miłości... nie ręczę za me sposoby
rozdzielenia was...- cedził każde słowo z dużym dystansem ale i
wrogością. Do pomieszczenia weszła Amanda przynosząc ciepły
rosół w dzbanku.
- Ale ja go nawet nie kocham!-
niemal krzyknęła. Powiedziała to bardzo szybko, zbyt szczerze,
zbyt boleśnie dla mężczyzny przy stole.
Przez sekundę miał
otwarte usta, jednak opuścił wzrok na stół i oblizał kąciki
ust, a dłoń na udzie zacisnął w nienaturalny i bolący sposób.
Czego on się spodziewał? Przecież tego chciał. A jednak
zabolało. Męska duma, chwilowe fantazje, wszystko wbiło się
teraz w jego podbrzusze. Trwało to chwilę jednak gdy unosił wzrok
napotkał spojrzenie służącej, która stała po drugiej stronie
stołu. Widziała to. Jej brązowe oczy wyrażały współczucie.
Uśmiechnęła się do niego, jakby tym miała go pocieszyć.
Najstarszy z obecnych odwrócił się
do pozostałych przodem, ale skupił się jedynie na niebieskookiej.
Ta jak zwykle liczyła się jedynie z jego oceną, jednocześnie w
głowie pobrzmiewały jej słowa odnośnie matki. Karol zmierzył ją
wzrokiem, jakby chciał wyważyć jej prawdę. Podszedł do niej i
położył dłoń na policzku po czym zerknął na Eda, wyczekująco.
Nie rozumiał brata króla, o co mu chodziło, jednak oderwał się
od swych myśli odchrząkając.
- Jeśli ma to jakkolwiek wspomóc
odczucia wuja panienki... mnie również nie wiążą z nią żadne
porywcze i zbyt trywialne uczucia, jakimi są barwy miłości.- jego
wzrok był silny, nieustępliwy.
Tylko Amanda zauważyła jak unosi
mu się lekko brew, jak wiele kosztuje go to wszystko. Walczył z
tym wszystkim z racji moralnych. Każdego tutaj wiązała jakaś
mniejsza lub większa tajemnica. Tylko poboczna osoba widzieć mogła
sieć tajemnic coraz bardziej się plącze.
- Jak wytłumaczysz mi to iż
wróciliście do dworu na jednym koniu? Cóż mam myśleć po waszej
nieobecności w niewiadomym posłaniu przez całą noc?- dopytywał
wujek patrząc na dziewczynę.
- To moja wina... to ja uciekłam.
Przestraszyłam się zbyt nagłych zmian w mym życiu. Nie godnym
było się przyznanie do swych rozterek przed ojcem. Popełniłam
czyn tchórzliwy uciekając, omijając losu, który tak do mnie
zmierza... zbyt prędko... niczym stado rozjuszonych koni... Ed
jedynie pragnął mnie ochronić. Kiedy Amanda powiadomiła go o mym
niecnym postępowaniu, wiedział jaką przykrość sprawie wam...
Chciał uniknąć konfliktów, chciał nawrócić mnie na słuszność
racji. Noc spędziliśmy osobno. Wujku nie oczekuj ode mnie zbyt
wiele złego i podłego zachowania. Rano mnie odnalazł... w starej
izbie... Namówił abym wróciła... byłam jak w transie... niczym
opętana gotowa porzucić tron z strachu przed nieznanym. To on
przywołał mnie do rozumu.- mówiła to wszystko modelując uważnie
ton. Kłamiąc wtedy kiedy uznała to za słuszne. Jednak jej mimika
nawet nie drgnęła. Jedyna zasługa ojca? Odziedziczone geny
pozwalające tak łatwo kłamać najważniejszemu mężczyźnie w
swym życiu. Karol długo się wahał. Spoglądał to na bratanicę,
to na malarza. Amanda z nerwów zwijała swój fartuszek, gniotąc
go niesamowicie.
A Robert? Przyglądał się służącej. Choć był
najbardziej czystą cieleśnie osobą, choć nie odczuwał
nieżądnych myśli, teraz skupiał się na brunetce. Robił to
krótko lecz treściwie.
- Nie mam świadków,nie mogę
oskarżać. Bądź mądra Millie. Pięknie ułożone słowa nie
zamydlą oczu staremu wujkowi. Też kiedyś miałem twe lata.-
uśmiechnął się lekko i spojrzał na pozostałych.
- Odpocznijcie... zapewne noce
były zimne.- westchnął bezsilny.- A ty moja droga panno,
zostajesz tu tak długo aż poczujesz się pewniej.- dodał
wychodząc jednak blondynka ruszyła do niego biegiem.
Wtuliła się
w jego tors. Karol stał przez chwilę patrząc na jej jasną głowę,
jakby bojąc się tego. Pierwszy raz po tylu latach się do niego
przytuliła. Po tylu latach nadal była za małą, by się z nim
równać. Dłonie dopiero po chwili spoczęły na jej plecach. Oparł
policzek na jej czubku głowy i zamknął oczy jakby na chwilę
osiągnął ulgę.
- Dziękuję wujku.- szepnęła
mając już łzy na policzkach. Dał jej upragniony azyl choć o to
nie prosiła. Westchnął jedynie słysząc ją i odsunął się.
Przetarł jej policzki i szczypnął w brodę, lekko zaśmiewając
się.
- Jesteś zbyt podobna do matki.-
szepnął po czym wyszedł już z jadalni. Millie stała chwilę
oddychając spokojnie. Odwróciła się do reszty z wielkim
uśmiechem, jednak dopiero wtedy zauważyła jak Ed jest nieobecny w
tej chwili. Jego głowa była zwieszona a oczy niemal martwe.
- Słyszałeś?- niemal
zapiszczała szczęśliwa dziewczyna. Malarz dopiero uniósł
spojrzenie na nią i się blado uśmiechnął. Czuł jak bardzo ma
gęsia skórkę na ciele.
- Tak... wspaniale.- odpowiedział
bezbarwnym głosem, wstając od stołu i ruszając ku drzwi, przy
okazji gubiąc chustę, którą miał na kolanach.
- Ed! A kolacja?!- nie rozumiała
zbyt mocno jego zachowania. Minął ją kręcąc głową.
- Odechciało mi się jeść...
idę malować.- odrzucił odwiązując specjalnie zawiniętą
chusto-krawat pod jego szyją. Był zbyt szybki jednak dziewczyna
nawet chciała za nim ruszyć.
- Nie warto.- zanucił brunet
jakby była to wspaniała melodia, jedząc dalej porządny kawał
mięsa na swym talerzu. Millie spojrzała na niego marszcząc brwi.
- Skąd ty masz czelność mówić
co warto, a czego nie?-zapytała. Oboje wiedzieli o co chodzi.
Znów
Robert okazał się tchórzem uciekając wzrokiem na swoje jedzenie.
Prychnęła widząc to i już chciała dalej się przesunąć jednak
Amanda zastąpiła jej drogę.
- Millie... odpuść.- prosiła
chwytając ją za ręce.
- O co ci chodzi? Za długo
przebywałaś między parującymi drożdżami w kuchni?- blondynka
uniosła brew chcąc przejrzeć intencje służącej.
- Czasami oczy wszystkiego nie
widzą. I to jest ta rzecz. Pozwól mu odpocząć. Ochłonąć.-
szeptała konspiracyjnie.
- Nie rozumiem, od czego?- była
dociekliwa jednak na marne. Amanda zrobiła typowy dla siebie wzrok
po którym Millie łagodniała. Wzięła głęboki oddech i cofnęła
się do stołu. Usiadła na swym miejscu i chciała coś zjeść. Na
marne.
- Też straciłam apetyt...-
szepnęła.
- Daj, ja zjem.- klasnął w ręce
Robert przejmując jej talerz bez zgody.
Kilka dni było cichymi dniami. Czas
leniwie ciągnął się, a popołudnia robiły się coraz cieplejsze.
Millie coraz chętniej spędzała czas w ogrodzie w obecności
Amandy. Ed ograniczył swój udział w jej życiu. Odzywał się
lakonicznie, niemal samymi samogłoskami. Stał się oficjalny, choć
nadal dostrzegała w jego oczach ten charakterystyczny błysk.
Przyjaciółka, jednak ciągle jakby odsuwała ją od artysty. Ufała
jej przez co nie doszukiwała się w tym drugiego dna. Amanda zawsze
tłumaczyła tym iż Ed ma napływ sił do malowania, które nikt nie
może naruszać. Może tak było lepiej? Jednak w blondynce budziła
się swego rodzaju tęsknota za brodaczem, za sporami z nim, za
interesującymi rozmowami równego z równą.
Pewnego dnia prze dwór
zajechała czarna karoca. Na bokach były zdobienia w kolorze
starego, wytartego złota. Widać było, że nie byle rodzina może
się szczycić takim powozem. Zainteresowana dziewczyna zeszła do
głównego holu gdzie stał już Karol witając gości. Młoda,
ciemna blondynka z dość bystrymi oczami oraz chudy młodzieniec z
ciemnymi włosami oraz bladą cerą. Wyglądali dość specyficznie
lub bardzo arystokratycznie.
- O dobrze Millie, że jesteś. Rad
jestem móc gościć w naszych progach.- powiedział wuj wyciągając
do niej rękę. Kiedy ujął jej dłoń przyprowadził ją bliżej
gości. Dziewczyna ukłoniła się w ich, naciągając w specyficzny
sposób materiał sukni. Oboje odpowiedzieli jej tym samym.
- Jest to rodzeństwo z rodziny
Preto z Włoszech. Za pewne spotkałaś na swej drodze w koloni
jednego z ich krewnych.- tłumaczył dziewczynie mężczyzna.
Po
schodach jednak zaczął powoli schodząc Ed, wycierając swe
policzki ubrudzone od farb. Siostra szepnęła coś do ucha brata po
tym jak zauważyła malarza,a ten jedynie kiwną głową robią krok
do przodu.
- Godziwy los pozwolił nam poznać
przyszłą królową tego pięknego kraju. Jestem Raaf, a to ma
siostra Anna. Wiele dobrego słyszeliśmy o pani o twym ojcu.
Niewątpliwie czeka naród Anglii świetlana przyszłość.- ujął
dłoń Millie kłaniając się. Był miły i uważnie dobierał
słowa, jednak prócz uśmiechu w jego jasnych oczach dostrzegła
smutek, oddalenie. Głos mężczyzny był dojrzał, jakby opowiadał
najciemniejszą i najmroczniejszą historię tego świata.
Jego
siostra podeszła do niej i w istnie włoskim stylu złożyła na
jej licach dwa pocałunki.
- Mam nadzieję, że przyjaźń
między naszymi rodzicami będzie wieczna!- jej głos był bardzo
słodki, tak bardzo odpowiadający jej wyglądowi. Uśmiech tylko
dodawał jej uroku. Pomimo tak uderzającej podobizny byli przeciwni
w charakterach.
- A któż to?- Anna była
ciekawska, więc nie mogła odpuścić okazji poznania Eda, który
zatrzymał się w połowie stopnia. Karol westchnął dopiero go
zauważając. Najlepiej gdyby go to nie było w jego pryzmacie.
- Malarz ścienny.- prychnął
lekceważąco. Millie skarciła go wzrokiem po czym ruszyła do
mężczyzny, zauważając jak na jego ustach pojawia się minimalny
uśmiech.
- To Ed... malarz... nie ścienny.
Twórca pięknych tworów, które niektórzy ich nie rozumieją.
Przejęłam nad nim patronat. Naród łaknie sztuki i kultury, a to
osoba która nam to zapewni.- mówiła patrząc jedynie na Eda z
uśmiechem i dumą. Cieszyła się, że wreszcie jest przy niej i
choć w ten sposób nie unika jej osoby. Chociaż tak mogła
wykorzystać ten moment.
- Ed? Tylko Ed?- zaćwierkała
nastolatka wychodząc naprzeciw mężczyźnie w brodzie. Ten nieco
zmarszczył brwi. Nie stosowne zachowanie biło z strony
brązowookiej. Kobieta, a zwłaszcza w tak młodym wieku nie powinna
zachowywać się tak zuchwale względem nieznanej sobie osobie.
- Pseudonim artystyczny ma pani.-
wyjaśnił zginając się w pół i zgodnie z wymogami moralnymi
powitał ją ujęciem jej dłoni. Następnie podszedł do jej brata
i podał mu czystą już dłoń.
- Raaf Perto.- przedstawił się
ponownie młodzieniec.
- Kruk Czarny.- rozpoznał słowa
w zagranicznych językach, a Raaf uśmiechnął się z uznaniem.
- Jak na malarza ściennego dużo
umie.- zwrócił się do Karola, który z niezadowolony ściskał
dłonie za swymi plecami.
- Dość tych powitań. Pozwolę
zaprowadzić was na salony gdzie w spokoju porozmawiamy w właściwym
gronie.- Dove nigdy nie krył tego kogo toleruje, a kogo nie w danym
momencie.
Ed idealnie zdawał sobie sprawę jak wuj dziewczyny go
nie znosi. Spojrzał swymi brązowymi oczami na Millie i do niej
kiwnął głową po czym odszedł bez słów. Sergiusz następnie
pojawił się jak zwykle nie wiadomo skąd, i nie wiadomo kiedy. Cała
powitalna herbatka odbywała się na bardzo neutralnych stosunkach.
Wieczór przyszedł szybko, a z nim noc i następny dzień.
Cały czas do popołudnia Millie
miała odgrywać role głowy dworu i zająć czas młodym gościom.
Spotkanie było ulokowane w małym saloniku, ulubionym w mniemaniu
przyszłej królowej. Uwielbiała jasne i ciepłe barwy ścian oraz
miękkie światło które wpadało tu przez okna w porannych porach.
Wchodząc do pomieszczenia
zauważyła, że jedynie Anna w nim przebywa. Miała na sobie
niebieską sukienkę z dość odważnymi koronkami przy rozpięciu
sukni z przodu. Być może taka moda włoska.
- A panienki brat zagubił swe
kroki? Może poślę po niego Sergiusza lub kogoś z służby?-
zapytała blondynka siadając, a jednym z ozdobnych foteli. Anna
uśmiechnęła się szeroko i machnęła ręką.
- Niepotrzebnie. Odnalazł swe
powołanie. Postanowił zainteresować się nieco twym
podopiecznym.- zwróciła się bezpośrednio na ty. Nieco
zdystansowało to Millie do dziewczyny. Uniosła nieco brwi jednak
udała że poprawia wystające kosmyki z majestatycznego koka na
swej głowie.
- Mam nadzieję iż Ed przyjmie
panienki brata z należytym szacunkiem.- stwierdziła nadal
zachowując etykietę jaka była jej przypisana.
- Eh.. Raaf zbyt dobrze zna
artystów... zresztą ja też... mają swoje fanaberie i wizje...
Twój też tak ma?- zapytała nachylając się ku niej z ciekawością
w oczach. Niebieskooka nie wiedziała czy w tym ma szukać podstępu
czy po prostu ktoś nie zadbał o odpowiednie wychowanie młodej
niewiasty.
- Nie rozumiem co panienka ma na
myśli...- odrzekła wymijająco gładząc dłońmi materiał swej
krwisto-czerwonej sukni.
- Nie udawaj... jejku..widzisz w
Włoszech jest artystów na pęczki. Ba nawet sama byłam jednego
natchnieniem. Muzą...- zaśmiała się perliście i zamrugała
zaczepnie powiekami. Millie zmarszczyła jeszcze mocniej brwi i
starała się nie ukazywać bardziej swego zdziwienia.
- Mają swoje fanaberie
najbardziej kiedy nie mają weny twórczej! Co też się
napracowałam aby takiemu wyszedł obraz czy to sonet.-westchnęła
opierając się o kanapę na której siedziała. Zaczęła nakręcać
na palec swój blond pukiel.
- Przepraszam, że zapytam ale...
fanaberie?- nie mogła ugryźć się w język. Może w tym był
kluczyk zachowania Eda. Anne zaśmiała się znów piskliwie i
pokiwała głową.
- Najdziwniejsze o co mnie
poprosił to abym ordynarnie oddała na jednego mocz. - skrzywiła
się, jednak zaraz zmarszczyła zabawnie nos, a jej mimika twarzy w
ciągu sekundy zmieniła się diametralnie.
- No i co miałam zrobić? Artyści
tacy są... a twój co lubi? Słyszałam jeszcze, że niektórzy
preferują masochistyczne zachowania wobec ich najczulszych
miejsc... ponoć to podnieca.-wzruszyła ramionami. Millie siedziała
oniemiała. Jej niebieskie oczy zrobiły się większe a usta
otwarły.
- Wybacz, że tak dosłownie cię
pytam jednak... gdy w nocy do niego zajrzałam to...- zaśmiała się, a słowa jakie powiedziała aż ukuły blondynkę. Pierwszy raz
poczuła coś takiego.
- Odwiedziłaś jego sypialnię w
porze nocnej?- musiała, nie dbała o etykietę. Już nie. Nie kiedy
chodzi o Eda. Jak mogła być taką bezwzględną bezwstydnicą
opowiadającą takie rzeczy obcej osobie, jeszcze zakradającą się
do pokoi dorosłych mężczyzn. Blondynka zacisnęła dłoń w pięść, a wszystkie mięśnie jej się napięły.
- Oj daj spokój... nie odbiorę
ci go, bynajmniej jeśli się nie uda memu bratu go przekonać. Tej
nocy go nie złamałam ale... we Włoszech wszyscy zmieniają
perspektywy.- na jej ustach pojawił się perfidny uśmiech.
Przyszła królowa z trudem złapała oddech.
- Co to ma znaczyć?!- uniosła
ton nie panując nad swym głosem.
- Raaf właśnie składa mu
propozycję, którą na pewno przyjmie... Ups chyba kradniemy ci
kogoś. Pamiętaj.. tym światem rządzą mężczyźni...ale to
kobiety ich podniecają. - klasnęła w dłonie po czym wstała z
sztucznym uśmiechem na twarzy i wyszła z salonu.
Millie siedziała nie wierząc w
to co przed chwilą miało miejsce. Musiała przetrzeć dłońmi
twarz aby jakoś się obudzić z tego koszmaru. Cisza w saloniku
niemal piszczała. Nagle usłyszała kroki. Do pomieszczenia wszedł
Raaf poprawiając swój frak. Na usta przyjął od razu wielki
uśmiech i usiadł na kanapie którą wcześniej zajmowała jego
siostra.
- A Anna? Nadal nie wstała?-
zapytał splatając dłonie w koszyczek.
- Jak podobają się obrazy Eda?-
odbiła piłeczkę nadal będąc zagłębiona w swych obawach.
- Bardzo obiecujący talent.
Jednak co ja tam wiem o tych mazgajach... to preferencje mojej
siostrzyczki.- zaśmiał się.
- Opowiadał mi o nich zbyt...
szczegółowo.- z trudem dobierała słowa aby nie zabrzmiało zbyt
chłodno. Raaf wybuchł śmiechem, jednak uśmiech nie dosięgał do
jego oczu.
- Nie wiem czy żałosne
zachowanie, które plami imię pańskiej rodziny jest śmieszne.-
głos Millie brzmiał niczym głos matki ludu. Mężczyzna nie mógł
przejść obok tego obojętnie. Od razu spoważniał nieco się
prostując.
- Idziemy jedynie za radą
przyjaciela rodziny.- odpowiedział marszcząc czoło, przyglądając
się dziewczynie.
- Czasem lepiej uważniej dobierać
sobie przyjaciół.- poradziła wstając z fotela.
- Takie jest życie.- stwierdził
jakby chcąc ją zatrzymać.
- Można być bezwładną kukłą
rzuconą do rzeki, albo przejąć swój los w ręce. Nie zostawiajmy
wszystkiego w łaskach Boga. Bądźmy godni godnego życia.-
dziewczyna była bardzo mądra co pierwszy raz mogła tak
doszczętnie ukazać w rozmowie z obcym mężczyzną poza Edem.
- Przyszła głowa narodu jak
zwykle wychowana w sielankowych murach, nie wiedząca zbyt wiele o
życiu.- mruknął również wstając. - Nic mnie nie obchodzi twe
zdanie. Mów sobie... niech wszyscy mówią. Ja i ma siostra to moje
życie.- mówił przez zaciśnięte zęby. To tylko podziałało na
przyszłą królową jak płachta na byka. Zrobiła krok w jego
kierunku zaciskając usta.
- Nie znasz mego życia, wiesz za
mało aby oceniać tak trywialnie i subiektywnie me życie. Gdybym
nie brała swego życia w swe dłonie być może następcą tronu
nie byłabym ja tylko mój wuj.- głos zadrżał jej przy mówieniu
tej prawdy.- I przykro mi, że tak bardzo zaprzeczasz sam sobie.
Najbardziej krzyczy ten, który potrzebuje najwięcej pomocy. Jednak
czy masz je w siostrze? Niewdzięczny los brata doskwiera ci bólem.
A jeszcze większym bólem są słowa. To słowa ranią ludzi
najbardziej. Niszczą od środka gnijąc i rozkładając się po
cichu. Aż pewnego dnia zwalają z nóg. Twoi przyjaciele rodziny
widocznie są mądrzejsi od ciebie i to wiedzą. Czekają jedynie
kiedy spróchniejesz w środku jak drzewo, aby cię powalić.-
dopiero po chwili złapała oddech. Raaf stał patrząc gdzieś w
bok. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że zbyt wiele mówi. Jak
zwykle kiedy ponosiły ją racje takich sytuacji. Cofnęła się od
niego i pogładziła nerwowo suknię.
- Przepraszam za dosadność słów
niegodnych kobiety.- ukłoniła się po czym ruszyła w stronę
drzwi.
Schowała się w pokoju zamknięta na klucz. Było jej wstyd.
Była zła na siebie, że tak łatwo dała się sprowokować, pierw
przez Anne, a następnie przez jej brata. To na pewno nieodpowiednie
zachowanie dla rządzącej krajem. Musiała wystosować w swym
sumieniu dozę dystansu. Jednak jak miała mieć dystans kiedy w
każdym momencie mogła żegnać Eda. Oddalili się od siebie,
przyjaźń jakby przeminęła zanim nabrała odpowiednich barw. Sam
chciał uciekać od niej, chciał zapewnić sobie przyszłość
godną mężczyzny. Teraz miał możliwość. Zacisnęła usta
mocniej mając chęć rzucić czymś, odreagować.
Podeszła do okna
powstrzymując się przed obaleniem krzesła. Otworzyła je
mocniejszym pchnięciem. Chłodne powietrze wczesnego wieczora
opłynęło jej twarz. Przymknęła oczy oddychając miarowo. Wtedy
usłyszała donośne głosy, rżenie koni. Jakiś powóz stał chyba
przed wejściem do dworu. Usłyszała stłumiony głos Eda oraz ten
charakterystyczny śmiech. Wyjeżdżali? Ed nawet nie zamierzał się
pożegnać? Millie ruszyła biegiem do drzwi zapominając, że sama
je zamknęła. Chwile walczyła z nimi, ciągnąc, pchając zanim
przypomniała sobie co zrobiła. Klucz jak nigdy zacinał się.
Zawsze tak się stawało kiedy usilnie się do czegoś spieszyła.
Kiedy drzwi niemiło trzasnęły już mogła biec po holu do
schodów. Nie zważała na służbę, ważne było aby zdążyć.
Kiedy wybiegła przed dwór, powóz był już w połowie drogi do
bramy oddalonej o milę. Millie stała nie wierząc. Mężczyźni
którzy dbali o konie i karoce dziwnie na nią się patrzyli. Jednak
nigdzie nie widziała Eda. Pojechał z nimi? Odjechał? Skorzystał
z tej sytuacji? Uciekł. Osunęła się na zimne schody, które
prowadziły do drzwi wejściowych . Nawet nie czuła zimna.
- Odjechał...-szepnęła chowając
twarz w dłonie.
Nie zważała na szepczących służących. Otarła
jednak pierwsze łzy i wstała z schodów idąc do wnętrza
domostwa. Tyle utracić. Mężczyzna nie był tylko jej ochroną,
był kimś kto jako jedyny dał jej powody do zaufania. Był tym, dzięki któremu czuła się coś ważna w tak trywialnych
sytuacjach jak rozmowa. Nie była tylko kobietą... była aż
kobietą. Dawał jej poczucie szacunku, choć jako jedyny znał jej
sekret. Teraz te sekret odjechał z nim. Nie miała nikogo kto
wiedziałby o czynach haniebnych których dopuścił się na niej
jej ojciec. W dodatku nauczył ją czegoś cennego, zawsze jest
pierwszy raz. Dotknęła swych ust. Im dalej od tamtego wieczoru tym
inaczej to wszystko interpretowała. Pogrążona niczym w
halucynacjach stanęła przy drzwiach od swej komnaty jednak
wejrzała na te które prowadziły do pokoju mężczyzny. A gdyby
tak... Nie umiała panować nad swym ciałem.
Nogi same ją tam
zaprowadziły, dłoń sama nacisnęła na klamkę. Panował tam
mrok, tylko jedna świeca paliła się już zmęczonym płomieniem.
Wzięła ją do ręki zapalając pozostałe. Dopiero wtedy zauważyła
obrazy. Uniosła brwi wysoko widząc je. Nie zabrał ich ze sobą?
Może chciał wrócić? Ze zmęczenia zaczęła wyciągać z włosów
spinki. Po chwili jej długie,blond loki, miękko spływały po jej
plecach i ramionach. Oglądała każdy obraz z uwielbieniem,
dotykając opuszkami palców nierówną strukturę farb. Były
różne, ciemne, jasne, abstrakcyjne i dobitnie realne. Jednak
najbardziej ciekawiły ją liczne portrety kobiety. W ogrodzie,
czytająca książkę.
Jeden był powieszony na sztaludze, kobieta
była z zawstydzonym uśmiechem, jej policzki były lekko różowe.
Jako jedyny obraz nie był dokończony. Był to portret. Pędzle
wokół tego obrazu były w różnych słojach z brudną wodą, a
farby na drewnianej palecie. Jak mógł to wszystko tak rzucić dla
pierwszej lepszej propozycji? Dla natarczywej Anny. Dotknęła
opuszkiem policzka kobiety. To była ona, wiedziała. Jednak czemu
Ed tyle ją malował? Mokra farba przykleiła jej się do palców.
Jęknęła niezadowolona ponieważ zostawiła odcisk na obrazie.
- Zepsułam...- syknęła nie
wiedząc czy naprawiać swój błąd, wtedy usłyszała śmiech.
Spojrzała przestraszona w stronę drzwi.
- A ile razy powtarzałem ci że
mokrej farby się nie dotyka? Czy królewska wszechwiedza nie nie
wie również że ogień parzy? - zapytał Ed stojący oparty o
framugę drzwi. Miał dłonie założone na torsie i niewątpliwie
przyglądał jej się od jakiejś chwili. Widocznie zbyt mocno była
pochłonięta podziwianiem ostatniej pracy malarza. Oczy dziewczyny
zrobiły się większe i zaszły mgłą. Wielki uśmiech zagościł
na jej ustach. Był w tym pokoju. Szybko jednak się zdystansowała.
Wyprostowała się, a brudną dłoń schowała za plecy.
- Królewska wszechwiedza sprawdza
wszystko w oparciu o swe doświadczenie.- przyznała i pokazała
drugą dłoń na której widniał półksiężyc zostawiony po
języku ognia. Ed prychnął z rozbawienia i zamknął za sobą
drzwi.
- Czasem warto zaufać na słowo,
królowa wtedy oszczędziła by sobie skaz na swym ciele.-
stwierdził sięgając po mokrą szmatkę i wyciągnął do niej
dłoń. Zawstydzona podała tą brudną, a brunet zaczął ją
wycierać.
- Jak z dzieckiem.- westchnął
rozbrojony jej zachowaniem. Millie patrzyła na niego zawstydzona
ale i szczęśliwa. On to zauważył.
- Aż boję się zapytać co
chodzi po tej małej główce...- próbował być poważny, jednak
jego oczy same się śmiały, nadal dokładnie wycierając jasną
farbę z jej palców.
- Myślałam, że wyjechałeś...-
wyjaśniła po dłuższej ciszy. Wtedy spoważniał. Puścił jej
rękę i odłożył ścierkę na miejsce.
- Mówili ci?- zapytał
niezadowolony z tego faktu.
- Anna... dość... dokładnie.-
próbowała zabrzmieć dość obojętnie, jednak zazdrość ściskała
jej gardło. Ed prychnął słysząc jej słowa i spojrzał a nią z
uwagą.
- Tak wielkiej charyzmy z tak
dawno nie widziałem... aż żal było nie skorzystać.- przetarł
sobie brodę palcami kończąc ten ruch na swej brodzie. Słysząc
to blondynka miała jedynie dwuznaczne myśli przez co cofnęła się
o kilka kroków w tył unosząc wysoko brwi.
- Spokojnie!- zareagował od razu
brązowooki uśmiechając się gdy zauważył jej zachowanie.-
Lepiej smakuje to o co trzeba zabiegać i jest trudne, niżeli to
zdobyte bez wysiłku.- wyjaśnił mierząc ją wzrokiem. Poczuła aż
ciepło w podbrzuszu od sposobu jakim on na nią patrzył.
- Męskie gierki?- próbowała
zatuszować swoje zawstydzenie, podchodząc do miejsca gdzie były
pędzle.
- Chociaż jawne... nie tak
tajemnicze jak zazdrość kobiet.- skwitował niby obojętnie
wzruszając ramionami, jednak na jego ustach pojawił się triumfalny
uśmiech.
- Zazdrość kobiet? A cóż to?-
udała głupią dotykając dłonią swego obojczyka, jakby nie
dowierzała w słowa. Zbyt wiele sztuk teatralnych widziała aby nie
nauczyć się takich gestów. Ed wybuchł gardłowym śmiechem widzą
to wszystko.
- Masz w sobie niesamowity urok,
niespotykany...- ściszył głos kiedy spoważniał. Oboje umilkli
zdziwieni z słów które padły. Millie chciała odwrócić głowę
w stronę gdzie świecy nie rzucały swego światła, jednak
powstrzymała ją dłoń Eda który ujął jej podbródek w swoją
dłoń.
- Nie wstydź się swych
rumieńców... choć nie tego cię uczyli... nie uciekaj przed mym
wzrokiem. W dodatku te włosy...- poprosił, a palcami pogładził jej rozgrzaną skórę
policzków.
Zamknęła oczy chcąc zniknąć. Pomimo tylu
doświadczeń jakie ją spotkały nadal była bardzo owiana
niewinnością. Ed westchnął czując znów te uczucia, które
próbował wyciszyć. Kiedy zobaczył niebieskie oczy które się w
niego zaczęły wpatrywać zrobił krok ku niej i zaczął zbliżać
się swymi ustami do niej. Gdy w końcu chciał ulżyć swym emocjom
poczuł szybkie maźnięcie go czymś zimnym w nos. Millie zaczęła
się śmiać chowając usta w dłoniach, jednak w jednej miała
ubrudzony pędzel z żółtą farbą na końcówce włosa. Nie
spodziewał się tego. Dziewczyna z piskiem ruszyła uciekając,
kiedy zdała sobie sprawę, że brunet chce jej się tym samym
odwdzięczyć.
Tego wieczoru nie próbował już znowu sam siebie
nabrać na ograniczenie jej osoby w swym życiu. Odbyli zbyt owocną
bitwę na farby, której było pełno licznych kwików, krzyków
oraz śmiechów. W końcu zawrzeli pokój i Ed postanowił
odprowadzić ją do pokoju. Oboje mieli zniszczone ubrania przez
kolory godne tęczy na niebie, oraz ubrudzone twarze i włosy.
Gdy tylko wyszli z pokoju zauważyli
stojącego przy ścianie Karola. Spojrzał na nich unosząc brew.
Słyszał wszystko. Nie ukrywał tego. Bezsłownie stał
przyglądając się temu jak wyglądają. Rozbawiona Millie nawet
teraz nie potrafiła być poważna i zaczęła się śmiać.
- Trafię sama...- wykrztusiła
między spazmami śmiechu i ruszyła do swego pokoju, po drodze
dając jeszcze buziaka wujkowi w policzek. Zrobiła to specjalnie
aby go ubrudzić. Karol starał się być poważny jednak i tak
uśmiechnął się nieco widząc iskierki w jej oczach. Zamknęła
za sobą drzwi i mężczyźni zostali sami. Karol na powrót zrobił
groźną minę jednak Ed kiwnął mu głową i zamknął za sobą
drzwi od swej komnaty.
Dove chwilkę stał w miejscu myśląc nad
tym wszystkim. Zerknął w stronę drzwi bratanicy, a następnie
malarza.
Uśmiechnął się pod nosem i ruszył do swej sypialni.
5:03
Koniec!
uhu
już chociaż wiem ile pisze rozdział...
równo 5 godzin...
zaraz tata wstaje do pracy a brat z nocki wraca XD
kręgosłup boli
a oczy wypływają ale jest warto:)
co sądzicie?
Jak się podoba?
Zapraszam do komentowania!
Bardzo fajny i przyjemny rozdział :) Miło się czytało przy śniadanku :D
OdpowiedzUsuńCieszę się że stosunki Eda i Millie się znow ociepliły :)
Ciekawa jestem czy rodzeństwo jeszcze namiesza :>
Jestes szalona że dodajesz rozdział o 5 rano :P hahahaha
Bardzo fajny rozdział milordzie :D
Usuń~~Kruk~~
Ciesze się że wam się podoba :) czasem mam momenty kiedy mnie rozdział wciągnie to pisanie jest ważniejsze niżeli spanie :) chyba to jakieś uzależnienie już :)
UsuńŚwieca jak i cała Tumburulka jest tak wspaniała, że aż poleciłem w Google+, mimo, że nigdy tego nie robię i nikt tego nie używa, ale ćsii XD Rozdział cudny jak zawsze, więc nie będę się rozpisywać, żeby zrobić ci dobrze słowami, no bo no XD Etyka ma nie przewiduje tego niestosownego zachowania XD
OdpowiedzUsuńJakbyś jednakże chciała dłuższy komentarz to nie w tej chwili, albowiem niedobór szarych komórek skutkuje brakiem jakiejkolwiek bojaźni artystycznej, co w konsekwencji przyczynia się do braku weny do pisania komentarzy :p
UsuńHahahah a myślałam że zrobisz mi dobrze słowami. :) wg co to za gadanie czy chce dłuższy komentarz? Nie siedzę z linijką i nie patrze który jest dłuższy. Bo co tenco ma 5 cm jest fajniejszy niż ten z 4,5? Bez przesady :) dziekuje że czytasz Michaś :) i za komentarz :) huhu Tumburulka jest wspaniała :)
UsuńMilie + Ed + pędzle i farby wygrały ten rodział :) Super, że ich "ciche dni" się skończyły. Przez chwilę obawiałam się, że Edzio naprawdę wyjechał z tą koszmarną dwójką. Bszeee, co za rodzeństwo. Namieszali i pojechali, ale coś czuję w moczu, że jeszcze wrócą i znowu namieszają.
OdpowiedzUsuńRobert mnie wkurza - taka pizda w gaciach, jak już kiedyś napisałam i nie wyobrażam sobie aby miał być z Milie.
Mam pewne przeczucia co do Karola, że jest on dla Milie kimś innym niż się wydaje, ale ciiiii, może okaże się, że intuicja mi dobrze podpowiada.
Na koniec apel! Mamo nie przemęczaj się tak! Ty krejzolu, ślęczysz do rana żebyśmy my, twoje dziatki miały co czytać ;P Ale ten rozdział jest wart każdej minuty,którą nad nim spędziałaś :)
Buźka XD
Hahah tak sama uwielbiam ten moment, takie słodkie :)
UsuńCo to za przepowiadanie przyszłej przeszłości? Insynuacje? Hmm? XD
Dla mnie to nie meczenie, gdyby ode mnie zależało rzuciłabym studia dla tego bloga,dla pisania :) robie dobrze sobie robiąc dobrze wam XD
Nadrobienie Twoich wszystkich rozdziałów trochę mi zajmie. Ale warto <3 Ten jest cudowny.
OdpowiedzUsuńJeżeli mogę tu polecić swojego bloga, to bardzo proszę o jego odwiedzenie :)
http://tmnt-sekret.blogspot.com/