środa, 24 czerwca 2015

Opowiadanie Lilia rozdział 2.



     Kiedy zostawała sama w domu, który na każdym kroku dawał jej do zrozumienia kim jest jego właściciel, jej życie wyglądało ciut inaczej. Celem Els od kilku lat była ucieczka, nie było to łatwe. Każdy mógłby pomyśleć, że wystarczy spakować się i uciec, nic bardziej mylnego. Nie chciała trafić z deszczu pod rynnę.
     Obecnie chciała poddać się temu, że mogła choć przez kilka dni mniej się bać niżeli zazwyczaj. Ten poranek z pozoru wydawał się taki sam. Przygotowała się do wyjścia z domu, po czym wyruszyła w głąb Nowego Yorku. Choć tyle lat minęło od dnia, kiedy po raz pierwszy jej stopa zetknęła się z asfaltowym światem, to i tak nadal czuła się nieodpowiednią osobą w tym miejscu i czasie. Zbyt wiele zabrał jej los, by mogła się w tym odnaleźć. Może gdyby jej aklimatyzacja zachodziła normalnie, gdyby nie była odgradzana od ludzi ciężkimi murami. Niestety jej pierwsze lata w USA były pod panowaniem mroku, cielesnego i duchowego.
     Dopiero od trzech lat Martin pozwolił jej na samodzielne wychodzenie z domu. Pierw przepełniał ją strach, jednak chęć ucieczki zmuszała ją do zapoznania się z tym co jest na zewnątrz, choćby nauka języka. wyrwana z Filipin nie miała zapewnionej edukacji. Do dziś nie potrafiła dobrze pisać, matematykę poznała w ograniczonym zakresie.
     Dwa lat temu odnalazła pracę, oczywiście w tajemnicy przed swym demonem. W niewielkiej piwnicy pewna starsza pani miała pracownię krawiecką. To jedyne co potrafiła robić Elsa. Martin miał określone wymagania co do jej ubioru, które musiała przestrzegać. Każda spódnica, sukienka czy bluzka była mierzona czy aby na pewno ma daną długość. Ten rygor doprowadził do tego iż łatwiej było coś uszyć niżeli znaleźć w sklepach. Kto by pomyślał, że dzięki temu będzie mogła potajemnie przed mężczyzną pracować, jednocześnie zarabiając na swoją ucieczkę.
     Pani Blanks była uroczą staruszką z sercem na dłoni, jej klientki odnajdywały to zaciszne miejsce jedynie przez pocztę pantoflową. Każdego urzekały nie tylko suknie które były przez nią szyte, ale również jej uśmiech oraz ciasteczka.
     Niewielki dzwoneczek zadzwonił, kiedy Els otworzyła drzwi od piwnicy. Pani Blanks siedziała przy swej maszynie, którą dostała od męża na ich pierwszą rocznicę ślubu. Poprawiła okulary zerkając kto przyszedł. Rozpoznała sweter, który miała na sobie brunetka oraz smutek w jej oczach. Nie była ślepa, zbyt dużo na tym świecie widziała aby nie rozpoznać zachowań typowych u ofiar przemocy domowej. Jednak nie zdawała sobie sprawy z tego, kto i w jaki sposób znęca się nad Els. Zacisnęła jedynie usta, nie raz przerabiały razem ten temat. Elsa była nieugięta i jak zwykle swą tajemnicę pozostawiała sobie.
Im więcej osób wie tym bardziej można było jej zaszkodzić.
- Dużo mamy dzisiaj pracy?- dziewczyna udawała, że nie widzi wzroku mądrej staruszki. Zapaliła lampę obok swojej maszyny.
- Jedna garsonka dla panny Smith oraz dwie spódniczki dla jej córek.- odpowiedziała nadal badawczo na nią spoglądając. Brunetka usiadła przy przeznaczonym jej stanowisku i zerknęła na właścicielkę tego zakładu krawieckiego.
- Proszę...- szepnęła marszcząc nieco brwi.
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi...- dodała kobieta. Jej słowa nie pokrywały się z tym co robiła. Zaplotła dłonie, wcześniej wyłączając maszynę.
- Wie pani...- Elsa nie potrafiła długo patrzeć komuś prosto w oczy. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok jakby poszukiwała odpowiedzi na blado-różowych ścianach piwnicy. Staruszka westchnęła wstając z skrzypiącego krzesła.
- Pamiętaj, że masz nas... Ja i stary Tom pomożemy ci.- zawsze to powtarzała gdy dziewczyna wracała po kilkudniowych nieobecnościach lub chowając swe ciało pod za dużym swetrem.
Stary Tom to mąż kobiety, małomówny niski staruszek. To jego żona nadała mu ten przydomek. Choć jego wyraz twarzy odstraszał na pierwszy rzut oka, \kiedy przebywał obok swej żony łagodniał.
Els zagryzła dolną wargę kiwając głową, znów dochodziło tutaj do ograniczonego zaufania. Dziewczyna żyła w przeświadczeniu iż nikt nie może jej pomóc więc po co ktokolwiek ma wiedzieć?
- No dobrze... a teraz z dobrych wiadomości. Mój wnuk wraca... w końcu.- klasnęła w dłonie staruszka składając dłonie.- Boże ile ja się na modliłam. Przecież on jeszcze za młody jest! Niby tacy ci ludzie mądrzy i uczeni a fiu-bździu w głowie.
Pani Blanks miał jednego wnuka. Właściwie od czwartego roku życia wraz z mężem wychowywała go sama. Nic więc dziwnego jaką miłością go obdarzała.
- Wreszcie może go poznasz, tyle okazji nam minęło! Zobaczysz to całkiem miły chłopiec...- zaczęła kobieta z zbyt znanym Elsie uśmiechem na jej twarzy.
- Pani Blanks...- westchnęła choć sama się uśmiechnęła. Urok kobiety na nią wpływał. Wstała by wziąć zamówiony przez panią Smith materiał na spódnice dla jej dwóch małych rudowłosych córek.
- Aj tam młodzi jesteście, szukacie nie wiadomo czego... ja tam jestem stara ale swoje wiem!- machnęła ręką. Spojrzała na Els uważnie, widząc jej rumieniec wiedziała, że w porę musi ugryźć się w język. - Zbierajmy się do pracy. Pani Smith będzie tutaj o 17.



Już 2 rozdział.
Dłuższy od poprzednich, 
jednak jeszcze się nie rozkręciłam ;)
Mam nadzieję że wam się podoba.
Zachęcam do komentowania,
pozdrawiam!

2 komentarze:

  1. Wygląd zaje****y!!!! nie wiem gdzie mam skomentować. Jak zwykle nie zawiodłaś mnie :) czekam na dalszy ciąg <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo ciesze się, że wygląd przypadł do gusty :) Tak samo z rozdziałem, nie powiem miło jest czytać, że po tak długim czasie braku odzewu z mojej strony, nadal jesteście i czytacie, ba uważacie, że was nie zawiodłam :) Dzięki wielkie! I czekam na kolejne odzewy z waszej strony ;)

    OdpowiedzUsuń