środa, 24 czerwca 2015

Opowiadanie Lilia rozdział 1.


- Pamiętaj kim jesteś.- powiedział mężczyzna przytrzymując jej policzek w swoich palcach. Jego zielone oczy były niczym u kota, zbyt podstępne i zdradzieckie. Nigdy nie nauczyła się patrzeć mu prosto w oczy, nic dziwnego. Ta relacja, jeśli można to tak nazwać, była wpływowa oraz jednostronna.
- Jesteś niczym!- warknął popychając ją w stronę marmurowej posadzki.
     Większość tego wielkiego domu była właśnie wyłożona tym nieczułym materiałem. Idealne odwzorowanie Martina. Mężczyzna miał już na swej głowie niejedne siwe włosy, które próbował ukryć pod drogimi farbami. Mógł łamać serca kobiet, bez wątpienia, był w jakimś calu przystojny w dodatku ta jego dominacja. Nie wyglądał na przestarzałego playboya, jednak kiedy patrzyło mu się w oczy, można było zobaczyć dusze tych którym zrobił krzywdę.
- Nie masz nikogo, jesteś moja! Moją pieprzoną rzeczą! To ode mnie zależy czy będziesz żyła rozumiesz?!- krzyczał doniośle.
Niemal pusty salon, idealnie nadawał akustyki jego słowom. Els jednak patrzyła na niewielki pyłek lezący na ziemi. Była znów po za tym, co działo się z jej ciałem. Choć odczuwała ból fizyczny, psychika starała się ją bronić. To nie pierwszy raz kiedy jej życie toczyło się w ten sposób. Jedne złe rzeczy zmieniały się na inne. Z roku na rok monotonia istnienia jej osoby zmieniała się nieznacznie. Te długie lata samotności sprawiły, że bywała już odrętwiała na to co Martin z nią robił.
- Jesteś zwykłą szmatą... Należysz do mnie.- powtarzał to niczym w transie.
     Poczuła kilka kolejnych, uporczywie bolących zetknięć jego czubków butów lub pięści z jej ciałem. Po salonie rozniósł się monotonny głos kroków mężczyzny, odchodził na kolejny weekend. Słyszała jak wsiada do samochodu, który był zaparkowany na podjeździe. Dopiero gdy ucichł ryk silnika, z sykiem na ustach odważyła się unieść z podłogi. Wtedy zdała sobie sprawę jak zmarzła. Wątła bielizna niemal zwisała z jej wychudzonego ciała. Nie reagowała już na liczne siniaki oraz zadrapania na swym ciele. Nie była wstanie wymienić który kiedy powstał, bo na jego miejsce zjawiały się kolejne. Nigdy to się nie skończy.
     Na pewno jeśli nie ucieknie.
     Po zbyt krótkiej nocy obudziła ją głucha cisza domu. Tydzień, tyle dawał jej los trzy razy w miesiącu, tyle czasu była bez władzy demona. Wiedziała jednak że nie jest wolna. Liczne monitoringi, ludzie Martina... nie mogła popełnić błędu.
     Martin mógł wszystko.
     Właśnie dlatego ucieczka z tego piekła nie była łatwa, również nie miała do kogo uciec prócz rodziny która mieszkała w maleńkiej wiosce tak daleko on NY. Bilet lotniczy to nie problem, gorzej z odnalezieniem ich. Nie wiedziała zresztą czy rodzice nadal żyją, czy rozporządzą w Els swoją dawną JoAnn, małą sześcioletnią córeczkę którą zły los wyrwał z objęć rodzicielki.
     Było tak wiele "ale", przez co nie mogła popełnić żadnego błędu.



No i pierwszy rozdział.
Na początek będę dawkować wam emocje, 
powoli przedstawiać nowych bohaterów.
Zachęcam do komentowania co strasznie motywuje ;)
Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz